Piętnowanie i powieszenie – czyli co czekało złodzieja pieczęci koronnej
Był mroźny dzień. Na głównym rynku Krakowa tłum ludzi. Wszyscy czekali na wjazd wozu na którym miał znajdować się słynny złodziej… Cofnijmy się do lat 50. XVI wieku i prześledźmy głośną kradzież.
W podkrakowskiej Lusinie mieszkał niejaki Bartosz. Był on złodziejem, który ledwo wiązał koniec z końcem. Często bywał w Krakowie, by móc coś ukraść, a potem sprzedać paserowi. Pewnego zimowego dnia 1559 roku wpadł jednak na pomysł kradzieży czegoś innego niż mało wartościowe łańcuszki czy sukna… Jak doszło do kradzieży pieczęci koronnej?
Pieczęć koronna
Czym była owa pieczęć? Tak jak w dzisiejszych czasach pieczątki są swoistymi emblematami rozpoznawczymi danej osoby albo instytucji, podobnie było dawniej. Pieczęciami posługiwali się królowie, papieże, dostojnicy kościelni, książęta, nawet bogate rycerstwo. Także państwa i miasta jako osoby prawne. Od XIII wieku na terenie Polski pieczęcie wykorzystywane są nagminnie. Taki właśnie symbol polskiej dyplomatyki przyjdzie ukraść Bartoszowi.
Okoliczności
W lutym 1559 roku Zygmunt August przebywał wraz z dworem w Krakowie. Zajmował się chorą żoną – Katarzyną Austriaczką. W tym samym czasie Bartosz z Lusiny spacerował pod murami miejskimi i obmyślał, co mógłby ukraść. Myśli powiodły go w rejon ulicy Kanoniczej pod wzgórzem Wawelskim. Na miejscu spostrzegł grupę ludzi schodzącą z zamku, a na jej czele bogato ubranego mężczyznę.
Filip Padniewski był zadowolony z objęcia funkcji podkanclerzego. Zaszczyt ten spotkał go na obradach sejmu w Piotrkowie. Po konsultacji z królem schodził wraz ze swoją świtą do domu znajdującego się u stóp wzgórza – na ulicy Kanoniczej. Wchodząc do swego domostwa nie zauważył skradającego się Bartosza…
Kradzież
(…) ksiądz, zdjąwszy z szyje łańcuch z pieczęcią, która była w złotogłowym mieszku, położył na stole i szedł do dalszych pokojów i za nim komorni jego, słudzy doprowadziwszy księdza, skoro wszedł do izby, rozeszli się wszyscy. Chłop on, widząc na stole łańcuch (bo drzwi otwarte były) i mieszek kosztowny, poszedł do izby i wziął wszystko zaraz z stołu i wyszedł z komnaty, że go żaden nie spytał: ktoś jest, co tu masz za sprawę? W godzinę albo nie trzy potem przyszło pieczętować list podkanclerzemu, kazał ksiądz przynieść pieczęć, pieczęci nie masz, pytano, szukano.
Tak sprawę opisywał przyjaciel Filipa Padniewskiego – Łukasz Górnicki w swych „Dziejach w koronie Polskiej”. Bartosz potrafił zakraść się do domu podkanclerzego, schować, po czym zabrać mieszek z czymś w środku (nie zdawał sobie zapewne sprawy co znajduje się wewnątrz). Po kradzieży szybko udał się cmentarz Trójcy Świętej, by móc się przyjrzeć łupowi. W mieszku odnalazł pieczęć królewską w pięknie zdobionej i wykonanej ze srebra oprawie, która zamocowana była na złotych łańcuchach. Tak cenny łup raczej nigdy nie trafił się naszemu zuchwałemu złodziejowi, toteż czym prędzej Bartosz chciał opuścić miasto i udać się do domu. Po kilku godzinach dotarł w końcu do Lusiny, tam ukrył łup w stogu siana i zasnął.
W Krakowie tymczasem na wieść o kradzieży pieczęci rozgorzała panika. Szybko wysłano informacje do złotników i żydów (w związku z ich lichwiarskimi i paserskimi zdolnościami oraz kontaktami). Król szybko kazał kradzioną pieczęć unieważnić i wykonać nową. Wielkim problemem byłoby, gdyby stara pieczęć została wykorzystana przez innych na szkodę królestwa.
Rozesłane zawiadomienia docierały w trybie ekspresowym do okolicznych miejscowości. Bartosz natomiast na następny dzień postanowił sprzedać skradziony towar. Nie interesowała go pieczęć sama w sobie, dlatego też zniszczył ją, by móc spieniężyć łańcuch i oprawę. Kiedy mu się to udało, wyszedł z domu i udał się w kierunku Bochni do żydowskiego pasera. Opis sprzedaży i złapania Bartosza znajdujemy w krakowskiej księdze kryminalnej:
(…) Potem go Żyd pytał »Iż masz tego więcej?«, a on [to jest Bartosz — przyp. B.G.] mu ukazał wszystko i z pieczęcią. I chciał od Żyda 50 złotych, a Żyd mu dawał 30 złotych. Tak że Żydowie dali znać do pana podżupka. Tak że go pan podżupek pojmał.
Bartosza przewieziono do Krakowa na zamek i osadzono w tutejszej wieży więziennej. Jako, że sprawa dotyczyła tylko kradzieży pieczęci, a nie jej wykorzystania – przekazano złodzieja do miejskiego więzienia pod ratuszem.
Proces i kara
Bartosza szybko przesłuchano i poddano torturom. W księdze kryminalnej miasta Krakowa znaleźć możemy zeznanie Bartosza pisane przez pisarza sądowego:
(…) kiedy Jego Królewska Mość wyjechał z Krakowa, szedł z Kazimierza na zamek godzinę w noc i trafił natenczas, kiedy ksiądz podkanclerzy jechał z zamku. I szedł za księdzem na dół do dworu, i wszedł za księdzem na górę do gmachu. Tamże obaczył, kiedy ksiądz zdjął mieszek złotogłowy z się i wacek aksamitny od siebie odpasał i położył na stole, a czapkę położył podle tych rzeczy. Tak że on wszedł do izby i skrył się za piec. Potem ksiądz poszedł do innego gmachu, a w izbie nie ostał nikt. Tak że on wziął wacek aksamitny i mieszek złotogłowy, w którym była pieczęć królewska, u której były dwa łańcuszki złote, i poszedł z tymi rzeczami precz.
Prawo działało niesamowicie szybko. Bartosza skazano na karę powieszenia oraz napiętnowania rozpaloną cechą na czterech rogach miejskiego rynku.
(…) To wyznał, a nie inaczej, i z tym szedł na sąd Boży. Za jego złe uczynki wożono go na wozie około rynku. A na każdem wiertelu pieczętowano go na czole i na obu piersiach, i czwarta na plecach. Potem jest obwieszony na szubienicy.
Wyrok wykonano 27 lutego 1559 roku.
Bibliografia:
- Gajek B., Zuchwała kradzież pieczęci koronnej, [W:] Newsweek Historia nr. 11, 2018.
- Górnicki Ł., Dzieje w Koronie Polskiej, Wrocław 2003.
- Szymański J, Nauki pomocnicze Historii, Warszawa 2005.
- Uruszczak W., Karabowicz A., Mikuła M., Księga kryminalna miasta Krakowa z lat 1554-1625, Kraków 2013.
Dodaj komentarz