Odsiecz wiedeńska. Czy polski triumf zdecydował o losach Europy?
„Bóg i Pan nasz na wieki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały” – pisał 13 września 1683 roku do żony Marysieńki król Jan III Sobieski. Miał rację. Zwycięstwo pod Wiedniem do dziś uznawane jest za jeden z największych triumfów polskiego oręża.
Przez ponad trzysta lat bitwa pod Wiedniem obrosła licznymi mitami. Niezwykle sugestywnie brzmi na przykład historia, że triumf nad Osmanami był Janowi Sobieskiemu pisany. W końcu jego pradziad, wuj i brat zginęli z rąk Turków lub poddanych im Tatarów, więc naturalną koleją rzeczy to on powinien ich pomścić. Miał zresztą świadomość tej misji: na grobie pradziadka, hetmana wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego, kazał wyryć napis: „Powstanie kiedyś z kości naszych mściciel”.
Jednak trzeba pamiętać, że współdziałanie Polski i Austrii przeciwko Turcji nie było dziejową koniecznością. Wprawdzie często podkreśla się fakt, że państwo osmańskie było muzułmańskie i wskazuje na rzekomą solidarność krajów chrześcijańskich, lecz w rzeczywistości możliwe były najróżniejsze konfiguracje. Przykładowo w 1675 roku cesarz Leopold I, władca monarchii Habsburgów, zawarł z carem Aleksym sojusz przewidujący współdziałanie przeciwko Turcji i Polsce. Z kolei w latach 1676–1677 Osmanowie namawiali Rzeczpospolitą do wspólnej wojny z Rosją.
W stronę wojny
Mimo tych namów nie da się ukryć, że to Turcja stanowiła w ostatnich dekadach XVII wieku największe zagrożenie dla Polski. Kiedy w 1677 roku polskie poselstwo z Janem Gnińskim na czele przyjechało do Stambułu na rozmowy pokojowe, potraktowano je pogardliwie i upokarzano na każdym kroku.
Władcy imperium nie zgadzali się na żadne ustępstwa. Chcąc złamać opór dyplomatów znad Wisły, w marcu 1678 roku ogłosili wojnę z Rzeczpospolitą i kazali Tatarom wtargnąć w jej granice. Wobec takiego szantażu polscy posłowie musieli zgodzić się na niekorzystny dla siebie pokój.
Ten popis tureckiej buty uświadomił polskim elitom, że konflikt zbrojny ze Stambułem jest tylko kwestią czasu. Zwłaszcza, że znad Bosforu dochodziły wieści o przygotowywanej wielkiej wyprawie wojennej. Nie wiadomo było tylko, które państwo miało stać się jej celem: Austria czy Rzeczpospolita.
Ponieważ nic tak nie łączy, jak wspólne zagrożenie, potencjalne ofiary tureckiej agresji 1 kwietnia 1683 roku podpisały traktat, w którym zobowiązywały się do udzielenia sobie pomocy. Zgodnie z jego postanowieniami, w przypadku oblężenia Wiednia lub Krakowa druga strona na czele wszystkich sił miała przyjść sojusznikowi w sukurs. Sobieski dobrze rozumiał, że obrona Austrii jest w jego interesie. Gdyby Osmanowie złamali potęgę Habsburgów, to następnym celem byłaby Rzeczpospolita. A żaden z sąsiadów nie kiwnąłby palcem, aby jej pomóc.
Wieść o rozpoczęciu wojny nadeszła kilkanaście tygodni później. 17 lipca 1683 roku Hans Christoph Zierowsky, rezydent cesarski w Warszawie, poinformował króla Sobieskiego, że Turcy uderzyli na Wiedeń.
Johannes Sachslehner
Wiedeń 1683. Rok, który zdecydował o losach Europy
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 44.90 zł | 22.45 zł idź do sklepu » |
„Porządek bitewny”
Realizując sojusznicze zobowiązania, główna część wojsk polskich wyruszyła z Krakowa już 14 sierpnia 1683 roku. W tym czasie trwały rozmowy, jaką właściwie należy przyjąć strategię w starciu z Turkami. Polski król optował za atakiem od zachodu, gdzie teren był górzysty i leśny, lepszy dla działań piechoty. Niezależnie od niego podobną koncepcję lansował książę Karol Lotaryński, który w pamiętnym starciu dowodził cesarskimi wojskami.
