Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Obozy niemieckie, o których się milczy

W szeregi Baudienstu wcielano przymusowo mężczyzn w wieku od 18 do 23 lat.

fot.domena publiczna W szeregi Baudienstu wcielano przymusowo mężczyzn w wieku od 18 do 23 lat.

Podczas okupacji Niemcy utworzyli na polskich ziemiach ponad 6 tysięcy obozów o różnorodnym charakterze. Jeśli pokusilibyśmy się o naniesienie ich lokalizacji na mapę, okazałoby się, że w Polsce nie ma wolnego od nich zakątka. Przypominamy te, o których mówi się najrzadziej.

Najliczniejszą grupę niemieckich obozów w Polsce stanowiły obozy pracy. Było ich prawie 1800. Jako pierwsze powstały obozy pracy przymusowej dla Żydów, których najwięcej było w Generalnej Guberni. Polacy umieszczani byli w odrębnych obozach pracy, które miały bardzo różnoraki charakter.

Służba Budowlana – Baudienst – była organizacją pracy przymusowej w Generalnej Guberni powołaną na podstawie rozporządzenia z 6 maja 1940 roku. Rekrutacja do niej odbywała się na zasadzie poboru obowiązkowego, który obejmował młodych mężczyzn w wieku od 18 do 23 lat, lub poprzez zgłoszenia dobrowolne w placówkach Arbeitsamtu. Czas pracy początkowo wynosił trzy miesiące, później przedłużono go do siedmiu miesięcy.

Pracowano nieodpłatnie, ewentualnie na zaspokojenie własnych potrzeb robotnicy otrzymywali niewielkie kwoty. Oddziały liczyły po 120–180 ludzi, a początkowo junacy nie byli nawet skoszarowani. Dopiero na przełomie lat 1942/1943 umieszczono ich w strzeżonych obozach. Jedynie dystrykt warszawski takowych nie posiadał. Z uwagi na konspiracyjny żywioł Niemcy obawiali się tam bowiem tworzenia skupisk młodych Polaków.

Reżim w obozach był surowy, przypominający wojskowy. Junacy nie mogli samowolnie oddalać się z obozu lub miejsca pracy. Złapany uciekinier otrzymywał karę kilkudziesięciu pałek. Ponadto obowiązywał system zbiorowej odpowiedzialności – katowany był co dziesiąty junak z oddziału pechowca.

Grupa robotników z łopatami na ramionach w drodze do pracy na terenie nierozpoznanego obozu Służby Budowlanej Baudienst.

fot.domena publiczna Grupa robotników z łopatami na ramionach w drodze do pracy na terenie nierozpoznanego obozu Służby Budowlanej Baudienst.

Czesław Popek został zabrany do jednego z obozów Baudienstu 1 września 1943 r. Tak wspominał miejsce, w którym spędził kilka miesięcy:

Mieszkaliśmy w Wólce Pełkińskiej, w barakach ciasnych i nie ogrzewanych. Do pracy codziennie chodziliśmy około 4 km do Pełkini i tam pracowaliśmy przy rozszerzaniu torów kolejowych na trasie Przeworsk–Jarosław. (…) Bito nas za najmniejsze przewinienie. Wyżywienie było wprost nieludzkie, a porcje bardzo małe. (…)

Pracowaliśmy cały dzień, na noc wracaliśmy do baraków. Nie było się gdzie ogrzać, bo w salach się nie paliło, a szpary w ścianach pomiędzy deskami były tak duże, że kiedy wstawałem do pracy, musiałem po każdej zawiei najpierw śnieg z koca strzepnąć, ponieważ spałem przy samej ścianie. Następnie braliśmy zamarznięte obuwie, by iść kilka kilometrów do pracy o czarnej kawie i maleńkim kawałku chleba.

 

Na obiad dawali nam to, co nazywało się zupą, bo były w niej dwa, trzy kawałki ziemniaka i kilka ziarenek peluszki. Na wieczór dostawaliśmy czarną kawę i kawałeczek chleba ze smalcem na koniec łyżki lub margaryny. Było to za mało, ale co można było robić?

Obozy karne Baudienstu

Ogółem powstało około 200 obozów Baudienstu. Natomiast dla uchylających się od pracy utworzono karne obozy pracy Służby Budowlanej, po jednym na każdy dystrykt. Rygor był tam jeszcze bardziej zaostrzony. Zwiększono normy pracy oraz obniżono i tak już nędzne racje żywnościowe. W stosunku do osadzonych stosowano również represje w postaci bicia i zakuwania w kajdany.

W obozach karnych Baudienstu skazani przebywali od miesiąca do dwóch lat. Pierwszy z takich obozów, dla dystryktu krakowskiego, powstał w październiku 1940 roku w Dębie. Dwa lata później przeniesiono go do Krakowa. Zlokalizowany przy ulicy Za Torem 22, w kamieniołomach wapiennika, potocznie nazwany był „Libanem”. Z uwagi na straszliwe warunki, jakie tam panowały, zyskał złowrogą opinię obozu koncentracyjnego Baudienstu.

