Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

To nie jest książka o szmince i cieniach! („Face Paint. Historia makijażu” Lisa Eldridge)

Czym jest Facepaint? Kolejnym albumem pełnym zdjęć wymalowanych aktorek i modelek? Zbiorem ciekawostek na temat sztuki makijażu? Historią skandali, jakie legły u podstaw urodowego imperium? Właściwie to każdym po trosze, ale i czymś więcej niż może się wydawać.

Lisy Eldridge nie trzeba przedstawiać nikomu, zawodowo lub hobbystycznie, związanemu z branżą urodową. Obecna w niej od dwóch dekad, współpracowała z takimi markami, jak Shiseido, Chanel czy Lancome, gdzie od kilku lat piastuje stanowisko dyrektora kreatywnego. Eldridge jest rozchwytywana przez domy mody, magazyny branżowe czy gwiazdy filmowe, ale znajduje czas także na prowadzenie kanału w serwisie YouTube.

Jej makijażowe tricki, porady i tutoriale inspirują miliony dziewcząt i kobiet na całym świecie. Nic więc dziwnego, że nie tylko fanki Lisy, ale i osoby związane z branżą beauty od kilku lat z niecierpliwością wyczekiwały polskiego wydania Facepaintu. Czy ich cierpliwość się opłaciła? Wnioskując po entuzjastycznych recenzjach blogerek i vlogerek urodowych, można odpowiedzieć na to pytanie twierdząco. Co więc recenzja takiej książki robi na portalu historycznym?

Biografia makijażu

Facepaint nie jest książką stricte historyczną, ale historii w niej nie brakuje. Nie stanowi także poradnika urodowego, choć z pozoru może się z nim kojarzyć, zwłaszcza ze względu na swój wizualny aspekt: albumowe wydanie z przykuwającą wzrok okładką, pełne zdjęć kosmetyków, plakatów, gwiazd filmowych i modelek.

Może więc jest biografią, skoro autorka przywołuje historie twórców urodowej branży oraz kobiet, które z makijażu uczyniły swój znak rozpoznawczy? Facepaint to jednak nie książka biograficzna, chyba że zgodzimy się z notką wydawcy, określającą publikację jako biografię, ale – makijażu. I nawet wówczas będzie biografią nietypową. Próżno tu bowiem szukać chronologii wydarzeń czy omówienia historii makijażu przez epoki. Zamiast tego, Lisa Eldridge proponuje nam nieco inne ujęcie tematu.

Starożytny egipski zestaw do makijażu. (Metropolitan Museum of Art)

fot.domena publiczna Starożytny egipski zestaw do makijażu. (Metropolitan Museum of Art)

Tekst książki podzielony jest na dwie części, liczące odpowiednio trzy i cztery rozdziały. Pierwsza zatytułowana została dość myląco – Starożytna paleta nie traktuje, wbrew pozorom, o trickach urodowych Greczynek czy Egipcjanek, lecz jest swoistym przewodnikiem po historii trzech podstawowych, znanych od niepamiętnych czasów, barw.

Czerwień, biel i czerń były przez stulecia stosowane w różnych odcieniach do podkreślania atutów czy tuszowania usterek urody. I tak z lektury dowiadujemy się, jak dawniej pozyskiwano barwniki, jak tworzono z nich kosmetyki i jakie zasady obowiązywały podczas ich stosowania. Czytelnik zapozna się z opowieścią o tym, jak malowały się greckie hetery, czym były elżbietańskie „słodkie kuferki”; pozna przepis na nietoksyczne bielidło autorstwa samego Owidiusza i dowie się, jaki wpływ na cerę miało puszczanie krwi… za uszami. Autorka pisze również obszernie o zabójczych kosmetykach z dawnych epok, zawierających rtęć, arszenik, ołów czy pierwiastki radioaktywne oraz o kobietach, które w pogoni za pięknem zapłaciły najwyższą cenę.

Historia urodowego imperium

Druga część książki, zatytułowana Uroda i biznes, traktuje o historii branży beauty od strony marketingowej. Wszystko zaczęło się wraz z narodzinami druku i upowszechnieniem informacji w formie broszur z poradami, które przez stulecia przekazywano sobie z pokolenia na pokolenie. Reklamy kosmetyków, jak pisze autorka, nie są niczym nowym, bo znano je już w epoce odrodzenia, a pierwszymi ambasadorkami marek kosmetycznych były aktorki teatralne.

Cztery kolejne rozdziały stanowią kompendium wiedzy o narodzinach imperium urodowego: mówią odpowiednio o pionierach w branży, kultowych markach i produktach, następujących po sobie modach i trendach, związkach przemysłu kosmetycznego i filmowego, a później również telewizyjnego. Autorka wyjaśnia, po co Estée Lauder wprowadziła darmowe próbki i prezenty, skąd wzięła się moda na smoky eye, na czym polegała zasada harmonii kolorów Maksymiliana Faktorowicza, znanego jako Max Factor, i jaki związek miała czarna kredka do oka Heleny Rubinstein z filmami o… wampirach.

Publikacja zawiera również wiele ciekawostek: jak to się stało, że przemysł kosmetyczny zawdzięcza stosowanie pereł branży motoryzacyjnej, po co w czasie II wojny światowej kobiety malowały pończochy na nogach, dlaczego założyciel Revlon kupił nowojorskie mieszkanie Heleny Rubinstein, a nawet co ma wspólnego brokat z hodowlą bydła!