Już 3 września na zamku w Stetteldorf, około 50 kilometrów od Wiednia, odbyła się narada dowódców wojsk sprzymierzonych. Obejmowały one siły polskie, cesarskie i posiłki z Rzeszy. Według wyliczeń Jana Wimmera, wybitnego historyka wojskowości, zgrupowanie było znaczne. Z Rzeczpospolitej nadciągnęło 21 000 żołnierzy, w tym 11 200 kawalerii, 2 800 dragonów i 7 000 piechoty z 28 działami. Jednostki wystawione przez Leopolda I liczyły z kolei 22 500 osób, a wsparcie z państw niemieckich – aż 29 000!
Podczas narady Sobieski i Lotaryński przeforsowali swój pomysł, aby uderzyć od strony Lasu Wiedeńskiego. Zastanawiano się też nad kwestią ordre de bataille, czyli rozmieszczenia wojsk przed bitwą. Ostatecznie stanęło na tym, że po prawej stronie znajdą się Polacy. Lewe skrzydło zajął z kolei Karol Lotaryński z wojskami cesarskimi, a w środku umieszczono posiłki z Rzeszy. Z centrum na lewo przesunięto jedynie mocno przewrażliwionego na swoim punkcie elektora saskiego Jana Jerzego III, ojca przyszłego króla Rzeczpospolitej, Augusta II.
Gdy wszystko zostało ustalone, przystąpiono do przeprawy przez Dunaj, a następnie, 9 września, ruszono w stronę Lasu Wiedeńskiego. „Poszliśmy w imię Pańskie w nieprzebyte, jako się rozumowi ludzkiemu zdały dla ciasności dróg, kamieni i gęstych lasów, góry” – opisywał później jeden z uczestników kampanii.
Wreszcie 11 września Jan Sobieski mógł zobaczyć obóz turecki i majaczący w oddali Wiedeń. Tej nocy nie mógł spać – „działa zmrużyć oka nie dały”. Wstał jeszcze przed świtem i napisał list do ukochanej żony. Przewidywał, że walna bitwa odbędzie się za dwa dni, bo wzgórze Kahlenberg, gdzie się znajdował, i miejską równinę dzieliły linie wzniesień z winnicami, których nie było na dostarczonych mu mapach.
Armia wielkiego wezyra
Tymczasem załoga i mieszkańcy Wiednia dzielnie bronili się przed turecką armią, na której czele stał wielki wezyr Kara Mustafa. Osmański dowódca aż do 4 września lekceważył doniesienia o zbliżającej się odsieczy. Przekonali go dopiero jeńcy złapani przez Tatarów (zapewne koło Tulln), którzy powiedzieli, że do austriackiej stolicy zbliża się armia chrześcijańska pod wodzą cesarza i króla Polski. Ich zdaniem liczyła ona 100, może nawet 200 tysięcy żołnierzy. Nawet biorąc poprawkę na przesadę, charakterystyczną dla tego typu zeznań, wezyr uznał, że należy się szykować do bitwy.
Ostatecznie Kara Mustafa do walki z odsieczą skierował, jak szacują badacze, między 65 a 80 tysięcy żołnierzy. W okopach pozostawił około 10 tysięcy ludzi i większość artylerii. Na 15-tysięczny zastęp Tatarów niespecjalnie można było liczyć. Po stronie sprzymierzonych było 65–70 tysięcy żołnierzy, więc, jak widać, siły były dość wyrównane. Wizję garstki chrześcijan, stawiającej czoła morzu tureckich wojowników, należy włożyć między bajki.
Starcie rozpoczęło się 12 września o godzinie 4 lub 5 nad ranem. Ludzie Ibrahima paszy, dowodzącego prawym skrzydłem osmańskiej armii, ostrzelali cesarskich żołnierzy, którzy przygotowywali na zboczach wzgórza Leopoldsberg stanowiska artylerii.
