Krew na ulicach – historia „Wampira z Düsseldorfu”
Od 1925 r. po ulicach Düsseldorfu krążył morderca, choć początkowo nie szalał zbyt mocno. Śmierć zaczęła zbierać prawdziwe żniwo 4 lata później. Ludzie obawiali się o swoje życie. Nigdzie nie mogli czuć się bezpiecznie, nawet we własnych domach. Wszystko, co najgorsze, zaczęło się na początku lutego.
Krew na ulicach
Pewnego zimowego dnia policja znalazła zwłoki kobiety – została dźgnięta nożem 24 razy. Sprawca czuł się bezkarny, a mordowanie wyraźnie przypadło mu do gustu. Sześć dni później pod żywopłotem znaleziono ciało 9-letniej Rosy Ohlinger. Dźgnięto ją 13 razy. To jednak nie koniec. Zwyrodnialec dokonał penetracji genitaliów – za pomocą kciuka, a potem nożem. Próbował spalić ciało, lecz nie udało mu się to.
Dla policji złapanie mordercy stało się kluczowym zadaniem. Przestrzegano mieszkańców przed nieznajomymi i zakazano poruszania się po zmroku. Niebawem wszyscy mogli odetchnąć. Pojawił się podejrzany. Zatrzymano mężczyznę, wariata Stausberga, który chciał napaść na dwie kobiety.
Oskarżono go o lutowe morderstwa. A on, jak przystało na miejscowego idiotę, przyznał się do wszystkiego. Policja odetchnęła. Mieszkańcy Düsseldorfu również. Mogli czuć się bezpiecznie. A przynajmniej tak im się wydawało.
Po kilku miesiącach wyszło na jaw, że policja popełniła kardynalny błąd. Wariat Stausberg był niewinny! W sierpniu prawdziwy morderca ponownie wyszedł z cienia. Zaczął z dużym rozmachem.
Uduszone kuzynki
W miejskim parku znaleziono trzy osoby zadźgane nożem. Ale to nie koniec. Dwa dni później, gdy w mieście zgasły światła, do domu wracały, 5-letnia Gertruda Hamacher i 14-letnia Louise Lenzen. W pewnym momencie zobaczyły za sobą tajemniczy cień. Ktoś szedł za nimi jakiś czas, aż w końcu podszedł do dziewczynek.
Mężczyzna poprosił Louise, by kupiła mu papierosy, a on w tym czasie zaopiekuje się jej kuzynką. Pomyślicie: „Głupia!”, bo jak można zaufać nieznajomemu?! Gdy 14-letnia dziewczynka zniknęła w ciemnościach, morderca udusił Gertrudę, a potem podciął jej gardło. Louise czekał taki sam los.
Zamienił stryjek siekierkę na… młotek
Mimo że policjanci wiedzieli, jak wygląda „potwór”, nie mogli go znaleźć. A tymczasem on nadal grasował w mieście. Pojawiały się nowe ciała, jak chociażby Idy Reuter. Z czasem morderca zmienił narzędzie zbrodni. Porzucił nóż na rzecz młotka – dwie kobiety zginęły od jego uderzeń.
Czuł się aż tak pewnie, że zaczął pogrywać z policją. W listopadzie zniknęła 5-letnia Gertruda Albermann. Sprawca wysłał policjantom mapę z miejscem, gdzie znajdą ciało dziewczynki. I rzeczywiście odnaleźli zwłoki. Okazało się, że została uduszona i 35 razy pchnięta nożem.
Seryjny zabójca grasował, a stróże prawa byli bezradni. Ludzie mówili między sobą różne rzeczy o mordercy. Jedna z tych plotek najbardziej zdumiewała. Otóż na miejscach zbrodni policjanci rzekomo mieli dostrzec, iż poszukiwany pił krew ofiar. Gdy ta informacja dostała się do prasy, okrzyknięto go „wampirem”. Dziennikarze zaczęli też straszyć ludzi, że mordercą jest Kuba Rozpruwacz z Londynu.
Jak wpadł?
Jak w wielu podobnych przypadkach, za ostatecznym schwytaniem zwyrodnialca stał przypadek. W ręce policji dostał się list, który służąca, Maria Budlick, źle zaadresowała. Trafił on do pewnej kobiety, a ta, po zapoznaniu się z jego treścią, przekazała go na komisariat. W tym liście Budlick opowiadała swojej przyjaciółce o tym, jak ją zgwałcono. Na komisariacie służąca musiała jeszcze raz wszystko opowiedzieć…
Tego pechowego dnia (14 maja 1930 r.) kobieta przyjechała do Düsseldorfu w poszukiwaniu pracy. Na dworcu zaczepił ją nieznajomy i powiedział, że zaprowadzi ją do schroniska dla kobiet. Jednak, gdy mieli wejść do parku, przypomniał sobie o mordercy zabijającym w tym miejscu i stchórzył.
W tym momencie pojawił się kolejny „pomocnik”. Zaproponował, że mogą pójść do niego. Kobieta zgodziła się. Równie szybko zmieniła jednak zdanie i stwierdziła, że woli iść do schroniska.
Para przemierzyła kawałek drogi, aż w pewnym momencie mężczyzna przycisnął ją do ściany, złapał za szyję i zgwałcił. Po tym zdarzeniu Maria wsiadła do tramwaju. Tam spotkała policjantów. Wówczas jednak nie wykorzystała okazji, by poinformować ich o całym zajściu
Morderca sam się przyznaje
Dzięki listowi i zeznaniom Budlick policja odnalazła mieszkanie gwałciciela. Gdy funkcjonariusze wtargnęli do środka, podejrzanemu udało się zbiec. Następnie mężczyzna wyjawił żonie (tak, był wzorowym mężem!), że jest gwałcicielem. Polecił jej, by poszła na policję i powiedziała, gdzie się znajduje. I tak, 24 maja 1930 r., ujęto podejrzanego.
