Procesy polityczne i ostra cenzura w przedwojennej Polsce. Jak sanacja „kneblowała” prasę?
Za opowiedzenie dowcipu o wodzu albo skomentowanie niekorzystnej sytuacji politycznej lub stanu armii można było trafić za kratki nawet na pięć lat. Nie działo się to w Korei Północnej czy ZSRR, a w Polsce pod rządami sanacji.
Po majowym zamachu stanu okazało się, że sanacja nie ma pomysłu na reformy. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy była nonszalancja, z jaką Piłsudski odnosił się do spraw polityki wewnętrznej. Odciął się on od wszelkich partii i przyjął pozycję „ojca opatrznościowego” narodu. Jego zwolennicy ograniczyli się do objęcia wszelkich możliwych stanowisk w urzędach i państwowych monopolach. Pozostało jedynie przekonać społeczeństwo, że po latach stagnacji nastąpiła dobra zmiana
Cenzura prasy
Głównym narzędziem, dzięki któremu możliwe było dotarcie do mas, była prasa. Aby ograniczyć możliwość krytykowania decyzji rządu, należało zlikwidować swobodę przepływu informacji w prasie niezależnej od władz. Piłsudski wykorzystał tu nowe uprawnienia prezydenta, nadane mu na mocy nowelizacji konstytucji. Miał on od teraz zdolność wydawania rozporządzeń z mocą ustawy.
4 listopada 1926 roku takiej właśnie mocy nabrało „Rozporządzenie o karach za rozpowszechnianie nieprawdziwych wiadomości oraz o karach za zniewagę władz i ich przedstawicieli”. Wprowadzało ono karę grzywny lub aresztu dla osób, które:
(…) publicznie lub w druku rozpowszechniają świadomie nieprawdziwe lub przekręcone, a mogące wyrządzić szkodę interesom Państwa albo wywołać niepokój publiczny, wiadomość o niebezpieczeństwie grożącemu Państwu w jego stosunkach zewnętrznych lub wewnętrznych, a w szczególności o niebezpieczeństwie grożącemu jego ustrojowi konstytucyjnemu lub społecznemu.
Po burzy, jaka rozpętała się w świecie mediów, Sejm 11 grudnia 1926 roku uchylił rozporządzenie. Nie oznaczało to jednak złożenia broni przez rząd. Pół roku później ukazało się bowiem kolejne rozporządzenie, które, zachowując główne tezy poprzedniego, zaostrzało jednocześnie zakres kar grożących w przypadku wykroczenia. 19 września 1927 roku, po trzech miesiącach obowiązywania, Sejm ponownie uchylił nowe rozporządzenie. Rząd znalazł jednak sposób, aby ominąć veto posłów – zdecydowano się nie publikować decyzji Sejmu w „Dzienniku Ustaw”. W ten sposób Piłsudczykom udało się utrzymać rozporządzenie w mocy aż do 28 lutego 1930 roku.
Zamknęło ono możliwość jakiejkolwiek krytyki działań obozu rządzącego i postaci samego Marszałka, a przede wszystkim ograniczyło debatę publiczną. Dekrety uchwalone pod koniec lat dwudziestych były początkiem stopniowego zakładania kagańca niezależnej prasie pod płaszczykiem walki z kłamstwem i zamiaru podniesienia ogólnego poziomu dziennikarstwa w kraju. W kolejnych latach wydawano szereg nowych dekretów, wprowadzających dalsze ograniczenia i zapisy w Kodeksie Karnym. Ostatnie powstały w 1938 roku. Symbolem fali represji wobec prasy stał się Stanisław Cat-Mackiewicz, który trafił do Berezy Kartuskiej za… krytykę polityki zagranicznej rządu.
Nie był on jedynym dziennikarzem, który poczuł kaganiec cenzury. Zastraszanie, pobicia i procesy były normalną praktyką, którą stosowano, aby zamknąć usta dziennikarzom śledzącym nieprawidłowości, jakich dopuszczała się władza.
Naród to ja!