Zanim nadeszli Polacy
Pierwsze zażarte boje stoczono na lewym skrzydle antytureckiej koalicji. Osmanowie bronili się w ruinach domów i piwnicach, czaili się w rowach i płotach okalających zniszczone ogrody. Cesarscy żołnierze pod wodzą Karola Lotaryńskiego powoli, ale konsekwentnie posuwali się jednak do przodu. Między godziną 8 a 10 zdobyli wzgórze Nussberg, około 11 wieś Nussdorf, między 11 a 13 Heiligenstadt i Grinzberg.
W sumie żołnierze Lotaryńczyka przesunęli się o około 3 kilometry do przodu, ale ludzie Ibrahima trzymali szyki i nie ulegli panice. Wreszcie około godziny 13 książę kazał się zatrzymać. Jego ludzie po 8–9 godzinach walk potrzebowali chwili wytchnienia. Dowódca czekał też na wyrównanie się frontu.
W centrum, gdzie operowały niemieccy żołnierze, walki były mniej intensywne. Książęta Maksymilian Emanuel z Bawarii i Jerzy Fryderyk Waldeck (który, co ciekawe, walczył po stronie Szwedów w czasie „potopu”) działali bardzo ostrożnie. Ogniem muszkietów i dział wykurzyli niewielkie oddziały tureckie. Około 13 zrównali się z linią lewego skrzydła. Naprzeciw mieli główne siły Kary Mustafy, ale nie atakowali ich. Czekano teraz na prawe skrzydło aby móc kontynuować działania wojenne. Polacy nadeszli koło godziny 14. Tak wspominał ten moment margrabia Herman von Baden:
Zatrzymaliśmy się tam z wielką niecierpliwością, do tego stopnia, że gdy wszyscy, mając twarze odwrócone w tę stronę, spostrzegli nagle pojawienie się małych chorągwi, które polska kawaleria miała doczepione do kopii, rozległ się okrzyk tak doniosły naszych wojsk, że poruszyło to nawet Turków stojących nam naprzeciw.
Żołnierze – po części rozłożeni z bronią dla odpoczynku – zerwali się z takim pośpiechem bez werbli i rozkazów, że nawet trzeba było użyć płazowania w stosunku do tych, którzy z powodu nadmiaru animuszu skoczyli w bezładzie na nieprzyjaciela, który, spostrzegłszy nadejście Polaków, ruszył przeciw nim z częścią oddziałów znajdujących się naprzeciw naszego lewego skrzydła.
Fakt, że Polacy tak późno wyrównali linię frontu, nie był bynajmniej spowodowany ich opieszałością. Jeszcze przed godziną 6 wyruszyli z nocnych obozowisk. Drogę mieli wszak daleką i niewygodną, pokrytą kotlinami i pagórkami, między którymi czaili się janczarzy. „W tym całym spędzaniu Turków zginęło nam nie mało ludzi i nastrzelano siła, ale ochoty żołdaków, którzy oślep szli jak do tańca, wytrzymać żadną miarą nie mogli” – relacjonował generał Marcin Kątski. Część oddziałów Rzeczpospolitej musiała też stawić czoła doborowemu oddziałowi, który Kara Mustafa posłał, by wbić się klinem między wojska Rzeszy i Rzeczpospolitej.
Ostatecznie linia frontu wyrównała się dopiero około godziny 16. Rozciągał się on wówczas na mniej więcej 5 kilometrów. Teraz mogły rozpocząć się próbne szarże, mające na celu wybadanie terenu i zdolności bojowych przeciwnika. W jednej z nich szwadron prowadzony starosty halickiego Stanisława Potockiego poniósł ciężkie straty, łącznie z utratą dowódcy. Król posłał też w bój chorągiew husarską swojego syna Aleksandra.
