Bronek Czech. Chluba Zakopanego
Człowiek i sportowiec o szerokich horyzontach. Odważny, lubiący wyzwania. Wrażliwy. Prawdziwy patriota, który w chwili najtrudniejszej próby nie wybrał drogi na skróty. Bez względu na czasy – wzór dla młodzieży. Życiorys Bronisława Czecha to gotowy scenariusz na film.
Majowy poranek roku 1940. W domu numer 5 przy zakopiańskim Rynku słychać pukanie do drzwi. W sieni staje mężczyzna. Domownicy go znają. Pyta o Bronka Czecha, więc matka prędko woła, malującego obraz syna.
– Bronek! Do ciebie!
Czech wstaje, ubiera płaszcz i wychodzi. Na placu czeka samochód, a w nim funkcjonariusze gestapo. Chwilę później matce zabrano syna. Zakopanemu ważnego mieszkańca, a kibicom wszechstronnego sportowca. Zabrano go na zawsze.
Sportowy fenomen
Bronek przyszedł na świat latem 1908 roku. Był trzecim z czworga dzieci Józefa – z zawodu mechanika kotłowego i palacza, z zamiłowania kolarza – i Stanisławy z Namysłowskich, utalentowanej hafciarki. Jako mały chłopiec podziwiał przedwojenne dyplomy taty, które zdobiły ściany niewielkiej góralskiej chatki, stojącej przy ulicy Chramcówki 2 w Zakopanem. To po rodzicach odziedziczył smykałkę do sportu i artystyczne zacięcie.
Dzieciństwo miał dobre. Uczęszczał do Ludowej Szkoły Męskiej przy Nowotarskiej. Uczył się świetnie, toteż rodzice zgodzili się, aby syn kontynuował edukację w prywatnym gimnazjum. Niestety, tej szkoły Bronek nie ukończył. Zabrakło pieniędzy na czesne. Koniec końców zaznajamiał się z ślusarstwem i ciesielstwem. Później został jeszcze wolnym słuchaczem w warszawskim Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego.
Czech był wszechstronnie uzdolniony. Malował, rzeźbił, pisał wiersze, przez co zakopiańscy artyści widzieli w nim przyszłego, wybitnego przedstawiciela tamtejszego folkloru. Ale jeszcze bardziej garnął się do sportu. Latem grywał w tenisa stołowego, piłkę nożną, pływał i uprawiał lekkoatletykę. Kiedy nieco zmężniał często widywano go na górskich wycieczkach. Z czasem poznał Tatry lepiej, niż własną kieszeń.
Zimą wraz z bratem Władkiem, jak niemal każde dziecko w Zakopanem, śmigał na deskach. Nie wiadomo dokładnie, kiedy pierwszy raz założył na nogi narty. Pewnym jest, że to one przyniosły mu reputację i sukcesy.
Czytaj też: Janusz Kusociński – człowiek i sportowiec niezłomny
Najlepszy narciarz Europy Środkowo-Wschodniej
Mając dwanaście lat wziął udział w pierwszych zawodach. Jeszcze nie tak poważnych, ale dla niego przełomowych. Pierwszy istotny start zanotował 18 stycznia 1925 roku na Lipkach w biegu na 5 km, w zawodach zorganizowanych przez sekcję narciarską zakopiańskiego Sokoła. Nie dał szans przeciwnikom. W 1926 roku zauważyli go wysłannicy „Przeglądu Sportowego”, którzy dziesięć lat później wspominali:
– Pamiętamy wspaniałe zawody na Hali Gąsienicowej w 1926 r., przeniesione wobec braku śniegu w samo serce Tatr. Stały się manifestacją, która zostanie na zawsze w pamięci uczestników. W biegu juniorów startował po raz pierwszy Bronisław Czech. W następnym roku był już najlepszym polskim zawodnikiem. Bezsprzecznie jest Bronek sportowym fenomenem.
