Historyczne opinie o Krzyżakach. 600 lat czarnej legendy
Przez setki lat to wcale nie Grunwald ogniskował pamięć o Krzyżakach. Najbardziej wrogo o Zakonie nie myśleli zresztą Polacy, ale… zamieszkali w Rzeczypospolitej Niemcy.
Korzeni polskiej czarnej legendy Zakonu Niemieckiego Najświętszej Marii Panny, jak oficjalnie brzmiała nazwa zakonu krzyżackiego, trzeba szukać jeszcze w średniowieczu.
O nieprzychylnym, wręcz wrogim nastawieniu ówczesnych mieszkańców Królestwa Polskiego do rycerzy w białych płaszczach z czarnymi krzyżami świadczą choćby zeznania świadków podczas XIV-wiecznych procesów polsko-krzyżackich, krytyczne słowa Pawła Włodkowica podczas soboru w Konstancji w 1414 roku, czy też opisy sporów i wojen polsko-krzyżackich w „Rocznikach, czyli kronikach słynnego Królestwa Polskiego” Jana Długosza spisywanych połowie XV wieku.
Wydaje się, że Polacy we wczesnej epoce nowożytnej pamiętali o Krzyżakach głównie w kontekście bitwy stoczonej na polach Grunwaldu 15 lipca 1410 roku. Już w od lat 20. XV wieku do początków XVII stulecia 15 lipca, czyli Święto Rozesłania Apostołów, obchodzono uroczyście w całej polskiej prowincji kościelnej, wygłaszając wspominkowe kazania o wiktorii grunwaldzkiej, co skłania historyków do traktowania tej daty jako pierwszego polskiego święta państwowego. Z kolei sławne miecze grunwaldzkie po opatrzeniu ich godłami Korony i Litwy na początku XVI w. stały się insygniami królewskimi władców państwa polsko-litewskiego, a 51 chorągwi krzyżackich spod Grunwaldu wystawionych na widok publiczny w katedrze wawelskiej można było oglądać jeszcze w okresie wczesnonowożytnym.
Stereotyp o ograniczonym zasięgu
Wydaje się jednak, że w polsko-litewskiej kulturze pamięci od połowy XVI do schyłku XVIII wieku oprócz dość rozpowszechnionej tradycji grunwaldzkiej negatywne stereotypowe wyobrażenia o Krzyżakach miały raczej ograniczony zasięg. Bodaj najbardziej rozpowszechnione były przede wszystkim na terenach znajdujących się niegdyś pod krzyżackim panowaniem, to jest w Prusach Królewskich z Gdańskiem, Toruniem i Elblągiem, włączonych do Królestwa Polskiego w wyniku wojny 13-letniej z Zakonem w latach 1454-1466.
Z pewnością do utrwalenia tej negatywnej pamięci o Krzyżakach przyczyniły się nie tylko krytyczne ujęcia w historycznych dziełach historyków z Prus Królewskich, upatrujących kulminacji walki o „wolność” pruskich stanów z „krzyżacką tyranią” w 1454 roku, czyli momencie wybuchu wojny 13-letniej (1454-1466) i przyłączenia Prus do Korony Polskiej. Pamięć o tym wydarzeniu utrwalały również hucznie organizowane przez władze miejskie Gdańska, Torunia i Elbląga w 1654 i 1754 roku jubileusze 200- i 300-lecia tego wydarzenia.
Co istotne przy tych okazjach Krzyżaków zupełnie nie kojarzono z niemieckością, a odległych w czasie wojen polsko-krzyżackich nie postrzegano w kategoriach narodowościowych. Jest to zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że członkowie magistratów oraz zamożniejszych warstw miejskich, choć lojalni poddani króla i Rzeczypospolitej, przynależeli przecież do niemieckiego obszaru językowego i kulturalnego.
Przełom w postrzeganiu Krzyżaków
Wieki XIX i początki XX – epoka zaborów i kształtowania się współczesnego poczucia świadomości narodowej i ideologii nacjonalizmu – przyniosły przełom w postrzeganiu Krzyżaków. Pamięć o nich odświeżono najpierw w epoce romantyzmu, później zaś pozytywizmu, czyniąc jednym z popularnych wątków literatury pięknej, publicystyki, a także malarstwa.
Krzyżaków zaczęto najpierw identyfikować z państwem pruskim zaś po zjednoczeniu Niemiec w 1871 roku, w okresie Kulturkampfu oraz polityki antypolskiej II Rzeszy coraz bardziej z Niemcami i niemieckością w ogóle. Poza tym wysuwano na plan pierwszy inne niż wojna 13-letnia zwycięskie dla Polaków epizody: przede wszystkim bitwę pod Grunwaldem w 1410 roku, a także, choć w mniejszym stopniu, tak zwany hołd pruski z 1525 roku.
