Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Pijaków i chuliganów nigdy nie było tak wielu. Do czego doprowadziło w PRL-u poluzowanie stalinowskiej śruby?

Przywódcy PZPR nie spodziewali się pewnie, że najwięksi wrogowie, z którymi będą musieli się zmagać w następstwie odwilży, to chuligaństwo i pijaństwo.

fot.Jacek Sielski/domena publiczna Przywódcy PZPR nie spodziewali się pewnie, że najwięksi wrogowie, z którymi będą musieli się zmagać w następstwie odwilży, to chuligaństwo i pijaństwo.

W 1956 roku Polacy wyszli na ulicę, domagając się chleba i wolności. Gomułkowska odwilż, która rozpoczęła się w październiku, przynajmniej częściowo odpowiedziała na te żądania. Wkrótce jednak okazało się, że wiatr zmian przyniósł ze sobą nie tylko swobody, ale także znaczący wzrost przestępczości.

Rozładowywanie napięć na ulicy było w drugiej połowie lat 50. XX w.zjawiskiem globalnym […]. Jednak mimo porównywania polskich chuliganów z brytyjskimi Teddy-boys czy niemieckimi Halbstarken znacznie bliżej było im do radzieckich imienników. Nie bez przyczyny w ZSRR problem agresji młodych ludzi zaczął narastać w tym samym czasie, co w Polsce.

Na przekształcenia kulturowe, społeczne i gospodarcze – będące w świecie Zachodu podstawami młodzieżowego buntu – nakładała się zarówno w ZSRR, jak i w Polsce odwilż polityczna. Jak pisał Mikołaj Kozakiewicz, chuligaństwo stało się:

ubocznym, szkodliwym produktem słusznych przemian, jakie przeżywaliśmy w Polsce w ostatnich 18 miesiącach, szczególnie zaś od października zeszłego roku. Miejsce porządku opartego przedtem na potępionych metodach b. MBP nie zajął dość szybko nowy system porządku oparty na demokratycznych podstawach.

Zapoczątkowana przez powrót Władysława Gomułki do władzy odwilż miała nie tylko pozytywne konsekwencje. Po przełomie na ulicach polskich miast zapanowało prawdziwe bezkrólewie.

fot.nieznany/domena publiczna Zapoczątkowana przez powrót Władysława Gomułki do władzy odwilż miała nie tylko pozytywne konsekwencje. Po przełomie na ulicach polskich miast zapanowało prawdziwe bezkrólewie.

Milicja, wcześniej powszechnie oskarżana o brutalność czy łamanie prawa, teraz powstrzymywała się – na wszelki wypadek – od bardziej radykalnych działań, czasami popadając wręcz w bezczynność. „Źle rozumiana krytyka okresu poprzedniego – narzekano w czerwcu 1957 r. w Warszawskim Komitecie Wojewódzkim PZPR – […] jeszcze bardziej niż poprzednio sformalizowała proces ścigania przestępcy”.

Obwiniano milicjantów, że starają się nie „skrzywdzić” oskarżonego, natomiast często podchodzą bezkrytycznie do wypowiedzi oskarżonych i obrońców. Z drugiej strony MO była niedoinwestowana, słabo opłacana i wyposażona (np. pałki milicjanci dostali dopiero pod koniec 1956 r.). „Mówi się tak: milicjant odwraca się w bok na widok chuligana, milicjant ucieka, nie interweniuje – pisała warszawska dziennikarka. – Czym, pytam, do licha ma interweniować, czym bronić? Dialektyką?”.

Niezwykle „ostrożnie” działał również wymiar sprawiedliwości. Prokuratorzy często odmawiali zastosowania aresztu tymczasowego lub umarzali sprawy, a kiedy już dochodziło do finału sądowego, wyroki, o ile w ogóle zapadały, były zazwyczaj niskie bądź w zawieszeniu. Nic też dziwnego, że coraz częściej przedmiotem agresji stawali się przedstawiciele władzy, głównie milicjanci. Jeśli w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy 1956 r. pobito 2814 funkcjonariuszy, to w tym samym okresie 1957 r. już 3830, najwięcej w województwie katowickim (752) i Warszawie (375).

