Sto lat temu Amerykanie byli zszokowani i zniesmaczeni niewdzięcznością Polaków. Czy słusznie?
„Sądzę, że zdaniem polskiego rządu podejmowanie działalności charytatywnej w Polsce stanowi przywilej”. Tymi słowami w 1921 roku amerykański ambasador nad Wisłą scharakteryzował postawę naszych władz. Skąd aż tak negatywna opinia?
Ponad 120 lat zaborów oraz zniszczenia powstałe w trakcie Wielkiej Wojny sprawiły, że odrodzona w listopadzie 1918 roku Polska była zacofanym i zrujnowanym państwem. Jedynie na obszarze byłego zaboru pruskiego sytuacja wyglądała lepiej. W innych częściach kraju setki tysięcy obywateli pozostawały bez dachu nad głową, a miliony głodowały.
Amerykańska pomoc dla Polski
Za oceanem szybko dostrzeżono katastrofę humanitarną, jaka rozgrywała się na wyniszczonym wojną Starym Kontynencie. Aby jej zaradzić w lutym 1919 roku powołano do życia Amerykańską Administrację Pomocy (ARA) z późniejszym prezydentem Herbertem Hooverem na czele. Znaczna część jej budżetu została przeznaczona na wsparcie dla Rzeczpospolitej.
Pierwszy szef ARA w Polsce pułkownik William R. Grove zapisał w swoim pamiętniku, że tylko od lutego do sierpnia 1919 roku Polska otrzymała pomoc w postaci ponad 250 000 ton żywności (głównie mąki) oraz 6000 ton odzieży o wartości 63 000 000 dolarów. Może dzisiaj kwota ta nie wydaje się zawrotnie wysoka, ale należy pamiętać, że w przeliczeniu to ponad miliard współczesny dolarów. Jednak to dopiero początek.
Zimą 1919 roku Amerykanie wysłali nad Wisłę dalsze 300 000 ton żywności. ARA karmiła w tym czasie już 1 300 000 polskich dzieci, a 700 000 z nich zapewniała również ubrania. Pomoc była jeszcze większa w tracie następnego roku, gdyż kraj borykał się z katastrofalnymi niedoborami spowodowanymi krwawą i wyniszczającą wojną polsko-bolszewicką.
W tej sytuacji wydawać by się mogło, że władze w Warszawie powinny okazywać Amerykanom należytą wdzięczność, tymczasem sytuacja prezentowała się zgoła inaczej. Przynajmniej tak to odbierał pierwszy ambasador USA w Polsce Hugh Gibson.
Niewdzięczni Polacy
W raporcie z 1 września 1921 roku, który możemy znaleźć w wydanej właśnie publikacji „Amerykanin w Warszawie. Niepodległa Rzeczpospolita oczami pierwszego ambasadora Stanów Zjednoczonych”dyplomata pisał między innymi:
[…] Choć można to uznać za dziwne, nie sądzę, żeby polski rząd odczuwał jakąkolwiek wdzięczność, pomimo stwierdzeń wypowiadanych od czasu do czasu w celach propagandowych. Może się to wydawać zbyt śmiałym uogólnieniem, ale nie byłem jeszcze świadkiem ani jednego wspaniałomyślnego i spontanicznego pomocnego działania na rzecz naszego poselstwa czy na rzecz Amerykanów w Polsce. Uważam, że zwykli ludzie w wielkim stopniu nas doceniają, ale moje uwagi dotyczą jedynie rządu.
Przeciwnie; sądzę, że zdaniem polskiego rządu podejmowanie działalności charytatywnej w Polsce stanowi przywilej. Choć zabrzmi to nieco niewiarygodnie, jest to jedyne uzasadnienie tego, że rząd nieustannie nakłada ograniczenia na tego typu działalność i określa warunki, na jakich wolno ją będzie kontynuować […]
W dalszej części raportu Gibson również nie przebierał w słowach, pisząc między innymi:
Miałem do czynienia z działalnością charytatywną przez wiele lat i zawsze odnosiłem wrażenie, że to darczyńca ustala warunki, a beneficjent je przyjmuje. Tu koncepcja jest zupełnie odmienna, a nigdy nie udało mi się doprowadzić do tego, żeby władze widziały tę kwestię tak, jak ją się widzi w innych krajach. […]
To przekonanie, że się obdarza przywilejem, kiedy przyjmuje się pomoc zagraniczną, wydaje się głęboko zakorzenione w polskim charakterze. Przez kolejne pokolenia litowania się nad sobą Polacy doszli do punktu, w którym wierzą, że świat jest zobowiązany do ich utrzymywania. Jeżeli dostają to, czego chcą, uważają, że im się to należy i że nikomu nie są winni żadnych podziękowań. Jeżeli tego nie dostają, są rozżaleni.
