Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

„Rodeo Ben” – kowboj z Łodzi, który uszył wranglery

W USA słowo „wrangler” oznacza kowboja.

fot.Carol M. Highsmith – Library of Congress/domena publiczna W USA słowo „wrangler” oznacza kowboja.

Dżinsy, gdy pojawiły się na amerykańskim rynku, były strojem roboczym używanym najczęściej przez poszukiwaczy złota, robotników, górników czy kowbojów. W USA słowo „wrangler” oznacza kowboja. Tę rozpoznawalną dziś markę, kojarzoną głównie ze spodniami, stworzył krawiec pochodzący z… łódzkich Bałut.

Będąc już dojrzałym, 40-kilkuletnim mężczyzną podjął decyzję o emigracji do lepszego świata. Miały nim być Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Zdawał sobie sprawę z upływających lat i coraz większych problemów, które w jego rodzinnej Łodzi wydawały się być nie do rozwiązania. Zakład krawiecki, którego był właścicielem, funkcjonował ze zmiennym szczęściem. Biedni bałuciarze – bo znajdował się w dzielnicy Bałuty – nie zaglądali do niego zbyt często. Woleli chodzić w połatanych ubraniach (najczęściej z braku pieniędzy), niż kupić nowe. Zamówień nie było więc zbyt dużo. Zwykle jakieś proste przeszycia i drobne naprawy. To doprowadzało do długów, których nie było za co spłacać. Życie toczyło się z dnia na dzień bez lepszych widoków na przyszłość.

Warto mieć marzenia

Urodził się w Łodzi w 1894 roku w domu przy ulicy Krótkiej na Bałutach. Nazywał się Bernard Lichtenstein. Jego ojciec Izaak był krawcem. Nic więc dziwnego, że mały Bernard od dziecka poznawał ten fach. Urozmaiceniem monotonnego życia były dla niego powieści Karola Maya o przygodach Winnetou i Old Shatterhanda. Zaczytywał się nimi w wolnych chwilach. Barwne losy Indian stopniowo rozbudzały w nim marzenia o dalekim świecie, w którym człowiek czuje się wolny i szczęśliwy, oraz o beztroskiej pracy kowboja.

Barwne losy Indian stopniowo rozbudzały w nim marzenia o dalekim świecie, w którym człowiek czuje się wolny i szczęśliwy, oraz o beztroskiej pracy kowboja.

fot.John C. H. Grabill /domena publiczna Barwne losy Indian stopniowo rozbudzały w nim marzenia o dalekim świecie, w którym człowiek czuje się wolny i szczęśliwy, oraz o beztroskiej pracy kowboja.

Kiedy przejął zakład od ojca, był już mistrzem krawiectwa. Zdawał sobie sprawę z tego, że sprawne ręce nie wystarczą, by zarobić na życie. Zainwestował, próbując odmienić swój los. Kupił drogą, szwajcarską maszynę do szycia, pracującą dużo szybciej niż dotychczasowe, które posiadał. Mógł teraz zrealizować jedno ze swoich marzeń. Na Purim, wiosenny żydowski karnawał, zrobił dla swojego syna strój kowboja. Beżowe płótno posłużyło do uszycia kamizelki przypominającej ubranie jego ulubionych powieściowych bohaterów. Był to krój zupełnie obcy dla większości jego otoczenia. Wzbudzał uśmiech, ale i brak akceptacji. Bernarda zaczęto uważać za dziwaka. Nie mógł liczyć na to, że tak dziwnymi rozwiązaniami zdobędzie rzesze wiernych klientów…

Czytaj też: Hoffland – lata kreowania mody

Do Ameryki z maszyną do szycia

Tymczasem sytuacja Żydów w Europie zaczęła się komplikować. Sąsiedzi Lichtensteinów wyjechali z Łodzi za granicę. Bernard namówił żonę, by postawili wszystko na jedną kartę. Był rok 1937. Podjęli decyzję o emigracji. Sprzedał zakład innemu krawcowi za ówczesne 5 tysięcy złotych, które stanowiło równowartość około tysiąca dolarów. Starczyło to na spłatę długów i kupno biletów na transatlantyk SS Kościuszko. W podróż za ocean wyruszyła z nim najbliższa rodzina.

Transatlantyk SS Kościuszko

fot.domena publiczna Transatlantyk SS Kościuszko

Co zabrali ze sobą? Oczywiście maszynę do szycia, która w Ameryce miała dać im niezależność i duże pieniądze. Rejs z Gdyni do nowojorskiego portu trwał osiem dni. Rodzina spędziła go pod pokładem, stłoczona wśród innych najbiedniejszych pasażerów. Samo dopłynięcie do Nowego Świata nie gwarantowało pozostania tam i znalezienia pracy. Każdy przybysz musiał przejść skomplikowaną procedurę i odpowiedzieć na wiele pytań. Tymczasem żaden z Lichtensteinów nie znał języka angielskiego.

