Kraj, w którym można było zgwałcić dowolną kobietę i w 99% przypadków pozostać bezkarnym
Jedno zastrzeżenie dopisane do kodeksu karnego sprawiło, że kobiety straciły jakąkolwiek ochronę przed napastnikami, a gwałt stał się niemal niemożliwy do ścigania. Reguła ta obowiązywała w Polsce przez przeszło osiemdziesiąt lat: aż do roku 2014.
Odziedziczone po zaborcach kodeksy karne obowiązujące w pierwszych latach istnienia II Rzeczpospolitej w jednym punkcie były zgodne. Zarówno na ziemiach dawnego zaboru pruskiego, rosyjskiego, jak i austriackiego, gwałt uważany był za ciężkie przestępstwo, wymagające ścigania z oskarżenia publicznego. Polscy juryści doszli jednak do wniosku, że reguła ta stanowi rażący anachronizm.
Wydawała im się o wiele zbyt restrykcyjna, a nawet otwarcie szkodliwa. W nowym, polskim kodeksie, wprowadzonym w życie w 1932 roku, do przepisów o gwałcie dodano zastrzeżenie: „Ściganie następuje na wniosek pokrzywdzonego”. Zdaniem warszawskiego prawnika Pawła Horoszowskiego stało się to… dla dobra zgwałconych kobiet!
„Paragraf 2 artykułu 204 stoi na straży interesu osoby pokrzywdzonej, której rozpowszechnianie wiadomości o przestępstwie może znacznie zwiększyć szkody wyrządzone jej przez samo przestępstwo” – wyjaśniał w Encyklopedii Podręcznej Prawa Karnego.
„Pikantne historyjki” i „miłosne perypetie”
Nie był to wcale argument wyssany z palca. Krakowski adwokat Alfred Lutwak wspominał, jak procesy o gwałt wyglądały w czasach Najjaśniejszego Pana Franciszka Józefa. A więc w Galicji przed rokiem 1914. Kodeks „nie znał litości i sentymentów”, a przestępca „musiał ponieść karę”. Tyle tylko, że rykoszetem obrywała także ofiara.
Wedle dawnych ustaw najintymniejsze sprawy wyciągano wbrew woli na forum sądu, gdzie trzeba było wyjawić z najdrobniejszymi szczególikami „jak to było”, aby później protokolanci i kanceliści rozpowiadali pikantne historyjki po mieście…
Podobne sytuacje należały do codzienności. Skrzywdzone kobiety stawały się ofiarami plotek, pomówień i żarcików. Traciły szanse na zamążpójście i jakąkolwiek pozycję towarzyską. Nawet na ulicach wytykano je palcami. Jedni patrzyli na nie z wyższością i politowaniem. Inni zaraz rzucali niedwuznaczne uwagi. Zakłamana pruderia mieszała się z pogardą.
Wyplenienie brukowych instynktów polskiego społeczeństwa na pewno nie byłoby łatwe. Trzeba by wprowadzić bezwzględną tajność obrad. Walczyć z pogłoskami na łamach prasy, w służbowych dyrektywach i regulaminach. Edukować i karać. Prawodawca wybrał jednak drogę na skróty. Po prostu państwo przestało się interesować przestępczością seksualną. Gwałt był sprawą prokuratury tylko, jeśli kobieta sobie tego życzyła. A jeśli sobie życzyła… to najwidoczniej sama chciała, by na lewo i prawo rozprawiano o jej „miłosnych perypetiach”.
Mecenas Lutwak był konserwatystą jakich mało. Nie wierzył w równouprawnienie kobiet. Brzydził go pomysł przyjmowania dziewcząt na studia prawnicze. A wizja dam w togach była dla niego najprawdziwszym koszmarem. Niespodziewanie wyrósł jednak na obrońcę przeciwnej płci. Bo zastrzeżenie dopisane do artykułu 204 jawiło mu się jako bezprzykładne bestialstwo. W 1933 roku grzmiał na łamach „Głosu Adwokatów”:
A dziś? „Na wniosek pokrzywdzonego”. Teraz już wszystko w porządku. Chwała Bogu. Znużeni ustawodawcy mogą spokojnie przymknąć oczy i zdrzemnąć się w fotelu. (…) Czy nie wpadło nikomu na myśl, że właśnie dzięki temu paragrafowi 2, temu humanitarnemu zdaniu, uczyniono zgwałcenie faktycznie bezkarnym?
