Recenzja książki „Kwestia rosyjska. Jak budowano naród i imperium” (Serhii Plokhy)
Dzieje Rosji to dzieje „zbierania ziem ruskich” – twierdzi znany historyk. Jego zdaniem w historii potężnego wschodniego państwa nacjonalizm i imperializm splotły się tak mocno, że dzisiaj jego mieszkańcom trudno pogodzić się z obecnymi granicami. Jak groźne mogą być tego konsekwencje?
Serhii Plokhy (a właściwie Sergij Płochij) to amerykański historyk ukraińskiego pochodzenia, specjalizujący się w dziejach Europy Wschodniej i jej narodów, a zwłaszcza Ukrainy i Rosji. Płochij urodził się w 1957 roku w Związku Radzieckim, tam ukończył studia (na uniwersytetach w Diepropietrowsku i Moskwie), tam też został profesorem. W 1996 roku wyjechał do Kanady i od tamtego czasu z powodzeniem pracuje naukowo w Ameryce Północnej. Obecnie kieruje Ukraińskim Instytutem Badawczym na Uniwersytecie Harvarda.
Napisał kilkanaście książek poświęconych rozmaitym aspektom historii Rosji i Ukrainy: dziejom Kozaczyzny, konfliktom religijnym na XVII-wiecznej Ukrainie, relacjom Kijów-Moskwa, kształtowaniu się narodów rosyjskiego, ukraińskiego i białoruskiego, ale też konferencji jałtańskiej, rozpadowi Związku Radzieckiego i katastrofie w Czarnobylu. Polscy czytelnicy mogli dotąd sięgnąć po dwie jego prace: „Jałta. Cena pokoju” oraz „Ostanie imperium”. Teraz do ich rąk trafia wydana w USA w 2017 roku „Kwestia rosyjska. Jak budowano naród i imperium”.
Historia niezakończona
Tym razem Płochij poruszył temat tyleż interesujący, co aktualny: historię kształtowania się rosyjskiego nacjonalizmu i budowania rosyjskiego imperium. Obydwa te procesy, powiązane i nieraz wzajemnie się napędzające, wywarły niebagatelny wpływ na dzieje naszej części Europy i zamieszkujących ją narodów. Tym bardziej więc warto poznać ich genezę i przebieg – także dlatego, że nie jest to bynajmniej historia zakończona, o czym cały czas się przekonujemy.
Swoją opowieść Płochij zaczyna od Rusi Kijowskiej, od której Rosja tradycyjnie wywodzi korzenie swojej państwowości. Państwo to szczyt swej potęgi osiągnęło na przełomie XI i XII wieku, wydało paru wybitnych władców, nawiązało też relacje z Bizancjum. Upadło w XIV wieku, podbite najpierw przez Mongołów, potem przez Litwę. Jednak symboliczne znaczenie Rusi Kijowskiej okazało się większe niż jej realne osiągnięcia.
Do tradycji Kijowa i jego władców zaczęli nawiązywać w XV wieku książęta moskiewscy, budujący mozolnie swoje państwo. Kijowski rodowód moskiewskiej państwowości i bizantyjskie korzenie wiary prawosławnej złożyły się na potężny mit, który nadawał Moskwie wyjątkową pozycję wśród ośrodków władzy na Rusi. To właśnie ona (a nie Nowogród czy Wilno) miała być spadkobierczynią Kijowa, a przez to – także spadkobierczynią Konstantynopola. Stawała się trzecim Rzymem, miejscem, w którym pielęgnowana jest prawdziwa, nieskażona wiara chrześcijańska. To także Moskwa i jej władcy predystynowani byli do złączenia pod swoim władztwem wszystkich ruskich ziem, z Kijowem na czele.
Kawał dziejów w jednej książce
Dzieje jednoczenia ziem ruskich pod berłem władców Moskwy stanowią główny wątek „Kwestii rosyjskiej”. Płochij opowiada o ich zdobywaniu, traceniu i ponownym zdobywaniu, a także o tęsknocie za nimi, odczuwanej w dzisiejszej Rosji przez znakomitą większość jej mieszkańców, zwłaszcza zaś przez polityków. Chronologicznie książka obejmuje okres od powstania niezależnego państwa rosyjskiego w drugiej połowie XV wieku (choć z niezbędnymi wycieczkami do czasów wcześniejszych) aż do współczesności. To „kawał dziejów oraz ziem rosyjskich i wschodnioeuropejskich”, jak zauważa sam autor.
