Jakim cudem Stan Tymiński wszedł do drugiej tury? Znawca najnowszych dziejów Polski odsłania kulisy wyborów prezydenckich 1990 roku
Był człowiekiem znikąd, ale w listopadzie 1990 roku zdobył prawie cztery miliony głosów. Na wiecach witały go rozhisteryzowane tłumy. Czy Polacy naprawdę uwierzyli, że tylko dzięki Stanowi Tymińskiemu unikną losu „białych Murzynów Europy”?
Stanisław Tymiński (ur. 1948) był bez wątpienia głównym, a zarazem najbardziej niezwykłym bohaterem wyborów prezydenckich w 1990 r. Już sam fakt jego rejestracji wzbudził spore zaskoczenie. Nie dysponował on bowiem żadnym zapleczem politycznym, a do Polski – po ponad dwudziestoletnim pobycie w Kanadzie i Peru – przyjechał dopiero w drugiej połowie 1990 r.
W momencie startu Tymiński miał jednak pieniądze, a więc to, czym nie dysponował cały szereg innych pretendentów do prezydenckiego fotela. Z własnej kieszeni sfinansował całą kampanię, której oficjalny budżet wyniósł 3,3 mld starych zł. Wynajęta przez niego agencja reklamowa „Golik&Dąbrowski” zebrała co najmniej 102 tysiące podpisów, promując przy okazji książkę programową Tymińskiego „Święte psy”. Kandydatury Tymińskiego, nawet po jej zarejestrowaniu 25 października, nikt nie traktował poważnie. Nie było zresztą po temu powodu, skoro przeprowadzony w tym czasie sondaż OBOP-u wskazywał, że poparcie dla Tymińskiego wynosi poniżej 1%.
Kandydat inny niż wszyscy
Sytuacja zaczęła się gwałtownie zmieniać po 28 października, kiedy rozpoczęły się telewizyjne audycje wyborcze. Tempo wzrostu poparcia dla Tymińskiego było wydarzeniem bez precedensu w dotychczasowej historii wyborów w Polsce, niewiele też można znaleźć podobnych przypadków w dziejach innych państw demokratycznych. 9 listopada chęć oddania głosu na Tymińskiego deklarowało już 7% badanych, tydzień później 12%, a ostatnie sondaże przedwyborcze dawały mu ponad 20%.
Ten niezwykły wzrost był ściśle związany właśnie z kampanią telewizyjną, czego dowodzi przykład województwa leszczyńskiego. „Nie było tam sztabu wyborczego Tymińskiego – pisze Krzysztof Jasiewicz – i jego plakatów, a mimo to w I turze został tam zwycięzcą”. Warto podkreślić, że do obozu Tymińskiego, znacznie częściej od zwolenników Wałęsy, przechodzili ludzie wcześniej zamierzający głosować na Mazowieckiego.
Skuteczność przybysza z Kanady nie wynikała jednak z zastosowania w audycjach telewizyjnych jakichś niezwykłych środków socjotechnicznych. Swój niezwykły sukces zawdzięczał pojawieniu się na scenie politycznej w momencie, w którym spora część wyborców oczekiwała na kandydata zasadniczo odmiennego od pozostałych. Pretendenta nieuwikłanego w dotychczasowe spory polityczne, zarówno te sprzed, jak i po 1989 r., a zarazem symbolizującego sukces, o jakim marzyło wielu Polaków.
Zamożny i egzotyczny Tymiński, równie ostro co ogólnikowo krytykujący politykę gospodarczą rządu, świetnie do tej roli pasował. Drugą grupę wyborców Tymińskiego stanowili ludzie tęskniący za czasami PRL, nieidentyfikujący się jednak tak jednoznacznie z lewicową orientacją. Kierowała nimi głównie niechęć do „Solidarności” (a zatem Wałęsy i Mazowieckiego), jak i całej dawnej opozycji antykomunistycznej ( Bartoszcze i Moczulskiego), z drugiej zaś strony poczucie wstydu i nieufność nie pozwalały im oddać głosu na Cimoszewicza. W szczególności dotyczyło to wielu mieszkańców wsi i małych miasteczek, które okazały się głównym zapleczem politycznym Tymińskiego.
