Muzyka, sprośne żarty i… rwanie zębów. Tak wyglądały wizyty u średniowiecznych dentystów
By przekonać pacjentów do skorzystania z usług, średniowieczni rwacze zębów musieli stosować dość niecodzienne fortele. Okazuje się jednak, że ekstrakcja nie była najgorszym, co mogło spotkać nieszczęśnika cierpiącego z powodu bólu zęba…
Do miasta zawitała grupa cyrkowa. Tłum gapiów gromadzi się, by zobaczyć popisy akrobatów, sztuczki magiczne czy posłuchać muzyki. Ale clue programu ma dopiero nadejść: w pewnym momencie na scenie pojawia się osobliwie ubrany jegomość. Na głowie ma szpiczasty kapelusz ozdobiony piórami, a na piersi – naszyjnik. Osoby stojące bliżej być może dostrzegą, że na łańcuszku lub rzemieniu nawleczone są… ludzkie zęby! To trofea średniowiecznego dentysty, świadczące o jego fachu.
Długo namawia widzów, reklamując swoje usługi jako całkowicie bezpieczne i bezbolesne. W końcu ktoś niechętnie wkracza na scenę, trzymając się za policzek. Dentysta sadza ochotnika na stołku i szybkim ruchem pozbawia chorego zęba, dumnie prezentując zakrwawioną zdobycz publiczności. Pacjent nawet się nie skrzywił. Więcej osób decyduje się na skorzystanie z usług cudownego lekarza od zębów.
„Huk rogu i dudnienie bębnów skutecznie zagłuszają krzyki pacjentów. Nim sepsa zaatakuje organizm lub inne groźne dla życia komplikacje wynikłe z braku kompetencji oszusta dadzą znać o sobie, jego już dawno nie będzie w miasteczku” – pisze James Wynbrandt w książce „Bolesna historia stomatologii”. Niestety, ludzie w średniowieczu często nie mieli wielu alternatyw i byli wręcz zmuszeni do skorzystania z niebezpiecznych usług oszusta. W końcu nikt nie wytrzyma długo z zepsutym zębem!
Porzucona gałąź nauki
Lekarze, którym faktycznie zależało na wyleczeniu pacjentów, mówiąc ogólnikowo, nie przepadali za zębami. Wynikało to z prostej przyczyny: zabiegi związane z jamą ustną były niebezpieczne, a najświeższa wiedza na temat higieny pochodziła z antyku… Dlatego to niewdzięczne zadanie zrzucono na niewykształconych szarlatanów, po omacku szukających sposobów na zepsute zęby. I – oczywiście– na wykiwanie cierpiących pacjentów. W „Bolesnej historii stomatologii” czytamy:
Jeszcze w XVI wieku szwajcarski profesor medycyny Theodor Zwinger odradzał lekarzom przeprowadzanie ekstrakcji, twierdząc, że najlepiej zostawić to cyrulikom i innym znachorom, gdyż podczas zabiegu często dochodzi do „nieprzyjemnych wypadków”, których rezultatem są połamane kości szczęki, poranione dziąsła i poważne krwotoki.
Z tego wynikała ogólna niechęć zarówno do wyrywania, jak do samych osób wyrywających zęby. Byli też tacy, którzy wciskali pacjentom nieskuteczne specyfiki – cudowne eliksiry i maści. Ciarki na plecach wywołuje na przykład zapis z piętnastowiecznej „Księgi pijawek” bogatej w złote porady:
Weź krucze łajno i zabarwiwszy je sokiem z bertramu, tak by chory nie rozpoznał, co to takiego, umieść je w dziurawym zębie. Wówczas, jak wieść niesie, owo łajno rozsadzi ząb od środka, ból przeminie i ząb wypadnie.
