Przywilej koszycki. Polityczny majstersztyk czy kompromitujące ustępstwo?
Przywilej koszycki przeszedł do historii jako zarzewie kryzysu państwa, niemocy dynastii i samowoli polskiej szlachty. Anarchię kolejnych wieków zrzucano na barki Ludwika Węgierskiego, a wraz z nim – także Elżbiety Łokietkówny. Czy jednak słusznie?
Węgierska odnoga dynastii Andegawenów była w roku 1374 zarazem jednym z najpotężniejszych i najbardziej wątłych rodów Europy. Z jednej strony król Ludwik Wielki rządził rozległym imperium, rozciągającym się od Dalmacji, przez Węgry, z dużą częścią obecnej Rumunii i całą Słowacją, aż po odziedziczoną po Piastach Polskę. Z drugiej – ten schorzały i coraz bardziej słabowity król nie miał żadnego syna.
Dwadzieścia lat po ślubie i w obliczu postępującej choroby Ludwik czuł, że ma już ostatnią szansę, by doczekać się następcy tronu. Po dwóch córkach – Katarzynie i Marii – z wielką nadzieją oczekiwano, że kolejna ciąża królowej przyniesie męskiego potomka. W lutym 1374 roku zamiast królewicza na świat przyszła jednak na kolejna dziewczynka. Na chrzcie dano jej imię Jadwiga, a w przyszłości zostanie ona królową Polski oraz świętą. Na razie jednak stanowiła dla ojca wyłącznie źródło zmartwień.
Dwa królestwa, dwa obyczaje
W sytuacji gdy wymarcie męskiej linii rodu stało się niemal nieuniknione, na porządku dziennym stanęła sprawa jak najpilniejszej zmiany zasad dziedziczenia. Na Węgrzech Ludwik miał pozycję władcy niemal absolutnego. Mógł wprost nakazać poddanym, by Ci potraktowali jedną z jego córek tak, jakby była synem.
Kultura polityczna kraju ułatwiała podobny krok. Tradycyjnie władczynie cieszyły się w królestwie świętego Stefana wielkim prestiżem. Koronowano je tą samą koroną, co samych królów, a panujący tradycyjnie oddawali im przy stole pierwsze miejsce. Co więcej przez długie dekady jedną z kluczowych postaci węgierskiej polityki była właśnie władczyni: królowa-matka Elżbieta Łokietkówna, którą Ludwik traktował jako najważniejszego ze swoich doradców, a podczas długich nieobecności w kraju to właśnie w jej ręce składał rządy.
W Polsce obyczaje i prawa były jednak inne. I tutaj Elżbieta – pełniąca od śmierci brata, Kazimierza Wielkiego, rolę regentki – odcisnęła głębokie piętno, przekonując elity, że kobieta może rządzić nie gorzej od mężczyzny. Stare reguły pozostawały jednak w mocy. A sam Kazimierz przed laty stwierdził, że w Królestwie Polskim kobietom nie wolno dziedziczyć tronu.
Kilka miesięcy na epokowe zmiany
Trzeba było przekonać wierchuszkę społeczeństwa, by natychmiast odrzuciła wielowiekową tradycję. Królowa natychmiast zaczęła objeżdżać kraj, wszędzie sondując nastroje i szukając stronników dla zupełnie wywrotowego projektu. Elżbieta wiedziała, że nie ma wiele czasu – jej syn coraz bardziej niedomagał, a i ona sama czuła, że wkrótce zabraknie jej sił. Bądź co bądź już liczyła sobie niemal siedemdziesiąt lat. Zasłużyła na emeryturę, a tymczasem czekały ją miesiące wysiłku ponad siły.
Lato królowa spędziła, podróżując po ziemi krakowskiej i sandomierskiej. W połowie sierpnia była już jednak w Kaliszu, gdzie odebrała przysięgi od miejscowych mieszczan. Zobowiązywali się oni, że oddadzą koronę Andegawenowi – i to niezależnie od jego płci.
Podobne deklaracje złożyli mieszkańcy Stawiszyna, Konina, a pewnie też innych, choćby umiarkowanie wpływowych osad. Każdego dnia władczyni pokonywała około dwudziestu pięciu kilometrów. Poza kupcami i rajcami musiała się też spotykać ze szlachtą.
