Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Głód w oblężonym Leningradzie. Wstrząsające relacje mieszkańców miasta

W oblężonym Leningradzie każdy dzień był walką o przetrwanie.

fot.George Shuklin/CC BY 2.5 W oblężonym Leningradzie każdy dzień był walką o przetrwanie.

Kiedy głód dochodzi do ekstremum, ciało sięga po równie ekstremalne środki. Zaczyna pożerać samo siebie z nadzieją, że wkrótce sytuacja się odmieni. Ale co, jeśli lepsze czasy nie nadchodzą? Na własnej skórze przekonali się o tym podczas II wojny światowej leningradczycy. Ich doświadczenia porażają.

„Na mojej skórze pojawiły się zmiany zwyrodnieniowe, moje ręce przypominają ręce siedemdziesięcioletniego starca” – pisał zimą na przełomie 1941 i 1942 roku Iwan Sawinkow, jeden z przeszło dwóch milionów leningradczyków, którzy podczas II wojny światowej zostali na dwa i pół roku odcięci przez wojska niemieckie od dostaw żywności. Hitlerowcy liczyli, że wygłodniali obrońcy miasta szybko skapitulują. Wkrótce przekonali się, jak bardzo się mylili – i do czego doprowadził ten błąd w rozumowaniu oraz ślepy upór, który kazał im przeciągać oblężenie.

Spacer śmierci

Dla mieszkańców miasta (obecnego Petersburga) okres od września 1941 roku do stycznia 1944 roku był urzeczywistnieniem najgorszych koszmarów. W krytycznym momencie dziennie umierało około czterech tysięcy osób. Resztę spotykał los gorszy od śmierci – życie za pan brat ze skrajnym głodem. Ich organizmy dosłownie zjadały się od środka, trawiły własne tkanki, byle przetrwać.

Nic dziwnego, że studentka dramaturgii z leningradzkiego Konserwatorium Teatralnego, osiemnastoletnia Nina Mierwolf, pytała rozpaczliwie: „Gdzie jest moje ciało? Nie wiem, co się ze mną porobiło. Nie pojmuję, co się ze mną dzieje. Gdzie moje ciało?”.

Podczas oblężenia Leningradu dziennie umierało nawet cztery tysiącu ludzi.

fot.RIA Novosti archive/Borys Kudojarow /CC-BY-SA 3.0 Podczas oblężenia Leningradu dziennie umierało nawet cztery tysiącu ludzi.

Inna z „więźniarek” metropolii, Aleksandra Lubowska rozpaczała: „Moje ręce i nogi ledwie słuchają poleceń mózgu. Ruchy moich rąk są niezdarne. Kroki nierytmiczne, nierówne”. Rzeczywiście, wobec ekstremalnego głodu, rozpaczy oraz braku nadziei na lepsze jutro ciała i umysły dosłownie sprzymierzały się przeciwko swoim właścicielom.

Kilkukilometrowa droga do fabryki, która normalnie nie zajęłaby nawet godziny, jawiła się jako „wielka tułaczka” czy „marsz śmierci” – nie do przebycia. Silniejsi byli w stanie przejść parędziesiąt kroków. Potem upadali. Najsłabsi nie potrafili nawet pełznąć. Tym samym zamykał się zaklęty krąg: jeśli człowiek nie mógł dotrzeć do pracy, nie dostawał przydziałów żywności, a bez żywności jego stan tylko się pogarszał.

Im dłużej trwało oblężenie, tym bardziej buntowały się organizmy zamkniętych w domach ludzi. Czas reakcji na bodźce drastycznie się zwiększał, kończyny drętwiały i stawały się nieposłuszne. Ręce zmieniały się w niezdarne „łapska”, „kikuty” czy wreszcie – w „pałąkowate członki”. Odruchowe dotychczas czynności nagle zaczynały wymagać świadomej kontroli i wysiłku. Jak podkreśla Alexis Peri w książce „Leningrad. Dzienniki z oblężonego miasta”:

Zjawisko to zostało również zauważone i zbadane przez leningradzkich naukowców. Podczas wiosny 1942 roku zaobserwowali oni, że niedobór witaminy B1 (tiaminy) może spowalniać odruchy i osłabiać mięśnie nóg i palce dłoni i stóp, co czyni bardzo trudnym kontrolowanie ruchów.

Kiedy kiszki grają marsza żałobnego…

Niedobór żywności sprawił, że poza wojną z Niemcami leningradczycy musieli też prowadzić drugą, z wielu względów nawet trudniejszą batalię – z buntującym się żołądkiem. Autorka książki „Leningrad. Dzienniki z oblężonego miasta”, która przeanalizowała szereg relacji pozostawionych przez uwięzionych w mieście mieszkańców, zauważa:

Narządem najbardziej opornym na podporządkowanie się woli pamiętnikarzy był żołądek. O ile nogi wydawały się ciężkie jak z ołowiu i niezdarne, o tyle żołądek sprawiał wrażenie kapryśnego i złośliwego.

Aby przechytrzyć domagający się jedzenia narząd, ludzie uciekali się do wszelkich możliwych sposobów. Przyciągali kolana do brzucha, wbijali w niego pięści, a przysługujące im porcje, których wartość energetyczna nie przekraczała 500 kilokalorii dziennie, dzielili na części i namaczali w wodzie – napęczniały chleb miał bowiem nieco większą objętość. Na niewiele się to niestety zdało: przeciętnie dorosłemu człowiekowi potrzeba przecież do życia czterokrotnie więcej czerpanej z pożywienia energii.

