Jak wyglądały porody w średniowiecznej Europie?
„Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci” – tę karę, nałożoną na Ewę za zerwanie zakazanego owocu, średniowieczne kobiety poznały aż za dobrze. Ciąża i poród wiązały się w ich czasach ze śmiertelnym niebezpieczeństwem. Jak próbowano temu zaradzić?
Ludzie średniowiecza nie byli aż tak dzietni, jak nam się dziś wydaje, ale faktem jest, że zgodnie z wyznawanymi wówczas zasadami moralnymi i nakazami wiary rodzenie dzieci było podstawowym zadaniem kobiet. Statystyczna mężatka, jeśli dożyła czterdziestki, połowę życia spędzała w stanie błogosławionym. Chyba, że wcześniej padała ofiarą powikłań okołoporodowych – a działo się tak w przypadku jednej na siedem lub osiem kobiet z dobrze sytuowanych rodzin. Zazwyczaj w takich przypadkach umierały też dzieci.
Taka śmierć spotykała nie tylko kobiety z warstw najniższych, ale i koronowane głowy. Komplikacje poporodowe zabiły między innymi Barbarę Zapolyę i Jadwigę Andegaweńską. Warto dodać, że ta ostatnia zaszła w ciążę dopiero po kilkunastu latach pożycia. Starania o spłodzenie dziedzica rozpoczęła zapewne niedługo po zamążpójściu, czyli… jako dwunastolatka. Niestety, upragniona córeczka, Elżbieta Bonifacja, zaledwie po kilku dniach dołączyła do zmarłej matki. Także Judyta, żona Władysława Hermana, „od połogu zaniemogła, los zabrał” – jak pisał mistrz Wincenty Kadłubek.
Śluby czystości i bóle macicy
Kobiety średniowieczne często rodziły pierwsze dzieci w bardzo młodym wieku. Księżna śląska Jadwiga, późniejsza święta, została matką mając ledwie 13 lat. Ogółem urodziła Henrykowi Brodatemu siedmioro dzieci, zanim – około trzydziestego roku życia – złożyła wraz z nim śluby czystości. I być może właśnie dzięki celibatowi dożyła sędziwego wieku…
Częste porody nieraz prowadziły do śmiertelnego osłabienia i wycieńczenia kobiecego organizmu. W średniowiecznej Florencji co trzecia pani domu umierała wcześniej od męża, zazwyczaj właśnie w połogu lub tuż po nim, na skutek powikłań. A te, które przeżyły, cierpiały na wiele różnych dolegliwości. Pewien Florentczyk w 1312 roku pisał na przykład, że jego żona, która w ciągu dwudziestu trzech lat wydała na świat piętnaścioro dzieci, skarży się na „bóle macicy”.
Zawrotnego tempa, w jakim rodzili się kolejni potomkowie, nie wytrzymywały nawet kobiety mające stosunkowo najlepszą opiekę. Tak było w przypadku żony króla Stefana, której losy opisuje Kronika polsko-węgierska. Urodziła ona mężowi trzech synów rok po roku:
[…] poczęła i porodziła syna któremu dał imię Lewanta: znowu poczęła i porodziła syna któremu dał imię Piotr: w trzecim roku, poczęła i porodziła syna imieniem Bela, w sześć miesięcy potem królowa umarła.
Z zagrożeń, jakie niosą ze sobą ciąża i poród, powszechnie zdawano sobie sprawę. Kronikarz Kosmas opisywał na przykład śmierć bratowej księcia Spytygniewa, która wracając do męża z pośpiechem „uszkodziła macicę i w ciągu trzech dni wyzionęła ducha […] ponieważ nie mogła wydać na świat niedojrzałego płodu”. Długosz, powtarzając tę historię, zaznaczał, że księżna zmarła wskutek niewygody więzienia i trudów podróży, na jakie naraził ją okrutny Spytygniew.