Metryka stylizacji Krzyżaka na Prusaka i Niemca oraz antypolskiego i w ogóle antyhumanitarnego demona, tak widoczna w literaturze polskiej przynajmniej po pierwszą połowę XX wieku, swym rodowodem sięga epoki polskiego romantyzmu, głównie dzieł Adama Mickiewicza („Grażyna” 1823 i „Konrad Wallenrod” 1828), kojarzących „krzyżactwo” z germańską agresywnością.
Zresztą Mickiewicz przejął demonizującą stylistykę w opisie rycerzy zakonnych najpewniej z „Historii polskiej” (1813) Joachima Lelewela. „Ojciec polskiej historiografii” – identyfikując wyraźnie zakon krzyżacki z „jarzmem niemieckim” pisał: „Owi mnisi krzyżaccy, potwór za każdym odcięciem członka odradzający się przez napływ Niemców narodowi najniechętniejszych, stawali się strasznym nieprzyjacielem, nie dość z siebie mocnym, ale […] czyhającym na ziemie dobroczyńców swoich i już krwawo dającym swe zamiary odczuć”.
Mimo to trzeba również pamiętać, że antygermańskie wersy w poematach Mickiewicza kryją w sobie przede wszystkim krytykę ekspansjonizmu rosyjskiego, którego ofiarą na przełomie XVIII i XIX wieku padły ziemie polsko-litewskiej Rzeczypospolitej.
Krzyżak jako demon, Krzyżak jako Niemiec
Podobną inklinację do demonizacji „krzyżactwa” odziedziczyły następne dziesięciolecia w kulturze polskiej XIX i początków XX wieku. Wybitni pisarze drugiej połowy XIX wieku, Ignacy Kraszewski (1874) i przede wszystkim przyszły noblista Henryk Sienkiewicz (1900) rozbudowali w swych powieściach zatytułowanych „Krzyżacy” mit krwiożerczych, zbrodniczych niemieckich rycerzy, pod pozorem szerzenia chrześcijaństwa walczących z Polakami i Litwinami.
Podobną wymowę miały obrazy Jana Matejki, „Bitwa pod Grunwaldem” (1878) i „Hołd pruski”(1882), których reprodukcje po dziś dzień standardowo zamieszczane są w podręcznikach szkolnych. Ilustracje takie skrywały i ciągle kryją w sobie asocjacje: Krzyżak=Prusak=Niemiec.
Zrównanie Krzyżaków z Niemcami stało się jeszcze bardziej wyraziste i popularne w świadomości potocznej Polaków na przełomie XIX i XX stulecia. O jego nośności i sile oddziaływania zwłaszcza w okresie zaostrzającej się polityki antypolskiej w zaborze pruskim świadczą z jednej strony ówczesne polskie karykatury z motywem krzyżackim w tle, z drugiej choćby słowa „Roty” Marii Konopnickiej – „Do krwi ostatniej kropli z żył/ bronić będziemy ducha,/ aż się rozpadnie w proch i w pył krzyżacka zawierucha”.
Czarna i biała legenda
Aluzyjność ta dominowała podczas zorganizowanych na masową skalę uroczystości odsłonięcia ufundowanego przez Ignacego Paderewskiego Pomnika Grunwaldzkiego dłuta Antoniego Wiwulskiego w Krakowie 15 lipca 1910 roku, w 500-letnią rocznicę bitwy grunwaldzkiej. Wydarzenie to z pewnością można postrzegać jako jeden z najważniejszych momentów kształtowania się polskiej kultury pamięci o Krzyżakach w epoce współczesności.
Za wykreowanie i upowszechnienie polskiej „czarnej legendy” Krzyżaków w XIX wieku odpowiedzialne były jednak nie tylko traumy i kompleksy Polaków epoki rozbiorów, pragnących skompensować sobie smutną rzeczywistość zaborową poprzez sięganie po wypełnione chwałą obrazy dawnych zwycięstw nad teraźniejszym zwycięzcą. Owa czarna legenda „krzyżactwa” po stronie polskiej była bowiem w pewnym sensie reakcją na „białą legendę” zakonu krzyżackiego, która ukształtowała się po stronie prusko-niemieckiej dopiero w XIX wieku.
