„Żadnemu carowi nie wyprawiono nigdy takiego pogrzebu”. Jak Rosjanie chowali ofiary rewolucji?
Mimo chaosu, który zapanował po obaleniu Romanowów, Rosjanie nie zapomnieli o poległych w rewolucji lutowej. Pogrzeb, który im zorganizowali, zagraniczni obserwatorzy opisywali z mieszaniną podziwu i przerażenia. Jak wyglądało to rosyjskie „podzwonne dla starego świata”?
Wiosną 1917 roku doszło do serii szybkich, zdecydowanych działań. Od Berlina po Wiedeń, w Paryżu, Londynie i Waszyngtonie sekretarze pracowali w pocie czoła. Ostatecznie w Piotrogrodzie 300-letnie autokratyczne rządy Romanowów zostały zmiecione w ciągu zaledwie jednego oszałamiającego tygodnia. Pewne sprawy miały jednak zbyt uroczysty charakter, by zajmować się nimi w pośpiechu, a wśród tych wyróżniała się pewna szczególnie ważna ceremonia.
23 marca (5 kwietnia) 1917 roku obywatele Piotrogrodu zgromadzili się, aby pochować zabitych. Niezależnie od tego, jaki koniec ich spotkał – czy zginęli od strzałów policji, dostali się przypadkowo w krzyżowy ogień, czy też ponieśli śmierć w jednym z niezliczonych wypadków z bronią palną – polegli bohaterowie rewolucji stali się męczennikami walki o świętą sprawę.
Gdzie pochować bohaterów?
Oficjalnie rewolucja lutowa pochłonęła 1382 ofiary, z których 869 było żołnierzami. Ich śmierć miała niecodzienne znaczenie. Nic, co byli w stanie obiecać politycy, a już na pewno żadne słowo drukowane, nie mogło dla ludu piotrogrodzkiego ważyć więcej od żałoby oraz nabożnej czci, oddawanej takiemu nieodwracalnemu poświęceniu. I dlatego że ten pochówek miał tak podniosły charakter, zorganizowanie go zajęło prawie miesiąc.
Początkowo planowano wykopać groby na placu Pałacowym. Wybór ten miał symboliczny sens, gdyż miejsce to było areną masakry w „krwawą niedzielę” 1905 roku. „Niektórzy zaczęli tam kopać na własną rękę”, donosił Frank Lindley w raporcie dla Londynu, „ale twardość przemarzniętego gruntu i wiele przewodów wodnych, gazowych i elektrycznych, na jakie natrafili kopacze, wymusiły zmianę planu”.
Wedle innej hipotezy, zainterweniować miał Maksym Gorki; uwielbienie, jakie pisarz żywił dla artystycznego dziedzictwa, przewyższało nawet jego pogardę dla prostactwa części klasy robotniczej. Tymczasem, jak informował Lindley, Lwow i jego liberalni ministrowie liczyli, iż pomysł zbiorowego pogrzebu zostanie w końcu zarzucony, i obawiali się, że wobec braku sił policyjnych nikt nie opanuje ewentualnej nowej fali krwawych zamieszek w mieście. Kłótnie i opóźnienia ciągnęły się tak długo, że niektórzy ludzie sami pochowali swoich bliskich, zabitych w dniach rewolucji.
Ostatecznie na miejsce pochówku wybrano otwartą przestrzeń (zwaną przez lokalną ludność „petersburską Saharą”) w pobliżu koszar Pułku Pawłowskiego. Stulecie wcześniej odbywały się tam parady carskiego wojska i stąd przyjęła się ówczesna nazwa – Pole Marsowe. Później snuto plany budowy w owym miejscu stałej siedziby Dumy, ale do czasu wybuchu wojny pozostały one w sferze projektów. Było to jedno z ostatnich pustych miejsc w centralnej części Piotrogrodu i jako takie nadawało się idealnie na cmentarzysko. Tak się złożyło, że przylegała do niego brytyjska ambasada, co zapewniło jej personelowi możliwość oglądania z bliska uroczystości pogrzebowych.
„Wspaniała i podniosła procesja”
Obywatele Piotrogrodu wzięli na siebie rolę mistrzów ceremonii. Stołeczny Sowiet współuczestniczył w przygotowaniach, wykorzystując swoją gazetę „Izwiestija” do opublikowania informacji o przebiegu i czasie procesji pogrzebowej. Ale to lud malował hasła na transparentach, pocieszał pogrążonych w żałobie i wyruszył masowo na pole przeznaczone na groby. Każda fabryka i każda z dzielnic miała tam swoje miejsce, każdą z trumien zdobił czerwony sztandar. Ciała tych, których już wcześniej pochowano gdzie indziej, symbolizowały podczas ceremonii deski, niesione z taką czcią jak relikwie świętych.
Procesja niespiesznie kroczyła po bulwarach. Ucichł typowy wielkomiejski szum, a na niebie choć raz nie było dymu. W przemarszu tym wzięło udział 900 tysięcy osób, a ich kroki wybijały rytm tłumiony przez poły ciężkich palt. Śpiewali rewolucyjne hymny, uroczyste, acz świeckie, a choć nikt nie dyrygował, śpiewano w miarę równo. Gdy wszystkie trumny zostały złożone w ziemi, grzmot dział twierdzy Pietropawłowskiej przetoczył się nad wodami rzeki, dudniąc niczym apokaliptyczne bębny. Sześć okrętowych reflektorów iluminowało uroczystości, które trwały do późnej nocy. Jak stwierdził Harold Williams, „żadnemu carowi nie wyprawiono nigdy takiego pogrzebu”.