99% zniewolonych kobiet będzie właśnie wolało przemilczeć hańbę i krzywdę, zatuszować sprawę. (…) Przy takim ujęciu Kodeksu Karnego, mogą uwodziciele spokojnie gwałcić i być [na] 99% pewni, że nie zostaną oskarżeni.
Lutwak pisał o „anarchii”. O tym, że Polska stała się krajem, w którym można bezkarnie zgwałcić „każdą osobę”. Twierdził, że w pogoni za „humanitaryzmem” wytrącono prokuraturze broń z ręki. Jego zdanie było jednak odosobnione.
Zgwałcona „może nie życzyć sobie wyjawiania faktu”
Nowy przepis traktowano jak świętość, a o wyjątkach nie mogło być mowy nawet w skrajnych sytuacjach. Nie godzono się na nie także, gdy z propozycjami wychodziły największe autorytety. W 1934 roku Stanisław Śliwiński – a więc jeden z twórców Kodeksu karnego – zaproponował, by z urzędu ścigać przynajmniej gwałty na więźniarkach.
Twierdził, że jeśli osadzona kobieta została wykorzystana przez strażnika więziennego, to władze państwowe zwyczajnie muszą stanąć w jej obronie. Znalazł nawet kruczek prawny pozwalający zrobić to bez nowelizowania kodeksu. Istniał surowy przepis o nadużyciach urzędniczych. Funkcjonariuszowi publicznemu, który, „przekraczając swą władzę”, działał „na szkodę interesu publicznego lub prywatnego”, groziło do 10 lat więzienia. W opinii Śliwińskiego gwałt jak nic stanowił przekroczenie władzy. Osobista szkoda poniesiona przez więźniarkę też nie budziła jego wątpliwości… Twierdził, że czyn strażnika można potraktować identycznie jak choćby wzięcie łapówki. I ścigać z urzędu z pełną surowością prawa.
Niby sprawa była oczywista. A jednak natychmiast podniosła się ogromna wrzawa. Sędzia Sądu Najwyższego, Kazimierz Bzowski, wprost wyśmiał kolegę po fachu, łajając go za to, że nie kieruje się wiedzą prawną, ale opacznie rozumianą troską. Także na łamach „Przeglądu Policyjnego” zarzucono Śliwińskiemu, że… próbuje wchodzić zgwałconej kobiecie z buciorami w jej intymne życie. Bądź co bądź ofiara „może nie życzyć sobie wyjawiania faktu”. A jeśli jednak sobie życzy, to na pewno nikt jej nie będzie utrudniać pociągnięcia strażnika do odpowiedzialności.
Sprawa niewygodna i niekomfortowa… dla lekarza
Ściganie gwałtu wyłącznie na wniosek pokrzywdzonego pogłębiło i usankcjonowało wzgardę, z którą już wcześniej podchodzono do ofiar przestępczości seksualnej. Procedury były bezduszne i poniżające. Krakowski biegły sądowy Leon Wachholz donosił, że obdukcje zgwałconych kobiet to „niewątpliwie badania trudne”. Narzekał, że: „często dokonuje ich znawca w nieodpowiednim miejscu, na przykład w kancelarii sędziego, przy złym oświetleniu, a nadto badanie utrudnione jest oporem ze strony badanej (…) i częstym zanieczyszczeniem jej sromu”.
Autor nie skupiał się na losie kobiet. Nie interesował go fakt, że ofiary odzierano z resztek godności, że badania przeprowadzane były brutalnie i wbrew ich woli. Nie przejmował się też tym, że człowiek, którego już wystawiono na najgorsze, teraz musi znosić kolejne naruszenie swojej intymności… w towarzystwie przypadkowych, postronnych osób! Bo przecież informacja o obdukcjach przeprowadzanych „w kancelarii sędziego” oznacza tyle, że badania odbywały się w obecności pracowników sądu, funkcjonariuszy, prokuratora. Wachholz pisał o tym wszystkim, bo jako lekarzowi brakowało mu dobrego światła. A krnąbrne kobiety wyrywały mu się, utrudniając sprawne wykonywanie pracy.