Peter Kürten spokojnie czekał na stróżów prawa w kościele św. Rochusa. Gdy policjanci przekroczyli próg świątyni, miał rzec: Nie ma potrzeby się bać. Zatrzymali gwałciciela, a jak się okazało niebawem, to nie było wszystko.
Podczas przesłuchania Kürten zaskoczył policjantów. Oprócz przyznania się do gwałtu ogłosił z dumą, że jest „potworem düsseldorfskim”. Gdy Gertruda Schulte rozpoznała swego niedoszłego zabójcę, sprawa była oczywista – ujęto Niemieckiego Kubę Rozpruwacza.
W trakcie przesłuchania Kürten opowiedział ze szczegółami o wszystkich zbrodniach, jakie popełnił. Ich liczba zszokowała policjantów – 79 ofiar! Z chełpliwą miną mówił, że często niczego nieświadomi funkcjonariusze rozmawiali z nim na miejscach zbrodni.
Pojawiał się tam nie tylko, by podbudować się niewiedzą policji. Miał też inny cel. Obserwując bezradnych stróżów prawa i swoje ofiary, z lubością się onanizował.
A jak to się wszystko zaczęło?
Peter Kürten urodził się w 1883 r. w Mülheim nad Renem. Wraz z rodziną przeniósł się do Düsseldorfu w 1894 r. Ojciec, alkoholik, wykorzystywał seksualnie swe córki, a niebawem syn poszedł w jego ślady. Bardzo szybko też wkroczył na drogę przestępczą. Zajął się kradzieżami. Natomiast po raz pierwszy zabił w wieku 9 lat, w trakcie zabawy z rówieśnikami. Z jednym z nich popłynął tratwą i tam go utopił. Drugi kolega chciał ratować przyjaciela, lecz nie umiał pływać i utonął.
Peter sztuki zabijania nauczył się od znajomego hycla, który „kochał” zabijać zwierzęta. Kürten już wtedy – jak mówił podczas przesłuchań – fascynował się krwią i śmiercią.
W wieku 16 lat trafił do więzienia za kradzieże. W 1913 r. ponownie zamordował – podczas włamania zabił 10-letnią dziewczynkę, Christine Klein. Morderstwo było przypadkowe. Gdy zobaczył śpiącą małą dziewczynkę, włączył się w nim instynkt zabójcy. Na miejscu zbrodni zgubił chusteczkę z inicjałami P.K., ale policja nie wpadła na jego trop.
Dzień przed zabójstwem dziewczynki jej ojciec, Peter Klein, pokłócił się ze swym bratem Ottem, nie chcąc pożyczyć mu pieniędzy. Ten zagroził, że odpłaci mu za to. Policjanci uznali, że to Otto zamordował dziewczynkę i podrzucił chusteczkę brata. Sędzia go jednak uniewinnił. Dowody były zbyt słabe. Kürtena nigdy nie skojarzono z tym zabójstwem.
Mroczny dorożkarz
Do 1921 r. Peter przebywał ponownie w więzieniu, a znalazł sie tam za włamania i kradzieże. Gdy wyszedł, na cztery lata osiadł w Altenburgu, gdzie się ożenił. Może wydawać się to dziwne, lecz kochał swoją żonę. Nawet kiedy groziła mu śmierć, myślał tylko o tym, by miała za co żyć.
W 1925 r. Kürten powrócił do Düsseldorfu. Pracował jako dorożkarz. Ta praca była idealna. Nikt na niego nie zwracał uwagi. Wsiadał do swojej dorożki i znikał w ciemnościach.
Przed sądem
Proces zaczął się 13 kwietnia 1931 r. Specjalnie dla „potwora” zbudowano klatkę, by nie uciekł podczas rozprawy. Za nim umieszczono m.in. noże, młotki, czaszki i kości ofiar, stanowiące dowody w sprawie. Prokurator szczegółowo wykazał rany, jakie zadawał Kürten.
Publiczność, która przybyła na proces, była zszokowana „niepotwornym” wyglądem oskarżonego. Otóż przed nimi stanął człowiek ubrany w garnitur, z idealnie ułożoną fryzurą. Jego obrońcą został młody adwokat, Wehner. Chciał, by sąd uznał jego klienta za chorego na umyśle, lecz ta linia obrony nie okazała się przekonująca.
Usłyszeć własną śmierć
W sądzie początkowo Kürten nie chciał przyznać się do zbrodni. Dziwiło to obecnych, gdyż na komisariacie opowiadał wszystko ze szczegółami. Zwlekał? Czekał na coś? A może chciał zabawić się z wymiarem sprawiedliwości? Ostatecznie jednak „wyspowiadał się” w sądzie. Zdał relację z tego, w jaki sposób zabijał poszczególne ofiary. Czy żałował? Nie. Twierdził, że nie widział nic złego w swym postępowaniu.
Ostatecznie sąd skazał go za dziewięć morderstw i siedem prób zabójstwa. Swój żywot zakończył 2 lipca 1931 r. Został ścięty. A jakie było jego ostatnie życzenie? Dość osobliwe… Chciał w chwili śmierci słyszeć, jak jego krew tryska z szyi.
Źródła:
- Alexander Gilbert, Peter Kürten: The Vampire of Dusseldorf.
- Otto Steiner, Der Fall Kürten: Sachdarstellung und Betrachtungen, Hamburg 1958.
- Margaret Seaton Wagner, The Monster of Düsseldorf: The Life and Trial of Peter Kürten, London 1932.
Dodaj komentarz