„Odwilżowych” czynników wspomagających chuligaństwo doszukiwano się znacznie więcej. Z jednej strony było to złagodzenie kontroli w zakładach pracy, prowadzące nieraz do tolerowania absencji, pijaństwa czy masowych kradzieży. Z drugiej strony istotny powód stanowił zastrzyk finansowy, podwyżki dostali bowiem w latach 1956–1957 przede wszystkim robotnicy, często młodzi migranci ze wsi, bez większych kwalifikacji i aspiracji. Niemała część ich stosunkowo wysokich zarobków „idzie na wódę, do knajpy, albo na dziwki”, jak Jalu Kurek opisywał w marcu 1957 r. stosunki panujące w Nowej Hucie.

Także wieś, która i wcześniej nie była oazą spokoju, otrzymała w latach 1956–1957 potężny zastrzyk gotówki, obrócony w dużym stopniu na alkohol. W pierwszym półroczu 1957 r. sklepy Gminnej Spółdzielni sprzedały alkohol za 3,174 mld złotych – o ponad 870 mln więcej niż w takim samym okresie 1956 r. Najwięcej wydano w województwie warszawskim (356 mln), następnie lubelskim (264 mln) i poznańskim (254 mln), najmniej – w rzeszowskim (140 mln). W Koszalińskiem alkohol stanowił 21 proc. obrotów GS, w Szczecińskiem 20,6 proc., w Lubelskiem 19 proc., na Podkarpaciu – 10 proc.

„Prohibicyjne” działania rad narodowych, które mogły np. ograniczać czas i liczbę punktów sprzedaży alkoholu, były powszechnie omijane. Wraz z potanieniem odwagi i zelżeniem nadzoru błyskawicznie rozprzestrzeniło się bimbrownictwo i nielegalny handel, także oficjalne placówki GS nagminnie bagatelizowały obowiązujące przepisy, „sprzedając wódkę wszystkim o każdej porze dnia i nocy, bez ograniczeń, co bezsprzecznie nie wpływa dodatnio na zwalczanie chuligaństwa i na polepszenie stanu bezpieczeństwa w terenie”.

Jedną z konsekwencji podwyżek był niemal natychmiastowy wzrost spożycia alkoholu.

fot.Ormowiec/CC BY-SA 3.0 Jedną z konsekwencji podwyżek był niemal natychmiastowy wzrost spożycia alkoholu.

Mimo powszechnych apeli o podjęcie walki z alkoholizmem rezultaty były mizerne[…]. Także podniesienie cen alkoholu w sierpniu 1957 r. miało – paradoksalnie – skutek odwrotny, sprzedawano go bowiem jeszcze więcej. Wysuwano też argument, że podwyżkę odczują rodziny alkoholików. Nie było to pozbawione podstaw, gdyż w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy 1957 r. przeciętny Polak wydał 101 złotych na obuwie, 171 na cukier, 193 na papierosy, 218 na pieczywo, 219 na tłuszcze, 374 na artykuły mięsne, 433 – włókiennicze i 452 na alkohol.

Od września 1957 r. problemem zajmowała się sejmowa Komisja Pracy i Spraw Socjalnych, proponując szeroką, koordynowaną przez międzyresortową komisję i rozłożoną na lata akcję informacyjną, ograniczenie ilości sprzedawanego alkoholu, zmniejszenie jego mocy, zwiększenie produkcji napojów bezalkoholowych oraz zakładanie w dużych miastach izb wytrzeźwień. Zaangażowane w walkę z pijaństwem „Słowo Powszechne” mogło w końcu stwierdzić, że „ruszył front walki z alkoholizmem” (16–17 XI 1957).

Kilka dni później (21 XI 1957) prezes Rady Ministrów wydał zarządzenie (nr 252) w sprawie powołania stałej Komisji Rady Ministrów do Rozpatrywania Spraw i Przygotowywania Wniosków Zmierzających do Skoordynowania i Wzmożenia Wysiłków Resortów w Walce z Alkoholizmem. Trudno powiedzieć, czy ten twór o kalamburowej nazwie był skuteczny, w każdym razie „Trybuna Ludu” oceniła jego powstanie jako „początek wielkiej ofensywy”.

