Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Król życia i śmierci (Mariusz Urbanek „Profesor Weigl i karmiciele wszy”)

Co robi człowiek, gdy za chęć bycia Polakiem traci szansę na Nobla? A co, kiedy traci ją drugi raz, bo ktoś uznał, że był złym Polakiem? Jeśli jest Rudolfem Weiglem, wraca do pracy. Z książki Mariusza Urbanka wyłania się fascynujący obraz naukowca, który mógł osiągnąć wszystko, lecz wybrał… wszy.

Choć uratował miliony ludzi przed śmiertelnie groźnym tyfusem i – co nie mniej ważne – kolejne tysiące przed sowieckim, a później niemieckim okupantem, władze komunistycznej Polski skazały go na zapomnienie. I niemal im się to udało. Niemal – bo mimo wszystko pamięć o osiągnięciach genialnego badacza, Rudolfa Weigla, przetrwała.

Ze wspomnień najbliższych, przyjaciół i współpracowników, urywków wypowiedzi, fragmentów listów oraz notatek, a wreszcie zdjęć i filmowych kadrów, Mariusz Urbanek, pisarz i dziennikarz specjalizujący się w biografiach wielkich Polaków, tworzy przejmujący portret geniusza, który podporządkował życie jednej sprawie. Każdego dnia w swoim laboratorium narażał własne zdrowie, by przechytrzyć śmierć czającą się pod postacią riketsji, czyli bakterii wywołujących dur plamisty.

Plamy na słońcu

„Historia zadrwiła z Rudolfa Weigla okrutnie” – zaczyna swoją książkę Urbanek. Na kolejnych stronach z dbałością o szczegóły i dużą dozą życzliwości dla swojego bohatera pokazuje, jak ten genialny naukowiec zrobił błyskotliwą karierę, a następnie padł ofiarą wielkiej polityki i małostkowych „kolegów” po fachu. Nie jest to jednak suche, drobiazgowe sprawozdanie na temat sukcesów oraz porażek polskiego uczonego, ale raczej intymna, przesycona anegdotami opowieść o wybitnym i – przede wszystkim – dobrym człowieku, który dał ludziom broń w walce z tyfusem i nie chciał nic w zamian.

„Historia zadrwiła z Rudolfa Weigla okrutnie” – zaczyna swoją książkę Urbanek.

fot.Narodowe Archiwum Cyfrowe/domena publiczna „Historia zadrwiła z Rudolfa Weigla okrutnie” – zaczyna swoją książkę Urbanek.

Z ogromnym wyczuciem autor podąża za Weiglem od najwcześniejszego, naznaczonego tragiczną śmiercią ojca dzieciństwa, przez spędzoną na Kresach młodość, aż po „dorosłe” lata – zarówno te szczęśliwe, w przedwojennym Lwowie, jak i chude, które nastąpiły po wojnie i przeprowadzce do Krakowa. Umie przy tym zachować równowagę pomiędzy prywatną i zawodową częścią życia profesora, mimo że u Weigla często się one przeplatały.

Ogromnym plusem książki jest to, że Urbanek potrafi klarownym, zrozumiałym językiem wytłumaczyć naukowe terminy, a nawet procedurę wytwarzania szczepionki przeciwko tyfusowi. Jednocześnie nie wdaje się nadmiernie w szczegóły, które części czytelników mogą wydawać się wręcz gorszące. Dzięki temu nawet osoby bez biologicznego czy medycznego wykształcenia są w stanie zanurzyć się w świecie lwowskiego instytutu Weigla. I pojąć rozmiar jego osiągnięć.

Sama choroba schodzi przy tym na daleki plan. Owszem, jest obecna, tak jak była obecna w codziennej pracy uczonego, jednak próżno w książce szukać statystyk, dokładnych opisów objawów bądź historii tyfusu plamistego. Poza krótkim wprowadzeniem na temat badań, które poprzedziły odkrycia profesora, to jego postać znajduje się w centrum.

Rudolf Weigl prowadził badania na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie.

fot. CC BY-SA 3.0 Rudolf Weigl prowadził badania na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie.

Myli się jednak ten, kto uważa, że Urbanek stawia Weiglowi laurkę „trwalszą niż ze spiżu”. Wręcz przeciwnie, choć opiera się na relacjach ludzi, którzy kochali naukowca i chcieli dla niego jak najlepiej, nie stroni od ukazywania jego wad. Opisuje jego nieco zbyt dużą słabość do przedstawicielek płci pięknej, ośli upór, łatwość popadania w gniew i zaniedbywanie rodziny na rzecz pracy. Wydaje się, że autor wziął sobie głęboko do serca słowa, jednego z najbliższych współpracowników Weigla, Henryka Mosinga: „Profesor jest jak słońce. I na słońcu są plamy, ale nie zmniejszają one jego blasku”.

Krajobraz przed bitwą

W mistrzowski wręcz sposób Urbanek oddaje też niepowtarzalną atmosferę przedwojennego Lwowa . Ma już w tym zresztą doświadczenie: o życiu tamtejszej naukowej elity pisał wcześniej w książce „Genialni. Lwowska szkoła matematyczna”.

Część poświęcona lwowskim czasom Weigla jest przepełniona smaczkami, takimi jak choćby opowieść o pijackich ekscesach imieninowych gości profesora i nagim „występie” uczonego przed góralkami z Iłemni. Przyjemnie czyta się nawet o zawodzie, jaki spotkał go podczas show tanecznego w Warszawie na widok nadmiernie (na jego gust) ubranej Josephine Baker. Bywa zresztą, że główny wątek ginie w gąszczu anegdot. Zawsze jednak autor ostatecznie wraca do tematu.