Raport krakowskiego biegłego – O zgwałceniu (na podstawie 102 przypadków) – powstał w roku 1909, kiedy przestępstwa seksualne wciąż były ścigane decyzją władz sądowych. W ciągu kolejnych dekad warunki badań niewiele się poprawiły. Kobiety wciąż musiały znosić prawdziwą gehennę. Teraz jednak do wstydu, bólu i poczucia bezsilności doszedł jeszcze elementarny brak szacunku. Ze strony lekarzy, którym „insynuatorki” marnowały czas swoimi oskarżeniami. Ze strony prokuratorów i śledczych, święcie przekonanych, że coś takiego jak gwałt nie istnieje. I wreszcie ze strony rodzin – twierdzących, że sprawiedliwości może się domagać tylko kobieta z gruntu bezwstydna.
Opiniom tych ostatnich trudno się zresztą dziwić. System został skonstruowany tak, by skrzywdzonej kobiety nie mogło spotkać przed sądem nic poza poniżeniem. I by walka o godność rzeczywiście czyniła wrażenie bezcelowego pieniactwa.
Nawet w przypadkach, gdy gwałt prowadził do ciąży, prawo nie stawało po stronie ofiary. Przyjęty w roku 1933 Kodeks zobowiązań utrudniał uzyskanie jakiejkolwiek finansowej rekompensaty, pozwalającej pokryć koszty utrzymania dziecka. Matka była zdana na siebie. A sprawca – nawet jeśli został skazany – nie musiał się praktycznie kłopotać żadnymi obciążeniami. Projektowany Kodeks rodzinny też w żaden sposób nie ułatwiał walki o odszkodowanie. Jedna dobra wiadomość: przed wybuchem II wojny światowej już nie zdążono wprowadzić go w życie.
***
Krzywda kobiet, o której wciąż nie chcemy mówić. Odarta z kłamstw historia Polek w nowej książce Kamila Janickiego pt. „Epoka Milczenia. Przedwojenna Polska, o której wstydzimy się mówić”. Do kupienia już dzisiaj w naszej oficjalnej księgarni.
Kamil Janicki
Epoka milczenia. Przedwojenna Polska, o której wstydzimy się mówić
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 39.90 zł | 21.95 zł idź do sklepu » |
Bibliografia:
Tekst stanowi fragment książki „Epoka milczenia. Przedwojenna Polska, o której wstydzimy się mówić”. Kupisz ją z rabatem w naszej oficjalnej księgarni. Poniżej wybrana literatura:
- K. Bzowski, Stosunek wzajemny art. art. 286 i 291 K.K., „Głos Sądownictwa”, nr 4 (1935).
- P. Horoszowski, Nierząd [w:] Encyklopedia podręczna prawa karnego, red. W. Makowski, t. 3, Bibljoteka Polska, Warszawa 1936-1937
- A. Lutwak, Erotyka w Kodeksie Karnym, „Głos Adwokatów”, nr 7 (1933).
- A. Redzik, Głos Prawa, Palestry czy adwokata Anzelma Lutwaka?, „Palestra”, nr 3-4 (2009).
- G. Rejman, Stanisław Śliwiński [w:] Profesorowie Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego 1808-2008, red. G. Bałtruszajtys, Lexis-Nexis, Warszawa 2008.
- Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 11 lipca 1932 r. – Kodeks karny, Dz.U. 1932 nr 60 poz. 571.
- Sąd Najwyższy, „Ruch Służbowy. Dodatek do Dziennika Urzędowego Ministerstwa Sprawiedliwości”, nr 18 (1931).
- S. Szwendowski, Kryminologia w prasie sędziowskiej, „Przegląd Policyjny”, nr 1 (1937).
- S. Śliwiński, Kilka uwag na marginesie art. 286 i 191 K.K., „Gazeta Sądowa Warszawska”, nr 36 (1934).
- J. Świda, Prawa matki nieślubnej w stosunku do ojca w projekcie komisji kodyfikacyjnej prawa o stosunkach rodziców i dzieci, „Kwartalnik Prawa Prywatnego”, z. 3 (1938).
- L. Wachholz, O zgwałceniu (na podstawie 102 przypadków), Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 1909.
Sądząc z wymowy artykułu dawne polskie prawo było de facto bezprawiem. Gwałty ścigane tylko na wniosek pokrzywdzonej są tego jednym z lepszych dowodów. Skoro to kobieta musiała się poskarżyć, a ze względów kulturowych tego nie robiła, państwo można powiedzieć nabrało wody w usta. Tak jakby próbowano udawać, że tego typu przestępstwa nie są problemem.
niestety PiSokomuna wraca do tej haniebnej przedwojennej tradycji!