Kariera sportowa Zakopiańczyka rozwijała się wzorowo. Na krajowym podwórku zdobył łącznie 24 tytuły mistrzowskie, w różnych konkurencjach narciarskich. W 1927 roku udał się do Cortina d’Ampezzo na swoje pierwsze mistrzostwa świata. Rok później wyjechał na zimowe igrzyska olimpijskie, które organizowało szwajcarskie Sankt Moritz. I poszło mu całkiem przyzwoicie. Po biegu do kombinacji zajmował piąte miejsce. Niektóre gazety w kraju donosiły nawet o trzeciej lokacie, ale informacje te nie były prawdziwe. Nie zmienia to faktu, że przed konkursem skoków wielu kibiców zacierało ręce, wszak na skoczni Czech był wyśmienity. Ku ogromnemu zaskoczeniu wszystkich, Bronkowi podwinęła się noga. Ostatecznie zajął 10. pozycję. „Stadjon” tak opisał decydujące zmagania:
„W sobotę, w godzinach rannych odbył się konkurs skoków, dla uczestników kombinacji. Skocznia była, z powodu małej ilości śniegu, zupełnie nie odpowiednią i nie przygotowaną do zawodów. Zeskok i wybieg bardzo niebezpieczne.(…) Pierwszy skok Czecha skończył się niefortunnie, gdy Polak, nie znając stanu skoczni, skoczył 51m niestety z upadkiem. W drugim skoku Czech osiągnął 60 m bez upadku, nie mógł on już jednak poprawić swej noty. Wobec tego Czech, który powinien w skoku zdobyć lepszą jeszcze notę niż w biegu, zdołał w skoku uzyskać dość kiepską notę 11.166.”
Cztery lata później w Lake Placid as narciarstwa był już siódmy, odrabiając straty poniesione z trasy biegowej na skoczni. Ostatnie – z perspektywy dalszego życia, bardzo wymowne – igrzyska Bronka miały miejsce w Garmisch-Partenkirchen, w rządzonych przez Hitlera Niemczech. 28-letni wówczas Zakopiańczyk wystartował w pięciu konkurencjach. Co prawda nie zajmował już czołowych miejsc, ale dumnie patrzył na młodsze pokolenie, które do tamtych igrzysk przygotowywał.
Wśród wielu tryumfów Czecha na szczególną uwagę zasługuje ten z 1929 roku, gdy w swoim rodzinnym mieście stanął w szranki z najlepszymi zawodnikami, by bić się o mistrzostwo globu. W Zakopanem trwało święto sportu, a Bronek był jednym z powodów, wywołujących uśmiech na twarzach rodaków. 2 lutego sunął po zboczach Kasprowego Wierchu, rywalizując o tytuł nieoficjalnego mistrza świata w biegu zjazdowym. Po dwóch przejazdach był najlepszy, a serdeczności nie szczędził mu, obecny na zawodach, prezydent Ignacy Mościcki. Po zakopiańskim czempionacie nazwano go nawet „najlepszym narciarzem Europy Środkowej i Wschodniej”.
Sportowa kariera Bronka wyniosła go na piedestał popularności. Ale on tą sławą nigdy się nie zachłysnął. Skromny, pracowity i prostych góral, który potrafił zarazić dobrym nastrojem – tak po latach wspominali go znajomi. Pod względem sportowym porównywano go do Skandynawów, cechujących się niespotykaną wydolnością.
Czytaj też: Eddie „Orzeł” Edwards. Najlepszy „najgorszy skoczek narciarski w historii”
Taternik
Bronisław Czech kochał Tatry. Przed wybuchem II wojny światowej przeszedł górskimi ścieżkami setki, jeśli nie tysiące kilometrów. Niektóre wyprawy były dziewicze i wymagały od niego nie lada odwagi. Niekiedy brał ze sobą narty i po zdobyciu szczytu mknął w dół, by przyśpieszyć powrót do domu.
– Imponował mi znajomością Tatr, pierwszymi przejściami spenetrowaniem wszystkich dróg majestatycznego urwiska południowej ściany Zamarłej Turni. Chodził w góry latem i zimą, stale powiększając rejestr niedostępnych dróg. Zawsze jednak znajdował czas dla swych zaprzyjaźnionych ceprów, do których ja należałem – mówił o nim Antoni Miller, działacz sportowy.