Mit zakonu krzyżackiego jako nośnika cywilizacji zachodnioeuropejskiej zdobył sobie szczególnie trwałe miejsce w niemieckiej kulturze pamięci, okazując się aktualny w pierwszych dekadach następnego stulecia, gdy „biała legenda” Zakonu została wzbogacona o nowy wątek propagandowy: druzgoczącą klęskę zadaną pod koniec sierpnia 1914 roku przez wojska niemieckie pod dowództwem marszałka Paula von Hindenburga armii rosyjskiej pod Tannenbergiem, w pobliżu pola, na którym przed ponad 500 laty rozegrała się bitwa grunwaldzka, nota bene w historiografii niemieckiej przez stulecia również nazywana bitwą pod Tannenbergiem.
Na jej miejscu w latach 1924-1927 wzniesiono imponujące mauzoleum ku czci Hindenburga, w którym w 1935 roku w asyście Adolfa Hitlera i najwyższych funkcjonariuszy III Rzeszy pochowano zwłoki ostatniego przedwojennego prezydenta Niemiec.
Hitler a sprawa krzyżacka
Paralelnie do niemieckiej „białej legendy” po stronie polskiej po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku kontynuowano „czarną legendę” Krzyżaków.
W pewnym sensie polską odpowiedzią na wspomniane wyżej monumentalne Mauzoleum Hindenburga upamiętniające bitwę pod Tannenbergiem stał się pomnik konny Władysława Jagiełły, nazwany Pomnikiem Grunwaldzkim, wykonany przez Stanisława Kazimierza Ostrowskiego dla polskiego pawilonu na Światową Wystawę w Nowym Jorku w 1939 roku. Po II wonie światowej został on podarowany temu miastu i w 1945 roku na stałe ustawiony w Central Parku podczas uroczystości przy współudziale przedstawicieli polskiego rządu na uchodźctwie.
W polskiej kulturze okresu międzywojennego ciągle stylizowano demonicznego Krzyżaka na współczesnego Niemca. Przykładami tego są poczytna i po kilku latach zekranizowana powieść Stefana Żeromskiego „Wiatr od morza” (1922), za którą otrzymał państwową nagrodę literacką, czy też reportażowa powieść Melchiora Wańkowicza „Na tropach Smętka” (1936) wypełniona rozważaniami na temat dziejowej ewolucji: od „wczesnych” Krzyżaków do „wczesnych” hitlerowców.
Z pewnością na taki stan rzeczy wpływ miały stosunki polsko-niemieckie, lawinowo pogarszające się u schyłku lat 30., oraz nachalnie instrumentalizująca „białą legendę” Zakonu propaganda nazistowska. Z kolei instrumentalizacja polskiej „czarnej legendy” dla celów antyniemieckiej propagandy w latach II wojny światowej miała być kontynuowana jeszcze długo po jej zakończeniu w okresie PRL.
Źródło:
Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w ramach monumentalnej pracy, porządkującej najważniejsze ze zjawisk i idei funkcjonujących w polskiej pamięci historycznej: Węzły pamięci niepodległej Polski. Publikacja ta ukazała się w 2014 roku nakładem Wydawnictwa Znak, Muzeum Historii Polski oraz Fundacji Węzły Pamięci.
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej, w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów oraz rozwinięcia skrótów.
Czy to próba wybielenia zbrodniczej przeszłości krzyżactwa ?,to zbrodniarze,krzywoprzysiężcy,zdrajcy i to haniebne dzieło kontynuują Niemcy do dziś.
Karolku… znowu zapomniałeś wziąć leki?!
Wyrażenie opinii na temat krzyżaków i od razu poniżenie? Co tatuś z Niemiec?
Drogi Igorze nie napisałeś ile razy Prusowie napadli splądrowali i spalili Łomżę. Nie napisałeś o tym kto sprowadził Krzyżaków i w jakim celu.To dlaczego Polacy mają nie lubić swoich wyzwolicieli którzy to raz na zawsze wyzwolili ich od tych okrutnych Prusów ( nie mylić z Prusakami)
http://prusowie.pl/historia/co_stalo_sie_z_prusami.php
Oglądałem właśnie wczoraj w nocy, nie mogąc spać, brytyjski dokument, gdzie bohaterem był XIV-wieczny angielski rycerz, który jak się sensacyjnie (dla autorów dokumentu) okazało, zginął najprawdopodobniej w 1364 r. w czasie zdobywania Nowego Kowna (…). Historyk chyba oksfordzki, komentujący te odkrycie, na chłodno „z angielską flegmą”, punkt po punkcie, opisywał szczegółowo nawet jak dla niego „niebywałe okrucieństwa” krzyżackie, tj. takie łącznie z zabijaniem kobiet w ciąży, starców i dzieci… No bo to byli poganie (…)
XIX wieczny nasz historyk J. Szujski w „Dzieje Polski: podług ostatnich badań. I” (1862), tak to opisuje: „Zakonny marszałek Henryk Schindekopf, okrutnik i fanatyk […], stał w niej [tj. wojnie zaczętej skrajnie niehumanitarnie – w roku wybuchu tragicznej epidemii dżumy – „plagi” – 1360] naprzeciw rycerskiego [!] i szlachetnego [!] Kiejstuta.” I tutaj przypomina mi się to co na potwierdzenie powyższego – opinii o Kiejstucie, w jednym ze swych wspaniałych esejów historycznych, pisał W. Łysiak. „Nieugięty Kiejstut postawił Nowe Kowno w miejsce zburzonej fortecy, które atoli tegoż roku 1364 przez Henryka Schoeningen zburzone zostało.” – dodaje Szujski.
