Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Dlaczego wschód leży na… wschodzie? Norman Davies wyjaśnia, od czego zależy nasza orientacja w przestrzeni

Określanie stron świata powinno być dziecinnie proste. Dlaczego więc wschód, nawet dla największych podróżników jak Magellan, nie zawsze był wschodem a zachód zachodem?

fot.domena publiczna Określanie stron świata powinno być dziecinnie proste. Dlaczego więc wschód, nawet dla największych podróżników jak Magellan, nie zawsze był wschodem a zachód zachodem?

Czym jest „Daleki Wschód” dla Chińczyków? Gdzie zdaniem Japończyków leży „Najdalszy Zachód”? Europejczycy stosunkowo niedawno zdali sobie sprawę z tego, że ich sposób opisywania świata nie jest uniwersalny. A może, jak sugeruje brytyjski historyk, należy go uznać wręcz za niestosowny?

Znajdowanie drogi dookoła świata w czasach, gdy nie było jeszcze map i kompasów, wymagało pewnej wiedzy astronomicznej. Pierwszym wskaźnikiem kierunku było słońce, którego pozorny ruch jest wywołany obrotami Ziemi, a codzienne jego pojawianie się w polu widzenia ludzi oznacza początek dnia w każdym miejscu na powierzchni Ziemi. Oczywiście przed Kopernikiem, który zmarł w 1543 roku, większość ludzi była przekonana, że to Słońce obraca się wokół Ziemi, a nie odwrotnie.

Jednak to mylne przeświadczenie nie zmieniało faktu, że słońce wstawało nad tym samym odcinkiem horyzontu każdego ranka i każdego wieczoru znikało po przeciwnej stronie. Z tego powodu wiele języków ma jedno słowo na oznaczenie „wschodu słońca” i „Wschodu”. Angielski do nich nie należy, ale należą łacina i kilka języków słowiańskich. Łaciński rzeczownik oriens, utworzony od imiesłowu teraźniejszego czasownika orior, „zaczynać się”, „powstawać”, oznacza zarówno „wschód słońca”, jak i „Orient” – ziemie leżące na wschodzie. Był to również jeden z atrybutów Sola-Heliosa – rzymskiego boga słońca. W obrządku chrześcijańskim Oriens jest synonimem Chrystusa: „Przez nią z wysoka Wschodzące Słońce nas nawiedzi, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają” (Łk 1, 78–79).

Od położenia Słońca do GPS

Skoro się raz ustali kierunek wschodni, pozostałe podstawowe strony świata automatycznie trafiają na swoje miejsca. Jeśli się stanie twarzą do wschodzącego słońca, wyciągnięta w bok lewa ręka pokazuje północ, a prawa – południe; zachód ma się za plecami. Południe oznacza punkt, który osiągnie Słońce w środku dnia, w południe, a zachód kierunek wieczornego zachodu Słońca. Z tego też powodu w wielu językach (choć i tym razem nie w języku angielskim) jedno słowo oznacza zarówno „południe – kierunek”, jak i „południe – porę dnia”, jak francuskie le midi czy włoskie il mezzogiorno.

Rzymski bóg Helios, jako personifikacja południa.

fot.Anton Raphael Mengs/domena publiczna Rzymski bóg Helios, jako personifikacja południa.

Układ podstawowych kierunków – znanych ludzkości od zawsze – dostarcza podstawowych informacji wszystkim podróżnikom. Ale seria technicznych wynalazków – od astrolabium i kwadrantu po GPS – znacznie zredukowała problemy żeglarzy. Wynalazek astrolabium – dosłownie „biorący gwiazdy” – przypisuje się Hipparchosowi z Nikei (ok. 190–120 p.n.e.), „ojcu trygonometrii”. GPS skonstruowali amerykańscy wojskowi w latach siedemdziesiątych XX wieku.