Właśnie, Zmarła Turnia. Południowa ściana tej góry przez lata uchodziła za niezdobytą. Pochłonęła kilka ludzkich istnień. W książce „Tragedie tatrzańskie” autor Wawrzyniec Żuławski nazywa Bronka „niezrównoważonym wspinaczem”. Dlaczego? Pewnego dnia Bronek wybrał się na Zmarłą i odpadł ze ściany, ale…
„Z błyskawiczną przytomnością umysłu odpycha się rękami od ściany, obraca twarzą do przepaści i pikuje w powietrzu jak przy skoku na Krokwi. Skacze na spory trawiasty stopień o kilka metrów niżej, odbija się od niego, upatrując w ułamku sekundy następne dogodne miejsce, ląduje wreszcie cały i zdrowy na sporej płytowej platformie, tuż nad przywieszkami, u końca dolnego trawersu.”
Przeżył upadek. Na początku lat 30. nieco ograniczył wysokogórskie wyprawy, poświęcając się innym pasjom. Uwielbiał adrenalinę, a więc wybór szybownictwa nie powinien zbytnio dziwić.
Czytaj też: Jesse Owens – czterokrotny mistrz, który zepsuł nazistowskie święto
Więzień numer 349
Po wybuchu II wojny światowej Bronisław zaangażował się w działalność konspiracyjną. Od września 1939 roku, przez kilka kolejnych miesięcy, znikał z domu. Nawet najbliższym nie mówił dokąd wychodzi. Być może to przez swój charakter, był przecież człowiekiem nieco skrytym. A może zwyczajnie nie chciał narażać rodziny na niebezpieczeństwo?
Ludzie z otoczenia Czecha zdawali sobie sprawę, że gestapo zaciska wokół niego pętlę. Stanisław Marusarz, inny wybitny narciarz i kurier tatrzański, proponował mu nawet ucieczkę z kraju. Ale Bronek nie chciał o tym słyszeć. Przeprowadzanie ludzi przez Tatry nie było jednak jedynym powodem, dla którego niemieckie służby zainteresowały się sportowcem. Drugim był niejaki Sepp Röhrl, austriacki trener narciarstwa, który współpracował wcześniej z polskimi zawodnikami. Bronek nie miał o nim dobrego zdania. Podskórnie czuł, że nie można mu ufać. Znajomym mówił, że to niemiecki szpicel.
Pewnego dnia, już po wybuchu wojny, Sepp zjawił się w domu Czecha. Przymilając się, wychwalając osiągnięcia i umiejętności sportowe, zaproponował mu szkolenie kadry niemieckich narciarzy. Ten odmówił. Ale współpracujący z okupantem mężczyzna nie chciał się poddać. Negocjował. Proponował bajońskie sumy, nagrody. Kiedy i to nie przynosiło skutku posunął się do gróźb. Bronek uparcie trwał przy swoim. Znał też koszty takiej postawy.
14 maja 1940 roku został aresztowany. Po wyjściu z domu, usiadł pomiędzy gestapowcami. Samochód ruszył do cieszącego się złą sławą, zakopiańskiego więzienia „Palace”. Tam rozpoczęły się przesłuchania i po ich zakończeniu wszechstronny sportowiec został przewieziony do Tarnowa, a następnie do Oświęcimia.
Czech został jednym z pierwszych więźniów KL Auschwitz. Oznaczony numerem 349, trafił do bloku IV. Przez cztery lata mocował się z obozową codziennością. Pracował w stolarni, a później w obozowym muzemum (Lagermuseum). Pisał też listy do rodziny, w których najczęściej zapewniał, że u niego wszystko w porządku. Pomimo obozowej gehenny znalazł czas i środki, by malować. W zasobach Muzeum Auschwitz-Birkenau można znaleźć jedną z jego prac – „Krokusy” z 1943 roku.
Za drutami Bronek ponownie otrzymał propozycję pracy z niemieckimi narciarzami. I to kilkukrotnie. Za każdym razem odmawiał, twierdząc, że woli umrzeć jako Polak niż żyć jak zdrajca. Dla hitlerowców była to zniewaga, wymagająca krwi. Słynnego narciarza próbowała wykupić z obozu amerykańska Polonia, ta sama którą zauroczył swoją osobą w czasie igrzysk olimpijskich w Lake Placid. Oferowała 30 tysięcy dolarów. Na próżno. Starali się też bliscy i znajomi. Pisali nawet listy do kancelarii Adolfa Hitlera. Odpowiedź była jasna: albo Czech przyjmie propozycję szkolenia, albo zginie w obozie.
