Do trzech razy sztuka. Jak Mieszko I próbował podbić Wolin?
Mieszko I ze swoją grupą zbrojnych czuł, że może wszystko. Dlatego postanowił wyprawić się przeciw Wieletom i podbić Wolin, udowadniając, że faktycznie zasłużył na miano Króla Północy. Nie wszystko poszło jednak po jego myśli…
Ach, Wolin! Z pewnością na dworze Siemomysła o wspaniałym mieście opowiadali kupcy, podróżni i najemnicy, którzy zanim zaciągnęli się do książęcej służby, zwiedzili kawał świata. Około 940 roku udało się nawiązać kontakty handlowe z tym oknem na Bałtyk. Z Wielkopolski zaczęto wysyłać na północ niewolników, w zamian za których na południe spływał, jak to ujmują archeolodzy, kruszec orientalny.
Miasto o dwunastu bramach
Biznes i polityka chadzają w parze, więc pewnie nieraz wysłannicy Siemomysła ruszali w górę Odry, by prowadzić negocjacje z przywódcami Wolinian. Nocą mogli z daleka dostrzec miasto dzięki latarni morskiej zwanej „greckim ogniem” lub „garnkiem Wulkana”. Pomagała podróżnym odnaleźć się w labiryncie małych wysepek, których nie brakowało w okolicach Wolina.
Samo miasto miało dwanaście bram i efektowną przystań. Dawniej był to gród jak gród, dopiero pod koniec IX lub na początku X wieku wzniesiono tu port, nawiązano współpracę z innymi ośrodkami nad Bałtykiem, a niedługo potem Wolin znalazł się na szlaku łączącym potężny duński port Hedeby z północną Rusią. A skoro kupcy zaczęli częściej zatrzymywać się w Wolinie, to zaroiło się tu od rzemieślników sprzedających swoje towary, garncarzy, specjalistów od obróbki bursztynu i poroża, garbarzy, tkaczy, kowali, szkutników…
Starzejący się książę Siemomysł nie chciał lub nie mógł iść na wojnę z Wolinem. Kiedy jednak zmarł około 960 roku, zaraz polała się krew. Władcą „Lestków” został jego syn Mieszko, który czuł, że może wszystko. Miał do dyspozycji trzy tysiące zbrojnych, gotowych zabijać na jego skinienie, więc zdecydował się podbić niezwykłe miasto o dwunastu bramach.
W pewnym sensie nie miał innego wyjścia: potrzebował nowych zdobyczy, by utrzymać drużynę, tymczasem inne kierunki ekspansji wyczerpały się. Na zachodzie czekał margrabia Gero, a na południu czeski książę Bolesław I Okrutny, obaj dysponujący sporym potencjałem militarnym. Na wschodzie nie dało się przesunąć dalej niż za środkowy Bug, bo dalej rozpościerały się bagna Prypeci, za którymi czekali silni Rusowie. Z kolei Pomorze Środkowe było osłonięte morenami Pojezierzy Drawskiego i Kaszubskiego.
Mieszko vs Wieleci
Wolin nie był samotną wyspą. Należał do Wieletów. Była to grupa słowiańskich plemion zamieszkujących tereny między środkową Łabą a dolną Odrą, które utworzyły swego rodzaju federację. Rządzili się w starym stylu, bez księcia. Decydujące zdanie miały u nich wiec i starszyzna plemienna. Z jednej strony śmierdziało to anarchią, z drugiej czyniło z nich groźnego przeciwnika. Co innego, gdy wojownicy walczą, bo książę im płaci albo grozi, a co innego, gdy ruszają w bój z własnego przekonania. Nasuwa się tu daleka analogia z nowożytną Rzeczpospolitą, gdzie szlachta też miała skłonność do anarchii, ale szlacheccy zawodowi żołnierze w bitwach zwykle dokonywali cudów.
Wieleci mieli spory potencjał militarny, skoro potrafili pójść na wymianę ciosów z niemieckim władcą Ottonem I, tym samym, który w 962 roku w dalekim Rzymie został koronowany na cesarza. Nawet jeżeli ponosili klęski, potrafili się podnieść i podjąć rękawicę.
Mieszko widać wierzył w przychylność bogów i siłę drużyny, skoro zaatakował Wieletów z nadzieją na opanowanie Wolina. Może szansy upatrywał w tym, że przeciwnicy nie mieli zdolnych wodzów? Wieleci mogli utyskiwać na braki w kadrze dowódczej. Kilka lat wcześniej, 16 października 955 roku, znaleźli się wśród słowiańskich ludów, które przegrały bitwę z niemieckimi wojskami króla Ottona I i margrabiego Gerona. Rzeź Słowian trwała do późnej nocy, a następnego dnia zwycięzcy urządzili egzekucję siedmiuset jeńców.
Czytaj też: Dlaczego Mieszko I przyjął chrzest?
Godny przeciwnik
Jednak w 962 albo 963 roku, zapewne krótko po pierwszych atakach Mieszka, do Wieletów nieoczekiwanie przyjechał człowiek, który wojnę miał we krwi. Najbardziej krnąbrny rycerz spośród wszystkich szlachetnie urodzonych w Rzeszy, cioteczny brat samego cesarza Ottona. Nazywał się Wichman.