Ponieważ królewicz miał 5 lat, na jej czele stał porucznik Zygmunt Zbierzchowski (lub Zwierzchowski). Oddział, liczący stu kilkudziesięciu skrzydlatych rycerzy, runął na wroga. Przełamał pierwszą linię wroga, ale utknął na następnych i musiał zawrócić. Z czasem te rozpoznawcze wypady zmieniały się w większe starcia.
A jak tymczasem wyglądała sytuacja na lewym skrzydle armii sprzymierzonych? Książę Karol chciał ruszać dalej, ale czekał na potwierdzenie ze strony innych dowódców. Saski feldmarszałek Goltz stwierdził w końcu:
Ponieważ nieprzyjaciel wydaje się przestraszony, uważam, że należy postępować za nim i ścigać zwycięstwo, kuć żelazo, póki jest gorące. Ja sam jestem starym, pokrzywionym człowiekiem i życzę sobie jeszcze dziś wieczór dobrej kwatery w Wiedniu.
„Więc maszerujmy” – brzmiała odpowiedź Karola. Widok murów Wiednia dodał animuszu cesarskim żołnierzom i ludzie Ibrahima paszy niedługo później oddali pole. Koniec oblężenia austriackiej stolicy był już tylko kwestią czasu.
Jan III Sobieski przebył jednak tak daleką drogę nie tylko po to, aby uratować Austriaków, ale przede wszystkim w celu rozbicia Turków. Wydał rozkaz do frontalnego ataku. Wzięło w nim udział ponad 20 tysięcy żołnierzy. Kawalerię polską wspierała jazda cesarska i bawarska. „Była to jedna z największych szarż w historii wojen” – podkreśla historyk Jan Wimmer.
Sobieski nie założył zbroi, bo upał dawał mu się we znaki niemiłosiernie. Miał na sobie jedwabny, biały żupan i ciemnobłękitny kontusz, na głowie kołpak, a w ręku buławę. Za nim ruszyła husaria. Widok był tak wspaniały, że cudzoziemcy aż przystanęli, aby go zapamiętać.
Król podprowadził swoich ludzi w okolice szeregów przeciwnika, a później obserwował zmagania ze wzgórza. A było na co popatrzeć. Z okrzykiem „Jezus, Maria, ratuj!” i „Bij zabij!” polscy żołnierze runęli na Turków. „Impet polskiego natarcia jest tak wielki, że wojownicy Abazy Sary Husejna Paszy rzucają się do ucieczki; opór stawiają już tylko broniący odcinka centralnego żołnierze wielkiego wezyra” – pisze Johannes Sachslehner w wydanej właśnie w Polsce książce Wiedeń 1683. Rok, który zdecydował o losach Europy:
„…cni – niby czarna smoła, która niszczy i pali…”
Kara Mustafa widział, że bitwa jest przegrana. Na obu skrzydłach przewagę zdobyli chrześcijanie. Jak opisywał jeden z tureckich kronikarzy, „w takim to ordynku, w kształcie rogów byka spływali oni – niby czarna smoła, która niszczy i pali wszystko, co napotka na swojej drodze”.
Wielki wezyr zabrał z pola bitwy świętą Chorągiew Proroka. Wydawał rozkazy wycofywania się, a wróciwszy do centrum obozu próbował jeszcze zyskać na czasie i stawić Polakom opór. W końcu jednak Turcy ustąpili pola i uciekli, choć może lepiej określić to mianem „chaotycznego odwrotu”, bo Kara Mustafa wyprowadził znaczną część swoich żołnierzy.
Król Jan Sobieski zakazał tymczasem nawet wchodzenia do opuszczonego obozu, obawiając się, że Turcy wrócą i zaskoczą zajętych rabunkiem Polaków. Za Osmanami wysłał niewielką grupę pościgową pod wodzą Atanazego Miączyńskiego. Przez całą noc nie natrafiono na ślad wroga, więc następnego dnia można było wreszcie skonsumować owoce zwycięstwa i rzucić się na tureckie bogactwa.