Jednak udało się. Pozwolono im pozostać i szukać pracy. Bernard podczas podróży obserwował pasażerów, którzy tak jak on wieźli ze sobą maszyny do szycia. W ich rozmowach powtarzało się jedno słowo: Filadelfia.

Czytaj też: Niemal pogrzebali firmę ojca. Temperament Guccich doprowadził modowe imperium na skraj upadku

Przełomowe zatrzaski

Był to największy ośrodek przemysłu tekstylnego w Ameryce, centrum handlu i biznesu, gdzie tradycyjna kultura Dzikiego Zachodu była traktowana jak folklor. To właśnie tam wyruszyli. Bernard otworzył niewielki sklep z pracownią krawiecką. Szył spodnie, koszule, płaszcze. Był już wtedy nie Bernardem, a Benem – ponieważ takie imię było łatwiejsze do wymówienia. Niespełna rok po przyjeździe do Ameryki jego sklep odwiedził impresario objazdowego rodeo show w poszukiwaniu materiałów w żywych kolorach. Złożył zamówienie na uszycie kowbojskiej garderoby, która miała nawiązywać do wówczas obowiązującej mody. Ben miał przygotować dziesięć koszul z denimu (dżinsu).

I znów pomocna okazała się lektura książek czytanych w dzieciństwie. To z nich czerpał wzory strojów. Kontrahent był zadowolony. Kolorowe koszule z lamówkami, kieszeniami i zakładkami zrobiły na nim wrażenie. Zaskoczył go jeden szczegół – nieznane wcześniej zatrzaski zastępujące guziki. Bernard wytłumaczył, że to lepszw rozwiązanie. Kiedy kowboje trafiali na rogi byka, często tracili życie właśnie przez mocno przyszyte guziki, które nie od razu odrywały się od koszuli. Zatrzaski w mig uwalniały ofiarę z opresji.

O tej praktycznej innowacji zaczęli mówić wszyscy znawcy tematu. Łódzki krawiec dostał zaproszenie od bogatego ranczera w Kansas City. Osiadł na Zachodzie Ameryki i zaczął zarabiać niezłe pieniądze. Przylgnęło do niego określenie Rodeo Ben – kowboj z Polski.

Niebieski Dzwon

Na Wschodnim Wybrzeżu otworzył sklep, który stał się miejscem spotkań miłośników rodeo z Kolorado, Teksasu i Kalifornii. Co roku jego stoisko w nowojorskim hotelu Belvedere z okazji pokazów rodeo w Madison Square Garden odwiedzały największe gwiazdy oraz aktorzy ucieleśniający archetyp kowboja. Rodeo to sport wyrosły z tradycji kowbojskiej. Oprócz umiejętności wymagał też odpowiedniego stroju. Atrakcyjnego, ale też wygodnego, przede wszystkim niekrępującego ruchów i wytrzymałego. Coraz częściej zwracano uwagę na to, że powszechnie używane przez kowbojów dżinsy nie wytrzymują konfrontacji w pojedynku ze zwierzętami. Należało szukać nowych rozwiązań. Wkrótce przed Benem otworzyła się kolejna szansa.

Na rynku amerykańskim mocną pozycję miała firma Blue Bell (Niebieski Dzwon), zajmująca się produkcją odzieży roboczej. Swoją nazwę zawdzięczała niebieskiemu dżinsowemu pyłowi, który pod koniec dnia pracy pokrywał twarze robotników. Jej założyciel otrzymał w prezencie dzwon z lokomotywy parowej, który szybko pokrył się takim samym pyłem.

Coraz częściej zwracano uwagę na to, że powszechnie używane przez kowbojów dżinsy nie wytrzymują konfrontacji w pojedynku ze zwierzętami.

fot.PPOC, Library of Congress/domena publiczna Coraz częściej zwracano uwagę na to, że powszechnie używane przez kowbojów dżinsy nie wytrzymują konfrontacji w pojedynku ze zwierzętami.

Po pewnym czasie firma połączyła się z konkurencyjną Globe Superior Corporation. Wkrótce dokonała też pewnego przełomu w przemyśle odzieżowym, wdrażając proces sanforyzacji. W jego wyniku materiał kurczył się jeszcze przed wykonaniem wykroju. Pozwoliło to na znaczne oszczędności. Denim, z którego produkowano ubrania, był bowiem podatny na kurczenie się. Z tego powodu przed wprowadzeniem sanforyzacji trzeba było szyć ubrania znacznie większe, niż wymagał tego rozmiar, marnując ogromne ilości materiału,

W czasie II wojny światowej, firma Blue Bell – Globe wyprodukowała ponad 24 miliony ubrań dla amerykańskiej armii. Kiedy wojna się skończyła, firma powróciła do produkcji na potrzeby cywilne. Należało też dostosować produkcję do zmieniającego się rynku.

