Jak z ukraińskiego faszysty zrobić narodowego bohatera? („Stepan Bandera” Grzegorz Rossoliński-Liebe)
Czy są jakieś granice idealizowania bohaterów narodowych? Jak daleko można się posunąć w przeinaczaniu i instrumentalnym traktowaniu historii dla potrzeb politycznych? Takie pytania nasuwają się podczas lektury wydanej właśnie biografii przywódcy ukraińskiego ruchu narodowego, Stepana Bandery.
Młody historyk, dr Grzegorz Rossoliński-Liebe, stworzył liczącą ponad 900 stron pracę, będącą tak naprawdę czymś więcej niż biografią przywódcy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). To obszerna monografia XX-wiecznego ukraińskiego ruchu narodowego, od jego narodzin w końcu XIX wieku aż do czasów nam współczesnych, ze szczególnym uwzględnieniem okresu II wojny światowej. Życie Bandery jest w niej jedynie czymś w rodzaju linii przewodniej, wokół której autor prowadzi opowieść o powstaniu, rozwoju i obliczach ukraińskiego nacjonalizmu. Rossoliński-Liebe chyba jako pierwszy badacz tak silnie i w tak jednoznaczny sposób połączył nowoczesny XX-wieczny ukraiński ruch narodowy ze zjawiskami skrajnego nacjonalizmu, który nazywa otwarcie – ukraińskim faszyzmem.
Naród ponad wszystko
Otóż stworzona w 1929 roku OUN od samego początku miała fundamentalnie nacjonalistyczny charakter. Jej ideologia łączyła XIX-wieczne romantyczne i idealistyczne idee narodowe, z nowoczesnym, XX-wiecznym nacjonalizmem w wersji skrajnej. Według działaczy organizacji niepodległa Ukraina miała być państwem jednorodnym etnicznie, a jej wrogów stanowili wszyscy nie-Ukraińcy. Mniejszości narodowe były źle widziane i powinny zostać usunięte. Oczyszczone etnicznie państwo miało być rządzone autorytarnie i antydemokratycznie- demokracja bowiem wykluczała nacjonalizm.
Ukraińscy nacjonaliści z entuzjazmem przyjęli faszystowską ideologię. Łączyła ona wszystkie bliskie im elementy: absolutyzację narodu, silne, autorytarne państwo, kult wodza, czystość rasową, usprawiedliwianie wojny i przemocy oraz antysemityzm i antykomunizm. W latach 30-tych XX wieku przywódcy OUN uznawali ukraiński ruch narodowy za część europejskich ruchów faszystowskich i wcale się z tym nie kryli.
W ukazujących się w Polsce nielegalnych pismach ukraińskich przedstawiano biografię i osiągnięcia Mussoliniego i Hitlera, a wielu młodych Ukraińców – jak pisze Rossoliński-Liebe – marzyło, by zostać duce lub Führerem. OUN przyjęła faszystowską koncepcję wodza (niem. Führerprinzip) i stosowała ją w praktyce – przywódca organizacji miał władzę nieograniczoną, był otoczony kultem i mógł robić dosłownie wszystko.
Pod rękę z Niemcami
Konsekwencją tych poglądów było zbliżenie OUN do hitlerowskich Niemiec. Okazją do odrodzenia niepodległej Ukrainy miała stać się wojna Rzeszy z ZSRR. Bandera i jego współpracownicy zamierzali w decydującym momencie (tj. po odejściu Sowietów, a przed wkroczeniem Niemców) proklamować na ziemiach ukraińskich samodzielne państwo, a następnie poprosić Hitlera o jego uznanie. Podobny zabieg udał się w 1939 roku słowackim nacjonalistom, a w 1941 – chorwackim ustaszom.
Proklamowanej 30 czerwca 1941 roku we Lwowie Ukrainy Hitler jednak nie zatwierdził, a Banderę kazał aresztować. Mimo wszystko ounowcy i tak politycznie postawili na Rzeszę, jako państwo ideologicznie najbliższe i najsilniejsze militarnie. Zachodni Ukraińcy byli przez Niemców traktowani lepiej niż Polacy czy Rosjanie, a członkowie organizacji masowo wstępowali do administracji i policji pomocniczej. W szeregach tej drugiej wzięli czynny udział w Holokauście, uczestnicząc w likwidowaniu gett, wyłapywaniu Żydów oraz masowych egzekucjach.
