Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

„Reforma przez pracę”. Jak powstały obozy Mao Zedonga, do których zesłano miliony ofiar?

Do chińskich obozów pracy trafiły miliony ludzi,

fot.kadr z filmu wyprodukowanego przez Laogai Research Foundtion Do chińskich obozów pracy trafiły miliony ludzi,

Jeśli chodzi o system wymierzania ludowej sprawiedliwości, Mao Zedong był wiernym uczniem Stalina. Obozy pracy, które stworzył w Chinach, były wzorowane na radzieckim Gułagu – a w niektórych aspektach nawet „udoskonalone”. Co wiemy o tej do dzisiaj skrywanej, mrocznej stronie chińskiego reżimu?

Kiedy komuniści sięgnęli po władzę, mieli bliskie kontakty ze Związkiem Radzieckim od trzydziestu lat. Za czasów Lenina i Stalina sowieccy komuniści zbudowali przerażającą sieć obozów pracy. Eksperci Mao pilnie przyglądali się temu dziełu. Sowiecki Gułag sięgał swymi korzeniami roku 1917, a konkretnie działalności czekistów, bolszewickiej tajnej policji. Rok później na jednej z wysp Morza Białego otwarto pierwszy obóz, w którym w strasznych warunkach ginąć miało osiemnaście tysięcy więźniów. W 1934 roku komuniści utworzyli specjalną organizację zarządzającą obozami Gułag.

Głodowe reguły

Zasady działania zostały wypracowane przez Naftalija Aronowicza Frenkla, komunistę tureckiego pochodzenia. Frenkel ustanowił regułę, że dzienna racja żywieniowa więźnia miała zależeć od efektywności jego pracy. Jeśli nie potrafił on wypełnić normy, miał dostawać mniej jedzenia. Zgodnie z tym założeniem im mniej więzień jadł, tym słabszy się stawał. W końcu przestawał pracować i umierał.

Tak też wyglądało to w praktyce. Więźniowie w łagrach słabli w trakcie porannego apelu i już się nie podnosili. Niektórzy tracili równowagę na krawędzi latryny i tonęli w odchodach. A ci, którzy byli bardziej przywiązani do życia, dostawali w końcu kulę w łeb.

Wzorem dla chińskich komunistów stał się system sowieckich łagrów. Na zdjęciu więźniowie w ZSRR w trakcie budowy Kanału Białomorsko-Bałtyckiego.

fot.domena publiczna Wzorem dla chińskich komunistów stał się system sowieckich łagrów. Na zdjęciu więźniowie w ZSRR w trakcie budowy Kanału Białomorsko-Bałtyckiego.

Francuski badacz Jean-Luc Domenach szacuje, że w latach 1949–1952 do chińskich obozów pracy trafiło dwa do czterech milionów więźniów. Później było ich jeszcze więcej, w istniejących obozach brakowało miejsca. Następne budowali zesłańcy. „Kiedy tylko kończyli pracę, pakowali rzeczy, narzędzia i kuchnię polową, żeby się przenieść w nowe miejsce, jak wędrowny cyrk”.

Obozy Mao nosiły ślady tradycji cesarskiej i stalinowskiej. Więźniowie musieli pracować od pierwszej chwili. Chodziło o to, żeby ich przemienić w nowych ludzi dzięki pracy i politycznej indoktrynacji. Nazywano to laodong gaizao (albo laogai) – „reforma przez pracę”. Prawo, które to sformalizowało, zostało uchwalone w 1954 roku. Trzy lata później pojawiło się nowe prawo, zwane laodong jiaoyang, czyli „reedukacja przez pracę”.

Różnica między nimi nie była wielka. Ten, kto miał być reformowany przez pracę, powinien mieć wyrok sądowy. W przypadku drugiej grupy wystarczała decyzja administracyjna. Niezależnie od stosowanej zasady skazańcy mogli trafić do obozów na wiele lata, czasami na całe życie. Najczęściej jednak „reedukacja przez pracę” oznaczała krótszą i łagodniejszą karę niż „reforma przez pracę”.

