Wielki król czy mityczne uosobienie dawnej chwały? („Bolesław Chrobry–lew ryczący” Przemysław Urbańczyk)
Przemysław Urbańczyk ma opinię badacza kontrowersyjnego. Jego poprzednia książka o Mieszku I wywołała burzę. Czy tak będzie również z jego najnowszą pracą poświęconą pierwszemu polskiemu królowi?
Prof. Przemysław Urbańczyk to archeolog specjalizujący się we wczesnym średniowieczu Polski, Europy Środkowej i Skandynawii. Głośna stała się jego wydana w 2012 roku książka „Mieszko Pierwszy Tajemniczy”, w której przedstawił nową hipotezę na temat początków państwa polskiego.
Otóż według autora przodkowie pierwszych piastowskich władców mieli pochodzić z państwa wielkomorawskiego, a do Wielkopolski dotrzeć po jego rozbiciu przez wojowniczych Madziarów. Przybysze, należący bez wątpienia do morawskiej arystokracji, być może nawet potomkowie Świętopełka II, posiadali wiedzę, jak w krótkim czasie zbudować państwo: podporządkować sobie miejscową ludność i zmusić ją do pracy przy budowie sieci grodów, stworzyć drużynę będącą zbrojnym ramieniem władzy, a wreszcie jak rozszerzać zwierzchnictwo na zewnątrz coraz bardziej i bardziej. Wypisz, wymaluj – pierwsi Piastowie.
Hipoteza nie z sufitu
Hipoteza na była wzięta z sufitu, bo na jej poparcie badacz miał argumenty językowe i archeologiczne, a także te mniej uchwytne: związane z rodzinną, dynastyczną tradycją Piastów. Praca wywołała w środowisku historyków i archeologów burzę. Duża część naukowców odsądzała autora od czci i wiary, zarzucając mu uprawianie fantastyki naukowej, niektórzy twierdzili wręcz, że takich książek nie powinno się wydawać. Doszedł do tego hejt internetowych znawców, jak wiadomo wybitnych ekspertów od wczesnego średniowiecza i od każdego innego zagadnienia.
Faktem natomiast jest, że prof. Urbańczyk zaproponował coś nowego na trudnym gruncie początków państwa polskiego; w temacie, w którym wszystkie rozsądne hipotezy i teorie zostały już dawno wymyślone, przeanalizowane i zinterpretowane, a nowych, oryginalnych pomysłów było jak na lekarstwo lub nie było wcale. Dlatego chwała mu za to, nawet mimo luk i naciąganej niekiedy argumentacji w jego wielkomorawskiej hipotezie. „Największą zaletą prac naukowych prof. Przemysława Urbańczyka jest pomysłowość i oryginalność. Swoimi ciekawymi ustaleniami prof. Urbańczyk zmusza innych badaczy do ponownych przemyśleń” – napisał historyk prof. Tomasz Jasiński. Teraz spod pióra kontrowersyjnego badacza wyszła kolejna książka, tym razem poświęcona następcy Mieszka I – Bolesławowi Chrobremu. Autor nazwał go w tytule „lwem ryczącym”.
Biografii Chrobrego ukazało się już kilka. Ostatnimi były te napisane przez Jerzego Strzelczyka (z 1999 roku) i Michaela Morysa-Twarowskiego (popularnonaukowa, z 2017 roku). Po co więc kolejna? Ano po to, bo – jak pisze prof. Urbańczyk – z czasem zmienia się spojrzenie badaczy na dotychczasowe ustalenia, pojawiają się nowe odkrycia (zwykle archeologiczne), dochodzą kolejne interpretacje starych źródeł. „To, co płodne w pracach historycznych, to (…) konieczność rewidowania dotychczasowych poglądów” – autor cytuje słowa pewnego zagranicznego historyka, a my już wiemy, że rewidowanie ustalonych poglądów jest tym, co prof. Urbańczyk lubi najbardziej. Jak jest więc w jego nowej książce? Czy Bolesław Chrobry został zreinterpretowany?
Mieszko nie tak gorliwy…
Książka prof. Urbańczyka to obszerna, licząca 400 stron biografia władcy, przedstawiająca najnowszy stan wiedzy na temat pierwszego polskiego króla. Głównymi źródłami nowego spojrzenia na Chrobrego i jego epokę są dla autora badania archeologiczne (sam wszak jest archeologiem), a także – wspomniane już – nowe podejście do źródeł pisanych.