Walka z alkoholizmem szła władzom peerelu opornie, ale zawsze mogli liczyć na to, że "Trybuna Ludu" ogłosi w ich imieniu początek kolejnej zwycięskiej ofensywy na tym froncie.

fot.Aw58/CC BY-SA 4.0 Walka z alkoholizmem szła władzom peerelu opornie, ale zawsze mogli liczyć na to, że „Trybuna Ludu” ogłosi w ich imieniu początek kolejnej zwycięskiej ofensywy na tym froncie.

Pozostając przy militarnej terminologii, można powiedzieć, że ta kampania zakończyła się dwa lata później uchwaleniem 10 grudnia 1959 r. rzeczywiście daleko idącej, obowiązującej do 1982 r. ustawy przeciwalkoholowej. Nieco wcześniej ruszył równoległy front walki z chuligaństwem, wspomaganym w takim stopniu przez inne przestępstwa kryminalne, że autorzy pojawiających się w latach 1956–1957 polskich kryminałów nie mieli specjalnych problemów ze znalezieniem rodzimych inspiracji.[…]

Ostatnie miesiące 1956 r. przyniosły w kryminalnym krajobrazie Polski zmiany nie tylko ilościowe, ale i jakościowe, a komentarz, że „coraz częściej z rąk zbrodniarzy giną spokojni ludzie, przechodnie, pasażerowie. Bandytyzm zaczyna przybierać zastraszające rozmiary”, nie był tylko opinią dziennikarzy szukających sensacji. Amnestia, która objęła także część więźniów kryminalnych, i odczuwalne osłabienie „porządku prawnego” przyczyniły się do brutalizacji przestępstw, dokonywanych teraz częściej w zorganizowanych grupach i przy użyciu broni.

Jeżeli w marcu 1956 r. zanotowano 126 napadów rabunkowych, to w grudniu już ok. 400, a w pierwszym półroczu 1957 r. zlikwidowano 41 uzbrojonych band rabunkowych i 86 pomniejszych szajek. Prawie codziennie prasa donosiła o wydarzeniach jako żywo przypominających bezpośrednio powojenny okres chaosu i bezprawia.

Jedną ze zbrodni, które w 1957 roku wstrząsnęły Polakami, było zabójstwo Bohdana Piaseckiego. Jego ciało znaleziono w podziemiach budynku przy dzisiejszej alei Solidarności w Warszawie.

fot.Shalom/CC BY-SA 3.0 Jedną ze zbrodni, które w 1957 roku wstrząsnęły Polakami, było zabójstwo Bohdana Piaseckiego. Jego ciało znaleziono w podziemiach budynku przy dzisiejszej alei Solidarności w Warszawie.

W połowie września 1956 r. w Grudziądzu podczas strzelaniny bandyta zabił przypadkowego przechodnia, a kilka osób ranił. W listopadzie zlikwidowano bandę rabunkową grasującą w okolicach Częstochowy. W styczniu 1957 r. Polską wstrząsnęło porwanie Bohdana Piaseckiego (za pomoc obiecano astronomiczną nagrodę – 100 tys. złotych), jednak kroplą, która przelała czarę społecznej cierpliwości, było brutalne zabójstwo warszawskiego studenta Bolesława Ormana na początku marca 1957 r. w Bukowinie Tatrzańskiej.

Trudno powiedzieć, czy listy otwarte do władz – jak list 188 budowlańców z 15 kwietnia 1957 r. – były spontaniczne czy inspirowane, pokazywały jednak panujące nastroje:

Głos nasz […] zgodny jest z opinią zdrowej moralnie części społeczeństwa. Dotychczasowe pobłażanie prowadzi do skutków katastrofalnych. Apelujemy o szybkie wkroczenie na drogę ostrej walki z przestępczością, gdyż naród ma prawo domagać się warunków bezpieczeństwa dla obywateli, wielkim wysiłkiem tworzących lepszą przyszłość kraju.

Artykuł stanowi fragment najnowszej książki profesora Jerzego Kochanowskiego, zatytułowanej "Rewolucja międzypaździernikowa. Polska 1956-1957" (Znak Horyzont 2017).

Artykuł stanowi fragment najnowszej książki profesora Jerzego Kochanowskiego, zatytułowanej „Rewolucja międzypaździernikowa. Polska 1956-1957” (Znak Horyzont 2017).