Zdobyte wtedy praktyczne doświadczenie, OUN-UPA wykorzystała w 1943 roku, przeprowadzając czystkę etniczną Polaków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Pod koniec wojny Niemcy postanowili na większą skalę wykorzystać kolaboracyjny zapał Ukraińców. Uwolnili Banderę i zaproponowali mu współpracę w walce z komunizmem, sformowali też ukraińską dywizję Waffen-SS (do której zgłosiło się aż 80 tysięcy ochotników!). Gdy jednak coraz bardziej stawało się jasne, że III Rzesza wojnę przegra, OUN zaczęła zmieniać front i formalnie odcinać się od hitlerowców.
Poprawianie historii
Jak na tym tle ukazany został Stepan Bandera? Rossoliński-Liebe podkreśla, że skrajnie nacjonalistyczna i faszystowska ideologia szefowi OUN była zawsze bliska. Radykalny nacjonalizm stanowił według niego najlepszą drogą do stworzenia niepodległej Ukrainy, podobnie jak dyktatorski faszyzm miał być dla niej idealnym ustrojem. Do końca wojny Bandera uważał, że należy trzymać się hitlerowskich Niemiec, a zmiany frontu polegającej na odcięciu się od Rzeszy dokonał niechętnie, zmuszony okolicznościami. Na „wstrętną”, w jego opinii, demokrację, nie było miejsca w organizacji.
Po wojnie działające na emigracji środowiska OUN prowadziły systematyczną akcję zmieniania historii. W publikacjach, opracowaniach i wspomnieniach omijano wątek współpracy z Niemcami, udziału w Holokauście i mordowania Polaków. OUN i UPA przedstawiano jako szlachetne organizacje, walczące o wolną Ukrainę z dwoma wrogami – III Rzeszą i ZSRR. Budowano też wyidealizowany wizerunek Bandery jako wybitnego polityka, przywódcy narodu, myśliciela i szlachetnego bojownika o wolność. Wszystkich zaś, którzy przypominali o ukraińskiej kolaboracji, udziale w Holokauście i zbrodni wołyńskiej nazywano sowieckimi agentami.
Kult Bandery i OUN-UPA rozkwitł na Ukrainie po 1989 roku, zwłaszcza w zachodniej części kraju. Zwolennicy ukraińskiego polityka wykreowali go na największego narodowego bohatera, ojca niepodległości i wzór do naśladowania. Jego pomniki zastąpiły pomniki Lenina, jego imieniem nazywano ulice, place i szkoły; wydawano kolejne hagiograficzne biografie, otwierano nowe muzea poświęcone Banderze. W 2010 roku prezydent Wiktor Juszczenko nadał mu (skądinąd sowieckiej proweniencji) tytuł Bohatera Ukrainy.
Rossoliński-Liebe uważnie analizuje ten pośmiertny kult Bandery i OUN, a wnioski do jakich dochodzi są przerażające. Na niepodległej Ukrainie za oficjalny i państwowy przyjęto całkowicie fałszywy obraz prowidnyka (określenie przewodniczącego prowidu, czyli organu wykonawczego OUN) i jego organizacji. Usunięto z niego prawie całkowicie wstydliwe epizody – skrajny nacjonalizm, faszyzm, autorytaryzm, zbrodnie na Żydach, Polakach, Rosjanach i innych Ukraińcach – a wyeksponowano zasługi w walce o niepodległe państwo.
Ukraina nie zastosowała tak znienawidzonej przez naszych prawicowych publicystów, historyków i polityków „pedagogiki wstydu”. Nie zamierzała i nie zamierza nikogo przepraszać za wyrządzone krzywdy. Niechlubne epizody swojej historii po prostu fałszuje, przemilcza, a w najlepszym razie bagatelizuje. Państwo realizuje za to tak ukochaną przez naszych prawicowców „właściwą” politykę historyczną. Odpowiednio zmanipulowany kult Bandery został włączony do oficjalnej ideologii. Zakłamane publikacje o nim ukazują się w państwowych instytucjach badawczych, a w muzeach Bandery przedstawia się nieprawdziwy obraz jego życia. Ci historycy, którzy próbują oponować, oskarżani są o antyukraińskość i prorosyjskość.
Zwolennicy skrajnego nacjonalizmu w wersji ounowskiej są silnie obecni w ukraińskiej polityce lokalnej i centralnej. Szefem utworzonego w 2006 roku Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej został Igor Juchnowśkyj, sympatyk skrajnie prawicowej Socjal-Nacjonalistycznej (sic!) Partii Ukrainy. Jego następcą w roku 2014 został Wołodymir Wjatrowycz, nacjonalistyczny historyk, uznawany przez Rossolińskiego-Liebe za apologetę OUN i UPA, który w swoich książkach zaprzecza zbrodniom OUN na Żydach i Polakach. Tak właśnie w praktyce wygląda polityka historyczna realizowana przez państwo. Jej zwolennicy w naszym kraju zatem podobnych rozwiązań mają się od kogo uczyć.