Życie w obozie

Po przybyciu do obozu skazańcowi golono głowę. Potem dostawał szary albo czarny drelich z numerem więźnia, skarpetki, bieliznę, kurtkę, czapkę i buty. Ponadto miseczki na ryż i zupę oraz pałeczki i łyżkę. Jedzenie było paskudne, ale posiłki urastały do rangi najważniejszych punktów dnia. Nie marnowało się nawet ziarenko ryżu.

W filmie Żółta ziemia (1984) więźniowie siedzą w milczeniu i wylizują swoje miski wiele razy. Mają zapadnięte policzki i matowe oczy. W powieści Połowa mężczyzny jest kobietą Zhang Xianliang opisuje jedzenie jako czynność religijną wymagającą pełnej koncentracji. Nie wolno było przeszkadzać więźniowi w tej świętej chwili.

Komunistom zależało na tym, by trzymać więźniów w nieludzkich warunkach. Skazańcy powinni bowiem pamiętać przez cały czas, że znaleźli się tam, bo zrobili coś złego. Ciężką pracę, kiepskie jedzenie i niehigieniczne warunki życia w ciasnocie uznawano za konieczność. Więźniom dawał się we znaki zwłaszcza brak higieny. Pasożyty, wszy, glisty były częścią codzienności, nikt nie mógł się ich ustrzec.

W obfitej literaturze pióra byłych skazańców rzadko pojawiają się takie słowa jak prysznic czy kąpiel. Więźniowie rzadko się myli. Nawet mydło i wodę traktowano jako luksus. Ci, którzy nosili nawóz na pola, nie mieli okazji, by umyć ręce przed jedzeniem. Nocami wszyscy spali bardzo blisko siebie na klepisku albo na kang, czyli wielkim wspólnym łożu z cegieł. Jeśli było zimno, można było murowane łóżko zagrzać od spodu. W takich warunkach powstawał smród nie do wytrzymania. Jeśli ktoś zachorował, zarażali się wszyscy. Chorowali na żółtaczkę, gruźlicę i mieli inne dolegliwości. Ci, którym udało się przeżyć, wracali na „wolność” z osłabionym zdrowiem, często bez zębów.

W filmie "Żółta ziemia" więźniowie w milczeniu siedzą i wylizują swoje miski wiele razy.

fot.kadr z filmu „Żółta ziemia”, reż. Chen Kaige (1984) W filmie „Żółta ziemia” więźniowie w milczeniu siedzą i wylizują swoje miski wiele razy.

Praca i produkcja

Praca była ciężka. Więźniowie musieli wyrabiać dzienne normy. Jeśli ktoś sobie nie radził, zmniejszano mu racje żywieniowe. Jednym ze skazańców był Jean Pasqualini, pochodzenia francusko-chińskiego. Wpadł w rozpacz, kiedy się zorientował, że musi pracować w zabójczym tempie, żeby zasłużyć na wystarczające porcje jedzenia. Znalazł się w błędnym kole.

Ci, którzy nie wyrabiali normy, chudli w oczach. W końcu nie byli w stanie pracować, chorowali i umierali. Silni dostawali w nagrodę większe porcje oraz funkcje nadzorców, co dawało im możliwość dręczenia swych towarzyszy. W ten sposób kierownictwo obozów pogłębiało podziały wśród więźniów i zapewniało sobie pomoc w nadzorowaniu ich.

Niektórych skazywano na krótszy lub dłuższy pobyt w izolatkach. Cele bywały bardzo małe. W jednym z obozów, Tuanhe pod Pekinem, cela miała dwa metry długości, metr szerokości i metr wysokości. Podłoga, ściany i sufit były z betonu, w izolatkach więźniowie nie mieli nawet słomianych mat, na których mogliby się położyć, ani wełnianych koców, by chronić się przed zimnem. W przeciwieństwie do skazańców, którzy dzielili cele z innymi, ci z izolatek nie musieli pracować. Ale dostawali tylko dwa niewielkie posiłki dziennie, jeszcze bardziej podupadali więc na zdrowiu.