………………..
Ja nie widzę różnic w tym co mówił „obcy”, a więc na pewno bardziej neutralny, obiektywny, historyk brytyjski XXI wieczny z ww. dokumentu, jak i ten „nasz” XIX wieczny, pisał. Obaj więc opisują chyba jednak obiektywną rzeczywistość, a nie „czarna legendę”.
Zaraz po wyżej opisanym dokumencie, dalej spać nie mogąc tym razem już ze zwykłego „wkurzenia się” po prostu, obejrzałem kolejny dokument: o Hindenburgu. Lektor BBC pokazywał tam m. in. ulotkę propagandową z Hindenburgiem na zdjęciu, którego to nazwał nie inaczej jak „logo” akcji promującej kontynuowanie wojny (jako taka coś a la „maskotka” – logo, portret marszałka był bowiem nieomal wszędzie obecny, nawet na pudełkach zapałek…), gdzie wyraźnie było napisane przy użyciu polskiej pisowni, że Niemcy w 1914 zwyciężyli pod Grunwaldem (…), (nie użyto – celowo – nazwy Tannenberg)… Brytyjski lektor skomentował to tak: „…dla potrzeb wojennej propagandy Kajzer skradł Polakom zwycięstwo…” (…)
Gdy czytałem pośmiertną książkę prof. M. Biskupa „Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim: (1308-1521).” (2014) (być może autor artykułu brał udział w jej redagowaniu), to byłem zszokowany i przerażony tym jak bardzo „na śmierć i życie” była ta walka z zakonem dla Polski i Litwy. Małe Państwo zakonne generowało bowiem często potężny, trudny do wygenerowania z kolei przez Polskę i Litwę, wysiłek ekonomiczny i wojskowy w tym ludzki, nawet połowy państw i państewek niemieckojęzycznych zakon wspierających, i to długo, długo po rzekomo decydującym dla „upadku” tegoż poparcia, Grunwaldzie… Nawet papiestwo jeszcze po sekularyzacji zakonu ratowało protestanckie już przecież Prusy, przed całkowitym wymazaniem z mapy Europy, i m. in. to głównie ono – Papież i kuria rzymska, wymusiło na Polsce zachowanie szybko później odradzających się, rosnących w potęgę Prus książęcych dalej królewskich…
Post-zakonne państwo pruskie nie było lepsze niż Krzyżacy, widziało swój rozwój wyłącznie w możliwie szybkim „pożeraniu” ziem polskich. Symboliczny gest przetopienia polskich regaliów po III zaborze, to wyraźna deklaracja dążenia do całkowitego unicestwienia tylko Królestwa Polskiego?
Na szczęście miał rację „Wielki Elektor” w swym słynnym testamencie, pisząc że jeżeli Prusy nie będą „trzymały” z Rzeczpospolitą, a ta nie będzie silna, to tę że Prusy najzwyczajniej w świecie zniknąć mogą z mapy Europy!