Drogi dede, nie nawiązując do politycznej wymowy Pana komentarza, jedna rzecz jest niezaprzeczalna: praktycznie nic się od stu lat nie zmieniło. Pozdrawiamy.
Autor nigdy nie byl kobieta, autor nigdy nie zostal zgwalcony, autor nigdy nie byl prawnikiem PRAKTYKIEM. aytot pisze bzdury. Obecne rozwiazanie jest nieludzkie, traktuje kobiete jak przedmiot, wlasnosv panstwa ktore wie lepiej. Obevny stan prawny jesy powrotem do niewolnictwa. Autor rozumie?
NIE.
Niech pisze o pilce noznej
Szanowny Anonimie, ale o jakich bzdurach Pan/ Pani mówi? Tekst traktuje o czasach sprzed wojny, czyli o Dwudziestoleciu Międzywojennym, a nie o obecnym stanie prawnym. Ponadto z tekstu jednak wyraźnie przebija dezaprobata dla takiego podejścia, uznając takie prawo za niezwykle krzywdzące dla kobiet, a wręcz skandaliczne. Zatem ten wybuch emocji, chyba nie do końca zgodny jest z wymową artykułu… Pozdrawiamy.
Niestety anonim ma rację. Redakcja nie :-/
Będziemy wdzięczni, jeśli dowiemy się w czym tej racji nie mamy ;) Pozdrawiamy serdecznie.
pedro i anonim skompromitowaliście sie na maxa
Ciąg dalszy szkalowania Polski
Gdzie masz szkalowanie? Takie bylo chore prawo II RP to nie kraj miodem płynący.
Proszę nie traktować komentarza jako subiektywnej opinii. Sądzę, że nie można postępowania w tak delikatnych sytuacjach ująć w ogóle w jakiekolwiek ramy prawne. dodatkowo, trzeba brać pod uwagę uwarunkowania społeczne i fakt, że większości przestępstw, nie ściga się.. jeśli ofiara tego sobie nie życzy… prawo w tym przypadku i tak wykazywało się znaczną elastycznością, cytuję; ‚Pomimo braku wniosku w sytuacjach niecierpiących zwłoki policja powinna dokonać czynności procesowych zabezpieczających ślady i dowody popełnionego przestępstwa przed ich utratą, zniekształceniem lub zniszczeniem (art. 308 par. 1 i art. 17 par. 2 k.p.k.). Nie mogą one jednak zostać wykorzystane, jeżeli wniosek nie zostanie złożony.”
Szanowny Panie Krzysztofie, każdy komentarz to subiektywna opinia wypowiadającego się w temacie. Pisze Pan bowiem o tym, co sądzi. Niemniej wyraża Pan swoje zdanie w sposób spokojny i uzasadnia wypowiedź. I takie wpisy są najcenniejsze. Pozdrawiamy.
„Wyplenienie brukowych instynktów polskiego społeczeństwa na pewno nie byłoby łatwe” – cóż, trypowa ekstrapolacja, autor swoje cechy przypisuje innym, najlepiej polskiemu społeczeństwu, bo wiadomo – katolicki ciemnogród, kołtuństwo i oszołomstwo. Brukowy poziom prezentują „historyczne” publikacje wybitnego autora i redaktora. Na stronę wszedłem skierowany przez jakiś link, jak trochę poczytałem to się przeraziłem żałosnym poziomem a jednocześnie wysokim mniemaniem o sobie redaktorów. Jeśli autorytetem od Piłsudskiego jest TW Pedagog, to mówi wszystko o portalu i jego autorach.
Szanowny zniesmaczony, dziękujemy za wpis. Jak widać człowiek uczy się całe życie – my dowiedzieliśmy się, że tekst oparty na szeregu historycznych źródeł dotyczący czasów II RP świadczy o wysokim mniemaniu redaktorów portalu. Cieszymy się, że wie Pan już wszystko o po przeczytaniu jednego tekstu. Pozdrawiamy i dziękujemy za merytoryczny komentarz.