Ważny krok naprzód zrobili Chińczycy, którzy w epoce panowania dynastii Han (III w. p.n.e.) wymyślili aparat z magnetyczną wskazówką, choć przez długi czas nie zdawali sobie sprawy z jego możliwej użyteczności dla nawigacji. Magnetyczny kompas przejęli do nich arabscy kupcy, którzy kiedyś w XI wieku przekazali go zachodniemu światu.

Przenośny kompas dostarczał informacji na temat kierunku w nocy tak samo jak w dzień, na morzu i na lądzie, w piękny czas i przy złej pogodzie. Był jednym z warunków wstępnych umożliwiających nadejście epoki wielkich odkryć geograficznych. Wskazówka zawsze przesuwała się ku górze tarczy, tak więc ona właśnie stała się zapewne początkiem konwencji, w myśl której północ zaczęto umieszczać u góry mapy (…).

Nic tak nie wyostrza poczucia orientacji w przestrzeni, jak podróż dookoła świata. Cały język, jakiego używamy, mówiąc o położeniu w przestrzeni – czyli słowa, którymi opisujemy, gdzie dane miejsca się znajdują – jest bowiem względny, a nie absolutny. Jeśli chodzi o mnie, to założyłem, że wyjeżdżam z Anglii na „Bliski Wschód” i na „Daleki Wschód” oraz że później polecę dalej, na „drugą stronę świata”, do Australii i Nowej Zelandii – w końcu tego mnie nauczono w szkole.

Miałem wbite do głowy, że Nowa Zelandia będzie „miejscem w połowie drogi” i że z chwilą kiedy ten punkt minę i polecę dalej na wschód, będę się posuwał w kierunku domu. Z pewnością trzeba było pewnego wysiłku umysłowego, żeby przekroczyć linię zmiany daty i pojąć, że nasze pojęcie „dnia” jest sztuczne i wysoce subiektywne.

Czym jest „Daleki Wschód” dla Dalekiego Wschodu?

Dzięki tej podróży nauczyłem się również, że mój sposób myślenia o orientacji w przestrzeni jest żenująco zaściankowy. Doleciawszy na Daleki Wschód, szybko sobie bowiem uprzytomniłem, że dla ludzi, którzy tam mieszkają, „Daleki Wschód” to obszar, o którym Europejczycy mogliby myśleć jako o „Dalekim Zachodzie” – Kalifornia, może Chile. Jest rzeczą jasną, że każde miejsce na ziemi leży na wschód od jakiegoś innego miejsca i na zachód od jeszcze innego. Nie istnieje nic takiego jak „kraj wschodni” – chyba że w umysłach jego mieszkańców czy sąsiadów.

Pojęcie miejsca jest ruchome z tego prostego powodu, że ruchoma i okrągła jest sama Ziemia. Jak wszyscy wiedzą, a przynajmniej powinni wiedzieć, Chińczycy nie nazywają swojego kraju „Chinami”. Koreańczycy też nie mówią o „Korei”, a Japończycy o „Japonii”. Wszystkie te nazwy są egzonimami. Od tysiąca lat, i jeszcze dawniej, Chińczycy nazywają swoją ojczyznę Zhong Guo, czyli „Królestwem Środka”, a czasem Zhong Hua, czyli „Narodem Środka”.

XVI-wieczna mapa Chin wykonana przez Luiza de Barbuda.

fot.Luis Jorge de Barbuda, Abraham Ortelius/domena publiczna XVI-wieczna mapa Chin wykonana przez Luiza de Barbuda.

Trzeba zatem zapytać, w środku czego były Chiny, w czasie kiedy powstawały te nazwy? Krótka odpowiedź brzmi: „w środku znanego świata” (to znaczy znanego starożytnym Chińczykom). Wiedzieli o Grecji i Rzymie z jednej strony i o wyspach na zachodnim Pacyfiku z drugiej. Ale nie byli miłośnikami odległych wypraw i nigdy nie odkryli ani Ameryk, ani – co bardziej godne uwagi – Australii. Ich „siedem wielkich podróży” z początków XV wieku to nie były podróże odkrywcze, ale pokazy siły towarzyszące żegludze wzdłuż dobrze znanych szlaków do Indii i Arabii.