Mijały dni, tygodnie, miesiące. Wśród więźniów chodziły słuchy, że Bronek zaangażował się w obozową konspirację, że pracuje w organizacji Witolda Pileckiego i codziennie notuje liczbę trupów wywożonych do krematoriów. Chciał się przydać i doczekać wyzwolenia, ale czas i warunki w jakich spędził ostatnie lata zrobiły swoje.
Ostatni list wysłał do Zakopanego 22 maja 1944 roku. Snuł w nim wizję pięknej wiosny w stolicy Tatr. Ani razu nie wspomniał o tym, że stan jego zdrowia się pogarsza. Niedożywiony i osłabiony trafił do obozowego szpitala. Tamtejsi medycy starali się mu pomóc, lecz nie mieli wystarczających środków, by postawić sportowca na nogi. Wycieńczony Bronek wydał ostatnie tchnienie. Był 4 czerwca 1944 roku. Ponoć cygańska orkiestra, grająca dotąd żwawe melodie na placu, po otrzymaniu informacji, że Czech zmarł zmieniła repertuar. Nad KL Auschwitz uniosły się dźwięki „Marszu żałobnego” Fryderyka Chopina…
Czytaj też: Ski, łyże czy narty? Początki narciarstwa w Polsce
Patron szkół, ulic, placów, obiektów sportowych
Ciało Bronisława Czecha trafiło do obozowego krematorium. Jego prochy wymieszały się z prochami współwięźniów spalonych tego samego dnia i już nigdy nie trafiły pod Tatry. Ale górale nie zapomnieli o swoim bohaterze. Na Cmentarzu Zasłużonych na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem postawili mu symboliczny grób. Polskie ulice, place, szkoły, uczelnie, szlaki turystyczne, górskie schroniska, drużyny harcerskie, skocznie narciarskie noszą jego imię. Od 1946 roku organizowany jest Memoriał Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. Pośmiertnie nadano mu ważne odznaczenia państwowe. Jemu: prostemu, skromnemu i charakternemu chłopakowi, który tak ukochał góry i zimę.
Stanisław Kłodziński, więzień KL Auschwitz, w swoich pamiętnikach opisał pewną wymowną sytuację z listopadowego ranka 1941 roku:
„Z bloku wymknął się chyłkiem tylko Bronek Czech. Popatrzył na pierwszy śnieg, oglądał zachmurzone niebo, zwrócił twarz w stronę gór, usiłując przebić wzrokiem mgłę ciemności walczącej z dniem nocy. (…) Zatrzymał się parę metrów przed drutami. Bronek oglądnął się szybko i bystro raz jeszcze. Posta na budce zdawał się nie widzieć. Po prostu nie zwracał na niego uwagi. Ukląkł na świeżym śniegu. Nabrał go pełne garście. W ten sposób Bronek Czech przywitał się z zimą, pozdrawiając pierwszy śnieg. Z jego jasnych, dobrych oczu spłynęły dwie duże perliste łzy.”
Bibliografia:
- Praca zbiorowa, Chwała olimpijczykom, Warszawa 1968
- Praca zbiorowa, Poczet polskich olimpijczyków, Warszawa 1984
- Tajner, Legendy polskiego sportu, 1991
- Tuszyński, Od Chamonix i Paryża do Vancouver, Warszawa 2010
- Jaroń, Skoczkowie przerwany lot, Warszawa 2020
- https://archive.is/20130416091105/http://www.skijumping.pl/pokaz.php?show=pokaz_mistrz&id=139 (dostęp: 10.02.2022)
- http://sportowcydlaniepodleglej.pl/bronislaw-czech-dusza-polskich-nart/ (dostęp: 10.02.20212)
- Stadjon, 1928, nr 8
- https://www.polskieradio24.pl/39/156/Artykul/2320092,Bronislaw-Czech-Tragiczny-koniec-polskiego-krola-nart (dostęp: 10.02.2022)
- Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1928, nr 52 (21 II) – 21/29
Dodaj komentarz