W dystrykcie radomskim obóz karny założono w Solcu nad Wisłą. Dystrykt Galicja miał swój obóz karny w Świętosławiu koło Stryja, w tamtejszym kamieniołomie.

Etapowe obozy pracy dla polskich chłopów

Rolnicy uchylający się od obowiązkowych kontyngentów osadzani byli w etapowych obozach pracy, gdzie zmuszano ich do robót przy melioracjach, remontach dróg oraz do prac rolnych w zarządzanych przez Niemców dużych majątkach ziemskich.

Chłopi, którzy uchylali się od dostarczania przymusowych kontyngentów żywności trafiali do specjalnych obozów pracy.

fot.domena publiczna Chłopi, którzy uchylali się od dostarczania przymusowych kontyngentów żywności trafiali do specjalnych obozów pracy.

Przenoszeni byli w coraz to nowsze miejsca, gdzie warunki socjalne były zazwyczaj marne: zwykle za mieszkania służyły doraźnie zaadaptowane obory lub stodoły. Początkowo pobyt w takich obozach trwał góra 6 miesięcy. Od 1942 roku chłopi byli więzieni tak długo, dopóki ich rodzina nie okazała odpowiedniego kwitu dowodzącego wywiązania się z obowiązkowych świadczeń na rzecz okupanta.

Wały i okopy dla Hitlera. Obozy robót fortyfikacyjnych

Jeszcze innym rodzajem obozów pracy były obozy robót fortyfikacyjnych powstałe w 1944 roku w związku z potężną ofensywą Armii Czerwonej. Liczba takich obozów założonych na ziemiach polskich szacowana jest na około 100. Przetrzymywano tam ponad 30 tysięcy robotników przymusowych zaangażowanych w budowanie umocnień polowych, głównie na linii Bugu i Sanu.

Do pracy wyznaczali ich miejscowi włodarze: sołtysi, wójtowie, burmistrzowie. Często wśród mieszkańców obozów były też osoby zatrzymane w łapankach. Ludzie spali w barakach lub różnych miejscach doraźnych. W jednym z takich obozów, w rejonie Makowa Mazowieckiego, w listopadzie 1944 r. znalazł się Marian Piłkowski, który wspominał:

Warunki były tu straszne. Na 3,5 tysiąca ludzi była jedna kuchnia, która wydawała od 5 rano pół litra gorącej wody i 200 g chleba. Obiadu nie było. Wieczorem znowu woda zabarwiona resztkami marchwi i 300 g chleba. Kto zdążył, to otrzymał racje lury, nazywanej przez Niemców zupą. Jeżeli ktoś nie zdążył czy dla kogo nie starczyło i stał w kolejce przy pustym kotle, to obrywał kijem.

Do budowy umocnień mających powstrzymać pochód Armii Czerwonej zmuszono dziesiątki tysięcy Polek i Polaków. Powyżej zdjęcie z gadzinowego "Gońca Krakowskiego", na którym uwieczniono kopanie okopów na przedpolach Krakowa.

fot.domena publiczna Do budowy umocnień mających powstrzymać pochód Armii Czerwonej zmuszono dziesiątki tysięcy Polek i Polaków. Powyżej zdjęcie z gadzinowego „Gońca Krakowskiego”, na którym uwieczniono kopanie okopów na przedpolach Krakowa.

Na sypialnię wyznaczono nam strych szopy majątku w Sarębach. Szopa była niemal całkowicie bez pokrycia. Dach odarty był z podszycia słomy. Deszcze, śniegi przysypywały nas, chociaż jak mogliśmy, tak próbowaliśmy nakrywać się resztkami barłogu. Rano śnieg solidnie nas przysypywał. Gorzej było z deszczem. Nie wolno było palić ognisk, aby wysuszyć ubrania. W butach chodziliśmy tygodniami. Raz ściągnięte nie chciały ponownie pomieścić nóg właściciela. Bieżącej wody nie było. Nie mieliśmy gdzie się umyć.

Z trzytysięcznej rzeszy ludzi uciekło 2 tysiące. Konaliśmy w glinie i wodzie, w rowach przeciwpancernych, głębokich na trzy metry i takich u wierzchołka szerokich.

Kopał go tak długo, dopóki nie powychodziły z niego wnętrzności. Obozy pracy wychowawczej

Obozy pracy wychowawczej były karnymi obozami utworzonymi przez Niemców w 1941 roku dla dyscyplinowania zbiegłych robotników przymusowych. Czas pobytu tam wynosił do kilku tygodni. Po minięciu wyznaczonego terminu więzień wracał do dotychczasowego miejsca pracy. W przypadku powtórnej ucieczki czekał go obóz koncentracyjny.