Dowiedz się, jak żyli średniowieczni mieszczanie, z książki „Życie w średniowiecznym mieście”:
W bólach (i smrodzie) rodziła będziesz
A jak przebiegał poród w średniowieczu? Najczęściej kobiety z braku innych możliwości rodziły siłami natury. Dostępne dziś „na żądanie” cesarskie cięcie było wówczas wyjątkiem. Najczęściej uciekano się do niego, by ratować dziecko, wydobywając je z łona zmarłej już matki. Jak opowiadają historycy Joseph i Frances Gies w książce „Życie w średniowiecznym mieście„:
Nie było żadnych instrumentów położniczych ani technik na wypadek porodu pośladkowego. Cesarskiego cięcia używano jedynie w sytuacji, gdy noworodek lub matka byli już martwi, a nawet wtedy oczywiście bez znieczulenia czy środków dezynfekujących. Jeśli drogi rodne były zbyt wąskie dla główki dziecka, nic nie dało się zrobić.
Bywało także, że gdy wszelkie inne sposoby zawiodły, uciekano się do niestandardowych rozwiązań. W XV-wiecznych kronikach szwajcarskich znajduje się opis przypadku Jakuba Nufera z Siegierhausen, zajmującego się na co dzień trzebieniem świń. Mężczyzna, aby pomóc cierpiącej przy porodzie żonie, wystąpił do władz z prośbą o wykonanie cesarskiego cięcia. I otrzymał ją! Wykonał więc nożem cięcie… „nie inaczej jak u świni”. Miał ogromne szczęście: dziecko przeżyło, a matka odzyskała siły i kolejne dzieci rodziła już bez komplikacji. Był to jednak wyjątek, bo zazwyczaj takie przypadki kończyły się śmiercią obojga.
Dzięki ikonografii mamy też pewne wyobrażenie na temat pozycji zalecanych na czas porodu. Jeśli wierzyć średniowiecznym ilustracjom, były to głównie niezbyt korzystne pod względem fizjologicznym pozycje leżące. Ale nie tylko. „Rodząca leży, czasem nawet kuca lub jest po prostu podparta poduszkami” – opisuje mediewista Robert Fossier. I dalej:
Akuszerki przygotowują wodę i ręczniki. Główna z nich dodaje sił i podtrzymuje matkę. Ona również stara się ułożyć odpowiednio dziecko za pomocą relaksujących masaży brzucha i pochwy, lub bezpośrednio rękami, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Z kolei wydane w Krakowie w 1534 roku dzieło Stefana Falimirza „O ziołach i mocy ich” zaleca raczej pozycję siedzącą. „Słuszne [jest – przyp. red.] posadzenie rodzącej na stolczu” – pisze autor. Dzięki niemu wiemy też, jak wyglądał sam poród. Akuszerka, zwana babą, dzieciobiorką lub pęporzezką, siedziała przed położnicą, podtrzymywaną przez inne kobiety. Rodzącą nacierano olejkami i maściami. Stosowano między innymi mieszankę kwiatów wężowego ziela i nasienie „rzęsy olszowej, bursztynu, czyrwonego dziewięcierniku, konornaku”.
Na zmniejszenie bólu pomagały podobno zwłaszcza… okłady z kobylego łajna i sproszkowane odchody wróbli. Można też było „gnojem końskim niewieście kadzić pod nos”, jak zalecał Marcin Siennik, autor już nowożytnego, szesnastowiecznego zielnika. Falimirz z kolei dodawał, że w zimie kobieta powinna rodzić w ciepłej izbie, w lecie zaś warto pootwierać okna, aby wiatr mógł jej dawać ulgę. Dla ułatwienia porodu zalecał także podanie pieprzu lub startej ciemiężycy, aby wywołać kichanie.