Nie było też przypadkiem, że w powstających spontanicznie na przełomie października i listopada sztabach wyborczych Tymińskiego znalazło się wielu funkcjonariuszy PRL-owskiego aparatu władzy. Program wyborczy „niezależnego kandydata”, jak się określał, składał się z 21 punktów, co stanowiło świadome nawiązanie do listy 21 postulatów gdańskiego MKS-u z 1980 r. i miało symbolizować jego pozytywny stosunek do „Solidarności” z lat 1980–1981, przeciwstawianej współczesnemu, negatywnemu obliczu tej organizacji.
Poznaj historię III i IV RP, w książce „Historia polityczna polski 1989-2015”:
„Dla Ojczyzny ratowania…”
„Naczelnym obowiązkiem prezydenta jest dziś wzmocnienie Ducha Narodu oraz wyczucie zagrożeń suwerenności ekonomicznej i terytorialnej” – głosił punkt nr 2 programu kandydata. Pozostałe odznaczały się równie wysokim poziomem konkretności, podobnie zresztą jak telewizyjne wystąpienia Tymińskiego, będące najczęściej relacjami z jego wieców wyborczych. W ich trakcie straszył perspektywą utraty suwerenności ekonomicznej, grożąc, że Polska stanie się „enklawą białych Murzynów Europy”. Gwałtownie atakował zarówno Wałęsę, jak i Mazowieckiego, przedstawiając ich jako reprezentantów nowej nomenklatury niszczącej kraj.
Przed pierwszą turą głównym obiektem jego napaści stał się Mazowiecki, którego oskarżył w końcu – posługując się przeinaczonym fragmentem rządowego programu prywatyzacji – o zdradę narodu. Błędnej i szkodliwej polityce elit solidarnościowych przeciwstawiał swoją osobę, patrioty-milionera, niewahającego się „dla Ojczyzny ratowania wrócić się przez morze”, jak głosił jeden z jego sloganów wyborczych. Osobisty sukces materialny miał stanowić koronny dowód na posiadanie przez kandydata tajemniczego „rozwojowo-strategicznego planu gospodarczego”, gwarantującego rychły dobrobyt.
Szczegóły tego planu nigdy nie zostały przedstawione, natomiast Tymiński często podkreślał, że jest prześladowany przez „solidarnościową klikę” obawiającą się jego wprowadzenia. Skrajna ogólnikowość („Hasłem naszym jedność będzie i Ojczyzna nasza”), naiwność, a często wręcz wewnętrzna sprzeczność wywodów Tymińskiego nie przeszkadzały ogromnej liczbie wyborców, dostrzegających w nim męża opatrznościowego. Odczucie to wzmacniały audycje wyborcze, w trakcie których rozhisteryzowani ludzie wyrażali swoje poparcie i uwielbienie dla Tymińskiego. Atmosfera jego spotkań ze zwolennikami – coraz gorętsza w miarę zbliżania się daty wyborów – żywo przypominała spotkania idoli muzycznych z fanami. Podobną funkcję spełniały wiernopoddańcze listy od wyborców, czytane przed kamerami przez Tymińskiego.
Jednak mimo tego spontanicznego i niezwykle szerokiego poparcia, nie był on w stanie w nieskończoność poszerzać kręgu swoich zwolenników. Barierą okazał się brak struktur terenowych, a przede wszystkim niezdolność do przeciwstawienia się zmasowanej kampanii ataków na jego osobę, jaka rozpoczęła się w ostatnim tygodniu poprzedzającym pierwszą turę głosowania i trwała przez następne dwa tygodnie […].
Największą sensacją pierwszej tury wyborów było oczywiście zajęcie drugiego miejsca przez Tymińskiego. Zaszokowało to prawie całą elitę polityczną, szczególnie jednak zwolenników Mazowieckiego. Do charakterystycznych wypowiedzi, jakie padały z ich strony, należał głos ks. Józefa Tischnera, którego zdaniem w dniu wyborów „ujawnił swą obecność między nami homo sovieticus – człowiek sowiecki. Ten homo sovieticus kręcił się między nami od wielu, wielu lat, ale jego obecność była ukryta. W ostatnią niedzielę jakby pokazał swoją twarz”[…].
Jak wygrać drugą turę?
Nie ulega wątpliwości, że poziom orientacji politycznej wyborców Tymińskiego pozostawał wiele do życzenia, niemniej tak kategoryczne sformułowania, głoszone przez reprezentantów obozu aspirującego do miana jedynej prawdziwie demokratycznej formacji w Polsce, brzmiały co najmniej dziwnie. Zderzenie z rzeczywistością wyobrażeń warszawsko-krakowskich salonów na temat polskiego społeczeństwa okazało się bardzo bolesne […].
