Zostanie kamień na kamieniu (recenzja: Radosław Gajda, Natalia Szcześniak „Archistorie. Jak odkrywać przestrzeń miast?”)
Ludzie umierają, dokumenty giną, pamięć się zaciera. Ale jedno pozostaje: budynki, niemi świadkowie małych i wielkich wydarzeń. Jaką historię mają do opowiedzenia?
Co łączy lokomotywę parową, królewską megalomanię i pewną krnąbrną krowę? Wbrew pozorom – bardzo wiele! Te trzy rzeczy na zawsze zmieniły wygląd otaczającego nas świata. Zresztą nie tylko one. Autorzy książki „Archistorie. Jak odkrywać przestrzeń miast?” przekonują, że wystarczy podnieść wzrok nieco powyżej poziomu ulicy, by przekonać się, że nawet pozornie nudne budynki kryją w sobie mnóstwo fascynujących opowieści.
Język z kamienia, cegły i szkła
Czy da się pisać o budynkach tak, by zainteresować nawet całkowitego ignoranta w tym temacie? Radosław Gajda i Natalia Szcześniak, twórcy pierwszego w Polsce wideobloga o architekturze i sztuce „Architecture is a good idea” w swojej książce udowadniają, że nie tylko się da, ale wręcz należy! Przekonują, że ta na co dzień traktowana nieco po macoszemu dziedzina ma naprawdę wiele do zaoferowania.
Para, dym i sadza wydobywające się z kominów lokomotyw ukształtowały to, jak wyglądają dworce kolejowe na całym świecie. Bujna wyobraźnia monarchów wyznaczyła wzorce dla zabytków. A dzięki zwierzęciu, które według legendy niefortunnym zbiegiem okoliczności w trakcie dojenia wywołało pożar i w efekcie zniszczyło centrum XIX-wiecznego Chicago, powstały pierwsze drapacze chmur. To tylko część niesamowitych faktów z dziejów architektury, przedstawionych w „Archistoriach”.
Barwnym, a jednocześnie przystępnym językiem Gajda i Szcześniak prowadzą czytelników przez zawiłe meandry mód i stylów architektonicznych, przy okazji przemycając solidną dawkę wiedzy o historii. Zawiedzie się jednak ten, kto szuka prostego, uporządkowanego chronologicznie kompendium.
Autorzy odkładają na bok standardowe, linearne myślenie o historii na rzecz podejścia funkcjonalnego. Budynki szeregują nie według daty ich powstania, lecz roli, jaką pełnią w naszym codziennym życiu (miejsc zamieszkania, pracy czy zwiedzanych przez nas zabytków). Dobrze oddaje to zresztą sposób doświadczania architektury przez „zwyczajnych” ludzi. Jak piszą we wstępie:
(…) w toku cywilizacji ludzkość dostosowywała środowisko naturalne do swoich potrzeb. Ścinaliśmy drzewa, wydobywaliśmy glinę i kamień, by budować domy i brukować ulice. Wykształciliśmy swoje własne środowisko życia, którego trudno nie zauważyć gołym okiem (…). Architektura to wspaniała opowieść o ludziach, którzy tworzyli naszą cywilizację.
Jednak aby w pełni zrozumieć tę opowieść i móc korzystać z mądrości, jaką niesie, trzeba najpierw poznać język, w którym powstała. A jest to język zarazem uniwersalny, jak i całkowicie obcy zwykłemu zjadaczowi chleba. Składa się ze stali, z kamieni, cegieł, drewna, betonu oraz szkła. Dzięki „Archistoriom” można choć trochę się go nauczyć – a przynajmniej takie założenie przyświecało twórcom książki.
Miasto jak z obrazka
Na ile im się to udało? Cóż, z pewnością książka Radosława Gajdy i Natalii Szcześniak skłania do spojrzenia na otaczającą nas każdego dnia przestrzeń miejską z nowej perspektywy. Inspiruje do zwrócenia na nią wreszcie uwagi – w końcu budynki, zwłaszcza te służące nam jako miejsca zamieszkania czy pracy, stanowią zwykle niewyróżniające się tło dla naszego życia. Tymczasem, jak dowodzą autorzy „Archistorii”, nawet blok może być dziełem architektonicznej sztuki. Za to „najwspanialszy pałac Europy był w istocie złotą klatką, zamknięci w niej najznamienitsi mieszkańcy mieli tylko odbijać blask roztaczany przez Ludwika XIV – Króla Słońce”.
