„Pokolenie pryszczatych”. Kogo tak nazywano i dlaczego?
Było to pokolenie, które „z bezmyślności uczyniło program. [Pryszczaci] rezygnowali z myślenia na rzecz ideologii”.
„Pryszczaci”. Tak nazwała Zofia Nałkowska grupę młodych literatów-aktywistów, wprowadzających do literatury zasady realizmu socjalistycznego.
Niewątpliwie określenie nie było wyrazem sympatii pisarki do młodzieńców, którzy nie zdążyli jeszcze, choćby z racji młodego wieku (aluzja do trapiącego ich trądziku młodzieńczego), wykazać się zdolnościami literackimi, ale „wiedzieli lepiej”, jak należy pisać.
Nałkowska posłużyła się tym epitetem sprowokowana atakiem na jej pisarstwo i na nią samą, przypuszczonym przez socrealistów na IV Walnym Zjeździe Związku Zawodowego Literatów Polskich w Szczecinie w 1949 roku (20–23 stycznia).
Wartość dzieła w czasach stalinizmu
Główny referat tego zjazdu – Nowa literatura w procesie powstawania – wygłosił Włodzimierz Sokorski, pełniący wówczas funkcję wiceministra kultury i sztuki. Jego zdaniem, „sprecyzowanie na kongresie Polskiej Partii Robotniczej charakteru demokracji ludowej oraz perspektyw rozbudowy planowej gospodarki narodowej, a zwłaszcza istoty walki klasowej (…) określiło tym samym pozycję i rolę literatury polskiej”. Określiło też obowiązki literatów.
Stefan Żółkiewski zaproponował kryteria, według których należy oceniać literaturę piękną: „Niech wartość dzieła sprawdza się odpowiedzią na pytanie, co zdziałało dla budowy socjalizmu w Polsce, jak wzbogaciło duchowo jego budowniczych jako budowniczych socjalizmu”.
Sformułowano postulat zachowywania realizmu socjalistycznego jako głównego kryterium oceny i normy estetycznej. Twórca miał:
- wykazywać się pełnym zaangażowaniem w sprawy socjalistycznego budownictwa,
- ukazywać w literaturze awans nowego bohatera poprzez opis przemian ludzi, rosnących wraz z ogólną przebudową oraz
- przyswoić sobie marksistowską wiedzę o rozwoju społeczeństwa.
Kryteria te spełniali: Władysław Kowalski, Leon Kruczkowski, Lucjan Rudnicki i Wanda Wasilewska. Natomiast bardzo krytycznie oceniona została twórczość Jerzego Zawieyskiego, Jerzego Broszkiewicza, Tadeusza Brezy, Stanisława Dygata, Ksawerego Pruszyńskiego, Wojciecha Żukrowskiego, a szczególnie ostro – Zofii Nałkowskiej. W jej obronie wystąpił tylko Aleksander Wat.
„Pryszczaci” na długie lata zawładnęli kulturą polską (zasadom socrealizmu podporządkowano także inne sztuki piękne) i raczyli nas takimi „arcydziełami”, jak Nr 16 produkuje Jana Wilczka, Fundamenty Józefa Pytlakowskiego czy Górnicy Aleksandra Jackiewicza.
Jak pisał o nich kilka lat po zjeździe w Szczecinie Andrzej Kijowski, było to pokolenie, które „z bezmyślności uczyniło program. [Pryszczaci] rezygnowali z myślenia na rzecz ideologii”.
Źródło:
Powyższy tekst ukazał się pierwotnie jako jedno z haseł Leksykonu polskich powiedzeń historycznych. Pozycja autorstwa Macieja Wilamowskiego, Konrada Wnęka i Lidii A. Zyblikiewicz została opublikowana nakładem wydawnictwa Znak w 1998 roku.
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia, podział akapitów oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst poddano podstawowej obróbce redakcyjnej.
Dziwnie brzmi ten „pryszczaty” epizod z życia pani Zosi, zważywszy na fakt, że nową, powojenną władzę przyjęła nader ciepło wdając się z nią w romans. Jeszcze przed wybuchem powstania warszawskiego, kiedy komunistyczne podziemie w osobie Kazimierza Mijala, grzecznie acz stanowczo namawiało Nałkowską na wyjazd na prowincję, ta w ogóle nie oponowała. Kilka dni po „czerwonej” wizycie „Nałka” znalazła się u znajomych w Adamowiźnie gdzie miała pisać pochwały socjalizmu i Wielkiego Czerwonego Brata. Kiedy jako posłanka Sejmu Ustawodawczego odwiedzała Francję, Jugosławię i Czechosłwację, skrupulatnie notowała wypowiedzi mieszkańców bloku wschodniego naiwnie wierząc w wszystko co słyszy, zwłaszcza w historyjki o dobrobycie, jakie niesie ze sobą komunizm.