Na żer ruszyli też żołnierze cesarscy i mieszkańcy Wiednia. A było co zabierać! W ręce zwycięzców wpadło od 117 do 180 armat, 20 tysięcy granatów ręcznych, 20 tysięcy kul działowych, 1000 bomb, od 15 do 20 tysięcy namiotów, 5 tysięcy wielbłądów, kosztowności, kobierce, „siła pasów diamentowych”…
„Muszę dodać, że nigdy zwycięstwo o tak wielkim znaczeniu nie kosztowało tak mało krwi” – pisał później hrabia Francis Taafe, Irlandczyk w służbie cesarskiej. Czy naprawdę? Jeśli chodzi o liczbę poległych i rannych, historycy przedstawiają najróżniejsze szacunki.
Jan Wimmer ocenia, że Turków poległo około 10 tysięcy, a łączne straty osmańskiej wyniosły około 15 tysięcy. Uwzględnia w tym tych, którzy padli na polu walki, zabitych w czasie pościgu, rannych i chorych wymordowanych w obozie, a także jeńców. Podobny całościowy wynik uzyskał inny historyk, Andrzej Witkowicz, chociaż przyjmuje on, że w samej bitwie zginęło od 5 do 8 tysięcy ludzi Kary Mustafy.
Po stronie chrześcijańskiej zginęło zaś od 1500 do 2000 żołnierzy, choć różnią się opinie co do tego, kto poniósł największe straty. Wimmer uważa, że byli to Polacy, a Witkowicz – że żołnierze cesarscy, walczący na lewym skrzydle.
Co dalej?
Wiedeń został wyzwolony. Nie to było jednak priorytetem z punktu widzenia króla Jana III Sobieskiego. Bo bitwie chciał zająć całe Węgry i ostatecznie zniszczyć wojska tureckie, ale skończyło się na ograniczonych działaniach w celu opanowania wybranych twierdz tureckich.
Odsiecz wiedeńska zapewniła polskiemu władcy nieśmiertelną sławę. Zwycięstwo pod austriacką stolicą, późniejszy sukces pod Parkanami i zdobycie Esztergomu jeszcze w tym samym 1683 roku uświadomiły wielkim graczom politycznym, że imperium osmańskie można pokonać. Wydarzenia kolejnych lat sprawiły zaś, jak to świetnie ujął historyk Zbigniew Wójcik, że „w miejsce trzywiekowego prawie problemu europejskiego – jak obronić się przez Turcją, powstał nowy – jak ją zlikwidować i podzielić się łupami”.
Tyle tylko, że Rzeczpospolita nie dopchała się do stołu, gdzie dzielono się osmańskim tortem. Na mocy traktatu karłowickiego z 1699 roku, kończącego zmagania rozpoczęte wyprawą Kary Mustafy na Wiedeń, odzyskała jedynie Podole i część Ukrainy Prawobrzeżnej. A o pomocy udzielonej Habsburgom szybko zapomniano. Kiedy upłynął wiek od odsieczy wiedeńskiej, Austria wzięła udział w rozbiorach Polski.
Bibliografia
- Peter Broucek i in., Zwycięstwo pod Wiedniem, WSiP 1983.
- Odsiecz wiedeńska, red. Teresa Chynczewska-Hennel, Muzeum Pałac w Wilanowie 2011.
- Johannes Sachslehner, Wiedeń 1683. Rok, który zdecydował o losach Europy, Znak Horyzont 2018.
- Radosław Sikora, Husaria pod Wiedniem 1683. Chwała polskiego oręża, Instytut Wydawniczy Erica 2012.
- Jan Wimmer, Wiedeń 1683. Dzieje kampanii i bitwy, Wydawnictwo MON 1983.
- Andrzej Witkowicz, Czerwone sztandary Osmanów. Wojna roku 1683 opisana na nowo, Muzeum Pałac w Wilanowie 2016.