Mało Bandery w Banderze
Książka dra Rossolińskiego-Liebe to solidna praca o bogatej podstawie źródłowej. Autor wykonał mnóstwo pracy badawczej, zapoznał się z ukraińskimi, rosyjskimi, niemieckimi, polskimi i zachodnimi dokumentami, opracowaniami, wspomnieniami i wieloma innymi publikacjami, które ukazały się od końca XIX wieku aż do czasów współczesnych. Odwiedzał niektóre opisywane w książce miejsca, rozmawiał z wieloma cytowanymi ludźmi. Przedstawił szeroki kontekst dziejów XX-wiecznego ukraińskiego nacjonalizmu, jego rozwój i przemiany. Jego wersję, reprezentowaną przez OUN i Banderę, nazywa zdecydowanie ukraińskim faszyzmem. Próby zaś wybielenia polityka i jego organizacji przez wielu pochodzących z Ukrainy historyków uważa za urągające nauce.
W tej obszernej biografii Bandery paradoksalnie mało jego samego. Życie prowidnyka trochę ginie w gąszczu materiału zaprezentowanego przez autora: opisach narodzin, rozwoju i działalności ukraińskich narodowców spod znaku OUN, teoretycznych rozważaniach na temat definicji faszyzmu, nacjonalizmu i autorytaryzmu, omówieniach publikacji i wystąpień programowych ounowców itd. Być może wynikało to z przyjętego przez autora założenia, że książka ma być czymś więcej niż tylko biografią Bandery, być może zaś z niewielkiej „atrakcyjności” życiorysu samego prowidnyka. Poza bowiem dwoma przedwojennymi procesami – warszawskim i lwowskim – oraz śmiercią z ręki agenta KGB, życie Stepana raczej nie obfitowało w interesujące momenty. Z lektury książki wynika też, że opiewana przez zwolenników Bandery jego charyzmatyczność w rzeczywistości była dość niejednoznaczna, a i w życiu prywatnym nie był on ideałem.
Zarzucić autorowi można nadmierne skupianie się na niektórych – zdecydowanie drugorzędnych – kwestiach, takich jak np. szczegółowe opisywanie uroczystości pogrzebowych ministra Pierackiego, kolejnych akademii ku czci Bandery urządzanych po jego śmierci, ukraińskiej diaspory w różnych częściach świata czy wreszcie podawanie zawartości gablot i wymiarów pomieszczeń w muzeach poświęconych ukraińskiemu politykowi.
Z kolei nad o wiele bardziej istotnymi zagadnieniami historyk ledwie się niekiedy prześlizgnął. Kwestię fundamentalnej przecież dla członków OUN decyzji Hitlera o nieuznaniu państwa ukraińskiego skwitował bardzo krótko. Niewiele napisał o stosunku Niemców do więzionego w Berlinie Bandery i ewentualnych rozmowach tam z nim toczonych. Nie poruszył też szerzej wątku formowania dywizji „Galizien”, ważnego wszak dla poruszanego w książce tematu ukraińskiej kolaboracji. Te krytyczne uwagi nie zmieniają jednak wysokiej oceny pracy Rossolińskiego-Liebe. Jego książka to ważny i oryginalny głos w naukowej dyskusji nad ukraińskim nacjonalizmem, a szerzej – nad wykorzystywaniem historii do politycznych celów.
Plusy:
- wysoki poziom merytoryczny, interesujące ustalenia
Minusy:
- marginalne potraktowanie niektórych kwestii
- drobne, acz liczne błędy redakcyjne i edytorskie
Zgrzyty:
- brak
Metryczka:
Autor: Grzegorz Rossoliński-Liebe
Tytuł: „Stepan Bandera. Faszyzm, ludobójstwo, kult. Życie i mit ukraińskiego nacjonalisty”
Wydawca: Prószyński i S-ka
Oprawa: twarda
Liczba stron: 902
Rok wydania: 2018
Pierwsza naukowa biografia Stepana Bandery i pierwsze dogłębne studium jego kultu:
Grzegorz Rossoliński-Liebe
Bandera Faszyzm Ludobójstwo Kult Życie i mit ukraińskiego nacjonalisty
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 99.90 zł | 67.98 zł idź do sklepu » |
Panie Stachnik, nie jest ładnie, nie mówiąc już chwalebnie, tak manipulować. Nie obchodzą mnie pańskie poglądy, ale nie życzę sobie oglądać więcej takich niezgodnych z prawdą „rewelacji” jak: „Bandera – przywódca ukraińskiego ruchu narodowego”. Bandera nie stał na czele żadnego „ruchu narodowego” (nawiązanie do współczesnej sytuacji na scenie polityczno-społecznej w Polsce jest aż nadto oczywiste i skrajnie prymitywne), ale ukraińskiego ruchu NAZISTOWSKIEGO. Ponieważ OUN (we wszelkich swoich odmianach) to była po prostu ukraińska patia nazistowska, ich ideologia była właściwie w 100% pokrywająca się z niemiecką. Stąd wzięło się późniejsze „braterstwo broni”, które możemy podziwiać choćby na przykładzie Powstania Warszawskiego, gdzie jeden z owych ukraińskich nazistów, niejaki Petro Diaczenko (obecnie jeden z bohaterów Ukrainy) został odznaczony Krzyżem Żelaznym za „zasługi” przez samego Adolfa Hitlera, a to tylko jeden przykład z wielu. Proszę to sobie raz na zawsze wbić do głowy i nie popisywać się więcej takimi nędznymi aluzjami.