Jak przekonać polską szlachtę?
Królowa wiedziała, że tę część elity najtrudniej będzie obłaskawić. Zamiast marchewki już dwa lata wcześniej zaczęła więc sięgać po kij. Rycerstwo, zwłaszcza małopolskie, czerpało olbrzymie korzyści z podboju Rusi Czerwonej. To ekspansja na wschód, podejmowana za panowania Kazimierza Wielkiego, pozwoliła uczynić z Polski liczącego się gracza na europejskiej arenie. Możnowładcom zapewniła ona tymczasem tytuły, ziemie i majątki. Podbój nie odbywał się jednak wyłącznie polskimi siłami. Kazimierz stale korzystał ze wsparcia Węgrów, a zwłaszcza swojej siostry. Zdaniem części historyków, z Janem Dąbrowskim na czele, to właśnie współpraca na Rusi miała go skłonić do przekazania tronu właśnie jej.
Elżbieta czuła, że Ruś Czerwona jest nawet nie tyle polskim nabytkiem, co jej własnym. I tak też zamierzała nią rozporządzać. Szybko odwołała się do niewypowiedzianego, ale jednak zupełnie czytelnego szantażu.
Z końcem 1372 roku cała władza na polskiej Rusi przeszła w ręce jej poplecznika i zaufanego agenta, Władysława Opolczyka. Został on nie zwykłym zarządcą, ale pełnoprawnym władcą położonej między Polską a Węgrami krainy. Tytułował się nawet „księciem i dziedzicem” całego tego państwa. Oczekiwano od niego, że będzie utrzymywać dobre relacje z Polakami i wspierać ich interesy na wschodzie. Zarazem miał jednak stopniowo odrywać Ruś od Małopolski i organizować ją jako odrębną część andegaweńskiego imperium.
Tak, by w razie potrzeby można było polskich panów zastraszać samą wizją utraty najcenniejszej zdobyczy ostatniego stulecia. I najważniejszego źródła pęczniejących polskich fortun.
Jeśli nie wiadomo o co chodzi, musi chodzić o podatki
Sprawa Rusi osłabiła opór możnych panów. Nie wystarczyła jednak, by w pełni przekonać ich do idei równouprawnienia płci. W związku z tym Elżbieta Łokietkówna i Ludwik Wielki postanowili jeszcze bardziej ścisnąć ich za mieszek.
Jeżeli rycerze czegoś naprawdę się obawiali, to nie wojen, zmian na tronie i wielkich rozstrzygnięć politycznych, ale… podatków. Mówi się niby, że w życiu tylko one (nie licząc śmierci) są pewne. W Polsce było jednak inaczej. Król miał prawo ściągać podatki, ale robił to wedle własnego uznania, a ich wysokość ustalał, niemal nie licząc się z poddanymi.
Kazimierz w ten sposób nieraz chyba łatał budżet, narażając się na otwarty opór mieszkańców królestwa. Jemu przynajmniej Polacy mogli się postawić. Ale jak buntować się przeciw królowi dysponującemu jedną z najsilniejszych i najbardziej karnych armii na kontynencie?
Przez pierwsze lata regentka luzowała nacisk. Nie żądała wpłacania podatków, popuszczała wodze poddanym. W 1374 roku nagle jednak przypomniała sobie o przysługujących jej możliwościach. I stwierdziła, że każdy ze zobowiązanych do zasilania królewskiego skarbca ma zapłacić należną dolę do tradycyjnego, jesiennego terminu.
Przed datą zebrania haraczu wyznaczono wszak jeden jeszcze termin. Królowa i jej syn zwołali powszechne spotkanie z przedstawicielami polskiej szlachty, na którym miały zostać rozstrzygnięte jednocześnie dwie sprawy: przyszłych podatków i obsadzenia tronu.
Rozmowy kontrolowane. Jak wyglądały obrady w Koszycach?