Kult Piłsudskiego był niezwykle silny i każda krytyka była odbierana przez jego zwolenników jak atak na świętość. Dawał temu wyraz sąd, obsadzony już przez nominatów sanacji. W 1937 roku w sentencji wyroku Sąd Najwyższy zaznaczył, że:
zniewagę Narodu lub Państwa Polskiego popełnić można nie tylko przez publiczne użycie słów, bezpośrednio lżących lub wyszydzających Naród lub Państwo Polskie, lecz także przez użycie wyrażeń lżących lub wyszydzających Pierwszego Marszałka Polski śp. Józefa Piłsudskiego.
I dalej podkreślał, że:
wyrażenia się inkryminowane oskarżonego o Marszałku Piłsudskim w sposób pośredni również lżą i wyszydzają Naród i Państwo Polskie, które Józefa Piłsudskiego czczą powszechnie jako symbol cnót Narodu.
Taka interpretacja przepisów dotyczących zniewagi narodu była częsta, choć jeszcze nie usankcjonowano ochrony prawnej imienia Józefa Piłsudskiego. Przyczynkiem ku powstaniu nowego prawa była recenzja książki Melchiora Wańkowicza, autorstwa Stanisława Cywińskiego, opublikowanej na łamach endeckiego „Dziennika Wileńskiego” 30 stycznia 1938 roku. Treść zaakceptował naczelnik Wydziału Społeczno-Politycznego Urzędu Wojewódzkiego w Wilnie, Marian Jasiński.
Mimo że cenzura zaakceptowała treść, w artykule pojawiło się sformułowanie, które prawdopodobnie umknęło cenzorom:
Wańkowicz […] daje szereg żywych obrazków tego, co widział, no i czego nie widział, ale co ma podobno powstać w czasie najbliższym, w tym sercu Polski, zadając kłam słowom pewnego kabotyna, który mawiał o Polsce, że jest jak obwarzanek: tylko to coś warte, co jest po brzegach, a w środku pustka.
Nazwanie Piłsudskiego kabotynem wywołało lawinę.
Raz piórem, raz pałką
Kilka dni po publikacji recenzji na łamach sanacyjnego dwutygodnika „Naród i Państwo” ukazał się anonimowy artykuł, który de facto był donosem na redakcję „Dziennika Wileńskiego”. Zaatakowano w nim dziennikarzy, twierdząc, że świadomie i z premedytacją lżyli z dobrego imienia marszałka, a tym samym lżyli z narodu i państwa.
Artykuł był szeroko komentowany, również w środowisku piłsudczyków. Wzburzony inspektor armii w Wilnie, gen. Stefan Dąb-Biernacki, wydał rozkaz podległym mu oficerom, aby w obronie honoru marszałka, naprostowali autora i odpowiedzialną redakcję. Piłsudczycy wykonali rozkaz bez mrugnięcia okiem.
Oficerowie wtargnęli do mieszkania Cywińskiego. Połamali dziennikarzowi żebra i skatowali do nieprzytomności oczach żony i córki. W szpitalu lekarze musieli usunąć mu lewe oko, które zostało nieodwracalnie uszkodzone. Oficerowie ruszyli dalej. W mieszkaniach nie zastali redaktora naczelnego – Aleksandra Zwierzyńskiego i jego zastępcy – Zygmunta Fedorowicza. Wtargnęli więc do redakcji, którą zdemolowali, a także pobili kilku pracowników w tym dwie kobiety i obu naczelnych.
Następnego dnia do redakcji wkroczyła policja, która zabezpieczyła artykuły i aresztowała Cywińskiego, Zwierzyńskiego i Fedorowicza. Wszystkich oskarżono z artykułu art. 152 Kodeksu Karnego, dotyczącego lżenia narodu polskiego. Tym samym sąd zrównał osobę Józefa Piłsudskiego z narodem. Sam Dąb-Biernacki domagał się, aby oskarżeni jeszcze bez wyroku sądu trafili do obozu koncentracyjnego w Berezie Kartuskiej.
Czytaj też: Marszałek – terrorysta? Ile osób zabił Józef Piłsudski w zamachach, które organizował w młodości?