Tymiński zdawał sobie sprawę, że zwyciężyć może tylko w przypadku przechwycenia większości elektoratu Cimoszewicza i Mazowieckiego. Dlatego w kampanii przed drugą turą postanowił silniej niż dotąd wyeksponować różnice między nim a Wałęsą. Liberalnie zorientowanych zwolenników premiera zamierzał pozyskać wyrażeniem sprzeciwu wobec projektu uchwalenia ustawy antyaborcyjnej. Stało to co prawda w sprzeczności z deklarowanym przez niego wcześniej głębokim katolicyzmem, czego dowodzić miała wizyta Tymińskiego na Jasnej Górze, ale generalnie było posunięciem trafnym. Późniejsze badania wykazały, że jego elektorat był wyraźnie antyklerykalny.
Z kolei poparcie wyborców Cimoszewicza zamierzał zdobyć wypowiedzią na temat stanu wojennego, wygłoszoną podczas konferencji 27 listopada. Zasługuje ona na przytoczenie, dobrze bowiem oddaje mętny język, jakim nieustannie posługiwał się Tymiński:
Mam nadzieję, że nasz kraj zrozumie, ponieważ wielu ludzi już rozumie, jak dużo dokonał dla kraju prezydent Jaruzelski. Ponieważ nasz kraj był wtedy [tj. w 1981 r. – A.D.] szczególnie zagrożony, ale nie z zewnątrz – z wewnątrz. Ponieważ ręka, która nas krzywdzi od tylu lat, była zawsze swoja.
Wysiłki Tymińskiego nie zdały się jednak na wiele wobec wymierzonej przeciw niemu zmasowanej kampanii większości środków masowego przekazu. Koncentrowano się w niej na życiorysie kandydata, zarzucając mu niejasną przeszłość, w tym zwłaszcza tajemnicze pobyty w Libii oraz nielegalne interesy w Peru.
Kampania nienawiści
Spory rozgłos nadano wiadomości, że został przed laty zwolniony z odbywania służby wojskowej dzięki opinii wydanej przez psychiatrę. Po wyborach okazało się, że informacja o pobytach Tymińskiego w Libii była nieprawdziwa, a jej źródłem miała być „pomyłka” komputera MSW, który nie rozróżnił Toronto od Trypolisu. Przy tej okazji wyszło na jaw, że spora część informacji na temat Tymińskiego pochodziła właśnie z MSW, które wyraźnie nie zachowało w tej sprawie bezstronności. Był to pierwszy w dziejach III Rzeczpospolitej przypadek wykorzystania tzw. teczek SB do celów walki politycznej.
Jerzy Bartkowski i Jacek Raciborski zestawili epitety, jakimi obdarzano wówczas w prasie, radiu i telewizji Tymińskiego. Z pokaźnej listy przytoczmy tylko niektóre, najbardziej charakterystyczne:
agenciak KGB, agent dawnego PRL-owskiego aparatu bezpieczeństwa, awanturnik, bezbożnik, biznesmen »pożal się Boże«, (…) czarownik z dżungli, człowiek Kadafiego, człowiek, który spadł z bambusa, człowiek Sławomira Mrożka, człowiek znikąd, (…) Dyzma z Peru, dziwny hochsztapler z błyskiem szaleństwa w bladym nieruchomym oku, (…) kryminalista, łowca naiwnych, maniak, Mister Nikt, (…) oszust matrymonialny, peruwiański szaman, (…) ponury żart historii, polityczny Kaszpirowski, (…) prymitywny szarlatan, przestępca z dżungli, »psychiczny«, robot sterowany z kosmosu, SB-ek, szarlatan, szurnięty ideolog dolarowej mamony z nieba, Targowica ’90, terrorysta, UFO, wariat, zero, złodziej, znarkotyzowany maniak, Żyd.