Wszyscy święci na ratunek
Wiele sytuacji, które dawniej oznaczały wyrok śmierci dla matki i dziecka, dla współczesnej medycyny nie stanowi problemu. Należą do nich przedwczesny poród, nieprawidłowe ułożenie płodu, konieczność wykonania cesarskiego cięcia czy gorączka popołogowa. W wiekach średnich jednak, gdy pojawiały się tego typu komplikacje, pozostawało jedynie czekać na interwencję świętych. W możliwość ich wstawiennictwa głęboko wierzono.
Liczne dowody tej wiary znajdujemy w spisach cudów i żywotach świętych. Księżna Salomea na przykład podobno w 1269 roku pomagała przy narodzinach Eufrozyny, córki Floriany ze wsi Maleszów. Dziecku podczas porodu groziło niedotlenienie, w niebezpieczeństwie znalazła się też matka. Tragizm sytuacji pogłębiła postawa bezradnych akuszerek, które opuściły położnicę. Przy konającej w bólach kobiecie wiernie trwała jedynie teściowa, Katarzyna, która zanosiła gorliwe modły właśnie do Salomei. Najwyraźniej były szczere, skoro Floriana urodziła zdrowe dziecko i wróciła do zdrowia.
Trzy lata później mieszczka krakowska Gertruda, żona Hermana, również szukała wstawiennictwa tej świętej, gdy wskutek nieprawidłowego ułożenia dziecka doszło do zatrzymania akcji porodowej. Ślubowała przy tym nadanie szczęśliwie urodzonemu synowi imienia Franciszek, zaś dziewczynce Salomea. Księżna interweniowała również w sprawie niejakiej Gerusy, którą komplikacje okołoporodowe niemalże zabiły.
Kobietom i ich dzieciom pomagali i męscy święci. U schyłku średniowiecza Stanisław Kazimierczyk czterokrotnie przybywał rzekomo w sukurs podczas trudnych porodów. Święty Stanisław zadziałał natomiast trzykrotnie, w tym raz podczas porodu Juty, cierpiącej na tak zwane porażenie połowiczne.
Święty Jacek pomógł z kolei między innymi Petroneli, która na sześć tygodni przed porodem odczuwała straszliwy ból, a „gdy nadszedł czas rozwiązania, a ona nie mogła porodzić, duch w niej ustawał”. W końcu szczęśliwie urodziła… przekonana, że wsparł ją wzywany w agonii święty.
Jacek przywrócił również do życia martwo urodzonego synka mieszczan krakowskich – Elżbiety i Mikołaja. Jego rodzice w 1331 roku położyli niemowlę na grobie, składając liczne śluby, w tym obiecując dożywotni post w każdą środę. Z kolei w katalogu cudów Jana Kantego znalazł się przypadek Serwatczyny, która 4 września 1475 roku, po długim i trudnym porodzie, wydała na świat martwe dziecko. Odzyskało ono życie, gdy tylko matka zadeklarowała, że odwiedzi grób świętego i złoży ofiarę na mszę. Rekordzista pod względem ilości interwencji, święty Szymon z Lipnicy, pomagał położnicom i ich maluchom aż piętnaście razy.
By zwiększyć szanse kobiet na przeżycie, odwoływano się jednak nie tylko do modlitwy. Sięgano także po praktyki magiczne, czasem inspirowane wiarą pogańską, a czasem – chrześcijaństwem. Owijano na przykład rodzącą sznurem z obrazkiem świętego Syksta, o czym czytamy w kodeksie floriańskim z XIV wieku.
Zdarzało się też, że stosowano specjalne pasy ze skóry żubra, tura lub niedźwiedzia, pomocne rzekomo w szczęśliwym donoszeniu płodu i spokojnym rozwiązaniu. Otwierano poza tym okna i drzwi, rozwiązywano węzły, a rodzącej dawano do trzymania bursztyn lub jaspis. Jak czytamy w książce Josepha i Frances Giesów „Życie w średniowiecznym mieście”:
Pomagać miała też wyschnięta krew żurawia i jego prawa noga, a jeden z autorytetów polecał… wodę, w której ręce umył morderca. W przypadkach nadzwyczajnych pojawiały się inkantacje magicznych słów szeptanych wprost do ucha pacjentki, ale takie praktyki nie podobały się księżom.