Poznaj losy oblężonego Wiednia dzień po dniu dzięki książce:
Johannes Sachslehner
Wiedeń 1683. Rok, który zdecydował o losach Europy
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 44.90 zł | 22.45 zł idź do sklepu » |
Wbrew naszej nadętej, megalomańskiej historiografii, wiedeńska odsiecz to strasznie przereklamowana bitwa. Tureckie imperium bowiem w 1683 roku wkraczało już w etap gospodarczego upadku i zacofania militarnego. Wojska Mustafy przynajmniej w połowie składały się z formacji typu tatarskiego, kompletnie niezdolnych by konkurować z europejskimi, zaciężnymi wojskami. Turcy pod Wiedeń mogli sobie podejść, ale na wygraną z Austrią nie mieli co liczyć. Także w 1683 roku Polacy Europy przed niczym nie ocalili i szczerze powiedziawszy pod austriacką stolicą mogło by ich wcale nie być. Nasza nieobecność uchroniłaby Rzeczpospolitą przed późniejszymi rozbiorami. Jan III Sobieski to była pomyłka historii, niestety.
12 wrzesnia 1683 pod Wiedniem było okolo 100,000 Wojsk Tureckich (Osmańskich) (w tym 30,000 Jaczarów i 20,000 Spahisów) i 40,000 wojsk pomocniczych (w tym 30,000 Tatarów). Faktem jest że tatarzy uciekli po krutkiej potyczce z polska dragonia i pancernymi ale Turcy nadal mieli do dyspozycji 110,000 wojska i okolo 1,000 lojalnych tatarów. A armia kolalicji pod dowództwem polskiego Króla tylko 27,000 wojsk Polskich (Koronnych), 18,000 Austriackich, 11,000 Bawarskich, 10,000 Saskich i 10,000 Szwabskich. Podczas bitwy Turcy stracili 15,000 zabitych, 5,000 pojmanych i rannych i cały obóz ze większością dział. A chrzescijanie tylko 3,000-4,000 zabitych i rannych (z czego 1,500 to byli zabici). Trzeba zaznaczyć że to właśnie polska jazda z pomocą Polskiej piechoty wyparła turecką armie z lewej flanki tureckiej na tyle żeby przeprowadzić walną 19,000-20,000 (z czego 15,000 to była jazda polska (w tym 3,000 to była husaria) a 4,000-5,000 to kontyngent pomocniczy z wojsk Rzeszy) szarże na pozycje Janczarów i Spahisów wroga która zmusiła Osmanów do podjęcia walnej ucieczki z pod Wiednia. Teraz prosze porównaj do tego bitwe pod Austerlitz i okaże się że Napoleon tam osiągnął zwycięstwo mniej spektakularne.
W komentarzach niektórych pełno jest stereotypowych kompletnie nietrafionych ocen i wniosków.
Turcja szybko „doszła do siebie” po Wiedniu, upokorzyła Piotra I, a w tzw. „erze tulipanów” – odrodzenia potęgi, dalej modernizowała armię przy pomocy francuskiej. Już pod Wiedniem mieli zresztą Turcy lepszą artylerię. I np. ta artyleria odpowiada za kompletną klęskę armii austriackiej w bitwie pod Grocką w okolicach Belgradu 22.07.1739. („rozstrzelano” tam tureckimi kulami armatnimi dosłownie całą kawalerię austriacką). „Mimo stereotypowego postrzegania Porty jako znajdującej się w upadku, a Rosji jako wschodzącej siły w Europie Wschodniej, warto zauważyć, że kolejne konflikty osmańsko-rosyjskie w osiemnastym wieku były znacznie bardziej wyrównane niż się powszechnie uważa.” (Histmag).
A Sobieski pod Wiedniem dał nam ponad wiek na reformy i wzmocnienie…
Bitwa wiedeńska jest zatem nie przereklamowana, a „niedoreklamowana”!
Zwłaszcza Austria robiła wszystko by zmniejszyć jej – i naszą w niej, rolę w dziejach Europy. Nie ukradliśmy im zwycięstwa jak chcą tutaj niektórzy austriaccy historycy. Turcy wcale nie stali na straconej z góry pozycji. No i gdybyśmy nie brali w niej udziału nie odzyskalibyśmy nie tylko Podola.
