Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Czy komuniści mieli prawdziwych bohaterów? Chociaż jednego?

Z początkiem 1944 roku Gwardię Ludową Krajowa Rada Narodowa przemianowała na Armię Ludową. Na ilustracji okładka wydawanego przez AL od lutego 1944 roku dwutygodnika.

fot.Chełmska Biblioteka Cyfrowa. Z początkiem 1944 roku Gwardię Ludową Krajowa Rada Narodowa przemianowała na Armię Ludową. Na ilustracji okładka wydawanego przez AL od lutego 1944 roku dwutygodnika.

Armia Ludowa była zbrojnym ramieniem Moskwy. Jej członkowie zasilali szeregi UB. To prawda. Wcześniej jednak oddziały AL prowadziły walkę z Niemcami, rozgrywały bitwy i akcje dywersyjne. Okazywały wielkie bohaterstwo. Czy wszystkich komunistycznych bohaterów trzeba teraz usuwać z podręczników? Czy naprawdę żaden z nich nie zasługuje na pomnik lub własną ulicę?

Wiosną 1944 roku Niemcy nie mieli w Polsce łatwego życia. Aktywność partyzantek wszystkich formacji osiągała właśnie szczytowy poziom, co szczególnie dawało się odczuć w Górach Świętokrzyskich, na Podkarpaciu i Lubelszczyźnie. W tym właśnie czasie Adolf Gerteis, szef głównego wydziału kolei w Generalnym Gubernatorstwie, raportował:

Dla sytuacji w dystrykcie Lublin przeszkody wywołane przez bandy są wysoce znamienne. Liczba wypadków wysadzania w powietrze i napadów na stacje i urządzenia kolejowe znacznie wzrosła od lutego do maja br. W tej chwili przeciętna liczba napadów wynosi dziennie 10 do 11. Niektóre odcinki, np. trasę Łuków – Lublin, można w ciągu dnia przebywać wyłącznie pod konwojem. Z innych, np. z linii Zawada-Rawa Ruska, można korzystać tylko od czasu do czasu, przez szereg dni lub godzin; przeważnie są one nieczynne.

Nic też dziwnego, że przyparci do muru Niemcy postanowili przeprowadzić antypartyzanckie ofensywy. Dowództwa Wehrmachtu nie interesowała przynależność polityczna polskich oddziałów leśnych – każda grupa ludzi z karabinami oznaczała dla nich bandę i miała zostać unicestwiona. Pierwsze uderzenie padło na oddziały Armii Ludowej, które 14 maja zostały otoczone przez siły SS i żandarmerii w okolicach Rąblowa w powiecie puławskim.

Adolf Geretis odbierający z rąk gubernatora Hansa Franka nominację na stanowisko szefa głównego wydziału kolei w Generalnym Gubernatorstwie.

fot.Narodowe Archiwum Cyfrowe. Adolf Geretis odbierający z rąk gubernatora Hansa Franka nominację na stanowisko szefa głównego wydziału kolei w Generalnym Gubernatorstwie.

Dysproporcja sił była ogromna. Niemcy posiadali około dwóch tysięcy żołnierzy wspieranych przez artylerię, partyzanci około dziewięciuset słabo uzbrojonych ludzi, przy czym – co warte uwagi – wraz z AL walczyły tu wspólnie pluton Armii Krajowej i pluton Batalionów Chłopskich.

Opór Polaków był tak zacięty a dowodzenie tak błyskotliwe, że po całodziennej walce Niemcy nie posunęli się o krok do przodu, zaś partyzantom udało się wieczorem przerwać okrążenie i sprawnie wycofać. O kunszcie bojowym Polaków najlepiej świadczą straty – Niemcy zostawili na placu boju blisko trzystu zabitych, partyzanci około czterdziestu.

Zwycięstwa nieprawdopodobne

Podczas bitwy pod Rąblowem, którą formalnie dowodził Mieczysław Moczar „Mietek”, wykazał się zwłaszcza Jan Wójtowicz „Maciek”, dowódca jednego z oddziałów AL. On też jest najlepszym przykładem, że wbrew powtarzanej często opinii, Armia Ludowa – niezależnie od tego czy była bojową agenturą Moskwy – prowadziła na terenach Polski walkę z Niemcami tymi samymi metodami co Armia Krajowa i na niewiele mniejszą skalę (proporcjonalnie – była formacją mniej liczną).