Inną nazwą, której Chińczycy używali w odniesieniu do swego państwa przez całe stulecia, było Tian Chao [ ], czyli „Niebiańskie Imperium”. Podobnie jak Rzymianie precyzyjnie rozróżniali cywilizowany świat – którego środek sami stanowili – i żyjących poza tym światem barbarzyńców, przeciwko którym wznieśli Wielki Mur.

Chiński ideogram o znaczeniu „Wschód”, Dong, niesie ze sobą wiele ważnych konotacji. We współczesnej uproszczonej formie nie jest zbyt wyrazisty, ale w formie tradycyjnej można dostrzec słońce, które świeci poprzez gałęzie drzewa, jednym słowem – wschód słońca. Przeciwieństwo tego znaku, Xi, co oznacza „zachód” , można chyba odczytać jako słońce zniżające się za horyzont – zachód słońca. Dong i Xi można często znaleźć występujące obok siebie. Guangdong znaczy „Prowincja Wschodnia”, a jego sąsiad, Guangxi na granicy z Wietnamem – „Prowincja Zachodnia”.

Chiński znak Xi można odczytać jako słońce zniżające się za horyzont. Na ilustracji zachód słońca w pobliżu Singapuru.

fot.XEON/lic. CC BY 3.0 Chiński znak Xi można odczytać jako słońce zniżające się za horyzont. Na ilustracji zachód słońca w pobliżu Singapuru.

„Kraj Wschodzącego Słońca”

W pobliskiej delcie Rzeki Perłowej Xi Jiang, czyli „Rzeka Zachodnia”, płynie naprzeciw Dong Jiang – „Rzeki Wschodniej”. Chińczycy mają zwyczaj nazywać rejony świata „oceanami”. Stąd Dong Yang, co znaczy dosłownie „Ocean Wschodni”, tłumaczy się zazwyczaj jako „Azja Wschodnia”, a Nanyang, czyli „Ocean Południowy” – jako „Azja Południowo-Wschodnia”. Nazwa Xiyang, czyli „Ocean Zachodni”, odnosiła się dawniej do Indii i Arabii, ale później zaczęła oznaczać cały „Zachodni Świat”.

W zależności od sytuacji politycznej Koreańczycy nazywają swój kraj albo Hankuk, albo Choson. Każdy z tych alternatywnych endonimów ma szacowne korzenie, a przywrócono je do życia po to, aby mogły służyć współczesnym celom. Hankuk, nazwa używana wyłącznie przez obywateli Korei Południowej, znaczy w przybliżeniu „Ogromna Domena”; Choson natomiast, w znaczeniu występującym w Korei Północnej, wywodzi się od nazwy czternastowiecznej dynastii, ale dzięki pewnej książce, opublikowanej w 1885 roku, zyskała sobie ładny, ale wątpliwy ekwiwalent przekładowy „Poranny Spokój”.

Jeśli urzędnicy z Korei Południowej i Korei Północnej w ogóle ze sobą rozmawiają, używają form Namhan i Bukhan, czyli „Państwo Południowe” i „Państwo Północne”. Wśród koreańskich egzonimów określających sąsiadów Korei można wymienić Jungguk (Chiny), Daeman (Tajwan) i Libon (Japonię). W zależności od kontekstu Japończycy nazywają swój kraj Nippon albo Nihon, co przekłada się – za tłumaczeniem angielskim – jako słynny „Kraj Wschodzącego Słońca”.

Ten cudowny poetycki obraz rodzi pewne pytanie. W jakim miejscu trzeba stanąć, żeby Wyspy Japońskie ukazały się na linii wschodzącego słońca? Odpowiedź brzmi: nie w samej Japonii, ale na kontynencie, na zachód od wysp. I to jest klucz do tej nazwy: musieli ją wymyślić albo starożytni Chińczycy, albo przodkowie Japończyków, zanim przypłynęli od strony lądu.