Uzasadnione rozgoryczenie
Wydawać by się mogło, że to niesprawiedliwa i krzywdząca opinia, jednak Gibson miał mocne podstawy, aby tak uważać. W końcu to on w znacznej mierze koordynował pomoc w ramach której od kwietnia 1919 do stycznia 1922 roku z samej tylko żywności przekazanej przez Amerykanów przygotowano aż 670 000 000 posiłków dla polskich dzieci.
A to przecież nie wszystko. Należy również pamiętać o odzieży oraz wsparciu medycznym, które pozwoliło ocalić dziesiątki tysięcy istnień ludzkich. Nic zatem dziwnego, że postawa władz w Warszawie była dla amerykańskiego dyplomaty niemiłym zaskoczeniem.
Bibliografia:
- Matthew Lloyd Adams, Herbert Hoover and the Organization of the American Relief Effort in Poland (1919-1923), „European Journal of American Studies”, nr 2 (2009).
- Hugh Gibson, Amerykanin w Warszawie. Niepodległa Rzeczpospolita oczami pierwszego ambasadora Stanów Zjednoczonych, Znak Horyzont 2018.
- Williama R. Grove, Misja pomocy, Dziennik wysłannika Komisji Hoovera: żywność dla Polski (1919), „Karta”, nr 92 (2017).
- Magdalena Sochala, „Wielka akcja ratownicza” – działalność Polsko-Amerykańskiego Komitetu Pomocy dzieciom (1919-1922), „Acta Universitatis Lodziensis. Folia Historica”, tom 85 (2010).
Fascynujący obraz pierwszych lat II RP w książce:
Hugh Gibson
Amerykanin w Warszawie. Niepodległa Rzeczpospolita
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 99.90 zł | 54.95 zł idź do sklepu » |
Nie… no wdzięczni jesteśmy wspanialomyslnemu rządowi USA po wsze czasy… Widać to do dnia dzisiejszego. Od 30 lat Polska wiernopoddanczo, z zacięciem godnym neofity bije czołem na widok kolejnych amerykańskich ambasadorów. Wiadomo przecież gdzie od 30 lat znajduje się główny ośrodek władzy☺Ja tylko jestem ciekawy dlaczego Szanowny autor nie zajaknal się nawet jakie były te amerykańskie warunki pomocy dla Polski?😂 Mielibyśmy chyba jasny powód rozczarowania szanownego ambasadora zdaje się o ambicjach gubernatora kolejnej qwazi kolonii amerykańskiej nad Wisłą.
Drogi Anonimie, polecam lekturę „Amerykanina w Warszawie” a przekonasz się, że Gibson był wielkim przyjacielem Polski i Polaków i nie marzył o roli „gubernatora kolejnej qwazi kolonii amerykańskiej nad Wisłą” :)
Anonimie – od pojawienia się internetu jakies dziwne trole nawijaja o wzechzłej Ameryce ( czy jak kto woli usraelu :) ) a gdy spytac ich o Rosję do zaczynaja mataczyć . A z tekstami o robieniu z Polski amerykańskiej kolonii się nie osmieszaj. No chyba że to ma być taka kolonia jak : Korea pd, japonia, RFN, Kuwejt, Jordania , Chorwacja .
Niemniej jednak sam wtrącasz osławiony i ośmieszony argument radzieckiego komputera „…a u was biją Murzynów!”. Czyli dokładniej, nic nie ma do rzeczy Rosja, gdy rozmawiamy o USA. Ponadto jest jednak zasadnicza różnica między popadnięciem w quasi-wasalną zależność od innego państwa z powodu zaistnienia określonego układu geopolitycznego, tkwieniem w niej z przykrej konieczności i czynieniem wszystkiego dla poszerzenia zakresu suwerenności, a nachalnym pchaniem się w nią z własnej woli, udawaniem przed samym sobą, że jest to przyjaźń i współpraca, a już zwłaszcza przyjmowaniem otwartego wręcz lekceważenia czy wręcz pomiatania na forum międzynarodowym za przejawy sympatii i chlubieniem się nimi przed całym światem. Przykładów wymieniać nie ma potrzeby, są powszechnie znane. Postawa Polski i polskiego rządu w tej kwestii buduje zaś w świecie wizerunek Polaków jako narodu zdolnego do najbardziej płaskiego, odrażającego służalstwa i lizusostwa pod warunkiem, że sami sobie wybiorą „idola” czy „bałwana”, przed którym się płaszczą. Albo tak im się wydaje. Przy czym trzeba dostrzec i to, że „radzieccy”, cokolwiek o Polsce i Polakach myśleli, przynajmniej potrafili zadbać o pozory. Amerykanie takich skrupułów nie mają i jak kimś gardzą, to mu to okazują wprost i publicznie.