W rejencji ciechanowskiej istniało aż 17 takich placówek, m.in. w Ciechanowie, Drobinie, Działdowie, Makowie Mazowieckim, Mławie, Nasielsku, Ostrołęce, Przasnyszu, Serocku. Na terenie Kraju Warty obozy znajdowały się m.in. w Inowrocławiu, Łodzi, Ostrowie Wielkopolskim i Poznaniu.

Pomnik zaprojektowany przez Józefa Gosławskiego, znajdujący się na terenie dawnego obozu w Żabikowie.

fot.Adam Rudzki/CC BY-SA 4.0 Pomnik zaprojektowany przez Józefa Gosławskiego, znajdujący się na terenie dawnego obozu w Żabikowie.

Jednym z najgorszych obozów pracy wychowawczej – pełniącym dodatkowo funkcję więzienia policji bezpieczeństwa – był powstały na początku 1943 r. obóz w Żabikowie koło Lubonia. Ogrodzony gęstymi zasiekami z drutu kolczastego z wieżyczkami strażniczymi, zajmował powierzchnię około 7–8 hektarów.

W obrębie obozu znajdowały się budynki administracyjne, składnice, warsztaty ślusarskie, stolarnia kuchnia, budynek dezynfekcyjny, umywalnia, pralnia, baraki mieszkalne i barak dla zwalnianych więźniów. Dwa niskie, żelazne bunkry pełniły rolę karcerów. W pozycji skulonej mogło tam przebywać maksymalnie 5 osób.

Placówka podzielona była na oddziały: męski i kobiecy oraz więźniów politycznych i niepolitycznych. Pierwszym komendantem obozu był sadystyczny SS-Obersturmführer i inspektor policji Reinhold Hans Walter.

Jednorazowo więźniów, głównie Polaków, mogło być w obozie prawdopodobnie do 2 tysięcy. Strzegło ich około 80 wachmanów. Osadzeni oprócz tego, że wykonywali wyczerpującą pracę fizyczną, poddawani byli przez obozowy personel straszliwym torturom.

Jedna z więźniarek, Joanna Skrzypińska, tak wspominała te upiorne praktyki:

Na wstępie kazano mi się umyć w łaźni. Gdy szłyśmy tam, Niemcy bili nas batami. Przez pierwsze trzy tygodnie przenosiłam z Ireną Jagodzińską z Poznania węgiel z placu do stodoły. Potem cerowałam i prasowałam bieliznę SS-manów. Było nas dziewięć zatrudnionych przy tej pracy. Niemka, która nas dozorowała, kazała nam też naprawiać swoją bieliznę.

Zauważył to pewnego dnia komendant obozu Walter i wyznaczył nam za to karę albo dwudziestu uderzeń bykowcem, albo uwięzienia w piwnicy zalanej po kostki wodą — do wyboru. Zdecydowałyśmy się na umieszczenie nas w piwnicy. Przez sześć nocy stałyśmy w piwnicy, podpierając się wzajemnie i drzemiąc na zmianę. (…)

Kiedyś zachowywałyśmy się zbyt głośno podczas mycia i za to pobito nas bykowcami tak silnie, że do dziś choruję z tego powodu. Innym razem kazano nam stać przed barakiem podczas silnych mrozów przez całą noc od godziny siedemnastej do siódmej za to, że rozmawiałyśmy wieczorem już po zamknięciu celi. Przez całą noc nie wolno nam było ruszać się z miejsca. Nogi poprzymarzały nam do ziemi. Rano kazano nam iść bez śniadania do pracy. (…)

Obwieszczenie z kwietnia 1945 roku o pogrzebie pomordowanych w obozie w Żabikowie.

fot.domena publiczna Obwieszczenie z kwietnia 1945 roku o pogrzebie pomordowanych w obozie w Żabikowie.

Widziałam kiedyś z okna, jak pewien więzień klęcząc, tłukł kamienie na chodniku. W pewnej chwili, gdy ktoś za nim stanął, więzień odwrócił się. Wówczas dopadł do niego Walter i kopał go tak długo, dopóki nie powychodziły z niego wnętrzności. Pewnego mężczyznę, dopiero co przyprowadzonego do obozu, SS-mani obrzucali kamieniami pod moim oknem.

Człowiek ten leżał przez cały czas, a SS-mani zabawiali się, konkurując między sobą, który celniej trafi kamieniem w jego głowę. Przypuszczam, że gdy go stamtąd zabrali, na pewno już nie żył.

Bibliografia:

Artykuł stanowi fragment książki Dariusza Kalińskiego pod tytułem „Bilans krzywd. Jak naprawdę wyglądała niemiecka okupacja Polski”.

 

Komentarze

brak komentarzy

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.