Inspiracją do napisania tego artykułu była najnowsza książka Marcina Szymaniaka „Fighterzy. Najlepsi polscy wojownicy. Od Zawiszy Czarnego do komandosów z Iraku” (Znak Horyzont 2017).

Inspiracją do napisania tego artykułu była książka Marcina Szymaniaka „Fighterzy. Najlepsi polscy wojownicy. Od Zawiszy Czarnego do komandosów z Iraku” (Znak Horyzont 2017).

42 procent spośród 359 przypadków dywersji kolejowej w latach 1942-43, o której pisał Gerteis,  było dziełem partyzantów AL. Łącznie liczbę operacji dywersyjno-bojowych przeprowadzonych przez oddziały komunistyczne szacuje się na 3479.

Propagandową kliszą jest również powtarzanie, że AL zwalczało AK. Owszem, do wzajemnych potyczek dochodziło, ale prowokowały je obie strony. Nie była to też odgórnie narzucona strategia, ale indywidualna inicjatywa poszczególnych dowódców. Równie często dochodziło do współpracy między jednostkami, czego dowodzi przykład Rąblowa.

Partyzantkom wszystkich opcji politycznych zdarzało się uwalniać więźniów opcji przeciwnych.  I tak na przykład 9 października 1943 roku oddział AL imienia Tadeusza Kościuszki przeprowadził atak na niemiecki posterunek w Kraśniku, uwalniając czterdziestu pięciu więźniów, z czego tylko jeden był członkiem tej jednostki.

14 maja 1944 pod Rąblowem na Lubelszczyźnie doszło do bitwy pomiędzy Armią Ludową a Wehrmachtem. Na zdjęciu monument upamiętniający tamto wydarzenie.

fot.Janmad (CC BY 3.0) 14 maja 1944 roku pod Rąblowem na Lubelszczyźnie doszło do bitwy pomiędzy Armią Ludową a Wehrmachtem. Na zdjęciu monument upamiętniający tamto wydarzenie.

Żeby nie powielać stereotypów, trzeba wreszcie pamiętać, że od połowy 1943 roku ogromnie wzrosła liczebność partyzantek, do których masowo przyjmowano zbiegów ukrywających się przed Niemcami, niezależnie od poglądów politycznych. Zachował się raport jednego z komunistycznych oficerów, który po wizytacji podległego oddziału zanotował, że panuje w nim „nienawiść do ZSRR i antysemityzm powszechny”.

Nic nie stało na przeszkodzie, by – zwłaszcza pod koniec wojny – partyzanci AL mogli dokonywać równie brawurowych antyniemieckich wyczynów bitewnych co żołnierze AK.

Walczący pod Rąblowem partyzanci „Maćka” mieli na koncie liczne akcje dywersyjne, niszczenie torów, infrastruktury kolejowej i łącznościowej, napady na Niemców konwojujących kontyngenty żywnościowe odebrane chłopom. Akcją bodaj największą był atak na oddział ekspedycyjny Wehrmachtu we wsi Jamki, w wyniku którego śmierć poniosło czterdziestu Niemców, w tym dowództwo, a ponad trzydziestu dostało się do niewoli.

Jan Wójtowicz, "Maciek" zmarł w 1972 roku w Warszawie. Spoczął na Wojskowych Powązkach.

Jan Wójtowicz, „Maciek” zmarł w 1972 roku w Warszawie. Spoczął na Wojskowych Powązkach.

„Maciek” nie wykazywał przy tym specjalnych niechęci do partyzantki akowskiej, a jak widać na przykładzie Rąblowa, bez problemu podejmował z nimi współpracę.

Dlatego też nie brzmi przekonująco informacja, że po wojnie, służąc w Milicji Obywatelskiej brał udział w polowaniach na żołnierzy podziemia. Bardziej prawdopodobne jest to, że zwalczał po prostu bandy rabunkowe, które stały się przekleństwem polskiej prowincji od 1944 roku. Czasem dołączali do nich przecież zdegenerowani żołnierze podziemia.