Reakcja władz była szybka. Z jednej strony zaczęto odchodzić od polityki „łagodnych kar” (sprawca morderstwa został już w maju 1957 r., w trybie doraźnym, skazany na dożywocie), z drugiej reorganizowano milicję, do tej pory będącą kopciuszkiem wegetującym w cieniu policji politycznej. Pierwszy krok uczyniono już w końcu 1956 r., wyposażając milicjantów w pałki. Okazało się jednak, że mimo dokładnych instrukcji często ich nadużywano, zdarzały się ciężkie pobicia, nawet kobiet.

Myślę, że przyczyny są dwie – komentował dziennikarz »Życia Warszawy«. – Jedna natury psychologicznej; można ją określić jako coś w rodzaju chęci »odegrania się« za tamten niedobry okres bezsilności wobec przestępcy, za pobitych i znieważonych kolegów. W takim stanie psychicznym źle rozróżnia się winnych i niewinnych i czasami wali gdzie popadło. Przyczynia się do tego i prowokowanie słowne ze strony chuliganów, w rodzaju: »teraz mi nic nie zrobicie, bo teraz jest wolność…« itp.

Drugą przyczynę widzę w zbyt niskim poziomie wykształcenia pewnej części milicji, zwłaszcza tej z małych, zaniedbanych miasteczek prowincjonalnych. Tacy funkcjonariusze MO mają czasami po 4–5 klas szkoły podstawowej, nie mają natomiast prawie żadnych zainteresowań kulturalnych i jedyną ich »rozrywką« w wolnych godzinach staje się miejscowa knajpa, punkt zborny pijaków i chuliganów, gdzie nietrudno o wywołanie awantury.

Funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej dopiero od 1957 roku nosili pałki. Na decyzję o dodaniu ich do uzbrojenia z pewnością miał wpływ wzrost przestępczości odnotowany w trakcie odwilży.

fot.nieznany/Arek1979/CC BY-SA 3.0 Funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej dopiero od 1957 roku nosili pałki. Na decyzję o dodaniu ich do uzbrojenia z pewnością miał wpływ wzrost przestępczości odnotowany w trakcie odwilży.

Rozwiązaniem było z jednej strony wydalenie najbardziej zdemoralizowanych i skorumpowanych funkcjonariuszy. Tylko w pierwszym półroczu 1957 r. usunięto dyscyplinarnie, głównie za pijaństwo, awanturnictwo i nadużycie władzy, prawie 900 funkcjonariuszy (w tym 59 oficerów), ukarano prawie 3700 (w tym 346 oficerów), 175 oddano pod sąd. Z drugiej, już raczej z myślą o przyszłości, zaczęto większą wagę przykładać zarówno do wykształcenia milicjantów (zalecano, żeby w miastach nawet podoficerowie mieli średnie wykształcenie), jak i do odbudowania zaufania społecznego.

Przywrócono dawną rolę dzielnicowego jako swoistego gospodarza terenu, znającego mieszkańców i kontaktującego się z nimi, czuwającego nad porządkiem, także w dosłownym znaczeniu tego słowa. Milicja dostała również więcej sprzętu, w tym radiowozów, powstał Instytut Kryminalistyczny, utworzono pierwsze ruchome laboratoria ekspertów śledczych, kształconych teraz na specjalnych kursach. Powołano wyspecjalizowane oddziały dochodzeniowe, w większym niż wcześniej stopniu korzystano z cywilnych wywiadowców i infiltracji środowisk przestępczych. Mimo niemałej dozy propagandy zmiany były zauważalne.

Źródło:

Powyższy tekst ukazał się także w ramach książki „Rewolucja międzypaździernikowa. Polska 1956-1957” (Znak Horyzont 2017). Szczegółowe przypisy i bibliografia zbiorcza znajdują się w wersji drukowanej, dostępnej w naszej oficjalnej księgarni.

Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej, w celu wstawienia częstszego podziału akapitów, usunięcia odwołań do tekstu książkowego i nieobjaśnionych skrótów.

Dzięki tej książce dowiesz się więcej o latach 1956-1957 w Polsce:

Komentarze (2)

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.