Początkowo to czarni handlowali czarnymi. Kiedy Europejczycy zaczęli polować na niewolników?
Polowania na niewolników i handel nimi kwitły w Afryce niemal od zarania dziejów. Do pewnego momentu proceder ten znajdował się jednak wyłącznie w rękach tubylców i muzułmańskich kupców. Kiedy do gry włączyli się także Europejczycy?
W roku 1441 Antaö Goncalvez wypłynął swoim maleńkim stateczkiem z Lizbony, skierował się na południe wzdłuż wybrzeża Atlantyku do Maroka, minął Wyspy Kanaryjskie i okrążył przylądek Bojador. Ponieważ wiatry od tej części wybrzeża Afryki wieją przeważnie ku północy, podobny statek portugalski zdołał minąć budzący strach żeglarzy przylądek i bezpiecznie wrócić do Europy nie więcej jak siedem lat wcześniej.
Goncalvez wyruszył, aby zabrać ładunek tłuszczu wielorybiego i skór lwów morskich. Ale po wylądowaniu na brzegu Rio de Oro wpadł na pomysł, aby przywieźć w prezencie swojemu panu, księciu Henrykowi, kilku mieszkańców okolicy. Wobec tego następnego wieczoru w głąb lądu wyruszył oddział złożony z dziesięciu marynarzy.
Przełomowy „ładunek”
Kiedy o świcie wracali z pustymi rękami przez piaszczyste wyspy, zauważyli nagiego Berbera, który szedł obok swego wielbłąda, niosąc w rękach dwie dzidy. Człowiek bronił się zażarcie, ale wkrótce go raniono, obezwładniono i schwytano. Razem z jakąś nieszczęsną czarną dziewczyną, zapewne miejscową niewolnicą, która także nawinęła się marynarzom, związano go i poniesiono na statek. Były to dwie pierwsze odnotowane w historii ofiary europejskich polowań na niewolników na południe od Sahary.
Wkrótce potem Goncalvez przyłączył się do drugiego statku, którym dowodził Nuno Tristäo. Wspólnymi siłami zorganizowali nocny najazd na obozowisko tubylców. Z dzikimi okrzykami „Portugalia!” i „Santiago!” marynarze rzucili się na śpiących wieśniaków; trzech zabili, a dziesięciu wzięli do niewoli.
W sumie wrócili do Lizbony z dwunastoma niewolnikami na pokładzie. Ich wyczyn odnotował kronikarz Azurara, a książę Henryk wysłał poselstwo do Rzymu, aby uzyskać błogosławieństwo papieża dla tego nowego gatunku krucjaty. Papież udzielił „całkowitego odpuszczenia grzechów (…) wszystkim, którzy mieli swój udział w rzeczonej wojnie …”.
Polowania na niewolników i handel nimi były od niepamiętnych czasów wpisane w dzieje Afryki, ale w tym właśnie momencie Europejczycy włączyli się do działań, które dotychczas stanowiły domenę afrykańskich i muzułmańskich handlarzy. Stało się to na mniej więcej 50 lat przed pierwszymi kontaktami Europy z obiema Amerykami i dało europejskim poszukiwaczom szczęścia dobry punkt wyjścia do wypatrywania nowych okazji.
W roku 1501 Hiszpania wydała dekret ograniczający eksport chrześcijańskich dziewcząt do garnizonowych domów publicznych po drugiej stronie Atlantyku. W roku 1515 Hiszpania wysłała do Ameryki pierwszy transport czarnych niewolników prosto z Afryki, otrzymując jednocześnie pierwszy transport cukru pochodzącego z wyhodowanej przez niewolników amerykańskiej trzciny cukrowej.
„Wielki obieg”
Ponad sto lat po wyprawie Goncalveza zaczęło się kolejne stadium atlantyckiego handlu niewolnikami: monopol Hiszpanii i Portugalii przełamali angielscy kapitanowie dalekomorskich statków. W październiku 1562 roku z Plymouth wyruszył ku wybrzeżom Gwinei John Hawkins i jego trzy statki – „Salomon”, „Jaskółka” i „Jonasz”. Hawkins bywał opisywany i jako pirat, i jako admirał; jego zasługą był „wielki obieg” przynoszący potrójne zyski: z handlu angielskimi towarami sprzedawanymi w Afryce, afrykańskimi niewolnikami sprzedawanymi w Indiach Wschodnich i amerykańskimi towarami sprzedawanymi w Anglii.