Czytaj też: Hugo Boss – krawiec Hitlera

Rodeo Ben z Polski szyje wranglery

Na przełomie 1946 i 1947 roku firma Blue Bell szyjąca dżinsy i współpracująca z kowbojami zatrudniła Bernarda Lichtensteina, aby opracował specjalną linię spodni przeznaczoną dla uczestników rodeo. Wśród swoich pracowników ogłosiła konkurs na nazwę nowej marki ubrań. Rodeo Ben zaprojektował kilkanaście wzorów – każda wersja spodni sprawdzana była przez kowbojów w trakcie pojedynków ze zwierzętami. Trzynasta okazała się idealna.

Charakterystyczne dla niej było zapięcie na suwak, a nie na guziki. Do tego podwójny szew, pięć kieszeni, proste nogawki i przesunięta kieszonka na zegarek. Nity zostały wygładzone. Ostatecznie w roku 1947 powstały spodnie 13 MWZ (13 tries, man`s western zipper), dla których wybrano nazwę Wrangler synonim kowboja. Przyjęła ją także sama firma. Początkowo skórzana naszywka zawierała nieco dłuższy napis o treści: „Blue Bell`s Wrangler Authentic Western Jeans”.

Obecnie dostępne w sprzedaży spodnie Wrangler to pochodne projektu 13 MWZ.

fot.Silar /CC BY-SA 4.0 Obecnie dostępne w sprzedaży spodnie Wrangler to pochodne projektu 13 MWZ.

Wkrótce wprowadzono kolejne modyfikacje: naszywki zaczęto wykonywać ze sprasowanego sztruksu, aby nie przylegały do skórzanego siodła. Zmieniono też proporcje i wydłużono spodnie. Wszystko po to, aby uzyskać więcej miejsca na zginanie się i skręcanie. Od zawsze atrybutem kowboja był ciężki pas z ozdobną klamrą. Żeby dobrze się trzymał, zwiększono liczbę szlufek z pięciu do siedmiu. Tak powstały kultowe 13-tki, a obecnie dostępne w sprzedaży spodnie Wrangler to pochodne projektu 13 MWZ.

„W każdym z nas jest trochę Zachodu”

Trzy lata po wyprodukowaniu pierwszej serii Wrangler – jako jedna z nielicznych wtedy firm – wprowadził na rynek kolekcję spodni dla kobiet. Znów okazał się być nowatorski: jako pierwszy umieścił zamek w damskich dżinsach nie z boku, a na środku. Z biegiem lat dżinsy przestały być strojem typowym dla kowbojów. Stawały się coraz bardziej powszechne.

Rodeo Ben zmarł w roku 1985 jako gwiazda krawiectwa amerykańskiego. Pochowano go w białym dżinsowym garniturze. Zaprojektowane przez niego spodnie stały się na całym świecie synonimem wolności i indywidualności. „There is a bit of the West in all of us” („W każdym z nas jest trochę Zachodu”) – takie hasło zaczęło wkrótce towarzyszyć marce.

Wizerunek Bernarda wraz z podobiznami pięciu mistrzów rodeo był drukowany na papierowej wkładce, którą fabrycznie przyczepiano do tylnej kieszeni każdej pary nowych wranglerów. Do dziś to najbardziej rozpoznawalne na świecie spodnie. Swego czasu były marzeniem niemalże każdego Polaka…

Bibliografia

  1. Liszewski (red.), K. Badziak, Łódź. Monografia miasta, Łódź 2009.
  2. Perzyński, A. Kulik, Sekrety Łodzi. Część 1, Łódź 2016.
  3. Archiwum Państwowe w Łodzi.
  4. Akta miasta Łodzi [1471]1794-1914[1918]. Przewodnik po zespole. Oprac. M. Bandurka. Warszawa-Łódź 1990
  5. Łódzkie ulice (Internet Archive). [dostęp 2012-03-24]. (pol.). Łódzkie ulice (Internet Archive). [dostęp 2012-03-24]. (pol.).
  6. Bernard „Rodeo Ben” Lichtenstein. [w:] Find A Grave [on-line]. [dostęp 2015-10-20]. (ang.)
  7. https://www.wrangler.com/
  8. https://jeansoriginal.pl/marken-history

Komentarze (1)

  1. Tomo Odpowiedz

    Ciekawe jakie są historie innych firm od jeansów np Lee czy Diesel. Fajnie wiedzieć, że ktoś kto założył Wranglera zmarł w 1985roku. Nie wiem jak w USA, ale w Polsce to jedne z lepszych jeansów. Cenowo są bardzo wysoko.

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.