„To była wspaniała i podniosła procesja rewolucji i mas, które ją przeprowadziły”, napisał Suchanow. Trocki stwierdził to samo: „Wszyscy poszli na ten pogrzeb. Razem z robotnikami, żołnierzami i prowincjuszami byli tam studenci, ministrowie, ambasadorowie, stateczni mieszczanie, dziennikarze, mówcy, przywódcy wszystkich partii”.
W swoim raporcie dla Londynu, napisanym bynajmniej bez entuzjazmu, sir John Hanbury-Williams łaskawie uznał, że ceremonia stała się propagandowym sukcesem rewolucji. Wydarzenie to, przyznawał, „oczekiwane z wielką trwogą przez bardzo wielu, okazało się prawdziwym triumfem rosyjskiej demokracji i wielką zachętą dla wszystkich jej zwolenników”.
przestańcie śpiewać Marsyliankę!
Prywatnie nie skrywał jednak, że nieustanne odśpiewywanie Marsylianki (w wersji rosyjskiej znanej jako Marsieljeza) zirytowało go nieznośnie. Było czymś tak monotonnym, zapisał w swoim dzienniku, że same ofiary rewolucji pewnie „powstałyby z grobów i poprosiłyby [zebranych], żeby przestali śpiewać ją w kółko. Dla dobra naszej ambasady, która przylega” do Pola Marsowego. Rosyjskim żałobnikom brakowało, w oczach Anglików, zwyczajnej ogłady.
Zdaniem córki Buchanana, Meriel, która nigdy nie odnosiła się przyjaźnie do rewolucjonistów, przemoknięty z powodu deszczu tłum składał się z „ziejącej złością masy kobiet, dzieci, robotników i żołnierzy, a wszyscy oni trzymali zwrócone w różne strony karmazynowe transparenty i śpiewali Marsyliankę, nierówno i fałszując”.
Nieskrywane, silne emocje zebranego ludu niepokoiły niektórych obserwatorów. Wyczuwali jego moc – odgłos kroków wielotysięcznych tłumów stanowił podzwonne dla starego porządku świata – ale nikt nie wiedział, do czego to wszystko może doprowadzić. Podziały zarysowywały się wszędzie. „Brak jakichkolwiek obrządków religijnych charakteryzował ten pogrzeb, z powodu wyraźnie antyreligijnego nastawienia socjaldemokratów”, zaobserwował Lindley, „co spotkało się z surową krytyką szerokich rzesz”.
Paléologue odniósł się lekceważąco do świadectw rewolucyjnej świadomości, nowego, surowego jeszcze, ale dumnego poczucia obywatelskiej wspólnoty, zauważając, że „Rosjanie mają wrodzony talent do udramatyzowanych spektakli”. Nawet Cereteli nie skrywał niepokoju. Choć szczerze współczuł bliskim ofiar, to uznał ten pogrzeb za ostatni akt „młodej” fazy rewolucji: spontanicznej, emocjonalnej, ale w końcu muszącej oddać władzę w ręce zawodowych przywódców.
„Wszyscy rwali się do wygłaszania przemówień”, wspominał Knox. „Ukuto nowe słowo: mitingowat [mityngować], oznaczające udział w masowych spotkaniach. Ktoś pyta znajomego, co ten zamierza robić wieczorem, i słyszy odpowiedź: »Trochę pomitynguję « (ja niemnogo pomitinguju)”. Każdy chciał uczestniczyć w dyskusjach; wszyscy czuli nową odpowiedzialność, dumę z własnego suwerennego państwa. Odźwierni, zamiatacze ulic i służba dworska (czyli „lokaje”, jak określali ich Rosjanie) domagali się wprowadzenia nowych określeń na ich zawody, odzwierciedlających ich status jako wolnych ludzi.
Poszanowanie ludzkiej godności należało do głównych postulatów zawartych w rozkazie numer 1 wydanym garnizonowi piotrogrodzkiemu. Nowe nazwy – od towarzysza-strzelca po ulicznego nadzorcę sanitarnego – przyjęły się stosunkowo łatwo.
Trudniejsze okazało się, w czasie zagrożenia kraju i załamania ekonomicznego, wprowadzenie nowej republiki na drogę ku postępowi. Może właśnie dlatego, że problemy miały tak poważny charakter, ludzie rozprawiali nieustannie o teoriach i różnych drobnych sprawach.
Źródło:
Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w ramach książki Catherine Merridale Lenin w pociągu, wydanej nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia, wyjaśnienia w nawiasach kwadratowych oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów. Dla zachowania integralności tekstu usunięto przypisy, które znajdują się w wersji książkowej.
Przeczytaj więcej o Rosji w przededniu rewolucji październikowej w książce:
Catherine Merridale
Lenin w pociągu
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 49.90 zł | 24.95 zł idź do sklepu » |
Można to uznać za święty rytuał pogrzebowy.