Jak zanotował w maju 1945 roku lekarz z Zamojszczyzny Zenon Klukowski: „Wciąż słyszy się o napadach. Niepodobna jednak wszystkich notować. Niektóre organizują oddziały partyzanckie, lecz niestety, bardzo wiele przeprowadzają na własną rękę i dla własnej korzyści poszczególni żołnierze naszych oddziałów”.

Na korzyść „Maćka” przemawia i to, że w zasadzie znika po wojnie z kart historii. Nie robi kariery ani w milicji, ani w bezpiece, co prawdopodobnie miałoby miejsce, gdyby wykazywał się większą gorliwością.

Autorem zwycięstwa wręcz nieprawdopodobnego był Bolesław Hanicz-Boruta, dowódca 3 Brygady AL imienia Józefa Bema. To niezwykle ciekawa postać. Żołnierzem był jeszcze w dwudziestoleciu. Po wybuchu wojny mimo sympatii komunistycznych zaangażował się początkowo w konspirację ZWZ/AS, by dopiero pod koniec 1942 roku przejść w szeregi Gwardii Ludowej. 12 września 1944 roku jego oddział znalazł się w podobnej sytuacji jak żołnierze „Maćka”.

Podobnej strategicznie, bo skala była tu znacznie większa – jego sześciuset żołnierzy otoczyły dziesięciokrotnie większe siły niemieckie wsparte dodatkowo lotnictwem i artylerią. Taktycznym cudem było to, że i tym razem po całodniowej walce Polakom udało się przerwać okrążenie, tracąc zaledwie kilkunastu ludzi, podczas gdy po stronie niemieckiej padła setka żołnierzy, a około dwustu zostało rannych.Podczas bitwy ranny został również, na szczęście niegroźnie, Hanicz-Boruta.

Swoje wspomnienia Hanicz-Boruta opublikował w 1973 roku.

Swoje wspomnienia Hanicz-Boruta opublikował w 1973 roku.

Po wojnie nie dał się  wciągnąć przez bezpiekę, nie wybrał również opcji milicyjnej. Wstąpił do Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, w szeregach którego brał udział w walkach z Ukraińską Powstańczą Armią. Wkrótce potem bezpieka upomniała się jednak o niego – tym razem na własnych zasadach: dzielny oficer przesiedział okres stalinowski w jej katowniach i więzieniach. Na wolności znalazł się dopiero w 1956 roku.

Bomby „tylko dla Niemców”

O ile o bohaterstwie żołnierzy leśnych trudno mówić precyzyjnie ze względu na brak źródeł, o tyle sprawa jest łatwiejsza, jeśli chodzi o konspirację miejską. Dobrym przykładem jest tu Jan Strzeszewski „Wiktor”, dowódca jednej z grup dywersyjnych GL w Warszawie.

Przed pierwszą wojną światową był dobrze zapowiadającym się bokserem, później również sędzią bokserskim. Miał jednak ambicje i prawdziwy talent konspiratora. Pierwszą z tych cech wykorzystał, rozpoczynając studia na wydziale architektury Politechniki Warszawskiej, druga kazała mu wstąpić w szeregi Polskiej Organizacji Wojskowej. Za działalność w niej został aresztowany przez ówczesne władze niemieckie i osadzony w Cytadeli, co z kolei sprawiło, że musiał przerwać studia. Wznowił je już w Polsce odrodzonej i kontynuował na tyle skutecznie, że w okresie dwudziestolecia prowadził własne biuro projektowe.

Tablica upamiętniająca jedną z akcji Jana Strzeszewskiego w Warszawie przy ul. Sanguszki.

fot.Mateusz Opasiński (CC BY-SA 3.0) Tablica upamiętniająca jedną z akcji Jana Strzeszewskiego w Warszawie przy ul. Sanguszki.

Konspiracyjne zacięcie ujawniło się jednak i tym razem. W 1931 roku został aresztowany za członkostwo w Komunistycznej Partii Polski oraz nielegalne posiadanie broni, za co po raz kolejny trafił do więzienia, w którym tym razem spędził pięć lat.

Po wyjściu z pewnością nadal działał w KPP, skoro w 1942 roku był oficerem w Sztabie Głównym Gwardii Ludowej. Niemłody już, dobiegający pięćdziesiątki Strzeszewski tu dopiero odnalazł się w swoim żywiole, nie tylko brawurowo dowodząc akcjami dywersyjnymi, ale też samemu biorąc w nich udział.