Jednym z więźniów, którzy przeżyli piekło obozów, był Harry Wu (po prawej). Na zdjęciu z Dalajlamą w Laogai Museum, placówce upamiętniającej cierpienia skazanych.

fot.Kate0504/CC BY-SA 3.0 Jednym z więźniów, którzy przeżyli piekło obozów, był Harry Wu (po prawej). Na zdjęciu z Dalajlamą w Laogai Museum, placówce upamiętniającej cierpienia skazanych.

W latach pięćdziesiątych wartość produkcji obozów pracy rokrocznie wzrastała. W roku 1954 wyceniano ją na 200 milionów juanów, w roku 1958 – na 1,7 miliarda. Rząd był zadowolony z udziału więźniów w gospodarce narodowej. W tym samym czasie skazańcy przygotowali znaczne obszary ziemskie pod pługi, a ściślej rzecz biorąc, pod motyki. Pracę tego rodzaju ceniono szczególnie w rejonach graniczących z pastwiskami na północy i na północnym zachodzie. Tylko w prowincji Heilongjiang przekształcono sześćdziesiąt tysięcy hektarów w obszary rolne.

Rytm dnia

Wu Hongda spędził w obozie dziewiętnaście lat. W swojej książce o chińskim Gułagu opisał rytm dnia w obozie w Tuanhe. Skazańców budzono o wpół do szóstej. Pół godziny później jeden z więźniów rozwoził śniadanie skrzypiącym wózkiem, zazwyczaj była to porcja kaszy kukurydzianej, kawałek chleba i posolona marchewka. O siódmej więźniowie wychodzili do pracy. Obłożnie chorzy zostawali w celach, a mniej chorzy i zdrowi ustawiali się czwórkami i maszerowali wojskowym krokiem, pod okiem uzbrojonego personelu. Żeby wyjść z obozu, musieli przejść przez dwie ciężkie żelazne bramy, w których strażnicy liczyli ich bardzo uważnie.

Teren pracy oznaczano czerwonymi flagami. Jeśli ktoś przekraczał te granicę, uznawano go za uciekiniera i mógł zostać zastrzelony. W środku dnia organizowano półgodzinną przerwę na jedzenie, które znów przyjeżdżało na ręcznym wózku. Menu było identyczne jak poranne. O wpół do siódmej po południu dzień pracy się kończył, wszyscy maszerowali do cel. Nowy posiłek – kukurydza, trochę chleba, jeszcze jedna marchewka. Nazywano to obiadem. Jeśli więźniowie mieli szczęście, serwowano jeszcze zupę jarzynową.

Artykuł stanowi fragment książki Torbjørna Færøvika „Mao. Cesarstwo cierpienia”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Artykuł stanowi fragment książki Torbjørna Færøvika „Mao. Cesarstwo cierpienia”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Pod koniec lat pięćdziesiątych reżim Mao stworzył kilka tysięcy tego rodzaju miejsc, różnej wielkości. Znajdowały się we wszystkich prowincjach, a także w poszczególnych województwach i gminach. Nawet wsie mogły otwierać swoje obozy. Największe obejmowały obszar wielkości paruset kilometrów kwadratowych. Obozy otaczano wysokimi murami zwieńczonymi drutem kolczastym. Nierzadko drut był pod napięciem.

Formatowanie myśli

Teren pozostawał zazwyczaj pod obserwacją strażników czuwających na wysokich wieżach. Z takiego miejsca nie było ucieczki. Wielu więźniów odsiedziało już rozmaite wyroki za poprzedniego reżimu. Komuniści przypominali nieustannie, jakie to było straszne, ale większość uważała, że obozy tworzone przez nowe władze są znacznie gorsze. Bo w dodatku do fizycznych tortur narażeni byli nieustannie na udręki psychiczne. Gdy dzień pracy dobiegał końca, wzywano ich na przesłuchania, sesje potępienia, a ci, którzy nie wyznali swoich win, musieli przejść przez podobny rytuał następnego dnia. Jeden z więźniów opowiadał:

Kiedy cię biją, możesz zamknąć się w sobie i szukać w umyśle takiego miejsca, w którym jakoś obronisz się przed bólem. Kiedy jednak jesteś poddawany duchowym torturom i formatowaniu myśli, nie masz żadnego schronienia. To dotyka twojej najgłębszej istoty i atakuje tożsamość.