Rozwiązania te wydają się ekstremalne, ale przecież trzeba pamiętać, że równie ekstremalny dla ludzi średniowiecza był sam poród. Śmierć czyhała na matkę i jej dziecko niemal na każdym kroku. Maluch musiał też mieć dużo szczęścia, żeby przeżyć okres dzieciństwa. Nic dziwnego, że uciekano się do wszelkich możliwych sposobów zwiększenia ich szans na przetrwanie. W końcu nawet dziś, choć dzięki zaawansowanej medycynie i lepszej opiece okołoporodowej szanse te są znacznie wyższe, nadal wiele zależy od szczęścia i przypadku.
Bibliografia:
- Człowiek średniowiecza, red. Jacques le Goff, Marabut 2000.
- Małgorzata Delimata, Dziecko w Polsce średniowiecznej, Wydawnictwo Poznańskie 2004.
- Robert Fossier, Ludzie średniowiecza, Wydawnictwo WAM 2009.
- Frances i Joseph Gies, Życie w średniowiecznym mieście, Znak Horyzont 2018.
- Kosmasa Kronika Czechów, oprac. Maria Wojciechowska, PWN 1968.
- Kronika węgierska na początku wieku XII. Kronika czeska na początku wieku XI, „Armoryka” 2016.
- Kultura Polski średniowiecznej XIV-XV w., red. Bronisław Geremek, Wydawnictwo Naukowe Semper 1997.
- Mistrza Wincentego, zwanego Kadłubkiem, biskupa krakowskiego, Kronika polska, przeł. Andrzej Józefczyk, Marceli Studziński, Ź. J. Wywiałkowski 1862.
- Marcin Siennik, Herbarz, to jest ziół tutecznych, postronnych i zamorskich opisanie, Cymelium Fundacja Ratowania Dziedzictwa Narodowego 2017.
- Delimata-Proch, Ciąża, poród oraz połóg w świetle polskich ksiąg cudów i łask (od średniowiecza do XVIII w.), „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” nr 63 (2015).
Dawniej kobiety pracowały intensywnie przez całą ciążę (fizycznie!) – przynajmniej te z niższych sfer – jadły zdrowiej (bez chemii) dlatego mniej tyły (około 8-9 kilo) i płody też i dlatego rodziły SZYBCIEJ I ŁATWIEJ.
Co ósma to by TERAZ umarła przy porodzie.
Historia zna sporo przypadków kobiet które urodziły kilkanaścioro dzieci i dożyły starości; jakby było tak tragicznie to by przecież ludzkość dawno wymarła.
Kobiety żyjące W SPOKOJU w prymitywnych plemionach, nie mające pojęcia o mizoginicznej treści Starego Testamentu rodzą bez komplikacji zdrowe dzieci.
Ponoć słowa „w trudzie rodzić będziesz” zostały zamienione na ” w bólu”.
TRUD jest normalnym zjawiskiem, ale dzięki straszeniu tym tekstem ST, do dzisiejszego dnia o tym dowiaduje się każda dziewczynka na lekcji religii. Zapamiętuje i w odpowiednim czasie przypomni..
I nic tu do rzeczy nie ma odżywianie, ciężka praca w polu czy inne czynniki.
Ilość badań prenatalnych (szkodliwych, można to sprawdzić w rzetelnych źródłach” i ogólna atmosfera straszenia kobiet doskonale poprawiają statystki komplikacji porodowych i uszkodzeń
dzieci ( rodzą się spastyczne albo wiotkie). Medycyna zbiera żniwo.
Tyle daje kobietom pieprzona cywilizacja.
„Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci” – tę karę, nałożoną na Ewę za zerwanie zakazanego owocu, średniowieczne kobiety poznały aż za dobrze.”