Miejsce obrad wybrano tak, by monarszy tandem miał pełną kontrolę nad sytuacją. To nie Ludwik fatygował się do polskiej szlachty, ale szlachta drałowała do niego, aż na dzisiejszą Słowację. W Koszycach dwór nie musiał się obawiać żadnych wzburzeń, protestów, nieoczekiwanych ingerencji. Jeśli zaś chodzi o Elżbietę, to do ostatnich chwil ustawiała do pionu chwiejnych zwolenników. Z badań Andrzeja Marca wynika, że z Krakowa wyjechała dopiero 7 września, a już parę dni później – i ponad dwieście kilometrów dalej – ruszyły negocjacje.
Nie było czasu na odpoczynek przed ostatnią, decydującą ofensywą. Bardzo szybko, bo 17 września, Ludwik wydał dokument kończący obrady. Przedstawiciele szlachty wyrazili zgodę, by, wobec braku syna, to jedna z córek króla przejęła władzę w Polsce. W zamian Ludwik zgodził się na czysto symboliczne ustępstwa.
Komu naprawdę opłacał się przywilej koszycki?
W większości po prostu potwierdził zasady od dawien dawna obowiązujące nad Wisłą, choć niespisane w jednym dokumencie.
Zadeklarował, że nie będzie zmuszał poddanych do nieodpłatnej budowy umocnień i zamków, ale wcześniej też przecież tego od nich nie wymagał. Zadeklarował, że będzie wykupywać jeńców, gdyby ci wpadli w ręce wroga – ale to robiono już za czasów Kazimierza. Zapewniał też, że nie będzie się zatrzymywać w majątkach możnowładców na ich koszt. Znowu chodziło o zasadę, której trzymali się tak Ludwik oraz Elżbieta, jak i ostatni Piast.
Zapisów było więcej i właściwie każdy punkt tylko utrwalał obowiązujące już reguły gry. Wyjątek był jeden. Ludwik zgodził się radykalnie obniżyć podatki – do dwóch groszy z jednego łana (a więc w dużym przybliżeniu: ćwierci grama srebra za każdy hektar ziemi uprawnej). Niby było to niewiele, ale odtąd podatki miały być płacone nie od wielkiego dzwonu, ale regularnie, raz do roku.
Przedstawiciele szlachty mieli poczucie, że uniknęli wiszącego nad nimi miecza. Cierpliwy Ludwik wiedział jednak, że w perspektywie paru lat to dwór wyjdzie z tego porozumienia obronną ręką. Bo pieniądze stale zasilające skarbiec zapewnią stabilność rządów i względną swobodę monarszej władzy.
Krzywdząca tradycja przywileju koszyckiego
Delegaci wracali z Koszyc zadowoleni, a król wiele zyskał i niczego nie stracił. To był polityczny majstersztyk; jeden z tych wyczynów, do których zdolni są tylko najwybitniejsi spośród przywódców. Gros sukcesu należy przypisać nie tylko Ludwikowi, ale też Elżbiecie, która przez cały niemal rok krzątała się wokół sprawy sukcesji. Jej zwycięstwo doceniono na dworze, ale nie spotkało się ono z uznaniem potomnych.
Przywilej koszycki przeszedł do historii jako zarzewie kryzysu państwa, niemocy dynastii i samowoli polskiej szlachty. Anarchię kolejnych wieków i dysfunkcyjne zamiłowanie do wolności powodujące zupełny paraliż władzy zrzucano na barki Ludwika, a wraz z nim – także Łokietkówny.
Dopiero w latach 80. XX wieku ukazała się przełomowa praca Jacka Matuszewskiego pt. „Przywileje i polityka podatkowa Ludwika Węgierskiego w Polsce”, rzucająca prawdziwe światło na wydarzenia 1374 roku. Mimo, że od jej publikacji minęło 35 lat, szkolne podręczniki wciąż powtarzają dawne banialuki i oskarżają Ludwika Węgierskiego o niszczenie kraju w interesie własnej rodziny. Nawet w pracach akademickich utrzymują się tradycyjne sądy, a hermetyczna, trudna do przebrnięcia publikacja Matuszewskiego niezmiennie jest traktowana co najwyżej jako ciekawostka i… swoista nowość.
