Poszukiwania „Titanica” były tylko przykrywką dla tajnej operacji US Navy?
Odnalezienie wraku „Titanica” w 1985 roku stało się światową sensacją, jednak okoliczności tego wydarzenia przez dekady pozostawały owiane tajemnicą. Po latach wyszło na jaw, że była to tajna operacja amerykańskiej marynarki.
Choć już w 1912 roku o katastrofie „Titanica” usłyszał cały świat, przez ponad 70 lat nie wiadomo było, gdzie dokładnie spoczął wrak. I taki stan mógłby potrwać znacznie dłużej, gdyby nie… zimna wojna.
Po dekadach milczenia odkrywca „Titanica”, geolog morski i oceanograf dr Robert Ballard, przyznał, że akcja poszukiwawcza przeprowadzona w 1985 roku miała jedynie pełnić funkcję zasłony dymnej dla tajnej operacji, której celem było zbadanie wraków dwóch okrętów podwodnych z napędem nuklearnym: „Treshera” zatopionego u wybrzeży Bostonu w 1963 roku oraz „Scorpiona”, który zniknął w podejrzanych okolicznościach w pobliżu Azorów 5 lat później.
W latach 80. wciąż jeszcze trwała zimna wojna, dlatego US Navy nie mogła sobie pozwolić na zorganizowanie oficjalnej misji, a ukrycie działań ekipy poszukiwawczej było właściwie niemożliwe. Aby zmylić radzieckich szpiegów, ogłoszono więc, że badania oceanograficzne mają na celu odnalezienie najsłynniejszego wraku świata.
Amerykańska marynarka wcale nie oczekiwała, że „Titanic” się znajdzie – zależało jej przede wszystkim na „Scorpionie”. Jak zatem doszło do tego, że Ballard i jego współpracownicy z Instytutu Oceanograficznego Woods Hole jednak odkryli szczątki transatlantyku? Ballard, zanim przystąpił do misji, wymusił na US Navy obietnicę sfinansowania poszukiwań „Titanica”; oczywiście po zlokalizowaniu i zbadaniu wraków „Treshera” i „Scorpiona”.
Wojsko dotrzymało słowa i gdy w sierpniu 1985 roku ekspedycja zakończyła prace na łodziach podwodnych, naukowcy dostali zielone światło, by poszukać zatopionego liniowca. Armia nie zamierzała jednak tracić czasu na przeczesywanie morskiego dna, dlatego Ballard na zrealizowanie swojego planu dostał zaledwie 12 dni.
Świadomy ograniczenia czasowego i nauczony doświadczeniami z innych wraków, które badał, zmienił dotychczasową taktykę – zamiast szukać kadłuba, skupił się na zlokalizowaniu… złomowiska. Wcześniej powszechnie uważano, że statek powinien był zachować się w idealnym stanie, Ballard uznał jednak, że zostały z niego raczej skorodowane szczątki. I miał rację. Pierwszego września 1985 roku na głębokości 3802 metrów poszukiwacze zauważyli fragment jednego z kotłów parowych, a w ciągu kilku kolejnych dni ustalono położenie całego wraku.
Oceanografom udało się więc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Ku niezadowoleniu dowództwa US Navy nie zdołali jednak ustalić przyczyn katastrofy „Scorpiona”. Do dziś okoliczności jego zatonięcia pozostają niewyjaśnione. Ale być może już wkrótce się to zmieni. Dzięki działaniom archeologów podwodnych w ostatnim czasie wyszło na jaw, dlaczego w 1918 roku poszedł na dno krążownik USS San Diego. Kto wie, może w następnej kolejności zabiorą się za rozwiązanie zagadki zatopionej łodzi podwodnej?
Źródła informacji:
- K. Hugo, US Navy funded search for Titanic shipwreck as cover for Cold War mission, oceanographer claims, Independent (dostęp: 16.12.2018).
- Titanic. The Untold Story, „National Geographic” (dostęp: 16.12.2018).
Dodaj komentarz