Jeśli pacjent był uparty, a placebo z ptasiej kupy z jakiegoś powodu nie pomogło, istniał szereg zabiegów nie będących ekstrakcją, które miały minimalne bądź żadne szanse na poprawę stanu rzeczy. Popularne było stawianie baniek i puszczanie krwi, a także przystawianie pijawek czy przypiekanie skóry. Z bardziej kuriozalnych pomysłów wymienić można wsadzanie do uszu ząbków czosnku, a z bardziej bolesnych – kauteryzację nerwów w zepsutym zębie rozgrzanym żelazem albo kwasem. No dobrze, w takim razie chyba lepiej rwać…
Ci okropni dentyści
Na ludziach parających się rwaniem zębów nie zostawiano suchej nitki. Oszuści, szarlatani, pozoranci czy fałszywi medycy to łagodne określenia. Bardzo szeroko rozpisał się w tym temacie autor księgi „Prawdziwy medyk kontra medyk szarlatan. Porównanie”, który takimi słowy określał wyrwizębów:
Klika znachorów to zaiste nikczemna hałastra. Banda zdradzieckich obłudników, parszywych podleców i wszelkiego autoramentu ludzkiego śmiecia.[…] tępych najemników, aktorów, żonglerów, handlarzy ulicznych, paplających bez końca cyrulików, brudnych i śmierdzących hodowców bydła, wścibskich łaziennych, pospolitych oszustów i wyrafinowanych kanciarzy […] konowałów i tym podobnych obwiesiów. […]
Na niższym szczeblu owej drabiny, tuż za tą pokaźnych rozmiarów trupą, znajdują się truciciele, czarnoksiężnicy, wróżbici, magicy, czarownice i wiedźmy.
Zachował się nawet dość konkretny opis typowego stroju i sposobu bycia wyrwizęba. Za archetyp może posłużyć postać Francuza zwanego Le Grand Thomas (fr. „Wielki Tomasz”), uwieczniona na XVIII-wiecznej rycinie. Jak pisze James Wynbrandt: „[…] rycina przedstawia jego postać przyodzianą w trójkątny kapelusz ozdobiony pękiem pawich piór oraz szkarłatny płaszcz wyszywany złotem. Do pasa przytroczony ma kunsztowny sztylet, nad jego sercem połyskuje jaskrawe słońce, szyję zaś oplata naszyjnik z zębów”.
Czytaj też: Najbardziej zdumiewające zawody średniowiecza
Światło w tunelu
Sam ojciec stomatologii, Pierre Fauchard – wynalazca pierwszych narzędzi dentystycznych i plomb z cyny, ołowiu lub srebra, a także propagator hipotezy jakoby jedzenie cukru miało związek z psuciem się zębów – określał szarlatanów tłumnie zamieszkujących okolice paryskiego Pont Neuf „teatrem oszustów”. Uczony pisał:
[…] jedyną umiejętnością owych hochsztaplerów jest mydlenie ludziom oczu […] podstawieni, opłaceni wcześniej pacjenci oddają się w ręce mistrza ceremonii. Ów, dzierżąc ukryty w dłoni ząb owinięty cienką warstwą skóry pokrytej krwią kurczaka lub innego zwierzęcia, wkłada rękę do ust swojego wspólnika i potajemnie umieszcza tam ząb. Następnie dotyka go palcem, posypuje proszkiem, muska źdźbłem trawy, dźga koniuszkiem ostrza swojej szpady lub wykonuje inną podobną czynność […].
Wówczas symulant wypluwa zawartość swojej jamy ustnej. Publiczność widzi, jak nieszczęśnik pluje krwią i jak z jego ust wypada ząb, ulokowany zawczasu na odpowiednim miejscu przez samego oszusta lub jego wspólnika.
Na całe szczęście Fauchard zauważył skalę problemu i postanowił zacząć działać. Jego zdaniem zbyt wielu wyrwizębów praktykuje metodą prób i błędów, co prowadzi do przykrych konsekwencji i pogorszenia ogólnego stanu zdrowia społeczeństwa, które na domiar złego pozbawiono fachowej wiedzy na temat higieny jamy ustnej.
Dlatego naukowiec postulował mycie zębów wodą i mokrą gąbką lub roztworem etanolu – ponieważ (jak słusznie zauważył) wiele osadzających się na zębach pokarmów niszczy szkliwo. Opracował też pastę do zębów – składała się z koralowców, smoczej krwi, spalonego miodu, pereł, sepii, oczu raków, hematytu, cynamonu, kalcynowanego tlenku glinu i paru innych ingrediencji, sproszkowanych i zmieszanych w jednolitą masę. Cóż, do współczesnej stomatologii trochę jeszcze Fauchardowi brakowało, podobnie jak do prawdziwej medycyny, ale z całą pewnością był to krok w dobrą stronę…
Bibliografia:
- Campbell, J., M., Banning Clerks, Colliers and other Charlatans. The Glasgow Herald, 8 lutego 1955, str. 3. Dostęp: 5 kwietnia 2017.
- Spielman, A., I., The birth of the most important 18th century dental text: Pierre Fauchard’s , „Le chirurgien dentist”. Journal of Dental Research 86, 2007
- Wynbrandt, J., Bolesna historia stomatologii. Marginesy, Warszawa, 2020.
Dodaj komentarz