Społeczny opór
Aresztowanie i postawienie zarzutów dziennikarzom wywołało w Wilnie falę protestów. Obywatele nie godzili się na tak radykalne ograniczenia wolności prasy i opinii. W związku z tym proces przeniesiono do Warszawy. Tam sąd okręgowy skazał Cywińskiego na karę trzech lat więzienia, natomiast Zwierzyńskiego uniewinnił.
Wyrok oburzył opinię publiczną. Oskarżonych w obronę wziął były rektor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie prof. Marian Zdziechowski, pisząc w liście otwartym:
Nigdy w życiu nie doznałem wrażenia tak gnębiącego, zdawało mi się, że słyszę preludium do przyszłych bolszewickich sądów w Polsce. Wszak bolszewików nie potrzebujemy szukać aż w Moskwie; mamy ich, tych duchowych synów Dzierżyńskiego, w dostatecznej ilości w Polsce.
Mimo kolejnych odwołań i złożonej w Sądzie Najwyższym kasacji, wyrok jedynie skrócono o połowę. W sumie Cywiński spędził w więzieniu pięć miesięcy. Sprawę pobicia sąd cywilny umorzył i przekazał jurysdykcji wojskowej. Tam się rozmyła, ponieważ marszałek Śmigły-Rydz zabronił nadawania sprawie toku.
Politycy zdali sobie jednak sprawę, że wykorzystywanie artykułu broniącego dobre imię narodu w procesach, które powinny być zakładane z powództwa cywilnego, nawet w sanacyjnych sądach, może sprawiać problem. Sprawa dziennikarzy „Dziennika Wileńskiego” stała się przyczynkiem do złożenia projektu ustawy chroniącej dobre imię Józefa Piłsudskiego. Jak tłumaczył senator Władysław Malski:
Honor służby nakazuje nam reagować bez względu na to, kto, gdzie i jak uwłacza imieniu Komendanta. Nie jest istotą czy mniej bili czy dużo bili […] reagować będziemy bez względu na to czy wymiar sprawiedliwości będzie działał sprawnie, czy mniej sprawnie. Serca nasze i honor żołnierski każą nam reagować natychmiast.
Bicz na wrogów narodu
W ciągu miesiąca Parlament przepchnął ustawę przez komisje, które jednogłośnie przyjmowały jej brzmienie. 7 kwietnia 1938 roku trafiła do prezydenta Mościckiego, który bez zwlekania ją podpisał. 13 kwietnia 1938 roku opublikowano w Dzienniku Ustaw zapis Ustawy o ochronie Imienia Józefa Piłsudskiego. Nie była ona długa.
Art. 1 Pamięć czynu i zasługi JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO – Wskrzesiciela Niepodległości Ojczyzny i Wychowawcy Narodu – po wsze czasy należy do skarbnicy ducha narodowego i pozostaje pod szczególną ochroną prawa.
Art. 2 Kto uwłacza Imieniu JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO, podlega karze więzienia do lat 5.
Art. 3 Wykonanie niniejszej ustawy porucza się Ministrowi Sprawiedliwości.
Art. 4 Ustawa niniejsza wchodzi w życie z dniem ogłoszenia.
Dość szybko pojawili się podejrzani o szkalowanie dobrego imienia marszałka. Najpierw oberwało się dziennikarzom, którzy śmieli skrytykować Piłsudskiego w tekście „Dwaj ludowcy u prezydenta RP”, zamieszczonym w „Obronie Ludu”. W pierwszej instancji sąd skazał redaktora Zygmunta Felczaka na 1,5 roku więzienia, a rysownika Kazimierza Klimczaka na 8 miesięcy. W drugiej instancji sąd obu uniewinnił.
Sąd w Suwałkach skazał chłopa ze wsi Pobondzie za opinię, że „Marszałek Piłsudski ze swoimi ministrami też wywiózł pieniądze za granicę na majątki”. Sąd skazał go na 8 miesięcy więzienia za – jak napisano w sentencji:
złośliwe i oczerniające pamięć ś.p. Marszałka Józefa Piłsudskiego, a tak odbiegające od rzeczywistości historycznej pomówienie go o niski materializm i wyzyskiwania swego stanowiska w państwie dla gromadzenia majątku i lokowania go w sposób szkodliwy dla interesów gospodarczych kraju, uwłacza Jego imieniu, nadając publicznie wypowiedzianym słowom oskarżonego znamiona występku przewidzianego w art. 2 ustawy z 7 kwietnia 1938 roku o ochronie dobrego imienia Józefa Piłsudskiego.