W poszczególnych częściach Płochij opisuje kolejne procesy zachodzące od budowy państwa moskiewskiego (które nazywa Moskowią), przez powstawanie rosyjskiego imperium, czas komunizmu i wreszcie upadek ZSRR, a także agresję Rosji na Ukrainę w 2014 roku. Podejmuje też kwestię walki władców Rosji – carskiej i komunistycznej – z odrębnością narodową Ukraińców, Białorusinów i Polaków. Motywem przewodnim jest tu rosyjski nacjonalizm, mocno spleciony z myślą imperialną. Imperium carskie, choć niby wielonarodowe i oparte na rządzącej dynastii, zawsze było bowiem w gruncie rzeczy nacjonalistycznie rosyjskie. A tak, jak było pod berłem carów, tak też było w Rosji komunistycznej.
Jak podaje Płochij, rosyjski nacjonalizm zaczął się kształtować w XVIII wieku, ale z jego początkami mamy do czynienia już wcześniej, nawet w wieku XVI. Od pewnego momentu musiał on zmagać się z nacjonalizmem polskim, a potem ukraińskim i białoruskim. W walce z nimi wspierany był przez całą potęgę państwa, prowadzącego silną politykę rusyfikacji i wynaradawiania słowiańskich (i nie tylko słowiańskich) narodów składowych.
Zbieranie i tracenie
Płochij opisuje w swojej książce także dzieje przekonania, że Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini to w gruncie rzeczy jeden słowiański naród, podzielony na lokalne szczepy (plemiona). Wbrew pozorom nie funkcjonowało ono od zawsze. Gdy pisarz i poeta Symeon Połocki 5 lipca 1656 roku witał cara Aleksego Michajłowicza w zdobytym przez niego na Rzeczypospolitej Połocku, traktował go, owszem, jako prawowitego pana ziem ruskich, ale także jako cudzoziemca, który przybył „z Rosji”.
Ówczesne i późniejsze elity ruteńskie (ukraińskie i białoruskie) myślały w kategoriach narodowych, ale nie uważały się za część narodu moskiewskiego. Przekonanie takie przyjdzie z czasem, pod wpływem usilnych starań i nacisków Moskwy, która nie wahała się przymusem hamować rozwoju poczucia narodowego Ukraińców i Białorusinów. Przyspieszony rozwój tych nacji pod koniec XIX wieku zburzył koncepcję trójjedynego narodu rosyjskiego, a rewolucja i upadek caratu doprowadził do (częściowego) oderwania się Białorusi i Ukrainy od Rosji.
Moskwa – teraz władana przez bolszewików – nie zrezygnowała z nich jednak i niemal natychmiast rozpoczęła działania, by je odzyskać. Udało się jej dopiero w 1945 roku, gdy Stalin przesunął granice ZSRR na Bug, zagarniając całą Ukrainę i całą Białoruś. Stan ten utrzymał się przez niespełna 50 lat, do upadku Związku Radzieckiego, gdy nowa Wiosna Ludów znów oderwała Kijów i Mińsk od Moskwy. Na jak długo tym razem? Tego nie wiemy, ale wiemy, że Rosja pod carem Władimirem nie rezygnuje i krok po kroku próbuje odzyskać to, co uważa za swoje.
Przywrócić ZSRR
Utrata Ukrainy i Białorusi to potężna trauma dla wielu Rosjan. Ogromna większość z nich nie potrafi zrozumieć sensu niepodległego istnienia tych dwóch państw, które wszak przez całe wieki stanowiły integralną część Rosji, a ich mieszkańcy to członkowie odnóg narodu rosyjskiego, mówiący podobnymi językami i wyznający tę samą wiarę.
