Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Największa katastrofa kolejowa na ziemiach polskich. 130 ofiar śmiertelnych!

fot.domena publiczna Skalny monument upamiętniający ofiary katastrofy

Za kilka dni minie 75 lat od tragicznych wydarzeń 1944 roku. Jak doszło do największej katastrofy kolejowej w Polsce?

Gdyby zadać pytanie: Gdzie na ziemiach polskich miała miejsce największa katastrofa kolejowa (pod względem ilości ofiar), to jakie padały by odpowiedzi? Najpewniej pod Szczekocinami, bo jest ona najbardziej „żywa” i wydarzyła się stosunkowo niedawno, bo w 2012 roku. W dzisiejszych czasach był to news numer 1 we wszystkich środkach masowego przekazu, pokazywany i komentowany. Ale katastrof z dużą liczbą ofiar na ziemiach polskich, od momentu pierwszej zarejestrowanej w 1877 roku w Gorzkowicach, było ponad sto. I tak np. w Drzewcach w 1941 roku zginęły 44 osoby, w Ludwikowicach Kłodzkich w 1945 roku 70 osób, w Juliance w 1976 roku 25 osób, w Otłoczynie w 1980 roku 67 osób, czy we wspomnianych Szczekocinach 16 osób.

Jednak najtragiczniejszą katastrofą kolejową była ta, która miała miejsce 24 listopada 1944 roku w Barwałdzie Średnim.

Był chłodny, szary listopadowy dzień 1944 roku. Kolejny rok wojny i kolejny rok okupacji niemieckiej na ziemiach polskich. Front stanął na linii Wisły , nastąpiła względna stabilizacja. Wojska radzieckie po wyzwoleniu Białorusi, Litwy i wschodniej Polski uzupełniały zapasy i szykowały się do frontalnego ataku na III Rzeszę. Niemcy zaktywizowali działania logistyczne i pchali transporty kolejowe ze sprzętem na Wschód.

24 listopada 1944 roku dyżurny ruchu z Kalwarii Lanckorońskiej dostał informację od dyżurnego z Wadowic, że na trasę z Wadowic zostaje skierowany pociąg wojskowy z zaopatrzeniem dla Wehrmachtu. Skład ten wyruszył akurat tą trasą, ponieważ na trasie zwykle wykorzystywanej do tego typu zadań Skawina – Oświęcim partyzanci uszkodzili most. Linia 117 z Kalwarii Zebrzydowskiej do Wadowic przejęła ruch kolejowy z trasy Skawina-Oświęcim i posłużyła jako alternatywa dla niemieckich transportów na Wschód i lokalnych pociągów pasażerskich.

Tymczasem wspomniany dyżurny ruchu z Kalwarii, po otrzymaniu meldunku o pociągu, po pierwsze nie wpisał tego do księgi meldunków, a po drugie opuścił posterunek. Zastąpił go zawiadowca, który nie miał pojęcia o pociągu wojskowym, który ruszył z Wadowic. W tym samym czasie na linie 117 został skierowany pociąg pośpieszny relacji Zakopane – Kraków. Oba składy były objęte rozkazem A, czyli odcinek Wadowice – Kalwaria miały pokonać bez zatrzymywania się.

fot.domena publiczna Tablica na monumencie

Gdy pociąg pośpieszny był już na feralnej linii powrócił dyżurny ruchu i przypomniał sobie o pociągu wojskowym. Zadzwonił do stacji Kielcza Górna i Kalwaria Zebrzydowska by zatrzymano pociąg. Było już jednak za późno. Wojskowy skład minął Kielczę, a maszynista pośpiesznego zignorował sygnały dawane chorągiewką przez dyżurnego ruchu w Kalwarii Zebrzydowskiej. Ostatnią deską ratunku wydaje się pomysł wysłania małego parowozu, który miałby dogonić skład pasażerski i gwizdkami dać sygnał do zatrzymania się. Parowozowi zabrakło 500 metrów.

Około godziny 15.00/15.20 mieszkańcy Barwałdu Średniego usłyszeli niewyobrażalny huk. Dokładnie tam doszło do zderzenia. Pociąg pośpieszny z impetem wbił się w skład towarowy. Lokomotywy wybuchły, a pociągi stanęły w płomieniach. Pociąg pasażerski składał się ze starych już nawet na tamte czasy, drewnianych wagonów, które złożyły się jak domki z kart. Kierowana przede wszystkim ciekawością miejscowa ludność docierała na miejsce katastrofy i szybko zaczęła pomagać poszkodowany. Brakowało sprzętu medycznego, bandaży, opatrunków. Dopiero po jakimś czasie na miejsce katastrofy dotarły dwie karetki i trzech lekarzy. Mieszkańcy Barwałdu na furmankach odwozili poszkodowanych do swoich domów. W akcji aktywnie uczestniczyli  też księża z parafii kalwaryjskiej. W Zebrzydowicach utworzony został szpital polowy, rannych dowożono do szpitali w Wadowicach i Andrychowie. Według oficjalnych danych w katastrofie zginęły 134 osoby, a około 100 zostało rannych.

Głównym winnym katastrofy uznano dyżurnego ruchu z Kalwarii Lanckorońskiej i doraźnym wyrokiem sądu został on skazany na śmierć. Wyrok wykonano 25 listopada na terenie obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu.
23 listopada 2004 roku w sześćdziesiątą rocznicę katastrofy, w jej miejscu został odsłonięty pamiątkowy obelisk.

Bibliografia:

  1. Zapomniana, najtragiczniejsza katastrofa – KURIER KOLEJIWY, Krzysztof Kuś, 02.06.2012
  2. „Przynosili siano poszkodowanym”. Po największej polskiej katastrofie kolejowej ludzie także nie zawiedli – NATEMAT.PL, Janusz Omyliński, 05.03.2012
  3. Minęły 74 lata od kolejowej katastrofy – wadowiceonline.pl, 24.11.2018
  4. Z dziejów wadowickiej kolei (1887-1999), Andrzej Nowakowski

Komentarze (1)

  1. Jan Odpowiedz

    Witam, artykuł wprowadza w błąd. 130 ofiar to nieoficjalne dane ktore widniały jako oficjalne na wikipedii. Czasem warto dokładniej sprawdzić informacje.

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.