Wspólne dla Chińczyków i Japończyków – w języku pisanym – dwa znaki, o które chodzi – oznaczają odpowiednio „słońce” i „początek”. W języku mówionym użytkownicy mandaryńskiego wymawialiby je jako Nihon, a bardziej formalnie – Nippon. Japończycy natomiast często dodają trzeci wyraz, koku, który oznacza „państwo” lub „naród”, co w sumie daje Nihon koku – dosłownie „Słońce-Wschód-Państwo”. Narodowa flaga Japonii, znana jako Nisshoki – „znak słońca”, lub Hinomaru – „krąg słońca”, musiała powstać w tamtych dawnych czasach (…).

Niestosowny język?

Tym, co łączy Chińczyków, Koreańczyków i Japończyków, jest wspólne im wszystkim odrzucenie eurocentrycznej idei, jakoby wszyscy oni żyli na „Dalekim Wschodzie”. Ale dopiero niedawno Europejczycy i Amerykanie uprzytomnili sobie niestosowność, żeby nie powiedzieć śmieszność, swojego języka.

Pojęcie Wchodu, Zachodu i środka świata było zawsze względne. Na ilustracji statki ekspedycji Jamesa Cooka u wybrzeży Tahiti.

fot. John Cleveley młodszy/domena publiczna Pojęcie Wchodu, Zachodu i środka świata było zawsze względne. Na ilustracji statki ekspedycji Jamesa Cooka u wybrzeży Tahiti.

Nie powinno jednak zbytnio dziwić, jeśli jakaś etykieta pochodząca z XII wieku potrzebuje trochę czasu, żeby wyjść z obiegu. Zdroworozsądkowe rozwiązanie zaproponowało w 1964 roku dwóch profesorów z Uniwersytetu Harvarda:

Kiedy Europejczycy podróżowali na wschód, żeby dotrzeć do Chin, Indii i Japonii, naturalnie nadawali tym odległym rejonom ogólną nazwę „Daleki Wschód”. (…) Dla ludzi, którzy tam żyją, ten rejon nie jest ani „Wschodem”, ani „Zachodem”, a już na pewno nie „Dalekim”. Bardziej do przyjęcia jest dla tego obszaru nazwa „Azja Wschodnia”, która jest dokładniejsza w sensie geograficznym i nie sugeruje, że (…) Europa jest środkiem cywilizowanego świata. I dziś jest to Azja Wschodnia dla wszystkich poza tymi, którym rzuca się największe geograficzne wyzwania.

Ludzie Zachodu nie są jednak jedyni, jeśli idzie o egocentryczne pojęcia. Przez stulecia zarówno Chińczyków, jak i Japończyków uczono myśleć o Europie jako o Taixi – „Najdalszym Zachodzie”. Japończycy wymawiali to „Taisei” i na początku termin odnosił się do ziem graniczących z Królestwem Środka, ale pod wpływem podpowiedzi jezuickiej misji Matteo Ricciego z końca XVI wieku (1552–1610) zaczęto go używać na określenie bardziej odległego chrześcijańskiego i europejskiego „Zachodu”. Jezuici rozróżniali „Mały Zachód” (Indie) i „Wielki Zachód” (Europę).

Źródło:

Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w ramach najnowszej książki profesora Normana Daviesa „Na krańce świata. Podróż historyka przez historię” (w przekładzie Elżbiety Tabakowskiej, Znak 2017).

Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej, w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów. Dla zachowania integralności tekstu usunięto przypisy, które znajdują się w wersji książkowej.

Poznaj historię fascynującej podróży Normana Daviesa dookoła świata:

Komentarze (1)

  1. Kris Odpowiedz

    Wszystkie książki prof. N. Davisa są wspaniałą przygodą z historią. Erudycja i talent pisarski profesora w efekcie dają dzieła, które są ucztą duchową dla czytelników. Myślę, że tłumaczenie tych dzieł na obce języki nie było łatwe. Należy więc im za to piękne podziękować.

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.