„Dzisiejsza Rosja ma ogromne trudności z pogodzeniem mentalnych map etnicznej i kulturowej tożsamości rosyjskiej ze swoją mapą polityczną” – pisze Płochij. To wszak sam Władimir Putin powiedział, że rozpad Związku Radzieckiego był największą katastrofą XX wieku. Ten sam polityk na naszych oczach próbuje odwrócić bieg historii i przywrócić ZSRR, choć oczywiście w innej politycznej formie. Autor widzi te starania, a jego konstatacja brzmi jak groźne memento:
Zagadnienie rosyjskiej tożsamości, jej zasięgu geograficznego, nie jest kwestią wyłącznie akademicką, decyduje bowiem o wojnie i pokoju na wschodnich rubieżach Europy – i będzie o nich decydować jeszcze przez wiele pokoleń.
Inna optyka
„Kwestia rosyjska” to bardzo interesująca książka. Wydaje się, że pochodzenie i wykształcenie Płochija pozwalają mu widzieć dzieje Rosji i Ukrainy nieco głębiej i dokładniej niż wielu badaczom zachodnim, dla których pewne specyficzne aspekty, uwarunkowania czy wątki są nieuchwytne lub trudno zrozumiałe. Autor unika zarówno ukraińsko- jak i rosjocentryzmu i stara się prowadzić narrację obiektywną, choć niepozbawioną krytycyzmu wobec Rosji. Na tle panującej u nas (i nie tylko u nas) wzmożonej tendencji do podkreślania godności narodowej, widocznej również w publikacjach naukowych i popularnonaukowych, jest to zdecydowana zaleta.
Płochij uniknął też spoglądania na rywalizację polsko-rosyjską w Europie Wschodniej z punktu widzenia radzieckiej historiografii (a wszak na takiej się jako historyk wychował). Nie było to takie oczywiste, zważywszy, że wczesne jego prace, pisane jeszcze w ZSRR, nosiły takie tytuły jak „Walka narodu ukraińskiego z katolicką ekspansją (XVI-XVII w.)”, czy „Krytyka burżuazyjno-klerykalnej polityki Watykanu na Ukrainie (XVI-XVII w.)”, a powstanie Chmielnickiego określał jako „wojnę wyzwoleńczą narodu ukraińskiego”. Było to jednak trzy dekady temu, a od tamtego czasu autor dojrzał, przeniósł się na Zachód i przyjął inną optykę naukową.
Książka jest dobrze napisana (a w zasadzie dobrze przełożona przez Łukasza Witczaka), czyta się ją łatwo i szybko. Przy tak szerokim zakresie czasowym nie przytłacza mnóstwem szczegółów, a narracja jest płynna i wciągająca. Życzyć by należało niektórym naszym historykom takiej umiejętności zajmującego pisania. Zarzutem może być natomiast to, że przy tak obszernym temacie autor musiał zdecydować się na pewną wybiórczość zagadnień. Niektóre opisał bardziej szczegółowo, inne tylko zasygnalizował, jeszcze inne pominął. Cóż, takie jego prawo, ale jednocześnie ryzyko, że wybór nie wszystkim się spodoba.
Powrót historii
Po grubo ponad 400 stronach opowieści o budowaniu rosyjskiego imperium i meandrach rosyjskiego nacjonalizmu Płochij dochodzi do gorzkiej konkluzji:
Obecny konflikt rosyjsko-ukraiński to tylko najnowsza odsłona rosyjskiej polityki wynikającej ze sposobu myślenia rosyjskiej elity, z postrzegania siebie i wschodniosłowiańskich sąsiadów jako elementów jednej wspólnej przestrzeni historyczno-kulturowej i w gruncie rzeczy – jednego narodu. Powracają wątki obecne w stosunkach politycznych i kulturalnych na tych ziemiach przez ostatnie pięć wieków.
