Co jedli na kolację średniowieczni mieszczanie?
Kilka rodzajów noży. Wymyślne mięsiwa. Drogie przyprawy. W średniowieczu obfite uczty odbywały się nie tylko na zamkach – mieszczanie, zwłaszcza ci bogatsi, także nie oszczędzali na jedzeniu. A przebieg posiłku regulowały równie surowe zasady.
Na czas posiłków na stole w sali wspólnej kładziono bardzo szeroką tkaninę. Dla ułatwienia obsługi nakrycia rozkładano tylko po jednej stronie i tam też obrus sięgał do podłogi, tworząc swego rodzaju wspólną serwetkę. W trakcie uroczystych posiłków niekiedy zmieniano obrus między poszczególnymi daniami. Na nakrycie składały się noże, łyżki i grube pajdy jednodniowego chleba, które służyły jako talerze na mięso. Używano kilku rodzajów noży – do cięcia mięsa, krojenia chleba czy otwierania ostryg i orzechów – za to żadnego widelca.
W misie z dwoma uchwytami zwanej écuelle podawano zupę lub gulasz, a ustawiano taką misę co drugie nakrycie, jedną dla dwóch osób. Siedzący na prawo i lewo od niej dzielili się jedzeniem, podobnie jak pucharem na wino i łyżką. Z kolei wielkiego glinianego naczynia używano na zlewki, a gruby kawałek chleba z dziurą pośrodku służył za solniczkę.
Zupy, gulasze, pieczone mięsiwa…
Gdy kolacja była gotowa, sługa dął w róg. Przygotowywano ręczniki, miski i dzbany – każdy mył ręce, po prostu płucząc je w wodzie bez mydła. Uprzejmość nakazywała podzielić się miską z sąsiadem. Jeśli wśród zgromadzonych nie było duchownego, modlitwę prowadził najmłodszy członek rodziny. Goście odpowiadali i kończyli modły słowem „amen”.
Kolacja mogła zacząć się od potrawki z kapłona, trochę zupy, trochę gulaszu. Na dnie écuelle kładziono mięso, zalewano je bulionem, a całość posypywano przyprawami. Na drugie danie najprawdopodobniej serwowano zupę z pora, cebuli, flaczków i szynki gotowanych w mleku z dodatkiem bulionu i kawałków chleba. Dalej mieszczanin miał możliwość delektować się duszonym zającem – mięso opiekano, a następnie rozcinano i gotowano z cebulą, octem, winem i przyprawami, tym razem również z dodatkiem kawałków chleba, dla zagęszczenia.
Każde z dań popijano winem z glinianego dzbana. Podczas naprawdę wykwintnych uczt po tym wszystkim wnoszono jeszcze wymyślne pieczone mięsiwa, a także inne rodzaje gulaszu i ryb. Posiłek mogła kończyć pszeniczna kaszka na mleku, figi i orzechy oraz wafle i wino korzenne.
W dni postne serwowano tylko jeden posiłek, zaraz po nieszporach. Zazwyczaj był on skromniejszy, składał się najwyżej z chleba, wody i warzyw. Niemniej nie wszyscy wierni byli jednakowo wstrzemięźliwi, a sami duchowni znajdowali luki w regułach. W dwunastowiecznym tekście św. Bernard cierpko opisywał dzień postny w jednym z klasztorów kluniackich:
Podają jedno danie za drugim. Przypada dzień postu na mięso, toteż kładzie się dwie porcje ryby (…). Wszystko jest tak umiejętnie pomyślane, że nawet po czterech czy pięciu daniach nadal ma się apetyt (…). Jako że (jeśli tylko o tym wspomnieć) któż byłby w stanie zliczyć, na jak wiele sposobów można przygotować i przybrać same tylko jajka, jak sumiennie są rozbite, ubite na pianę, gotowane na twardo czy starte. Podaje się je na stół czasem gotowane, czasem smażone, raz pomieszane z innymi składnikami, innym razem same (…).
A cóż mam powiedzieć o piciu wody, kiedy nie pozwala się zaspokoić pragnienia nawet rozcieńczonym winem? Będąc mnichami, wszyscy cierpimy z powodu problemów trawiennych, możemy zatem zastosować się do rady apostoła [użyj nieco wina dla zdrowia swego żołądka]: opuszczamy jedynie słówko „nieco”, które stawia on na pierwszym miejscu.
Średniowieczny savoir vivre
Choć wszystkie potrawy poza zupą i sosem jadano palcami, zwracano uwagę na zachowanie się przy stole. Szlachetnie urodzeni jadali powoli, małymi kęsami, nie mówili w trakcie jedzenia i nie pili z pełnymi ustami. Absolutnie zabronione było wkładanie noży do ust. Zupę należało spożyć w ciszy, a łyżki nie wolno było zostawiać w naczyniu. Człowiek spożywający posiłek powinien był powstrzymywać się od czkania, opierania się o stół, pochylania nad swoim talerzem albo dłubania sobie w nosie, zębach czy paznokciach.
Jedzenia nie można było zanurzać w solniczce, zaś chleb się łamało, a nie odgryzało. Bardzo często dmuchano na potrawy, by je ostudzić, niemniej spotykało się to z dezaprobatą. Wreszcie, ponieważ kielich na wino służył dwóm biesiadnikom, każdy musiał wytrzeć sobie tłuszcz z ust, zanim z niego skorzystał.
Kiedy rodzina już zjadła, jej miejsce przy stole zajmowała służba i uczniowie. Pozwalano im najeść się do syta, ale nie mogli się ociągać. Po wszystkim sprzątano ze stołu; myto miski, noże i łyżki oraz czyszczono garnki i kociołki. Jeden ze sług brał dwa wiadra i szedł do pobliskiej studni po wodę. Inny zbierał resztki posiłku i wynosił je do drzwi, gdzie zazwyczaj czekał już żebrak lub dwóch (w ciężkich czasach za progiem stał cały tłum). W dwunastym wieku żebrakom pozwalano wchodzić do zamożnych domów i prosić bezpośrednio u stołu, ale w następnym stuleciu nakazano im czekać u drzwi.
Źródło:
Powyższy tekst stanowi fragment książki Frances Gies i Josepha Giesa Życie w średniowiecznym mieście, wydanej nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów.
Dowiedz się, jak żyli średniowieczni mieszczanie:
Joseph Gies, Frances Gies
Życie w średniowiecznym mieście
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 39.90 zł | 26.99 zł idź do sklepu » |
Dodaj komentarz