Na 24 października 1942 roku zaplanowano w Warszawie trzy takie akcje, mające być odpowiedzią na wzmożony terror niemiecki. W trzech lokalach „tylko dla Niemców” na Alejach Jerozolimskich planowano zdetonować ładunki wybuchowe. Pierwszym z nich był Cafe Club, na rogu z Nowym Światem, drugim Cafe Otto – bliżej skrzyżowania z Bracką, trzecim – Mitropa przy Emilii Plater. Do tego ostatniego Strzeszewski rzucał ładunek osobiście, zabijając około dwudziestu niemieckich żołnierzy i urzędników. Wycofał się później bez większych przygód.

Jeszcze przed I wojną światową Strzeszewski za działalność konspiracyjną został osadzony w warszawskiej Cytadeli.

fot.Adrian Grycuk (CC BY-SA 3.0 pl). Jeszcze przed I wojną światową Strzeszewski za działalność konspiracyjną został osadzony w warszawskiej Cytadeli.

Dywersanci AL pozbawili wtedy życia kilkudziesięciu Niemców. Akcje okazały się skuteczne również z psychologicznego punktu widzenia: Polaków Niemcy stopniowo wypuszczali Polaków aresztowanych w ramach represji, rezygnując tym razem z odwetu.

To również Strzeszewski zaplanował i dowodził napadem na Centralę Komunalnej Kasy Oszczędności przy ulicy Traugutta, 30 listopada tego samego roku. Była to jedna z najsprawniej przeprowadzonych akcji tego rodzaju; uczestnicy przeszkoleni zostali tak dobrze, że w jej trakcie nikt nie wydawał poleceń, a cisza sprawiła, że trwający blisko pół godziny rabunek nie zwrócił uwagi nikogo z innych pięter budynku, nikt też nie zaalarmował dwóch niemieckich posterunków znajdujących się przy Krakowskim Przedmieściu.

Nie padł ani jeden wystrzał, jedynym poszkodowany był niejaki Kazimierz Mijał „Artur” – pracownik KKO a zarazem żołnierz GL, który naraił całą robotę. Pobito go, by uwiarygodnić jego niewinność w późniejszym śledztwie. Jak się okazało, skutecznie.

Akcja na Komunalną Kasę Oszczędności przyniosła wymierny zysk, ale miała również znaczenie symboliczne. Skradziono mianowicie nieco ponad milion złotych, a więc dokładnie tyle, ile wynosiła nałożona na miasto kontrybucja za zamachy w niemieckich restauracjach.

Po mieście rozeszła się pogłoska, że odzyskano właśnie te pieniądze. Strzeszewskiemu udało się wziąć udział jeszcze w dwóch akcjach w lutym 1943 roku – na kino Helgoland oraz na Wytwórnię Papierów Wartościowych. 18 marca wpadł w zasadzkę Gestapo i następnego dnia został rozstrzelany.

Trzeba wreszcie pamiętać, że warszawskie oddziały dywersyjne AL brały regularny udział w powstaniu warszawskim, podporządkowując się dowództwu Armii Krajowej. W czasie tych 63 dni nie było już miejsca na ideologie.

Powszechne jest wiedza, że w powstaniu warszawskim walczyły oddziały Armii Krajowej. Mało kto jednak pamięta, że także Armia Ludowa biła się o Warszawę.

fot.domena publiczna. Powszechne jest wiedza, że w powstaniu warszawskim walczyły oddziały Armii Krajowej. Mało kto jednak pamięta, że także Armia Ludowa biła się o Warszawę.

4 sierpnia Delegat Rządu na Kraj raportował do Londynu: „Cała stolica owładnięta jest zapałem walki, bije Niemców i zaciera ślady niewoli. Ani jedna organizacja polityczna nie walczy samodzielnie – wszystko jest zjednoczone wokół sił zbrojnych kraju”, zaś 17 sierpnia Stefan Korboński zanotował: „Pismo >Armia Ludowa<, organ PPR, nawołuje do zespolenia wysiłków wszystkich formacji wojskowych stolicy i podkreśla, że współpraca AK i AL na Woli układa się doskonale”.