Stalin stosował podobne metody, ale Mao je udoskonalił i używał bardziej intensywnie. W obozie, w którym karę odbywał Jean Pasqualini, wiele tysięcy więźniów musiało brać udział w potępianiu jednego człowieka. „Skończyć z tym buntownikiem!”, wołali. Kierownictwo obozu zmuszało nieszczęśnika, żeby siedział na środku sceny ze spuszczoną głową. Jeśli próbował się bronić, współwięźniowie buczeli i wyzywali go wulgarnie. „Czy on mówi prawdę?!”, wołał główny oskarżyciel. „Nie!”, odpowiadali więźniowie chórem.

Chiny pokryła cała sieć obozów pracy. Na mapie zaznaczone są białymi kropkami.

fot.Marco L/CC BY-SA 3.0 Chiny pokryła cała sieć obozów pracy. Na mapie zaznaczone są białymi kropkami.

Zbiorowy nacisk najczęściej przynosił spodziewane rezultaty: oskarżony załamywał się i wyznawał swoje „winy”. Pasqualini opowiada o więźniu, który został aresztowany przez pomyłkę, bo nosił takie samo nazwisko jak poszukiwany przestępca. Po kilku miesiącach prania mózgu przyznał się do wszystkich przewinień swojego imiennika. Kiedy odkryto nieporozumienie, kierownictwo obozu zamierzało posłać go do domu. Ale on nie chciał. Czuł się winny i na kolanach błagał o pozwolenie odbycia kary do końca.

W książce „Thought Reform and the Psychology of Totalism” Robert Jay Lifton pisze, że szczególna siła reformy myśli polega na udanym połączeniu zewnętrznej presji i nieustannego odwoływania się do „wewnętrznego entuzjazmu” więźnia. Wyznaj swoje grzechy! Stań się nowym człowiekiem! Stań się wartościowym członkiem bezklasowego społeczeństwa! Wielu więźniów, na przykład Francuz ojciec Watine, odczuwało siłę tych „ewangelizujących” przekazów. Kiedy Watine siedział w obozie na początku lat pięćdziesiątych, czytał na ścianach napomnienia: „Jasna droga prowadzi do życia, ciemna droga – do śmierci…”.

Źródło:

Artykuł stanowi fragment książki Torbjørna Færøvika „Mao. Cesarstwo cierpienia”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka. Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia, wyjaśnienia w nawiasach kwadratowych oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów.

Gehenna mieszkańców Państwa Środka opisana w książce:

Komentarze (2)

  1. zak1953 Odpowiedz

    Historia naszej cywilizacji to historia wzajemnych podbojów, rabunków, gwałtów i wykorzystywania niewolniczej pracy współobywateli lub sąsiadów. Chiny nie były wyjątkiem. Czasy powstania Cesarstwa Chińskiego to okres śmierci milionów obywateli (a trzeba pamiętać, iż ówcześnie ludzka populacja była zdecydowanie mniejsza niż obecnie). „Najdłuższy cmentarz” czyli mur chiński nie powstał obecnie, a setki lat wstecz. Podniecamy się taką tematyką u innych, nie dostrzegając symptomów zagrożenia obok nas albo i u nas. Czytamy z chęcią o bezprawiu innych, nie dostrzegając własnych cech zła.

  2. Anonim Odpowiedz

    Hitler uczył się od Stalina [ Hitler nie miał dostępu do Sybiru,tam nie było problemu z pochówkiem ] Hitlerowcy wymyślili komory gazowe i krematoria,Mao miał do dyspozycji rozległe Oceany ,każdy od każdego się uczył,jak najwięcej unicestwić ludzkość

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.