Bardzo stronniczy artykuł zakładający ze tak było tylko w Polsce i to własnie tylko w II RP. Tylko świadczy o małej wiedzy co do tematu albo świadomej dezinformacji. To samo uwarunkowanie społeczne i prawne działało w innych rajach a ograniczanie tego to Polski między wojennej jest kompromitacją. Ale wracając do Polski, tak jak to było za czasów PRL to chyba nigdy nie było i nie będzie. Szczególnie w środowiskach wojskowych kiedy gwałty na żonach młodszych oficerów przez oficerów starczych i o znaczącej funkcji były na porządku dziennym. Wypadki kiedy nawet mąż takiej kobiety nie mógł nic zrobić wiedząc że własnie się to dzieje. to już nie był wstyd ofiary ale zastraszanie przez sprawcę ze względu na funkcje w partii lub wojsku. Wiadomo że tacy dygnitarze byli nadawani z mocy sowieckiej czyli byli „bogami”, a więc nietykalni. Podobny proceder istniał jeszcze za czasów III RP w służbach wywiadu wojskowego gdzie zależności mafijne ustanawiały wszystko, „Wszystko co należy do mojego podwładnego należy tez do mnie, żona też”. PRL wypracowało metody. Artykuł jest tylko próbą zrobienia sensacji jak to w Polsce przed wojną było źle i niczym więcej.
Szanowny komentatorze, powyższy tekst właśnie udowadnia, że to jak było później nie było nowością, ale miało swoje źródła już w II RP. Artykuł oparty jest ponadto na szeregu źródeł, a więc nie może być tu mowy o stronniczości jeśli chodzi o przywołane przykłady czy cytaty z prasy. To prawda, że do przestępczości seksualnej dochodziło nie tylko w Polsce, ale chodzi o pokazanie, że w II RP, która zamiatała to pod dywan, uchodząc za kraj wolny od pedofili i gwałtów, było wręcz przeciwnie. Pozdrawiam.
A propos wojska i innych służb teraz też dzieją się różne sytuacje. I cisza….. Ofiary muszą same dochodzić swoich praw.
Iluzja, jaka kryształowa była II Rzeczpospolita, w zetknięciu się z faktami bywa trudna do przyjęcia.
Hm, smutne jest to co czytam w komentarzach, bo wciąż widać pojawiające się zaprzeczanie faktom historycznym i próby dezawuowania. To pokazuje, jak wiele jeszcze jest do zrobienia, do edukacji, do zmian, do nauczenia się „przyjmowania na klatę”, odpowiedzialności, do budowania dobrej przyszłości. Do szanowania wszystkich.
Mamy XXI wiek i trudno uwierzyć, że otwartość, szacunek i zmierzanie się z każdą prawdą nie jest oczywiste.
Co do polityki, to chyba powinniśmy być wdzięczni za to co nam zgotowano w ostatnich latach i co powyłazilo na wierzch, bo teraz widać ile jeszcze jest do zrobienia. Nie odwetu i niszczenia, lecz pracy, aby to się więcej nie powtórzyło.
Witam.Mój Dziadek zwykł kiedyś mawiać-Prawdziwy Mężczyzna bierze tylko wtedy gdy Kobieta sama daje „Czytając komentarze mam takie nieodparte poczucie ,że nie dorośliśmy jako Polacy do dyskusji
o sprawach dotyczących przeszłości a nawet TRUDNYCH SPRAW w teraźniejszości -jeżeli 38 procent Prokuratorów mężczyzn obecnie uznaje ,że kobieta w trakcie gwałtu ma ‚pozwolić dokończyć sprawcy i się nie bronić’ to czego się spodziewać po opini innych?! Historię interpretujemy INFANTYLNIE ale co się dziwić jeżeli po edukacji szkolnej uczeń dowiaduje się iż byliśmy tylko bohaterami bądź ofiarami powstań .W interpretacj dokumentów historycznych gdy przedstawiają Polaków negatywnie podnosimy krzyk jak tak można!!! Często krzyczymy jak te barany choć nie mamy wiedzy ,ale skoro krzyczy Pan X to my też!Nie czytamy ZE ZROZUMIENIEM bo WCALE NIE CZYTAMY to potem i takie wypowiedzi nie tylko w sprawie opisanej powyżej np pogrom kielecki jest kwestią interpretacji nawet wg Minister Oświaty,pedofilia w Kościele powinna być najlepiej wcale nie poruszana bo Ksiądz ma być postrzegany jako nieskazitelny nawet wtedy gdy taki nie jest,a często O ZGROZO !obarcza się winą kilkuletnie ofiary!!!Faceci pomyślcie ,że TO robią bądź robili Wam w przeszłości wbrew waszej woli a nie Kobietom.Myślę,że nie jeden ściśnie odruchowo ‚pośladki’