W tym pierwszym przypadku Urbańczyk korzysta z najnowszych ustaleń m.in. na temat pochowków szkieletowych na ziemiach polskich. Te z wczesnego średniowiecza pochodzą z okresu panowania Chrobrego. Dopiero bowiem wtedy zasady nowej wiary chrześcijańskiej zaczęły szerzej przenikać do społeczeństwa, na co Bolesław kładł duży nacisk.
Zadaje to kłam twierdzeniom niektórych bogobojnych historyków, że już Mieszko gorliwie chrystianizował swoich poddanych. Wiele wskazuje, że przyjęcie chrztu było dla tego księcia jedynie aktem politycznym, a nawracanie poddanych w praktyce niewiele go interesowało (o tym przeczytasz TUTAJ). Archeolodzy nie znaleźli bowiem wspomnianych pochówków szkieletowych, przedmiotów osobistych związanych z nową wiarą (np. krzyżyków), nie ma też śladów fundacji kościołów i klasztorów z czasów Mieszka. Wszystko to pojawia się dopiero w czasach Bolesława.
Lis chytry i jadowity wąż
W przypadku źródeł pisanych prof. Urbańczyk korzysta przede wszystkim z zapisków dwóch saskich arystokratów (skądinąd kuzynów): biskupa Thietmara oraz św. Brunona z Kwerfurtu. Dzięki kronice Thietmara, żywo zainteresowanego tym, co działo się u wschodniego sąsiada Niemiec, wiemy dużo o Bolesławie i jego politycznej aktywności. Biskup nie lubił polskiego księcia, pisał o nim z wrogością i wielokrotnie krytykował. Chrobry to dla niego „lis chytry”, „jadowity wąż”, „lew ryczący”, „człowiek pełen fałszu”, „kłamca” i „stary wszetecznik”. Mimo to jego zapiski to dla nas bezcenne źródło wiedzy o polskim księciu i jego polityce.
Z kolei drugi duchowny, Bruno z Kwerfurtu, kapelan cesarski, a potem misjonarz, zajmował całkiem odmienne stanowisko. Cenił on polskiego króla, a nawet był nim zafascynowany. Z jego pism wyłania się obraz Bolesława jako władcy sprawiedliwego, troskliwego dla poddanych i dbającego o Kościół, księcia „dobrego” i „najbardziej chrześcijańskiego”. Opinie obydwu autorów, choć skrajnie odmienne i tendencyjne, uzupełniają się w jakimś stopniu i są dla historyka cennym źródłem. Prof. Urbańczyk nie ogranicza się oczywiście tylko do nich. Korzysta ze wszystkich innych pisanych informacji o Chrobrym: czeskich, ruskich, skandynawskich, innych niemieckich. Dokonuje też ich ponownej analizy, skutkującej nowymi wnioskami i interpretacjami.
Kierunek na Zachód
Autor podkreśla na przykład, że Chrobry w swojej polityce – dziś powiedzielibyśmy w strategicznym wyborze geopolitycznym – od samego początku jednoznacznie związał się z cesarstwem. Potrafił wypracować sobie tam silną pozycję i to nie tylko w okresie rządów bardzo mu życzliwego Ottona III, ale także później, za czasów wrogo nastawionego Henryka II. Bolesław prowadził w Niemczech własną aktywną politykę, zdobywał sojuszników, pojawiał się na zjazdach, knuł przeciw Henrykowi i wspierał opozycję przeciw niemu, ale też spotykał się z nim i paktował. Nie był w cesarstwie „ciałem obcym”, należał do niego, czuł się jego częścią i tak też był traktowany – jako jeden z dostojników państwa.
Kierunek zachodni dominował w jego spojrzeniu na geopolitykę, bo identyfikował się z cywilizacją łacińską. (…) Wpojone mu przez Mieszka I zrozumienie wagi sojuszu z potężnym sąsiadem szybko przyniosło mu znaczne sukcesy, bo znalazł na Zachodzie odpowiedniego partnera do gry geopolitycznej opartej na dialogu, a nie na jednostronnej dominacji – pisze prof. Urbańczyk.