Podczas tamtej pierwszej podróży Hawkins uprościł sobie sprawę, uwalniając na morzu od ładunku jakiś portugalski statek handlarzy niewolników. Drugą podróż, w roku 1564, wsparła finansowo sama królowa angielska, która nagrodziła go szlacheckim tytułem i herbem z wizerunkiem „pół-Maura, w łańcuchach”. W czasie trzeciej podróży, w roku 1567, dostał 470 niewolników jako nagrodę w zamian za wypożyczenie swojej załogi królom Sierra Leone i Castros, którzy wykorzystali marynarzy jako najemników w prowadzonej właśnie wojnie z plemionami Zacina i Zatecama.
W ten sposób rozpoczęło się trwałe i lukratywne partnerstwo europejskich handlarzy z afrykańskimi dostawcami. Jak pisze pewien historyk, „korzenie zła tkwiły w zapotrzebowaniu na niewolników z jednej strony, a z drugiej strony – w monopolistycznych interesach afrykańskich wodzów, którzy chcieli mieć dostęp do europejskich towarów, a przede wszystkim do broni”. Zanim XIX wiek przyniósł koniec handlu niewolnikami, około 15 milionów mieszkańców Afryki dostało się w ręce handlarzy niewolników, wiozących ich na zachodnią półkulę. Z tej liczby na miejsce przeznaczenia żywych dotarło mniej więcej 11 lub 12 milionów.
Źródło:
Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w ramach monumentalnej pracy profesora Normana Daviesa: Europa. Rozprawa historyka z historią (w przekładzie Elżbiety Tabakowskiej, Znak 2010).
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej, w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów. Dla zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy znajdujące się w wersji książkowej.
Polecamy najlepsze książki Normana Daviesa:
Norman Davies
Europa. Rozprawa historyka z historią
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 119.90 zł | 81.53 zł idź do sklepu » |
Norman Davies
Na krańce świata. Podróż historyka przez historię
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 79.90 zł | 43.95 zł idź do sklepu » |
Bawełnę się uprawia a nie lhoduje”..
Mówimy o procederze sprzedaży Europejczykom własnych „ziomków” za paciorki.
Przy czym „biali” zaczęli korzystać z już istniejącego (od zarania dziejów) rynku obsługiwanego przez miejscowych (znaczy rdzennych Afrykańczyków – murzynów ) i Muzułmanów.
A cały proceder obejmowały błogosławieństwa Rzymu.
Każdy ma jakieś trupy w szafie.
Zaraz pewnym jednostkom pęknie żyłka i zamkną wam redakcję :)
…..
Czekaj, nie, na szczęście mieszkam w Polsce. W Stanach, czy zachodniej Europie było by gorzej.
Zapomniano o koczowniczym ludzie Szydów którzy świetnie radzili sobie z handlem ludźmi. Obecnie handlują już chyba wszystkim.
Pierwszy król Polski czyli Bolesław, nazwany później Chrobrym, w swoich czasach był jednym z największych dostawców niewolników, których pozyskiwał w czasie swych licznych podbojów. Niewolnikami czynił swoich sąsiadów, którzy chcieli żyć w ramach swoich wspólnot plemiennych. Tradycja posiadania niewolników była obecna w kulturze europejskich państw przez liczne wieki. Kolor skóry nie miał nic do rzeczy.
Jak to w pewnyn filmie powiedziano:Wódz sprzedawał takiego za paczkę fajek.
Hiszpanie i Portugalczycy jako pierwsi Europejczycy zaczęli handlować niewolnikami. Ale Anglikom nie dorastają nawet do pięt. Anglicy woził czarnych niewolników, do czasu kiedy im się to opłacało, kiedy interes przestał przynosić duże zyski, Anglicy nagle zaczeli zwalczać handel niewolnikami, ale tylko z Afryki do Ameryki. Natomiast handel niewolnikami z wysp Pacyfiku sprzedawanych do Australi miał się dobrze. Powodem zaprzestania handlu niewolnikami przez Anglię był handel narkotykami- Opium produkowanym w Indiach i sprzedawanym do Chin za srebro. Po co męczyć się wożąc niewolników przez Atlantyk z Afryki do Ameryki. Jak można zarobić krocie sprzedając Opium w Chinach. A kiedy Chińczycy się buntowali to Anglicy w obronie swojego monopolu na handel narkotykami do Chin wypowiadali niewdziecznym żółtkom wojny tzw. Opiumowe. Coś niewyobrazalnego dla dzisiejszych handlarzy narkotyków, mieć ochronę państwa i jeszcze na tym zarabiać !