Z pewnością Tymiński nie był osobą godną urzędu prezydenta Rzeczpospolitej, nie miał też zaplecza wystarczającego do efektywnego sprawowania władzy, niemniej kampania nienawiści, jaką przeciw niemu rozpętano, w której obok zwolenników Wałęsy równie aktywnie występowali stronnicy Mazowieckiego, nie przyniosła Polsce chluby i nie najlepiej świadczyła o ogólnym poziomie kultury politycznej. […]
1 grudnia doszło do jedynego spotkania Wałęsy z Tymińskim przed kamerami telewizyjnymi. Nie była to jednak klasyczna debata, ale rodzaj równoległej konferencji prasowej, w której kandydatom zadawało pytania ponad 160 dziennikarzy. Spotkanie przerodziło się w zmasowany, koncentryczny atak zebranych na Tymińskiego. W pewnej chwili przypierany do muru Tymiński oświadczył, że w stojącej obok niego czarnej teczce trzyma materiały kompromitujące Wałęsę i zagroził ich ujawnieniem. Siedzący obok Wałęsa zareagował natychmiast, kategorycznie żądając od Tymińskiego ujawnienia rzekomych dokumentów. Ten jednak nie zdecydował się na to, dając podstawę do podejrzeń, że teczka była po prostu pusta.
Koniec wyścigu
Wałęsa niewątpliwie odniósł zwycięstwo w tej konfrontacji, co jednak – wobec atmosfery panującej w studiu i wątpliwych talentów polemicznych przeciwnika – nie było rzeczą trudną. Zdruzgotany Tymiński odmówił wzięcia udziału w planowanej na dzień następny debacie telewizyjnej, podobnie zresztą jak i w następnych programach z udziałem dziennikarzy. Na ekranach telewizorów pokazywał się jedynie w audycjach swojego studia wyborczego, w dalszym ciągu emitującego fragmenty pełnych ekstazy spotkań Tymińskiego z wyborcami.
Jednak na jego wiecach nie było już spokoju. Zburzyli go zwolennicy Wałęsy, którzy okrzykami, śpiewami i tupaniem zagłuszali kandydata. Najostrzejszy przebieg miał wiec odbyty 3 grudnia w warszawskiej Hali Gwardii, gdzie doszło do rękoczynów. Nikt nie został poważniej poturbowany, ale reportaż z jego przebiegu nadany w telewizji sprawiał ponure wrażenie.
4 grudnia kolejny cios zadał Tymińskiemu I program TVP, nadając audycję o prywatnym życiu kandydata w Kanadzie. Wynikało z niej, że głodzi on własne dzieci i bije żonę, Peruwiankę Gracielę, która zresztą brała udział w kampanii wyborczej, stając się przedmiotem niewybrednych drwin i ataków. Po kilku latach Tymiński wygrał z telewizją proces o zniesławienie, ale miało to już wyłącznie moralne znaczenie.
9 grudnia 1990 r. do urn udało się 14,65 mln obywateli (frekwencja wyniosła 53,39%), a zatem o ponad 2 mln mniej niż przed dwoma tygodniami. Był to wyraz wyraźnej dezaprobaty wielu wyborców wobec obu kandydatów. Wśród biorących udział w wyborach podobną postawę zajęło ponad 344 tys. ludzi, którzy oddali głosy nieważne. Lech Wałęsa otrzymał 10 622 696 głosów (74,25%), co oznaczało wzrost o ponad 4 mln w porównaniu z pierwszą turą. Na Tymińskiego głosowało 3 683 098 obywateli (25,75%), a zatem o 114 tysięcy mniej niż dwa tygodnie wcześniej. […]
Źródło:
Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w ramach monumentalnej pracy profesora Antoniego Dudka Historia polityczna Polski 1989-2015 (najnowsze wydanie: Znak Horyzont 2016).
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów. Dla zachowania integralności tekstu usunięto przypisy, które znajdują się w wersji książkowej.
Ano takim „cudem”, że ogłupiały motłoch wiele razy gorszych wybierał
Fakt ogłupiały motłoch głosował na kapusia, SŁużby Bezpieczenstwa – Bolka-Wałęsę.
Wyniki II tury sugerują fałszerstwo wyborcze.
Stan Tymiński jeszcze niedawno publikował na portalu wirtualnapolonia,bądź dziennik gajowego Maruchy. Oprócz wyświechtanych komunałów nie przedstawił żadnej sensownej myśli.
U-Bolek za to miał wizje, by wzmacniać lewą nogę, a Tadzio by uratować komuchów za pomocą „grubej kreski” – komuchy pieprzone
po zmianie PRL/RP, milicja/policja, rada państwa/prezydent
wkład komuchów:
za ich rządów akcesja i przyjęcie do nato i ue
wkład prawaków:
wojna na górze, matura giertychowa, smoleńsk
wybaczcie, ale czuję się w tej sytuacji raczej komuchem
to straszne co przez lata działó się z tym biednym moim Krajem…spaskudzonym,zazydzonym
Patrząc z perspektywy czasu, to kto wie czy w tym wypadku intuicja tłumu nie była słuszna? Rok 1992 mógłby wyglądać zupełnie inaczej. Może straciliśmy bardzo wiele? Kto wie.