To nieco inny obraz od tego, jakim karmiono nas przez wiele lat. Wynikało z niego, że cesarstwo było agresywną stroną, nieustannie napierającą na słowiańską Polskę, a piastowscy władcy cały czas musieli prowadzić wojny obronne, by zachować niezależność. Tymczasem współpraca z cesarzem stanowiła normalny element polityki Mieszka, a potem jego syna. Co zaś do agresji, to stroną atakującą w dużej mierze był Chrobry, zbrojnie wyprawiający się na tereny za Odrą i przyłączający je do swojego państwa.
Był też Bolesław wytrawnym politykiem. Swoje działania starannie przygotowywał politycznie i logistycznie, posługując się zarówno dyplomacją, jak i szpiegostwem oraz dywersją. Standardowo wykorzystywał kłopoty dotykające sąsiednich władców, by wmieszać się w ich sprawy i ugrać coś dla siebie. Budował sojusze, ale też szybko potrafił je zmienić. W Niemczech popierał opozycję i chciał wpływać na wybór cesarza. Prowadził szeroko zakrojoną politykę, sięgającą od Łaby na Zachodzie po Kijów (a nawet Bizancjum) na Wschodzie.
Powtórzyć sukces
Prócz analizy dyplomatycznych i wojskowych działań Chrobrego na kierunku zachodnim czytelnik znajdzie w książce także omówienie aktywnej, choć chaotycznej, polityki menniczej władcy i roli propagandowej, jaką miały spełniać monety; relacji Polski z Rusią, Czechami, a także bliską autorowi Skandynawią. Obecne są tu również kwestie związane z misją i śmiercią biskupa Wojciecha, Kościołem w cesarstwie itd. Można odnieść wrażenie, że mimo iż praca ukazała się w stricte naukowej serii Monografie Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, autor starał się napisać ją popularnie, w każdym zaś razie w miarę przystępnie i zrozumiale.
Porzucił fatalny naukowy żargon, jakim posługiwał się w „Mieszku Pierwszym Tajemniczym”, co pracy wyszło tylko na dobre. Ewidentnie celował ze swoją książką nie tylko do specjalistów, ale także do miłośników historii. Być może liczył na powtórzenie sukcesu poprzedniej pozycji, która sprzedała się w kilkunastu tysiącach egzemplarzy, co jak na publikację naukową jest w naszym kraju wynikiem fenomenalnym. Czy „Bolesław” powtórzy sukces „Mieszka”? Nie ma w nim aż takich kontrowersji, jak w poprzedniej książce, ale jej sława może przyciągnąć czytelników, a przystępny styl nie zniechęci ich do lektury. Pewne jest natomiast, że wyniosą z niej dużo wiedzy o pierwszym królu Polski.
Plusy:
- obszerne i szczegółowe potraktowanie tematu
- bogactwo wykorzystanych źródeł
- najnowszy stan wiedzy
- przystępny styl
Minusy:
- miejscami ciągle zbyt hermetyczny język
Zgrzyty:
- brak
Metryczka:
Autor: Przemysław Urbańczyk
Tytuł: „Bolesław Chrobry–lew ryczący”
Wydawca: Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika
Oprawa: twarda z obwolutą
Liczba stron: 402
Rok wydania: 2017
You work is amazing that needs appericiation. Keep it up.
Ta książka to kolejny, niezbyt dużo wart gniot Urbańczyka. Tak to się kończy jak ktoś stara się być kontrowersyjny dla samego bycia kontrowersyjnym, a do tego jest człowiekiem zadufanym w sobie i aroganckim (Urbańczyk ma rojenia jakoby był jakimś „Mesjaszem” polskiej historiografii, którym oczywiście ów archeolog nie jest). Przez litość nie wspomnę o jego „polemikach” z krytykami jego pisarstwa, bo są poniżej krytyki.
Niezbyt dużo wartym gniotem to są takie puste, agresywne, komentarze zakompleksionych troli internetowych. Bez wykształcenia, praktyki i dorobku badawczego. A co do komentowania literatury, to trzeba najpierw przeczytać, zrozumieć i dysponując odpowiednią wiedzą podjąć polemikę merytoryczną a nie opluwać zza rogu.