Rumpler C.VII – supertechnika I wojny światowej
Niemiecki samolot rozpoznawczy Rumpler CVII należał do szczytowych osiągnięć techniki lotniczej okresu I wojny światowej. Zaledwie trzy lata od rozpoczęcia konfliktu, gdy załogi pojedynczych spotykających się w przestworzach samolotów strzelały do siebie z rewolwerów i karabinów piechoty, Niemcy wprowadzili do linii maszynę rozpoznawczą latającą tak wysoko, że jej załoga musiała mieć aparaty tlenowe i elektryczne grzałki w kombinezonach!
Pierwsza wojna światowa była wyjątkowo ciekawym okresem w dziedzinie rozwoju techniki lotniczej. Rozpoczynały ją konstrukcje przypominające latawce najeżone listewkami i obciągnięte płótnem. Po czterech latach kończyły samoloty wyposażone w radiostacje, kamery i instalację tlenową załogi. Tempo rozwoju technicznego, mimo poziomu ówczesnej wiedzy dotyczącej lotnictwa – właśnie stawiającego pierwsze kroki – było imponujące. Samoloty zdobywające pierwsze zestrzelenia w historii pod koniec wojny nie miały absolutnie żadnych szans w pojedynkach powietrznych i po prostu zniknęły z jednostek. Zestarzały się technicznie w bardzo krótkim czasie.
Takiego tempa rozwoju nie osiągnięto później ani w okresie II wojny (myśliwce Bf-109 i Spitfire latały przed jej wybuchem, przetrwały cała wojnę, a ich ostatnie wersje służyły w jednostkach jeszcze kilka lat po niej), ani dziś, gdy najnowocześniejsze samoloty, mają „na karku” kilkudziesięcioletnią (!) karierę. Wszakże jeden z najbardziej znanych, wciąż powszechnie używanych myśliwców świata, amerykański F-16 został oblatany w 1974 roku, a rosyjski MiG-29 – w 1977 roku. Nawet najnowszy amerykański Lockheed Martin F-35, zakupiony także przez Polskę, został oblatany 15 lat temu, w 2006 roku, a dziesięć lat później amerykańskie lotnictwo ogłosiło gotowość bojową wyposażonych w niego jednostek. Fokkery, Sopwithy, Nieuporty miały sto lat temu zupełnie inne tempo rozwoju, choć mocno napędzane działaniami wojennymi…
Rumpler robi zdjęcia
Tymczasem Rumpler CVII wywodził się z rodziny samolotów rozpoznawczych uznanych za najlepsze maszyny tej klasy w niemieckiej armii, z których pierwszy, C.I, produkowany był od 1916 roku i zyskał duże uznanie załóg. Ponad 800 samolotów używano do wiosny 1918 roku, po czym zastąpiono je modelem C.IV, który został nie tylko podstawowym samolotem rozpoznawczym niemieckiej armii, ale także pierwowzorem C.VII – maszyny, która mogła latać w zasadzie bezkarnie, nie obawiając się myśliwców brytyjskich i francuskich. Wszystkie te typy były wykorzystywane przez polskie lotnictwo, a Janusz Meissner wspominał w „Jak dziś pamiętam”:
21 stycznia r. 1920 ukończyłem 19 lat i rozpocząłem trening w Wyższej Szkole Pilotów w Ławicy. Podczas pierwszych lotów musiałem przezwyciężyć niejaką obawę przed osławionymi Rumplerami i Aviatikami, które i tu nie budziły zaufania. W przeddzień mego wyjazdu z Krakowa zginął tam w katastrofie na Rumplerze C-IV niedawno przydzielony młody instruktor, plutonowy pilot Józef Bańka. Widziałem jak zwalił się na ziemię ze zwykłego zakrętu.
W niemieckim lotnictwie C-IV-ki cieszyły się uznaniem – były jednak dostarczane do jednostek jako samoloty nowe, podczas gdy po kilku latach w lotnictwie polskim latały maszyny remontowane, nieraz składane z różnych egzemplarzy, z wyeksploatowanymi silnikami i elementami konstrukcji. Te Rumplery mogły wspinać się na pułap ponad 6000 metrów, tam, gdzie brytyjskie i francuskie myśliwce nie sięgały. Dzięki temu nie niepokojone latały nad liniami i zapleczem przeciwnika, rozpoznając sytuację i wykonując zdjęcia. Specjalnie zresztą zmodyfikowana wersja Rubild – czyli Rumpler Bildflugzeug lub też Lichtbildflugzeug – miała stały półautomatyczny aparat fotograficzny Gorz w kabinie obserwatora.
Szczytowym osiągnięciem Rumplera był właśnie C.VII, którego prototyp wzbił się w powietrze w końcu 1917 roku. Samolot otrzymał silnik Maybach MbIV o zwiększonym stopniu sprężania, zapewniającym stałą moc 180 kW do wysokości 4800 m. C.VII właśnie na dużej wysokości czuł się jak ryba w wodzie: jego silnik osiągał pełną moc powyżej 3000 metrów. Po pięćdziesięciu minutach od startu powietrzny zwiadowca był już na pułapie 7300 metrów, czego nie mógł dokonać żaden angielski czy francuski myśliwiec, próbujący przechwycenia, ani też nie sięgały tam pociski artylerii przeciwlotniczej.