Trzy kompanie kadrowe tzw. „Czwartaków” walczyły na Woli a później na Starym Mieście – jeśli walkę akowskich powstańców nazywa się dziś heroiczną, to tak samo należy się odnieść do powstańców alowskich. Mieli podobną wartość bojową, ponosili podobne straty. W czasie walk, rzecz jasna. Losy powojenne to już zupełnie inna historia.

***

Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie poddawał w wątpliwość, że żołnierze GL/AL przecierali szlaki Armii Czerwonej, ich oddziały były często dowodzone przez oficerów sowieckich, a sami żołnierze najczęściej po wyjściu z lasu robili karierę w stalinowskich resortach. Jednoznacznie negatywny obraz czerwonej partyzantki, roztaczany dziś głównie przez historyków związanych z prawicową opcją polityczną, jest jednak mocno przesadzony.

Inspiracją do powstania artykułu była książka Marcina Szymaniaka „Fighterzy. Najlepsi polscy wojownicy. Od Zawiszy Czarnego do komandosów z Iraku” (Znak Horyzont 2017).

Inspiracją do powstania artykułu była książka Marcina Szymaniaka „Fighterzy. Najlepsi polscy wojownicy. Od Zawiszy Czarnego do komandosów z Iraku” (Znak Horyzont 2017).

W ich narracji Gwardziści byli zgrają przypadkowo zebranych bandytów, którzy zajmowali się jedynie rabowaniem okolicznych wiosek, z Niemcami zaś walczyli wyłącznie wtedy, gdy zostali przez nich zaatakowani. Krytyka dotyczy nawet odzieży; przedstawiani są jako niedomyci i obszarpani, co ma stanowić kontrast dla czystych i nienagannie umundurowanych partyzantów innych formacji.

To ostatnie nie wymaga komentarza, bo warunki higieniczne w lasach i dziś nie są doskonałe. Jeśli chodzi o walki z Niemcami – istota wojny partyzanckiej ze względu na naturalną dysproporcję sił polega raczej na dywersji niż na podejmowaniu otwartych bitew. Tak więc sam fakt , że je podejmowano i dotrzymywano pola przeważającym siłom wroga, świadczy o dość wysokich kwalifikacjach dowódców i niezłym morale żołnierzy.

Z kolei problem rabunków pojawiał się we wszystkich partyzantkach mniej więcej w równym stopniu. „Trafiał się i bandzior” – przyznawał Leonard Szczęsny Zub-Zdanowicz „Ząb” z NSZ. „Macie w terenie opinię krwiożercy” – grzmiał na Izraela Ajzenmana „Lwa” jego dowódca Józef Małecki „Sęk” z GL. „Zarówno >Ryżego< jak i >Janusza< z całym naciskiem charakteryzować należy, że są to już, niestety, zawodowi bandyci i mordercy” – zapisano w wyroku Wojskowego Sądu Specjalnego o dwóch żołnierzach warszawskiego Kedywu AK.

Leonard Szczęsny Zub-Zdanowicz „Ząb” z NSZ przyznawał, że nie wszyscy partyzanci mieli czyste sumienia.

fot.domena publiczna Leonard Szczęsny Zub-Zdanowicz „Ząb” z NSZ przyznawał, że nie wszyscy partyzanci mieli czyste sumienia.

A o tym, że człowieka nie powinno się oceniać po formacji, w której służy, nieźle świadczy wypowiedź wspomnianego tu gwardzisty „Lwa” – istotnie, bandyty pierwszej wody. Któregoś razu skarżył się na jednego ze swoich przełożonych, Józefa Rogulskiego „Wilka”:

„Wilk” przy każdej okazji i na każdym kroku wypowiadał się głośno wobec wszystkich, że on, Polak, nie chce być razem z naszym oddziałem, w którym są Żydzi i robią robotę bandycką, bo rekwirują u bogaczy (młyny, dwory). On jest tego zdania, że jeśli czegoś nam brakuje, należy ich poprosić i wziąć tylko wtedy, kiedy dadzą, chce, jak powiedział, mieć dobrą opinię wśród takich ludzi.

 Nic dodać, nic ująć.