Starcie Polski z Turcją było ponadto po raz kolejny NIEUNIKNIONE. Uważała ona, że Polska po stracie Podola będzie musiała być sojusznikiem albo Austrii albo Rosji. Swych zaś sojuszników widziała wyłącznie na Węgrzech i we Francji, z czasem w Prusach, Polskę traktowała zawsze instrumentalnie.
A stała się „chorym człowiekiem Europy” dopiero w drugiej połowie XIX wieku.
Chciałbym poznać bilans i odpowiedź na proste pytanie: czy nam, Polakom, opłacało się walczyć za ” wolność Waszą ” tracąc ” wolność Naszą”. Wydaje mi się, że ta nasza pycha mści się nas, Polakach i Polsce do dzisiaj. Obawiam się, że do końca świata będziemy tylko pośmiewiskiem i Bożym igrzyskiem.
Sukces bezsprzeczny polskiego oręża…A wy tu jakieś wynurzenia oderwane. Koalicja wojsk pod Wiedniem pokazała Europie i Turkom ,że mimo ich przewagi można Turkom wpier…
Pokazaliśmy co potrafi oręż Polski i nic nam to nie dało wzmocniliśmy Naszych przyszłych zaborców gdyby Polska zarzadała zrzeczenia się Śląska przylączenia do Korony w posągu księżniczki Austriackiej i slubu syna Jana Sobieskiego w zamian to miało by sens. Atak wzmocniliśmy Rosję w walce z imperium osmanskim jak się puzniej okaże naszymi sojusznikami rzadajcymi opuszczenia ziem a ukrainy przez wojska Rosyjskie. Polacy są honorowi dotrzymują obietnic, nasze zalety to wady które gubią Polskę zamiast myśleć racjonalnie Walczymy za Wasza i Naszą….Jak się okazuje już niekoniecznie Wolność…
„pomocy udzielonej Habsburgom szybko zapomniano. Kiedy upłynął wiek od odsieczy wiedeńskiej, Austria wzięła udział w rozbiorach Polski” Rzeczywiście sto lat to krótki okres. Jak piorun szczelil. Autorowi proponuję nie wypisywać bzdur. Bo nie sto, a 25 lat przed odsieczą, austryjacka dyplomacja uratowała Polskę od Szwedzko-Rosyjskiego rozbioru.
Turcja nie była dla RON zagrożeniem, wprost przeciwnie mogła być cennym sojusznikiem w wojnach z Austrią i Moskwą. To że Turcja zajęła część Ukrainy to RON niewiele zaszkodziło. Było wprost przeciwnie, w ten sposób Turcja zyskała dłuższą granicę z Moskwą,co było korzystne dla RON, bo prowadziło nieuchronnie do wojny Turcji z Moskwą a kto mógł być sojusznikiem Turcji poza Tatarami, tylko RON. Oczywiście nie za darmo tylko za zwrot części wcześniej zebranych ziem. Ponadto idea RTN z 1658 roku nie wypalił między innymi z powodu przyłączenia lewobrzeznej Ukrainy do Moskwy przez bohatera narodowego Ukrainy Chmielnickiego. Należało zamiast pod Wiedeń w 1683, pomaszerować na Krolewiec i zniszczyć Prusy, a następnie odebrać Austrii – Śląsk ,przy pomocy Turcji. Natomiast Sobieski zamiast pozwolić osłabić się Austrii i Turcji, pomógł Habsburgom, którzy zawsze działali na szkodę Korony i RON. Panowanie Sobieskiego było ostatnim okresem kiedy można było zmienić historię nie tylko Korony i RON, ale nawet europy. Bez Prus historia Polski potoczyły by się zupełnie inaczej.Sławę Sobieskiego jako wodza buduje się na podstawie bitwy pod Wiedniem w 1683, zapominając całkowicie rolę Sobieskiego w bitwie pod Mątwami w 1666,w czasie której Lubomirski, pokonał armię króla Jana Kazimierza która dowodził kiepsko co widać po wyniku hetman Jan Sobieski. Ponadto pomija się milczeniem służbę Sobieskiego w szeregach armii Szwedzkiej walczącej z wojskami RON – Czarniecki, Lubomirski, Sapieha.