Wałęsa na tej pamiętnej konferencji prasowej wyraźnie zapowiedział, że w wypadku wygranej Tymińskiego, zacznie się strajk w stoczni, a później strajk generalny w całym kraju.
Ludzie chcieli spokoju, a nie kolejnych zadym, tym bardziej, że sytuacja międzynarodowa była bardzo niepewna. Istniał jeszcze Związek Radziecki, a w Polsce stacjonowały wojska sowieckie.
Był to ordynarny szantaż ze strony Wałęsy. Do tego telewizja publiczna, wyemitowała reportaż o Tyminskim, jak to rzekomo bije żonę, jest hochsztaplerem i bankrutem. Najprawdopodobniej podczas liczenia głosów, dochodziło też do nieprawidłowości, gdyż wiele było tego typu sygnałów.
bo wybory wygrywa ten kto liczy głosy…
Wydaje mi się, że to sztab wyborczy Wałęsy skalkulował iż najgroźniejszym kontrkandydatem do stołka w Belwederze jest Mazowiecki. To na niego skierowano główny atak. Gdy okazało się, że Tymiński zebrał tak dużo głosów wszystkie tzw. elity zwarły szeregi by utrącić tego „szamana z Peru”. Kampania oszczerstw okazała się skuteczna. I tak jest to dziwne, że zebrał ponad milion głosów.
Co za głupi tytuł „Jakim cudem Stan Tymiński wszedł do drugiej tury” ? Czy do tego żeby wygrać z TW SB Bolkiem-Wałęsa trzeba cudu ? Jak szkoda że Tymiński tylko straszył żle ma „czarna teczkę Bolka” podczas kiedy Bolek -Wałęsa robił że strachu w gacie. Bo gdyby naprawdę miał teczkę Kiszczaka, to Bolek nigdy nie został by prezydentem. Zresztą miał ten Bolek-Wałęsa jako prezydent ciekawe towarzystwo, bo jego spowiednikiem był inny TW SB ks Cybula – PEDOFIL, który wystąpił w filmie Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”, co ciekawe wszyscy ks. PEDOFILE występujący w tym filmie byli także TW SB, co ma związek z „Akcją Hicynt”, przeprowadzoną przez….Kiszczaka w latach 1985/86, podczas której milicjantów najbardziej interesowały ….preferencje seksualne wzywanych na przesłuchania Homoseksualistów. Później wystarczyło tylko wybrać z tego „grona” kilku PEDOFILI i przy pomocy Biskupów będących TW SB umieścić w seminariach, a efekty przyszły po latach. Natomiast Bolek-Wałęsa kiedy tylko został prezydentem to od razu wypożyczył swoje akta, które oddał niekompletne. Nawet się publicznie w TV chwalił ze on swoje akta „wykupił”. Ale Kiszczak miał swoje, i dlatego nigdy żaden proces Kiszczaka i Jaruzelskiego nie doszedł do skutku, już …Bolek-Wałęsa o to zadbał.
Znamienne, poparcie UB-ecji dla Wałęsy…… Elyty zatrzęsły dupami ???
Szkoda że Stan nie miał takich papierów jak ma teraz PIS na Bolka
Ludzie,którzy głosowali na Tymińskiego do tej pory Go mile wspominają. Ja miałem po prostu pecha, bo w bloku w którym mieszkałem mieszkał ubek.Prześladował mnie przez kilka lat.Zrobiono mi na osiedlu nawet grób. PiS miął po prostu szczęście że,był u władzy,bo inaczej dokumenty na Bolka,nie ujrzały by światła dziennego.Szkoda że, Rząd Polski nie jest zainteresowany Tymińskim.W przyszłości będzie tego żałował.
Gdyby Tymiński został wybrany na Prezydenta Polska dziś byłaby wzorem w Europie.Tylko jak wypowiadał się prof.Col wszystkie wybory były fałszowane.Nawet PKW pojechała na szkolenie do Moskwy i nie ma co się dziwić.Do tej piory przylizowaliście się Zwiąskowi Radzieckiemu a teraz obwisła wam warga.To jest państwo które walczy z budynkami ,kobietami i dziećmi.Towstyd i hańba.