Bibliografia:

Artykuł powstał na podstawie materiałów zebranych przez autora w trakcie prac nad książką poświęconą kontrowersyjnym epizodom z historii Armii Krajowej, a także:

  1. Józef Bolesław Gargas, Oddziały Gwardii Ludowej i Armii Ludowej 1942-1945, Warszawa 1974.
  2. Bolesław Hanicz-Boruta, Wspomnienia dowódcy III Brygady AL, Łódź 1973.
  3. Zygmunt Klukowski, Zamojszczyzna, Warszawa 2011.
  4. Okupacja i ruch oporu w Dzienniku Hansa Franka 1943-1945, T.II, Warszawa 1972.
  5. Tomasz Strzembosz, Oddziały szturmowe konspiracyjnej Warszawy 1939-1944, Warszawa 1983.
  6. Jerzy Śląski, Polska Walcząca, Warszawa 1999.
  7. Marcina Zarembę, Wielka trwoga, Kraków 2012.

W tej książce przeczytasz o polskich bohaterach:

Komentarze (20)

  1. Anonim Odpowiedz

    Dziękuję za ten artykuł – świadectwo ze rację miał Józef Mackiewicz pisząc iż ” jedynie prawda jest ciekawa” .

  2. Komentator Odpowiedz

    Propagandową kliszą jest również powtarzanie, że AL zwalczało AK. – dosłowny cytat z artykułu.
    To jest kłamstwo
    Ręce opadają. Polecam przeczytać o współpracy GL / AL z Gestapo i wspólnym ataku na archiwum AK, Polecam DOCZYTAĆ i uzupełnić wiedzę o życiorys Mariana Spychalskiego. Pomocne będą źródła historyczne – dokumenty UB KC PZPR na temat współpracy PPR i jej sił zbrojnych z Gestapo i innymi organami okupanta wymierzonej w AK.

  3. Anonim Odpowiedz

    …BZDURY I JESZCZE RAZ BZDURY POLECAM ,,TAJNE OBLICZE GL-AL I PPR” W TRZECH TOMACH…ŻADNE PROPAGANDOWE TEKSTY TEGO TYPU NIE ZAKŁAMIĄ JUŻ HISTORII..

    • Bartosz W. Odpowiedz

      Każdy kto miał pół mózgu i jakiekolwiek pojęcie o polityce to wiedział, że nie ma powrotu do stanu sprzed wojny. Zarzut, że „chcieli jak przed wojną” to jedno z prymitywniejszych kłamstw czerwonej trucizny. Natomiast ci „drudzy”, pachołki Moskwy, to nie chcieli żadnej Polski, a Polskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, takie są fakty.

  4. Julek Odpowiedz

    Pan historyk bedzie kandydował do jakiegoś odznaczenia IPN?
    Jest niezwykle poprawny politycznie, to dawna szkoła? ZMP? ZMS? ZSMP? PZPR?

  5. Anonim Odpowiedz

    jakby nie patrzeć to powojenna Polska to był PRL a jak dla mnie to po prostu komunistyczna okupacja – fałszowanie wszystkich wyborów do Sejmu, sowieckie wojska w liczbie prawie pół miliona, bieda, głód – wychowałem się w latach `80 tych w kolejkach do sklepów. Oby nigdy więcej tego syfu zwanego socjalizmem, komunizmem. Pewnie ktoś napisze, że dzięki komunistom zlikwidowano analfabetyzm i zelektryfikowano wieś, odbudowano Warszawę, itp.. Ale gdyby nie było komunizmu to inny system tego by nie zrobił ? …uj wam w doopę red pigs

    • Jan Odpowiedz

      Może zamiast bohatersko wyżywać się na trupie komuny, wykorzystaj swoją energię do walki o niepodległość bieżącej Polski. Pan prezes Kaczyński twierdzi, że od 1989 roku do 2016 roku bylismy condominium niemiecko-rosyjskim, czyli półkolonią dwóch mocarstw. Już po ostatnim „odzyskaniu niepodległości” dwa lata temu, znowu można było się przekonać, że obce ambasady dalej zarządzają naszym prawodawstwem nawet w drobnych sprawach, nie mówiąc o gospodarce, która ma charakterystykę bantustanu. Tenże sam naczelnik wyznał w wywiadzie, że wywierane są na niego niebywałe naciski z zewnątrz. Może się więc zdarzyć, że Twój synek, wyzwie Cię od zaprzedańców i sługusów obcych mocarstw, tchórzy i ślepych bezmózgów, a Polskę w której żyjesz nazwie okupowaną ziemniaczano-paletową republiką . Czym się obronisz? W czym Ty jesteś lepszy od tych co starali się prowadzić kraj w innych warunkach geopolitycznych? Pomyśl chłopcze….Poza tym jak zamienimy naukę historii w propagandowy śmietnik z wyzwiskami, to Polska na tym zyska?