Historia zatoczyła koło. Rosja niczego się nie nauczyła i znów próbuje odzyskać utracone prowincje pod hasłem zbierania ruskich ziem. Inne państwa, które były niegdyś imperiami (Wielka Brytania, Francja, Austria) potrafiły wyjść z postimperialnej traumy, przepracować ją i ułożyć sobie relacje z dawnymi koloniami. Tymczasem Moskwie nadal się to nie udaje. Być może dlatego, że nikt takich działań tam nigdy nie podejmował…
Kto wie, czy władcom Kremla nie przyjdzie kiedyś do głowy, by sięgnąć po ziemie polskie? Wszak one też kiedyś znajdowały się w granicach imperium. Bo kolejna konkluzja autora „Kwestii rosyjskiej” brzmi groźnie:
Czas pokaże, czy aneksja Krymu i wojna w Donbasie to jedynie końcowe akordy rozpadu ZSRS, czy początek nowego, strasznego rozdziału przesuwania europejskich granic i ludów.
Plusy
- interesujące ujęcie tematu
- wysoki poziom merytoryczny
- dobry styl
Minusy
- wybiórczość konieczna przy tak szerokim zakresie czasowym
Zgrzyty
- brak
Metryczka
Autor: Serhii Plokhy
Tytuł: „Kwestia rosyjska. Jak budowano naród i imperium”
Tłumacz: Łukasz Witczak
Wydawca: Znak Horyzont
Oprawa: twarda
Liczba stron: 464
Rok wydania: 2019
Przejmująca diagnoza rosyjskiej polityki, wystawiona przez wybitnego historyka:
Serhii Plokhy
Kwestia rosyjska. Jak budowano naród i imperium
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 69.90 zł | 38.45 zł idź do sklepu » |
Całe wieki Ukraina i bialorus to była pod panowaniem Rzeczypospolitej Polskiej obojga narodów a nie Rosji . Płocho u was z wiedzą
Nigdy nie istniała żadna Rzeczypospolita Polska obojga narodów. A i żadna ukraina czy białoruś nie były całe wieki pod jej panowaniem. Od roku 1569 – unia lubelska, istniał RON czyli Rzeczpospolita Obojga Narodów, czyli Korony/Polski i Litwy/Bialorusi. Dzisiejsza Litwa to historyczna Żmudz. Aż do upadku RON w roku 1795 zawsze i istniały Korona i Litwa. Ziemię Ruskie-Litwy tj. województwa Kijowskie i Bracławskie, przyłączono do Korony w 1569 roku, już po 85 latach w 1654 roku – ukraina lewobrzeżna – uznały zwierzchników Moskwy. Więc nawet wieku nie były z Koroną. Ukraina prawobrzeżna odpadła od Korony w roku 1793 – 2 rozbiór rosyjski. I tyle było zwierzchników Korony nad Rusią, 224 lata. Natomiast Litwa/Białoruś do 1795 roku, nigdy nie była pod panowaniem Korony, tylko współtworzył razem z Koroną – RON. Litwa miała swoje granice, swoje wojsko swój skarb, swoje urzędy tylko władca i polityka i to nie zawsze były wspólne.
No fakt, wymienione obecne państwa krótko należały do Moskowii, obecnej Rosji.
Ja też się zgodzę z przedmówcą że źle się zna historie a autor mimo narodowości ukraińskiej jak wynika z textu nie skrywa sympatii do Rosji przy tym straszy Polaków nie ukrywając antypatii do nich. DLA MNIE BRAK OBIEKTYWU WYKLUCZA, TO DZIEŁO Z POWAŻNEJ HISTORIA I NIC NIE DAŁO SIEDZENIE W KANADZIE
Ukrainiec mieszkający w USA powinien na samym początku tej książki napisać, że żaden imperializm Moskwy i żadne imperium by nie istniało, gdyby Rusini zamieszkujący ukrainę lewobrzeżną oraz kozacy na czele z Chmielnickim, nie przyłączyli się dobrowolnie do Moskwy i nie uznali zwierzchnictwa cara w 1654 roku. RON próbował jeszcze ratować sytuację i stworzyć RTN z trzecim narodem – Księstwo Ruskie – unia hadziacka z 1658 roku, ale Rusini wybrali Moskwę na swoją zgubę. Wojny na Ukrainie z 2014 i 2022, to efekt ugody pejereslawskiej z 1654 roku. Za błędną decyzję kozaków i Chmielnickiego cięgi zbiera istniejąca od 1991 roku – Ukraina.