Z perspektywy historii wygranymi okazali się najwięksi przeciwnicy dynastii Andegawenów. Ci, którym na rękę było bicie w króla i królową matkę. Kronikarz Janko z Czarnkowa, dokładający starań, by podkopać pozycję Ludwika i Elżbiety wprost ocenił zajścia 1374 roku: „Polacy złożyli hołd wierności córkom królewskim. Rzecz to dość hańbiąca, aby kobiety miały nad nimi panować”.
I choć rządy Jadwigi są dzisiaj w Polsce jednogłośnie chwalone, to czarna legenda przywileju, który do nich doprowadził wciąż ma się doskonale.
Poznaj niedoceniane dokonania Elżbiety Łokietkówny i jej syna:
Kamil Janicki
Damy polskiego imperium. Kobiety które zbudowały mocarstwo
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 44.90 zł | 30.53 zł idź do sklepu » |
Wybrana bibliografia:
Artykuł został oparty na materiałach zebranych przez autora podczas prac nad książką „Damy polskiego imperium. Kobiety, które zbudowały mocarstwo”. Poniżej wybrane z tych pozycji. Pełna bibliografia w książce.
- Bagi D., Wpływ i znaczenie szlachty polskiej i węgierskiej pod koniec XIV wieku. Próba porównania przywileju Budzińskiego z 1355 r. z przywilejem koszyckim z 1374 r. w świetle potwierdzenia złotej bulli z roku 1351 [w:] Polska i Węgry w kulturze i cywilizacji europejskiej, Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie, Kraków 1997.
- Dąbrowski J., Elżbieta Łokietkówna 1305–1380, Universitas, Kraków 2007.
- Dąbrowski J., Ostatnie lata Ludwika Wielkiego 1370–1382, Universitas, Kraków 2009.
- Gzella J., Małopolska elita władzy w okresie rządów Ludwika Węgierskiego w Polsce w latach 1370–1382, Uniwersytet Mikołaja Kopernika, Toruń 1994.
- Kiryk F., Wielki król i jego następca, Krajowa Agencja Wydawnicza 1992.
- Marzec A., New King and New Elites. The Reign of Louis the Great in Poland 1370–1382 [w:] Hungaro-Polonica Young Scholars on Medieval Polish-Hungarian Relations, red. D. Bagi, G. Barabás, Z. Máté, Történészcéh Egyesület, Pécs 2016.
- Marzec A., W przededniu zjazdu koszyckiego. Dokument królowej Elżbiety Łokietkówny z 7 września 1374 roku, „Roczniki Historyczne”, t. 82 (2016).
- Matuszewski J., Przywileje i polityka podatkowa Ludwika Węgierskiego w Polsce, Uniwersytet Łódzki, Łódź 1983.
- Sperka J., Władysław książę opolski, wieluński, kujawski, dobrzyński, pan Rusi, palatyn Węgier i namiestnik Polski (1326/1330 – 8 lub 18 maja 1401), Avalon, Kraków 2012.
- Sroka S.A., Elżbieta [w:] Piastowie. Leksykon biograficzny, red. K. Ożóg, S. Szczur, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1999.
- Żmigrodzki Z., Realizacja planów dynastycznych Ludwika w Polsce, „Kwartalnik Historyczny”, t. 45 (1931).
Rozdział „Kilka miesięcy na epokowe zmiany”, 2 zdanie – literówka. Zamiast „kraju” winno być „kraj”.
Dziękujemy za zwrócenie uwagi, na przyszłość prosimy u używanie formularza do zgłaszania literówek i błędów, jaki znajduje się u dołu strony.
Przywilej Koszycki jest początkiem upadku państwa. Żadne wyliczanki co kto zyskał nie przesłonią faktu, że dokonano transakcji: przywileje za tron. Od tej pory panujący utracił dotychczasowe prawo nakładania podatków, a zasadę dziedziczenia zamieniono na elekcję (kto obieca więcej, ma większe szanse). Wiemy jak wyglądał dalszy ciąg – każdy następny panujący to nowe przywileje szlachty, brak środków na rozwój, aktywną politykę i obronę państwa, itd.
Koniec znamy. Ale pierwszy krok w tym kierunku został zrobiony w Koszycach. Od tego momentu szlachta wiedziała jak sprzedawać tron.