W Radomiu za żarty na temat Piłsudskiego został skazany lokalny grajek. Dostał pół roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Mniej szczęścia miał pracownik fabryki „Kamienna – Jan Witwicki”, który pod wpływem alkoholu miał nazwać Józefa Piłsudskiego „zdrajcą i łobuzem”. Ten trafił do więzienia na 6 miesięcy. Zakład karny opuścił pod koniec czerwca 1939 roku.
Oficjalnie przepis obowiązywał w Polsce do 1970 roku, jednak od wybuchu II wojny światowej nikt go nie stosował w praktyce. Cywiński, którego artykuł był przyczynkiem do uchwalenia ustawy, zmarł w radzieckim łagrze w 1941 roku.
Dąb-Biernacki znacznie lepiej bronił imienia marszałka niż Polski. We wrześniu 1939 roku dwa razy zdezerterował z pola walki. W drugim przypadku w cywilnym ubraniu. W 1940 roku stanął przed sądem za odmowę wykonania rozkazu i za podżeganie przeciw przełożonym. Sąd skazał go na karę 2,5 roku pozbawienia wolności oraz degradację do stopnia szeregowego. Osadzono go w brytyjskim więzieniu, gdzie zawiązał spisek przeciwko Sikorskiemu. W 1941 roku stanął przed sądem pod zarzutem spiskowania przeciwko legalnym władzom państwowym i został skazany na cztery lata więzienia. W 1943 roku został zwolniony z więzienia i wyjechał do Irlandii. Polska prasa zarzucała mu, że łatwiej szło mu bicie dziennikarzy niż Niemców.
Bibliografia
- Garlicki A., Józef Piłsudski: 1867–1935, Kraków 2012.
- Koper S., Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej, Warszawa 2009.
- Romeyko M., Przed i po maju, Warszawa 1983.
- Stomma L., Skandale polskie, Warszawa 2008.
Tylko w latach 1918-1926 w 2 RP istniała Demokracja. Od 1926 do 1939, 2 RP była dyktaturą podobnie jak Niemcy ,Rosją, Wlochy. Piłsudski może stanąć w jednym szeregu ze Stalinem, Hitlerem i Mussolinim. O ile jednak tamci zmodernizowali swoje kraje i prowadzili zbrojenia. To w 2 RP funkcjonował skansen z piechotą którą zamiast autami jeździła konno, zamiast czołgów miała tankietki, ale w której utrzymanie nadmiernie rozwiniętej armii kosztowało 1/3 budżetu. Prawdziwa modernizacja WP zaczęła się dopiero w roku 1936, podobnie jak budowa COP. A to tylko dlatego że Wielki Sternik, Nieomylny Wódz i Słoneczko Narodu rozstało się ze światem w 1935 roku. Nadzwyczajna Kasta w latach 1926-1939 była równie posłuszna i wykonywała polecenia rządzącej Sanacji jak dziś wykonuje polecenia tzw. opozycji. Podobny proces jak ten o obwarzanka, odbył się w sprawie kazania o….szatanie, w wyniku czego do więzienia trafił ksiądz. Dziś już niema obrazy niepokalanego czci „marszałka”, dziś słowem wytrychem jest tzw. Mowa Nienawiści bez względu jak ona brzmi to o winie decyduje usłużna Nadzwyczajna Kasta.
Zajrzałem na portal Prawo.pl, i tam znalazłem pełny tekst, tj. całe ROZPORZĄDZENIE PREZYDENTA RZECZYPOSPOLITEJ z dnia 4 listopada 1926 r., o karach za rozpowszechnianie nieprawdziwych wiadomości, oraz o karach za zniewagę władz i ich przedstawicieli.