Swój cel Gajda i Szcześniak osiągają nie tylko za pomocą interesującej (miejscami wręcz porywającej) narracji, lecz również dzięki zdjęciom i rysunkom, które przeplatają tekst i doskonale obrazują poruszane w nim kwestie. Przeciętnemu czytelnikowi na podstawie samego opisu trudno byłoby przecież wyobrazić sobie przekrój Domu Uphagena w Gdańsku bądź kompozycję bryły słynnego wieżowca Commerzbanku we Frankfurcie nad Menem. W przypadku tej pozycji ilustracje są tak samo ważne, jak słowa.
Tym bardziej razi jednak, że niekiedy obraz znacznie wyprzedza treść, co wywołuje wrażenie dysharmonii, a dodatkowo zmusza czytelnika do kartkowania książki, by znaleźć właściwe zdjęcie lub rycinę i dokładnie mu się przyjrzeć. Utrudnia to też porównanie tekstu z informacją wizualną, co zwłaszcza w przypadku laików (a to do nich przede wszystkim kierowane są „Archistorie”) bywa konieczne. Na szczęście jednak są to pojedyncze przypadki – zdecydowana większość ilustracji koresponduje z akurat poruszanym tematem.
Trudniej natomiast przymknąć oko na literówki i językowe potknięcia, które przydają wrażenia braku profesjonalizmu tej skądinąd ładnie wydanej książce. Ponadto, z uwagi na swój charakter, „Archistorie” wręcz proszą się o uzupełnienie w postaci słowniczka pojęć związanych z architekturą. Pomimo najlepszych intencji autorów użyta terminologia nie zawsze bowiem jest zrozumiała.
Szaleńcy zwani wizjonerami
Atrakcyjna oprawa graficzna i przyjemna, wartka narracja to jednak nie wszystko, co „Archistorie” mają do zaoferowania. Prawdopodobnie dla osób, które specjalizują się w tym temacie, pod względem merytorycznym książka wyda się nieco powierzchowna. Ale dla całej reszty, która o architekturze wie tyle, ile wyniosła ze szkoły, pozycja ta będzie doskonałym źródłem wiedzy. Spójrzmy prawdzie w oczy – warto uzupełnić nasze szczątkowe informacje o porządku starożytnych kolumn, różnicach między stylem gotyckim a romańskim oraz barokowych detalach.
Autorzy poruszają bardzo szeroki zakres tematów: przechodzą od średniowiecznych katedr, przez pierwsze drapacze chmur i budownictwo epoki rewolucji przemysłowej, po szalone realizacje współczesnych architektów, prześcigających się w oryginalności form i kształtów. Tłumaczą, jak odróżnić zamek od pałacu, dlaczego mieszkanie w bloku było niegdyś szczytem marzeń i kiedy konserwatorzy zabytków przestali je dewastować, rozbudowując je według własnego widzimisię.
Nie stronią przy tym od wydawania własnych opinii na temat poszczególnych budowli, szczególnie nowoczesnych biurowców ze stali i szkła, które od kilkudziesięciu lat trwale zmieniają panoramy miast. Jak podkreślają: „Wielkich wyzwań często podejmują się szaleńcy, przez życzliwych zwani wizjonerami”.
I o ile „zrobienie” książki o architekturze przeznaczonej dla nie-architektów może nie jest szczególnym wyzwaniem, to już napisanie jej w tak atrakcyjny, a zarazem przystępny sposób, jak zrobili to Natalia Szcześniak i Radosław Gajda, zdecydowanie zasługuje na pochwałę. Pomimo drobnych niedociągnięć „Archistorie” są niezwykle interesującą i pouczającą lekturą, która zapewne niejednego skłoni przy okazji kolejnej przechadzki po mieście do podniesienia wzroku i uważnego rozejrzenia się wokół, w poszukiwaniu niezwykłych historii, jakie kryją budynki. I choćby z tego względu dwójce architektów należy się miano wizjonerów.
Plusy:
- barwna, a jednocześnie przystępna narracja
- ciekawy sposób uporządkowania treści
- bogata oprawa graficzna
Minusy:
- nieco powierzchowne potraktowanie niektórych treści
- brak słowniczka pojęć związanych z architekturą
Zgrzyty:
- sporadyczne literówki i błędy językowe
- konieczność kartkowania książki, gdy ilustracja wyprzedza tekst
Metryczka:
Autorzy: Radosław Gajda, Natalia Szcześniak
Tytuł: „Archistorie. Jak odkrywać przestrzeń miast?”
Wydawca: Znak
Oprawa: twarda
Liczba stron: 368
Rok wydania: 2018
Dowiedz się, jak kształtowała się przestrzeń współczesnych miast:
Radosław Gajda, Natalia Szcześniak
Archistorie. Jak odkrywać przestrzeń miast?
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 49.90 zł | 24.95 zł idź do sklepu » |
Dodaj komentarz