A pomysłodawcą „deprusyfikacji” Niemiec po drugiej wojnie, wymazania Prus z mapy Europy, nie byli Polacy, a nawet i nie Stalin, a jedynie… Winston Churchill… Określił on pruski „mit założycielski” jako kwintesencję agresywnego imperializmu, praprzyczynę większości najkrwawszych konfliktów nowożytnej Europy…
Co ciekawe mimo tej „deprusyfikacji” nazwa Prusy przetrwała w Niemczech w różnych dziwnych miejscach, np. w nazwach klubów piłkarskich (Borussia) – i ich czarno-żółtych, czy czarno-białych barwach klubowych…
A obecnie mamy budzący mieszane uczucia nie tylko u nas, powrót „białej” legendy tak Prus jak i krzyżaków – jak „grzyby po deszczu” w Niemczech na swe cokoły wracają tłumnie pruscy królowie, gloryfikuje się „wybitnych nosicieli kultury łacińskiego zachodu”: zakony niemieckie – pisze na nowo „hagiografie” ich wielkim mistrzom… „Zapominają” przy tym często – ich autorzy, że były to organizacje opanowujące przez setki lat w sposób niezwykle krwawy, wręcz nie mający precedensu w historii Europy, niszczący „do ostatniego” całe nacje; południowe wybrzeże Bałtyku. W czym pomagają im… naiwni często naukowcy (polecam na dowód, jako memento, lekturę apologetyczną australijskiego de facto gloryfikatora Prus: Ch. M. Clarka, „Prusy. Powstanie i Upadek 1600-1947”), zaręczam, można się zdrowo przerazić i „pośmiać przez łzy”…
I jedynie, kończąc, mam (płonną?) nadzieję, że przesadzam i jestem ze swymi poglądami tylko fragmentem „czarnej legendy”, a nie częścią opisania obiektywnej rzeczywistości…
komentarz z którym trudno się nie zgodzić chociaż z niektorymi stwierdzeniami bym z chęcią po polemizował. Pozdrawiam.
Brawo, super komentarz!
Doskonały komentarz!
Jeżeli dla Niemców Zakon Krzyżacki był jedynie krzewicielem kultury i cywilizacji zachodniej to dlaczego ich armia nosi, nie jako jak emblemat, symbol czarnego krzyża w białym polu? Kultura i cywilizacja stała się symbolem dla armii? Chyba coś tu się nie skleja w tej bajce dla naiwnych o niemieckich dzielnych rycerzach, którzy tak ciężko pracowali nad dobrobytem innych ludzi.
Uważaj bo polemizujesz z „profesorem doktor habilitowanym. Jest specjalistą w dziedzinie stosunków polsko-niemieckich od schyłku średniowiecza do XX wieku. Od 2011 roku jest profesorem nadzwyczajnym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Od 2014 roku pracuje jako zastępca dyrektora Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie”. Pozdrawiam serdecznie. :-)
Pewnie też taki profesór jak Bartoszewski.
Taki profesor itd. itp. a w nazwie oficjalnej zakonu się pomylił…
Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie.
Babol i to w pierwszym zdaniu artykułu. Siadaj, bania, panie rofesorze!
Prof. Igor K. wcześniej (2011.) dodał – napisał jeszcze tak:
„Propaganda komunistyczna chętnie wykorzystywała wątek krzyżacki również w kontekście: RFN jako forpoczta imperializmu zachodniego spod znaku Drang nach Osten oraz tzw. rewanżyzmu i rewizjonizmu, czyli polityki rewizji granic na Odrze i Nysie. Karykatury na łamach gazet i czasopism satyrycznych w latach sześćdziesiątych z lubością powtarzały motyw kanclerza Konrada Adenauera ubranego w biały płaszcz z czarnym krzyżem, wypaczając kompletnie sens jego spotkania z przedstawicielami współczesnego zakonu krzyżackiego w latach pięćdziesiątych. Przypomnijmy, że mianowany przy tej okazji honorowym członkiem Zakonu, Adenauer pragnął w ten sposób oddać hołd krytycznej postawie krzyżaków wobec nazizmu.”
„…wypaczając kompletnie sens…” – na pewno kompletnie?
Dzieje.pl: „Również po 1945 r. zwycięstwo plebiscytowe [na Warmii i Mazurach] było wspominane przez środowiska ziomkowskie negujące granice ustalone w Poczdamie. „Wasze dzisiejsze spotkanie, moi niemieccy przyjaciele z Prus Wschodnich, ma również cel polityczny. Ta manifestacja ma Niemcom i wszystkim wolnym narodom pokazać to, CO PAŃSTWU WYRZĄDZONO i co stało się z państwa stronami ojczystymi” – mówił kanclerz Konrad Adenauer na zjeździe wypędzonych w 1960 r.”
Warto dodać, że tą 40 rocznicę kompletnie zmanipulowanego przez Niemców plebiscytu, obchodzono bardzo hucznie jako taką wielką rocznicę – święto, na koszt państwa niemieckiego, a kanclerz oczywiście wystąpił, a jakże, w krzyżackim płaszczu…
No to rzeczywiście bardzo niesłychane, że Polacy utożsamiali Niemców z Niemcami :) Przecież Krzyżacy to byli wyłącznie Niemcy. Zakon założony przez Niemców i dla Niemców. Nikt, kto nie był niemieckojęzyczny, nie mógł się stać rycerzem zakonu.