Określenie „Rzesza” brzmi groźnie, jednak bardziej za sprawą tej z numerem dwa lub trzy. Wczesnośredniowieczna Rzesza była federacją na wpół niezależnych księstw, z których Otto I próbował stworzyć jednolite państwo. Jego pierwotny plan zakładał osadzenie krewnych na tronach książęcych, ale szybko się przekonał, że z rodziną to wychodzi się dobrze co najwyżej na malowidłach ściennych. Przyszło mu walczyć z braćmi, synem, zięciem, kuzynami, jednak prawdziwym enfant terrible familii okazał się Wichman, buntownik z wyboru.
W 953 roku Wichman po raz pierwszy dołączył się do rebelii przeciwko Ottonowi, a następne lata były cyklem kolejnych pojednań i kolejnych buntów. Często ten dobrze urodzony awanturnik, mający swoją bandę, współpracował ze Słowianami połabskimi. Jak krwawe to były czasy, uświadamia historia z 955 roku.
Ludzie Wichmana i Słowianie otoczyli pewną saską osadę. Atakujący i oblężeni dogadali się: wolni mieszkańcy mogą bezpiecznie odejść, niewolnicy i (pozostałe) mienie ruchome zostają. Podczas wymarszu pewien Słowianin w żonie jednego z saskich wojowników rozpoznał swoją dawną niewolnicę i zażądał jej wydania. Sas ani myślał oddawać żony, zabił Słowianina, więc reszta Słowian wyrżnęła wszystkich Sasów, a kobiety i dzieci zabrała do niewoli.
Czytaj też: Podbój Pomorza przez Bolesława Krzywoustego. Piastowie wracają nad Bałtyk
Wojna albo trybut
Krnąbrny kuzyn cesarza przez pewien czas przebywał na wygnaniu u hrabiego Paryża Hugona Wielkiego, próbował zaciągnąć się na służbę u duńskiego króla Haralda Sinozębego, w końcu parał się pospolitym bandytyzmem na drogach, za co powinien wisieć. Zdążył jednak uciec i schronić się u margrabiego Gerona. Ten nie wydał go sprawiedliwości, ale odesłał do Wieletów.
Czy stary Gero u schyłku życia stał się łagodniejszy? Być może, ale – niczym w dobrym scenariuszu – da się wskazać motywy bohatera. Po pierwsze, rodzinne sentymenty: siostra Wichmana była żoną jego jedynego, przedwcześnie zmarłego syna. Po drugie, Gero szykował się na ciężką wyprawę przeciwko Łużyczanom, więc opłacało się podtrzymać stan wojny między ich sąsiadami Wieletami a Lestkowicami, jak zwano poddanych Mieszka. Jeżeli jedni albo drudzy stanęliby po stronie Łużyczan, to ekspedycja Gerona zmieniłaby status z „trudna” na „samobójcza”.
Działo się w to w 963 roku po Chrystusie. Łużyczanie zacięcie bronili swoich rodzinnych stron. Gero, niczym za swoich młodych lat, był do bólu konsekwentny. Został ranny, stracił wielu ludzi, w tym bratanka, ale pokonał słowiański lud i zmusił jego przywódców, by odtąd płacili trybut. Niedaleko, prawdopodobnie mniej więcej w okolicach, gdzie Nysa Łużycka wpływała do Odry, mieszkało plemię Słupian czy Słubiów, które poddało się bez walki. W efekcie wojska Gerona znalazły się tak blisko państwa Lestkowiców jak nigdy przedtem.
Może stary margrabia ruszył dalej na wschód, z uznaniem spojrzał na grody wzniesione w kraju Mieszka i wysłał do niego poselstwo z ofertą: „Wojna albo trybut”? A może Mieszko na wieść o losie Łużyczan i decyzji Słupian czy Słubiów sam wystąpił z propozycją rozmów? Wyobrażam sobie, że książę osobiście jedzie spotkać się ze margrabią. Jakie symboliczne byłoby to spotkanie: z jednej strony okrutny i podstępny Gero, mający świadomość, że to już jego ostatnia wyprawa wojenna, z drugiej młody Mieszko, pokorny i uległy. Byłoby to ostatnie słowiańskie trofeum w kolekcji starego margrabiego.
Władca Lestkowiców zgodził się uiszczać trybut. Gdyby stwierdził, że „my w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę”, to Polska nigdy by nie powstała.
Mieszko opuszczony przez bogów
Stary Gero, wylizawszy się z ran, pojechał do Rzymu, gdzie przed ołtarzem św. Piotra złożył „swą broń zwycięską”. Od papieża otrzymał ramię św. Cyriaka, a po powrocie do Rzeszy ufundował klasztor, w którym ksienią została jego synowa, wdowa po ukochanym jedynaku. Margrabiemu pozostało czekać tylko na śmierć, która przyszła 20 maja 965 roku.
Jeżeli ostatni triumf Gerona mógł upewnić go o poparciu niebios, to Mieszko musiał czuć się opuszczony przez słowiańskich bogów, dotychczas tak życzliwych jego przodkom. Nie mógł nawet próbować stawiać czoła margrabiemu, bo powoli zaczęło mu brakować wojowników. Wieleci wsparci przez Wichmana i jego bandę ruszyli przeciwko Mieszkowi. Między 963 a 966 rokiem pokonali go w dwóch bitwach, zabili brata i z nawiązką odzyskali to, co stracili. A przecież jeszcze niedawno powiadano o Mieszku, że włada najrozleglejszym ze słowiańskich krajów, i zwano go Królem Północy!
I have been surfing online more than 3 hours today yet I never found any interesting article like yours It is pretty worth enough for me In my opinion if all web owners and bloggers made good content as you did the web will be much more useful than ever before