Książka świetnie oddaje atmosferę przedwojennego Lwowa.

fot.Nussbaum Dawid/domena publiczna Książka świetnie oddaje atmosferę przedwojennego Lwowa.

Wyraźną cezurą w książce jest moment wybuchu wojny. W tym miejscu uwidacznia się zdecydowana dysproporcja pomiędzy barwnie i szczegółowo opisanym życiem Weigla przed 1939 roku, a ubogą wręcz relacją z lat okupacji i kolejnych, spędzonych już w Krakowie. „Pierwsze skrzypce” w opowieści zaczynają tu odgrywać karmiciele wszy.

Wśród wspomnień ludzi, którzy podczas sowieckiej i niemieckiej okupacji Lwowa pracowali przy produkcji szczepionek, jakby brakuje miejsca dla profesora. Zajmują je trudy życia w kontrolowanym przez Sowietów, a potem Niemców mieście. Nazwisko Weigla owszem, pojawia się, lecz sam profesor staje się postacią tła. W rezultacie niewiele wiemy o jego przeżyciach z tego okresu. Tyle tylko, że dbał o przetrwanie polskiej inteligencji, wspierał podziemne organizacje, dostarczając im swoje szczepionki, oraz – przerażony okrucieństwami wojny – zrezygnował z jednej ze swych pasji. „Kiedy zobaczyłem, jak enkawudyści i gestapowcy polowali na ludzi, już nigdy polować nie będę” – przywołuje słowa Weigla Urbanek.

Również ostatnie lata życia uczonego w porównaniu do czasów przedwojennych potraktowane są nieco po macoszemu. Być może wynika to z faktu, że w tym okresie ochłodziły się stosunki pomiędzy Weiglem a jego synem, Wiktorem, który jest jednym z najważniejszych źródeł informacji autora. Podobnie zresztą rozeszły się drogi profesora z jego najbliższymi współpracownikami. Stąd być może wrażenie niedosytu, jaki pozostawia lektura ostatnich rozdziałów.

Szczepionka przeciwtyfusowa prof. Rudolfa Weigla w Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie.

fot.LukaszKatlewa/CC BY-SA 4.0 Szczepionka przeciwtyfusowa prof. Rudolfa Weigla w Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie.

Ojczyznę wybiera się raz

Już w tytule swojej książki Urbanek zaznaczył istotną rolę tak zwanych karmicieli wszy w życiu Rudolfa Weigla, choć wydaje się, że sam profesor był dla nich daleko ważniejszy. Wielu z nim podarował przecież szansę na przetrwanie wojny. Dzięki nim mogła w każdym razie powstawać jego szczepionka, która uratowała życie milionów ludzi na całym świecie. Autor poświęca im zresztą obszerny fragment publikacji.

Wśród nazwisk, które wymienia znajdują się między innymi poeta Zbigniew Herbert, matematyk Stefan Banach, kompozytor i dyrygent Stanisław Skrowaczewski czy aktor Andrzej Szczepkowski. Szkoda tylko, że niewiele w gruncie rzeczy dowiadujemy się o ich relacjach z uczonym, a nawet doświadczeniach z pracy jako karmiciele. Owszem, Urbanek przywołuje kilka anegdot, znajdziemy też w książce cały rozdział z biogramami wybranych wojennych pracowników instytutu – ale właśnie, są to jedynie króciutkie biogramy. W wielu nie ma nawet słowa o pracy u Weigla, a przecież to właśnie jest głównym tematem książki.

Odrobinę też razi wielokrotne powtarzanie niektórych informacji (jak tej o rezygnacji z polowania), tym bardziej że przeważnie są to fakty na tyle wyraziste, że raczej nie umkną czytelnikowi, więc nie ma potrzeby „utrwalenia wiedzy” w ten sposób. Zdarza się to na szczęście raczej sporadycznie.

W książce pojawiają się także takie postacie, jak genialny matematyk Stefan Banach. Na zdjęciu rzeźba Banacha na Plantach w Krakowie.

fot.Zetpe0202/CC BY-SA 4.0 W książce pojawiają się także takie postacie, jak genialny matematyk Stefan Banach. Na zdjęciu rzeźba Banacha na Plantach w Krakowie.

Bardzo ciekawe jest natomiast samo zakończenie książki. Zamiast relacji z pogrzebu uczonego oraz podsumowania jego życia autor umieścił tam bowiem dwa wywiady – z wnuczką Weigla oraz jednym z karmicieli wszy, profesorem Wacławem Szybalskim. Stanowią one doskonałe uzupełnienie lektury, rzucają też nowe światło na niektóre wydarzenia z życia profesora.

Zdecydowanie jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych dziejami polskiej nauki – a także tych, którzy uważają się za patriotów. Rudolf Weigl, urodzony w austriacko-niemieckiej rodzinie, mógłby nas bowiem uczyć, jak być Polakiem. Chociaż do siódmego roku nie potrafił po polsku powiedzieć choćby słowa, w 1918 roku dokonał wyboru i trzymał się go do końca życia. Nawet, kiedy z tego powodu stracił szansę na Nobla.

Plusy:

  • barwny i szczegółowy opis życia bohatera wzbogacony fotografiami
  • dotarcie do wielu różnorodnych źródeł
  • zrozumiały język, także we fragmentach na temat technicznej strony pracy Weigla

Minusy:

  • zauważalna dysproporcja pomiędzy czasami przedwojennymi a okresem po wybuchu wojny
  • miejscami zbędne powtarzanie informacji
  • potraktowanie po macoszemu tytułowych karmicieli wszy

Zgrzyty:

  • brak

Metryczka

Autor: Mariusz Urbanek
Tytuł: „Profesor Weigl i karmiciele wszy”
Wydawca: Iskry
Oprawa: twarda
Liczba stron: 350
Rok wydania: 2018

Komentarze

brak komentarzy

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.