Historia paletą malowana

Na rynku wydawniczym dostępnych jest mnóstwo poradników na temat tego, jak się malować, jak robić kosmetyki samemu (DIY), jak dbać o siebie wykorzystując sztuczki Francuzek, Japonek czy Koreanek. Vlogerki, prowadzące popularne kanały internetowe, są regularnie zapraszane do współpracy przez oficyny, które w ilości subskrybentów upatrują przepisu na wydawniczy sukces.

Wydany przez Znak Horyzont Facepaint pozytywnie wyróżnia się na tym tle. Przede wszystkim bogactwem merytorycznym i obszerną bibliografią, która dowodzi, że autorka nie poszła na łatwiznę i poświęciła sporo czasu na badania do swojej książki. Korzystała m.in. ze słynnej Trotuli, czyli XII-wiecznych pism o kobiecej medycynie, Sztuki kochania Owidiusza, traktatów starożytnych, dzieł Szekspira, klasyki literatury pięknej, czy opracowań naukowych. Tekst został ponadto napisany na tyle przystępnie, by publikację czytało się jak beletrystykę – inspirującą i fascynującą opowieść o kobietach, bo to o nich (oraz dla nich) jest Facepaint.

Estée Lauder dzięki założeniu koncernu kosmetycznego stała się miliarderką. Zdjęcie z 1966 r.

fot.domena publiczna Estée Lauder dzięki założeniu koncernu kosmetycznego stała się miliarderką. Zdjęcie z 1966 r.

W każdym z rozdziałów Lisa Eldridge umieściła sylwetki pań, które swoim życiem ucieleśniały pasję do makijażu, kosmetyków i dbania o urodę. Wśród nich znajdziemy zarówno gwiazdy filmowe czy modelki, jak postaci historyczne. Do tych mniej znanych może należeć Elizabeth Siddal – tragiczna „supermodelka” prerafaelitów, królowa Aleksandra Duńska – żona Edwarda VII, dzięki której makijaż przestał być domeną jedynie aktorek, czy Meena Kumari – jedna z najbardziej kultowych gwiazd kina bollywoodzkiego.

Uczta dla oka

Książkę Eldridge warto mieć w swojej biblioteczce także dlatego, że jest po prostu… piękna. Wydana w twardej oprawie z obwolutą, starannie złożona i bogato ilustrowana (a przy tym, co najważniejsze, świetnie napisana) stanowi prawdziwą ucztę dla oka i małe dzieło sztuki. Jedynym, czego mi w niej zabrakło to ciekawostki i prognozy na temat przyszłości kosmetycznej branży.

Cztery strony tekstu to zdecydowanie za mało, żeby można było mówić o wyczerpaniu tematu ze strony eksperta i praktyka, a tyle właśnie liczy rozdział zatytułowany Najnowsze odkrycia z podtytułem „Krok w przyszłość”. Zawiera on jedynie dość zdawkowy opis kilku technologii znanych już w XX wieku, jak rozświetlacze czy silikony. Z chęcią poczytałabym, jakie oczekiwania czy propozycje dla przemysłu urodowego ma sama Lisa, jakich preparatów czy substancji jej brakuje w pracy, w czym upatruje przyszłości nowoczesnej kosmetyki i co według niej mogłoby się znaleźć w kosmetyczce jej wnuczki lub prawnuczki.

Zabójcze kosmetyki? Niestety jednym z popularnych preparatów tuż po I wojnie światowej, używanym do produkcji urodowych specyfików, był radior, który miał dodawać "radioaktywnego blasku". Reklama z 1918 roku.

fot.domena publiczna Zabójcze kosmetyki? Niestety jednym z popularnych preparatów tuż po I wojnie światowej, używanym do produkcji urodowych specyfików, był radior, który miał dodawać „radioaktywnego blasku”. Reklama z 1918 roku.

Komu spodoba się ta książka? Nie tylko wizażystom, kosmetologom czy marketingowcom działającym w branży beauty. To publikacja skierowana także do osób kochających piękno, sztukę, kulturę, kobiecość. Ogromną przyjemność sprawiła mi lektura historii kobiet i mężczyzn, którzy ukształtowali branżę urodową, kreowali trendy, przełamywali schematy, szokowali współczesnych, osiągnęli i poświęcili wszystko dla… piękna.

Facepaint nie jest jedynie książką o dziejach makijażu i nie chodzi w niej, jak podkreśla sama autorka, „tylko o szminkę i cień do powiek”. Zapewniam, że zachęta na okładce nie jest czczym frazesem – po lekturze już nigdy nie spojrzycie na makijaż w taki sam sposób.

Plusy:

  • piękne wydanie
  • barwny język
  • intrygujące historie
  • duża wartość merytoryczna
  • obraz branży ukazany „od kuchni”
  • intrygujące sylwetki kobiet – „muz makijażu”
  • posłowie dające do myślenia

Minusy:

  • brak

Zgrzyty:

  • merytorycznie ubogi „rozdział” poświęcony przyszłości branży kosmetycznej

Metryczka:

Autor: Lisa Eldridge
Tytuł: „Face Paint. Historia makijażu
Wydawca: Znak Horyzont
Oprawa: twarda
Liczba stron: 240
Rok wydania: 2017

Poznaj historię poprawiania piękna od zarania dziejów:

Komentarze

brak komentarzy

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.