  6. IrekJ Odpowiedz

    Nie wiem ,czy ten materiał jest „obliczony” na podzielenie nas Polaków znowu-jak to bywa przez ostatnie 70-lat.Faktem jest ,że historii nie można malować w kolorach tylko czarno-białym.Jestem zaciekłym wrogiem żydo-bolszewii ,pomimo ,iż mój dziadek ,przedwojenny komunista,później „starszyna” w bolszewickiej armii ,a następnie d-ca plutony I Dyw. Kościuszkowskiej brał czynny udział w szkoleniu i walkach pod Lenino….. Z jego tragicznych wspomnień z tego okresu wyłania się obraz tragedii naszego Narodu. W dywizji było mnóstwo AK-owców, NSZ, i wielu ,wielu innych.Oni wszyscy chcieli walczyć z Niemcami ,a tylko u bolszewików mogli dostać broń do ręki.Inna sprawa,że wielu z nich ,czy to z AK,czy AL-BCH po wojnie dała się nabrać na sowiecką propagandę i kontynuowała kariery w służbach bandyckich……. Nie nam teraz bycie krytykami ich postępowań.Powinniśmy czcić i hołdować pamięci jednych ,jak i drugich we wspólnej walce z NIEMCAMI!! Powojenną historię zostawić badaczom historii i etykom. Swojego czasu jako antysystemowiec byłem w „socjalistycznej” armii -w MW świnoujście,gdzie poznałem oficerów z książeczkami PZPR ,którzy nie wiele różnili się w poglądach ze mną.To byli oficerowie z HONOREM OFICERSKIM i jajami!!!!!!!!! Wtedy i ja poszedłbym za nimi w ogień.Wydaje mi się,że rozumię postawy tych młodych ludzi tamtego strasznego okresu i sam nie wiem co ja bym zrobił na ich miejscu.Naszym wrogiem jako Narodu Polskiego jest polityka i jej podstawowe motto „Dziel i rządź”……. i tak już prawie 300 lat!!!!!!! Czas zmądrzeć!!!

  7. Łuny w Bieszczadach Odpowiedz

    Dla mnie wielkim lewicowym bohaterem jest Walter walczący z faszyzmem w Hiszpanii a potem w Polsce o Kotlinę Kłodzką czy w Bieszczadach z bandytami upa ,spod znaku wideł .Jak wiadomo przyjaźnił sie z amerykańskim noblistą ,Ernestem Hemingway ,który opisał go w swej poczytnej powieści pt Komu bije dzwon. Współcześni neo i krypto banderowcy zaciekle go atakują .Generał poległ z bronią w rękach broniąc Polski przed bandytami ukraińskimi .Cześć jego pamięci !

    • Anonim Odpowiedz

      Walter nie był żadnym bohaterem. Był marnym dowódcą. Pod Budziszynem dowodził „pod wpływem” i zakończyło się to największą polską klęską w bitwie w II Wojnie Światowej. Gdyby nie marszałek Iwan Koniew to „żywa noga” nie uratowałaby się z 2 Armii.

  8. Charlie Odpowiedz

    taki sam bajzel w Polsce i na Świecie jest w 2019 roku jak w latach `30 tych. Nic się nie zmieniło oprócz techniki a człowiek taki sam.

  9. Anonim Odpowiedz

    Aż dziw że towarzysz Lada zapomniał o wspólnej akcji AL i Gestapo w której towarzysze broni zdobyli archiwum AK. O mordzie w Drzewicy w którym zostali zabici żołnierze AK i NSZ, przez bandę żydów z AL pod dowództwem Ajzenmana, Lada się nawet nie zajaknał. Żyd pedofil Ajzenman został zwolniony z UB za próbę gwałtu na 13-latce, w siedzibie UB.

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.