Major James McCudden, siódmy na liście brytyjskich asów, legitymujący się do dnia śmierci 57 zestrzeleniami wspominał, że gdy próbował zestrzelić Rumplera, ten uciekał mu zawsze tak wysoko, że jego myśliwiec nie był w stanie się wspiąć na pułap wroga. McCudden atakował zatem tylko wtedy, gdy wiedział, że uda się to zrobić z zaskoczenia, np. 19 września 1917 roku, gdy spotkał Rumplera C.IV – od dołu od tyłu i jednocześnie od strony słońca. Ten atak zakończył się powodzeniem, obaj niemieccy lotnicy z załogi C.IV zginęli. McCudden ma także zaliczone dwa samoloty C.VII – 5 i 23 grudnia 1917 roku. I tu także obie załogi zginęły we wrakach maszyn.
Rumplery C.VII mogły uciekać wysoko, jednak zdjęcia wykonywały z niższego pułapu i wówczas właśnie były narażone na zestrzelenie. Taktyka ich działania wykorzystywała dolot na dużej wysokości w okolice celu i zejście nad niego do wysokości 1500–2000 metrów, wykonanie zdjęć i ucieczkę. Jeśli trzeba, to właśnie w górę. Niemieckie eskadry rozpoznawcze używały wersji dalekiego zasięgu i wersji rozpoznania fotograficznego.
Czytaj też: Gęś, która nie chciała latać. Największy drewniany samolot w dziejach
Atuty Rumplera
Ten bardzo nowoczesny jak na swoje czasy samolot był przystosowany do lotów na dużej wysokości nie tylko pod względem parametrów silnika, ale też warunków zapewnianych załodze. Dysponowała ona elektrycznie ogrzewanymi kombinezonami i aparatami tlenowymi. Obserwator obsługiwał ponadto kamerę Gorz z elektrycznym napędem i ogrzewaniem, choć wówczas – w wersji rozpoznania fotograficznego Rubild – pilot nie miał stałego karabinu Spandau, a samolot nie przenosił bomb, które (w sumie 100 kg) normalnie podwieszano pod dolnymi skrzydłami. Samolot mógł być nawet wyposażony w radiostację.
Rumpler C.VII osiągał prędkość maksymalną 175 km/h, czas lotu 3,5 godziny i pułap 7300 metrów. Na wysokość tysiąca metrów wspinał się w czasie trzech minut, zapas paliwa przewożonego w kadłubowym zbiorniku o pojemności 265 decymetrów sześciennych pozwalał mu na zasięg 550 km.
Czytaj też: Turecki Krzyż nad Londynem
W polskich barwach
W lotnictwie polskim po wojnie miały znaleźć się dwa Rumplery C.VII. Jako że były uzbrojone w karabin maszynowy Parabellum obserwatora, były zapewne przedstawicielami wersji Rubild. Obie maszyny były wykorzystane bojowo w czasie wojny polsko-bolszewickiej i obie niestety zostały zestrzelone.
Polskie Rumplery C.VII trafiły do 12. eskadry rozpoznawczej, sformowanej na Ławicy w Poznaniu w lutym 1919 roku jako 1. Wielkopolska eskadra polowa. Jednostka wyposażona początkowo w myśliwskiego Albatrosa DVa i rozpoznawcze LVG C.V walczyła od 14 marca 1919 roku na froncie ukraińskim, wykonując nie tylko zadania rozpoznawcze, ale przede wszystkim bombowe, a nawet szturmowe. Uzupełniona jednym Rumplerem C.VII wróciła na krótko do Wielkopolski, by trafić we wrześniu do walki z Rosjanami na front litewsko-białoruski.
Niestety ponownie wysokościowy C.VII wykorzystywany był nie tylko do dalekiego rozpoznania, ale też do bombardowania rosyjskich oddziałów z niewielkiej wysokości. 27 września maszyna pilotowana przez Teofila Krzywika, powstańca wielkopolskiego, z obserwatorem Wiktorem Karczewskim, byłym niemieckim saperem z czasów I wojny światowej, została zestrzelona w czasie lotu rozpoznawczego. Lotnicy zdemontowali karabin maszynowy obserwatora i dotarli do własnych linii. Wcześniej Rumpler z tą załogą bombardował dworce kolejowe w Żołbinie i w miejscowości Turkowskaja, a także most na rzece Oli, a w czasie innej misji – przeciwko stanowiskom rosyjskiej artylerii – tak skutecznie zbombardował baterię, że została zdobyta przez polskie oddziały.
Krzywik i Karczewski otrzymali drugiego Rumplera C.VII i walczyli do 15 grudnia – wtedy na tym samolocie zostali zestrzeleni. Obaj przeżyli, jednak rozdzielili się, by zmylić pościg rosyjski. Krzywik został złapany i wzięty do niewoli (w której zmarł lub został zamordowany), a Karczewski doszedł do polskich pozycji. Tak skończyła się historia najlepszego niemieckiego samolotu rozpoznawczego I wojny światowej, noszącego biało-czerwone szachownice.
Bibliografia:
- Wiesław Bączkowski, Samoloty I wojny światowej, Warszawa 2000.
- Wiesław Bączkowski, Krzysztof Chołoniewski, Samoloty wojskowe obcych konstrukcji 1918-1939, T.I, Warszawa 1987.
- Janusz Meissner, Jak dziś pamiętam, Warszawa 1971.
- Robert Kulczyński, Łukasz Łydżba, I Eskadra Wielkopolska (12. Eskadra Wywiadowcza). Zarys dziejów 1919-1920. Część 1. „Lotnictwo z szachownicą”. Nr 51 (1/2014).
- Mariusz Niestrawski, Polskie wojska lotnicze w okresie walk o granice państwa polskiego (1918–1921). T. II, 2017.
Dodaj komentarz