Diagnoza Gibsona jest jak najbardziej słuszna, a wspomniana przeze mnie postawa Polaków wobec USA poniekąd jest jej pochodną. Oczekując bezpodstawnie szczególnego traktowania przez cały świat na zasadach specjalnie dla Polaków stworzonych, uważając, że nam się to należy, domagamy się tego i od USA. Nie otrzymując tego albo obrażamy się na równych sobie lub niewiele silniejszych, obrażamy słabszych, a wobec bardzo silnych płaszczymy się jeszcze bardziej łudząc się, że w końcu to docenią i potraktują nas tak, jak byśmy chcieli być traktowani. Mrzonki…
Boso ale w ostrogach… pasuje tu idealnie, i coś w tym jest…
brzydze sie takimi kolesiami i ich komentarzami. nie czytam i nie toleruje na swojej stronie. moge z cala odpowiedzialnoscia stwierdzic,ze mam co,nieco do powiedzenia na temat pomocy polsce. bezposrednio stykalem sie z ludzmi w niemczech,ktorzy nam ta pomoca sluzyli. to czasy polski walczacej i solidarnosci. pomijam w tej chwili pomoc z usa,czasow regana,przewspanialego czlowieka. gdy wspomne niemieckie transporty do polski,do dzis dostaje zawrotu glowy. dzis byle dupek i pyskaty opozycjonista posiada metne pojecie,najaka skale pomagal polsce zachod. transport z niemiec,byl bezplatny,nie obciazony kontrola /!/ i clem.byly to przesylki priorytetowe! znam wielu niemcow,ktorzy sie tym procederem,zupelnie bezinteresownie trudnily! powracajac do meritum… pamietam dary amerykanskie tuz po wojnie…nigdy nie widzielismy takiej odziezy i produktow zywnosciowych. czesto wspominam dzienne racje zywnosciowe,zolnierza frontowego. byl w nich nawet papier toaletowy,guma do zucia,w mikroskopijnych puszkach kawa i skondensowane mleko,papierosy camel… wtedy,jako dziecko spotkalem sie ze wspanialymi batonami mars! po 60-latach ,prawie te same znalazly sie na polskim rynku! kartony te chetnie przechwytywalo ubp i karmilo swoich bandziorow /wspominal je winowiec z wlodawy,taraszkiewicz-zelazny/ z tych unrra-wskich darow otrzymalem jako dziecko swoje pierwsze jeansy-levi strauss. produkty zywnosciowe zaryly mi sie na stale w pamieci…w duzych tekturowych beczkach sproszkowane mleko,kakao,sproszkowane jaja a nawet czarny kawior z alaski i kanady…tym kawiorem karmiono swinie,zdarzalo sie to z innymi produktami! wszechobecny byl tran,ktory rytualnie podawany byl uczniom w szkolach..do placowek oswiatowych /RTPD ,pozniej TPD/kierowano transporty suszonych ryb. byly to platy dochodzace do 1-metra dlugosci! nalezalo je moczyc… po dziesiecioleciach dowiedzialem sie ,ze byly to marliny i jesiotry . na wszystkich workach ,beczkach i malych opakowaniach widnialy napisy; „dar narodu amerykanskiego,nie dla handlu lub wymiany” zanim ktos zabierze glos,wartoby,zeby choc mial mgliste pojecie na temat. za arogancie wladzy nigdy nie odpowiada wyglodnialy i obdarty narod. bardziej poruszajace sa kradzieze tych darow. w tym haniebnym procederze brali chetnie udzial nasi leaderzy…lacznie z walesa,jak gdzies czytalem. do dzis nie rozliczyl sie z otrzymywanych,niebagatelnych kwot. kto dzis o tym wie i pamieta? o ubekach i kbw wspomnialem wyzej.
Ciekawe, że od od śmierci Zygmunta Augusta nie możemy dorobić się porządnej elity politycznej.