PS. Nie, nie jestem narodowcem, ani jakimś ich szczególnym sympatykiem. Razi mnie jednak „kojarzenie” pewnych formacji w prymitywny i niezgodny z faktami i prawdą historyczną sposób. Tak samo zresztą jak powtarzanie propagandy, że ukraiński nazizm nie różnił się zbytnio od naszego, polskiego ruchu nacjonalistycznego. Jest to bowiem ordynarne kłamstwo.
Panie W., proponuję najpierw przeczytać ze zrozumieniem tekst recenzji (choć nie wiem,
czy się to panu uda), a dopiero potem silić się na takie pisane cepem refleksje. Czytana książki nawet panu nie proponuję.
Panie Bartoszu, nie chce wyrażać swojego zdania w sposób tak dobitny jak komentator o nicku „Autor”, ale naprawdę proszę czytać teksty przed wpisami… To nie artykuł, ale recenzja książki. Jej autor używa dokładnie takich pojęć jak w recenzowanej książce i je analizuje z punktu widzenia tak historii, jak współczesności. Już w pierwszym akapicie ma Pan zdanie: „Rossoliński-Liebe chyba jako pierwszy badacz tak silnie i w tak jednoznaczny sposób połączył nowoczesny XX-wieczny ukraiński ruch narodowy ze zjawiskami skrajnego nacjonalizmu, który nazywa otwarcie – ukraińskim faszyzmem”. Zaprzeczenie istnieniu ruchu narodowego na Ukrainie jest po prostu niezgodne z faktami – dążenie do niepodległości tak właśnie się nazywa i Bandera na Ukrainie postrzegany jest za narodowego bohatera. Ani w recenzowanej książce, ani w w samej recenzji nie brak natomiast kwestii odwołania do współpracy z hitlerowskimi Niemcami…
P.S. naprawdę według Pana widać tu „skrajnie oczywiste i skrajnie prymitywne nawiązanie do obecnej sytuacji w Polsce”? Jeśli nawet my tego nie widzieliśmy, ani autor tekstu, ani żaden z czytelników oprócz Pana, to albo ono skrajne nie jest, albo go w ogóle nie ma. Jednak przysłowie „uderz w stół a nożyce się odezwą” jak widać nie jest bezzasadne… Pozdrawiamy serdecznie.
PiSokomuna robi podobnie
Zupełnie nie rozumiem porównania polityki historycznej Ukrainy z polskim Pisemne, takie porównania obrażają Polaków, natomiast zupełnie adekwatne byłoby porównanie z polityką historyczną prowadzoną przez rząd niemiecki zawsze proszę podawać argumenty, aby poprzeć swoje wnioski. Profesor
Wstawki o polskich prawicowcach i ich rzekomych marzeniach o prowadzeniu podobnej polityki historycznej deprecjonuje tę recenzje. Bo czy Autor chce porównać dokonania AK do OUN, tudzież polskiego IPN z ukraińskim odpowiednikiem. Czy mówiąc o polityce wstydu, uważa Pan że takowa nie istnieje w polskiej rzeczywistości? Dyskusja historyczna w Polsce jest otwarta.
Zgadzam się że zdaniem Roberta i Bartosza (trochę mniej składnie wyrażonym).
Autor recenzji ma jakąś niewypowiedzianą antyprawicową fobię i natrętnie nam ją w kilku miejscach ekshibicjonuje. Zupełnie niepotrzebnie, czyta się to podobnie niemiło jak ogląda niewysmarkany nos. Jak się już ten katar nieszczęśliwie ma, to najlepiej zakrywać nos chusteczką, a nie się tak nim chwalić.