Niedowiarki niech przeczytają sobie i pomyślą jak rodzą kobiety Himba. Jedząc CODZIENNIE kaszę kukurydzianą ( GMO) z mlekiem z chudych kóz, pijąc wodę wygrzebaną spod piasku pustyni, mieszkając w chatach klejonych bydlędcymi odchodami i NIGDY SIĘ NIE MYJĄC.
(300 obrazków ludzi tego plemienia do obejrzenia w sieci)
Dzieci i kobiety zdrowe, piękne.
Bez mycia zębów, akatarów, deksapików, szczepień i spreju do uszu.
Afrykaniki(kobiety rasy czarnej) bardzo często mają hipremobilnosć stawów – dużo łatwiej się im rodzi niż Europejką. Sama mam tą”wadę”(lub zaletę) genetyczną i trzy piękne i łatwe porody – przy dość dużych wagach urodzeniowych dzieci.
Jak rozumiem Szanowna Pani porzuciła już udrękę zachodniej cywilizacji i zamieszkała w lepiance z krowami odchodami i bez mydła, wcielając w życie ten jakże idyliczny wizerunek świata idealnego… ;)
„Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci” – tę karę, nałożoną na Ewę za zerwanie zakazanego owocu, średniowieczne kobiety poznały aż za dobrze.”
Szybciej i łatwiej to zawsze rodziły kobiety, które były mniej wykształcone. Nie znały słów z mizoginicznego Starego Testamentu.
Które podobno brzmiały „w trudzie rodzić będziesz”.
Robi różnicę. Do dziś słowa o bólu porodowym efektywnie straszą . Najpierw dziewczynki na lekcji religii. A gdy zapamiętają, to w stosownym czasie – matki i dzieci.
Niestraszone kobiety z niecywilizowanego plemienia Himba rodzą łatwo zdrowe dzieci.
Które jedzą CODZIENNIE kaszę kukurydzianą (GMO) z mlekiem chudych krów, piją wodę wygrzebaną spod piasku pustyni, śpią w szałasach klejonych bydlęcym nawozem i NIGDY SIĘ NIE MYJĄ.
A 300 obrazków w sieci pokazuje jacy są ci ludzie piękni.
Bez szczepień, akatarów, deksapików, spreju do uszu i wacików.
nowy paradygmat medyczny
http://www.learninggnm.com
Elżbieta Bonifacja zmarła przed śmiercią swojej matki, Jadwigi.
Przed historykiem z prawdziwego zdarzenia – zadanie i rola do odegrania. ODKŁAMANIE HISTORII. Poprawna INTERPRETACJA zdarzeń. Mam na myśli m.in. wojny i epidemie.
Do tego niezbędne jest poszerzenie horyzontów, uzupełnienie wiedzy o naukę o informacji (cybernetykę), biologię (opracowanie zjawisk biologicznych z dziedziny medycyny-Prawa Natury, Wykłady o czynności mózgu Iwana Pawłowa), historiozofię (Quincunx Feliksa Konecznego).
Wtedy dzieła historyczne zabłysną prawdziwym blaskiem -prawdy. Bowiem tylko PRAWDA JEST CIEKAWA.
Czego serdecznie życzę -zapału i sił. Talent już jest.
Absolutnie nie zgadzamy się z tak przedstawionym tematem brudu i braku higieny w średniowieczu w wielu miastach średniowiecznych było więcej łaźni niż XVi czy XVII w. Potrzeby na zamkach załatwiane były w tzw. „gdaniskach” l;ub wykuszach czego brakuje w pałacach np Ludwika XIV. Jeżeli spojrzymy na Iluminacje załączane przez autora to widać balie i dzbany. Opisy dotyczą przede wszystkim ludzi możnych ewentualnie kupców., Nie wiemy jak wyglądało to na wsiach, bo nie dysponujemy źródłami. Możemy tylko domniemywać. Higiena w trakcie porodu nie zmieniła się przez kilka kolejnych wieków. Pozdr Sebastian Buczyński