Ich puste żołądki były jednak nieprzejednane. Na ogół nie dawały się oszukać, a jeśli już – to nie na długo. Iwan Sawinkow w swoim dzienniku opisywał głód jako bezlitosnego despotę, który „czyni każdego niewolnikiem żołądka, wsłuchując się w niego tak, że każda myśl, cała troska, wszystkie rozmowy i inne kontakty obracają się wokół głodu”.

Głodujący mieszkańcy Leningradu starali się dzielić swoje nędzne przydziały żywności.

fot.RIA Novosti archive/Aleksiej Warfolomjew/CC-BY-SA 3.0 Głodujący mieszkańcy Leningradu starali się dzielić swoje nędzne przydziały żywności.

Jego towarzysz niedoli, Aleksander Dymow, pisał z kolei: „Wszelkie przemyślenia i odczucia są poddane jego władczej kontroli (…) i nie dotyczy to tylko mnie. Jestem ciągle świadom takiego brutalnego wtrącania się żołądka w sferę intelektu i uczuć”.

Lekcja anatomii na własnym ciele

Spustoszenia, jakie czynił głód w ciałach mieszkańców oblężonego Leningradu, lekarze początkowo nazywali wyczerpaniem głodowym bądź awitaminozą. Wkrótce znaleźli nowe określenie – dystrofia – które szybko zaczęto rozumieć niemal jak wyrok śmierci.

Stan ten diagnozowano u wszystkich pacjentów, którzy pojawiali się u leningradzkich medyków. Jeśli mieli szczęście, była to dystrofia pierwszego stopnia, objawiająca się zauważalnym spadkiem masy ciała, ogólnym zmęczeniem, bólami mięśniowymi oraz występowaniem ostrych skurczów głodowych.

W drugim stopniu pojawiał się spadek temperatury i tętna oraz zmniejszało się stężenie białka i cukru we krwi. Takie osoby często nie były już w stanie opuszczać łóżek. Wciąż jednak miały szansę – w przeciwieństwie do chorych w trzecim stadium, gdy wyniszczenie było już nieodwracalne.

Dla tych, którzy znaleźli się w trzecim stadium dystrofii nie było już ratunku.

fot.Deror_avi/CC BY-SA 3.0 Dla tych, którzy znaleźli się w trzecim stadium dystrofii nie było już ratunku.

Niektórzy mieszkańcy miasta – ci obdarzeni czarnym humorem lub wyjątkową pasją badawczą – prowadzili na swoich ciałach wręcz naukowe obserwacje. Na przykład Sofja Ostrowska postawiła sobie dwa pytania: „czy człowiek może żyć bez chleba, bez cukru, bez tłuszczu, bez mięsa, bez jarzyn i jak się będzie wtedy czuł?”.

Odpowiedź na nie można bez trudu znaleźć we wstrząsających relacjach mieszkańców oblężonego miasta. Nawet nie czytając ich pamiętników, można się domyślić, jak brzmi jej część: nie, nie da się żyć bez jedzenia. Ale doznania, które towarzyszą uczuciu skrajnego głodu, pozostają dla dzisiejszego człowieka niewyobrażalne.

Źródło:

Artykuł powstał w oparciu o wydaną nakładem wydawnictwa Znak Horyzont książkę Alexis Peri „Leningrad. Dzienniki z oblężonego miasta”.

Komentarze (10)

    • Anonim Odpowiedz

      Straszna śmierć. Ci ludzie umierali w niewyobrażalnych dla nas męczarniach. To była ludność cywilna, nie wojskowi, zatem w jaki sposób odpowiadali oni za zbrodnie dokonane przez NKWD?

  1. Jak wyżej Odpowiedz

    Niepisz tak człowieku, naprawdę włos na głowie się jeży, takich rzeczy nie zyczy się nikomu, nawet wrogom. Straszna śmierć w meczarniach.

    • Członek redakcji | Autor publikacji |Maria Procner Odpowiedz

      Drogi Anonimie, piszemy o 4 tysiącach osób – i to w momencie najbardziej krytycznym, kiedy tych zgonów było najwięcej. Nigdzie w tekście nie ma słowa o 400 tysiącach ofiar dziennie – może wzrok spłatał CI figla, dodając dwa zera?
      Podzrawiam serdecznie

      • jhjhjhj Odpowiedz

        psychopata ukrainski Dsadew pisze dobrze im za katyn i gulag , a wiec w katyniu zginelo zamordowanych 10 000 Polakow , w Gulagach gineli polscy komunisci razem watpie czy wiecej niz 1000 reszta byla skierowywana na Syberie do pracy do wiosek nie do Gulagow .

        • hjhj

          w katyniu zginelo 10 000 zolnierzy Polskich dodatkowe 10 000 cywile prosze czytac liste katynska jest na necie .

  2. Anonim Odpowiedz

    W miejscowości Puszkino pod Leningradem zmarł z głodu w 1942 roku pisarz Aleksander Bielajew. Pisał fajne opowiadania fantastyczne.
    Przerażające i smutne to wszystko.

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.