„Art. 1. Kto publicznie lub w druku rozpowszechnia świadomie nieprawdziwą lub przekręconą, a mogącą wyrządzić szkodą interesom Państwa albo wywołać niepokój publiczny, wiadomość o niebezpieczeństwie, grożącem Państwu w jego stosunkach zewnętrznych lub wewnętrznych, a w szczególności o niebezpieczeństwie grożącem jego ustrojowi konstytucyjnemu lub społecznemu, choćby wiadomość podawał jako pogłoskę – ulega karze grzywny od trzystu złotych do dziesięciu tysięcy złotych z zamianą w razie nieściągalności na areszt od dziesięciu dni do trzech miesięcy.
Jeżeli sprawca dopuścił się, rozpowszechniania takich wiadomości wskutek niedbalstwa – ulega karze grzywny od stu złotych do trzech tysięcy złotych z zamianą w razie nieściągalności na areszt od trzech dni do miesiąca.
Druk ulega konfiskacie.”
itd., jeszcze ostrzej…
Wyczytałem też w necie dla mnie nieco „szokującą” informację, że de facto te międzywojenne prawo jest traktowane przez obecne sądy, jako ciągle obowiązujące (???), nikt go – tj. te ww. rozporządzenie, bowiem „skutecznie”, tj. zgodnie z prawem, nigdy nie odwołał.
Ponadto ponoć ma być to prawo znowelizowane, a stawki kar będą dużo wyższe, bo są i będą te przepisy rzekomo bardzo dobre do, mogą być skutecznie wykorzystywane do walki z równie rzekomą plagą tzw. fake newsów.
A Putin ponoć już to zrobił, tj., skorzystał z naszego ww. rozporządzenia, przepisując je prawie „żywcem”…
Na pewno te rozporządzenie, jego duch, jest też w sporej części obecny w naszych obecnych mediach państwowych i służbach, a teraz ma być, „przyklepany” ustawą, wszędzie w użyciu!?
Zacytował niepoprawny politycznie – Rozporządzenie Prezydent Rzeczypospolitej z 4 listopada 1926 Art. 1, o karach za rozpowszechnianie nieprawdziwych wiadomości, oraz o karach za znieważenie władz i ich przedstawicieli. Tą druga część można pominąć, bo gdyby obowiązywała to dzisiejsza tzw. opozycja siedział by notorycznie w więzieniu albo płaciła kary pieniężne. Natomiast Art. 1 – o karach za rozpowszechnianie nieprawdziwych wiadomości, jest wart wprowadzenia, skończą się bezpodstawne ataki, oskarżenia i wprowadzanie opinii publicznej w błąd przez dziennikarzy zarówno telewizyjnych jak i drukujących w prasie, oraz publikujący w Internecie i to niezależnie od opcji politycznej. Co najlepsze to pierwszymi skazanymi powinni zostać dziennikarze prasy Sanacyjnej. Bo przecież to oni pisali w latach 1926-1939, że w niemczech panuje głód, Niemieckie czołgi są z kartonu, opisywali WP jako silne, zwarte i gotowe. W 1939, WP miało nie oddać Niemcom ani guzika. Natomiast wojna Polska która rozpoczęła się 01.09.1939 roku, była przedstawiana w Sanacyjnej prasie jako pasmo sukcesów WP, które nigdy nie miały oczywiście miejsca. Podobnie jak pomoc Anglii i Francji, która nigdy nie nadeszła. Czy nie było to przypadkiem – rozpowszechnianie nieprawdziwych wiadomości, podpadajace pod Art. 1 z rozp. Prez. Rzeczypospolitej z 04.11.1926 roku ? Natomiast druga część rozporządzenia z 04.11.1926, wskazuje wyraźnie że już bezpośrednio po puczu wojskowym w maju 1926, w wyniku którego doszedł do władzy Piłsudski i jego Sanacyjna ekipa. Rozpoczął się początek cenzury i jednocześnie koniec Demokracji. Bo jednym z rysow Dyktatury jest kontrola nad tym co można głosić, a czego nie.
„…z premedytacją lżyli z dobrego imienia marszałka, a tym samym lżyli z narodu i państwa”
Lżyli czy może kpili? Lżyć można kogoś, a nie z kogoś.