W jaki sposób Nowy Jork stał się najpotężniejszym miastem świata?
W latach 20. XVII wieku na indiańskiej wyspie nazywanej „mana hata” holenderscy kupcy zbudowali drewniany magazyn na skóry upolowanych bobrów. Takie były skromne początki miejsca, które stało się najsławniejszą metropolią świata.
W 1610 roku kupcy z Amsterdamu zatrudnili znanego i doświadczonego angielskiego żeglarza Henry’ego Hudsona. Zlecili mu wytyczenie nowego szlaku morskiego do Indii, wiodącego przez Atlantyk do Ameryki, a stamtąd do Azji.
5 września tego samego roku żaglowiec Hudsona „Halve Maen” dotarł do zatoki u wybrzeży Ameryki Północnej. Na jej końcu majaczyła cieśnina. Wpłynął w nią, mając nadzieję, że doprowadzi go ona do Pacyfiku. Cieśnina okazała się jednak rzeką, więc po dziesięciu dniach żeglugi podróżnik zawrócił.
U jej ujścia, gdzie znajdowała się duża wyspa, nawiązał natomiast kontakt z Indianami, którzy okazali się nie tylko życzliwie nastawieni, ale także wymienili z europejskimi przybyszami skóry bobrowe na alkohol i płótno.
Hudson nie znalazł cieśniny wiodącej do Pacyfiku, ale za to odkrył rzekę, która dziś nosi jego imię. A na wyspie, na której handlował z Indianami powstało później najpotężniejsze miasto świata. Indianie nazywali ją „mana hata”; obecnie jest to nowojorski Manhattan.
Najpierw był magazyn
Po powrocie do Holandii Hudson entuzjastycznie opisał nowe miejsce i zachęcał amsterdamskich kupców do wypraw za ocean. Holendrzy woleli wprawdzie handlować indyjskimi przyprawami – dawało im to bowiem większy i zarazem pewny zysk – niemniej znalazło się kilku gotowych zainwestować w skóry bobrowe. Do Ameryki ruszyła kolejna wyprawa, a po niej następne.
W 1621 roku w Zjednoczonych Prowincjach Niderlandów utworzono Kompanię Zachodnioindyjską, mającą prowadzić handel zamorski. Zakładała ona wzdłuż rzeki Hudson placówki skupujące skóry, a Manhattan uznała za świetne miejsce na skład towarów. Pierwsza budowla, jaka tam powstała nie była domem mieszkalnym, kościołem czy obronną strażnicą, tylko… magazynem futer. Taki właśnie – wręcz symboliczny – był początek Nowego Jorku.
Po sąsiedzku z Indianami
W 1624 roku Kompania sfinansowała osiedlenie się na Manhattanie 45 holenderskich osadników. Przywieźli oni ze sobą krowy, byki, świnie, owce i kury, a także sadzonki tulipanów i róż. Cztery lata później, w 1628 roku, w osadzie, nazwanej przez Holendrów Nowym Amsterdamem, mieszkało już 270 osób. Zasiedlali około 30 drewnianych domów wybudowanych na południowym końcu wyspy. Ich sąsiadami stało się ponad tysiąc Indian Lenape.
Byli oni nastawieni pokojowo, a z osadnikami chętnie dzielili się swoją wiedzą oraz wymieniali dobrami. Przybyszom dostarczali skór, warzyw i ryb, w zamian otrzymując wełniane ubrania i metalowe naczynia oraz narzędzia. Z czasem osadnicy wyszli poza otoczony palisadą Nowy Amsterdam i zaczęli zakładać farmy w innych częściach wyspy. Podkreślić należy, że cały czas starali się utrzymywać dobre relacje z Indianami. Holendrom nie chodziło o podbój, zakładanie kolonii, zajmowanie nowych terenów czy nawracanie tubylców. Ich celem było prowadzenie handlu oraz uprawa ziemi.
Najkorzystniejsza transakcja w historii
I to właśnie tym podyktowana była transakcja zakupu Manhattanu od indiańskich wodzów, do jakiej doszło w 1626 roku. Gubernator Peter Minuit zapłacił za nią dobrami o wartości 60 guldenów holenderskich, co – jak przeliczyli historycy – miało wartość około tysiąca dzisiejszych dolarów. Wcześniej przez długie lata pisano, że wyspa kupiona została za paciorki, koce i siekierki wartości 24 dolarów i tym samym była najkorzystniejszą transakcją w historii. W rzeczywistości Holendrzy wcale nie chcieli oszukać Indian, a jedynie starali się sformalizować swój pobyt na wyspie.
Indianie Lenape nie zdawali sobie jednak sprawy z konsekwencji umowy. Nie traktowali jej bowiem nieodwracalnie. W ich tradycji transakcja traciła ważność wtedy, gdy któraś ze stron uznała, że nie chce jej już podtrzymywać. Sprzedaż zresztą niewiele zmieniła w codziennych stosunkach. Indianie pozostali na wyspie i nadal mieli swobodny wstęp do Nowego Amsterdamu: mogli polować, handlować oraz spotykać się z osadnikami. Mało tego, dzięki ich pomocy i współpracy w dostarczaniu skór, handel rozwijał się pomyślnie, a wraz z nim cała osada.
21 tysięcy potomków Polaka
Rozwój osady zwiększał zapotrzebowanie na ręce do pracy. Starano się więc ściągać nowych mieszkańców z Europy, a także niewolników z Afryki, których nota bene Holendrzy traktowali łagodnie. Tak więc przybywali tu między innymi Anglicy, Walonowie, Żydzi, Szkoci i francuscy hugenoci.
W II połowie XVII wieku znalazło się tu również 21 Polaków, a wśród nich między innymi: Daniel Litscho (zapewne Liczko), który służył w milicji miejskiej jako sierżant, Aleksander Karol Curtius (Kurcz lub Kurczewski), pracujący jako nauczyciel i Albert Zabriski (Zaborowski lub Zborowski), zamożny właściciel ziemski z liczną rodziną, któremu genealodzy przypisują 21 tys. potomków. Holenderskie władze dbały, by wszyscy mieszkańcy mogli swobodnie praktykować swoją wiarę oraz aby w mieście panowała tolerancja. Ta tradycja utrzymała się w Nowym Jorku do dziś.
Biznes ważniejszy niż patriotyzm
Gdy holenderska osada w Ameryce pomyślnie się rozwijała, w Europie Zjednoczone Prowincje prowadziły wojnę z Anglią. Przeniosła się ona także za ocean. Latem 1664 roku angielska eskadra wpłynęła do portu w Nowym Amsterdamie i zażądała poddania miasta. Holenderski gubernator Peter Stuyvesant ograniczył się do słownego protestu. A gdy zapewniono go, że mieszkańcy będą mogli zachować religię i zwyczaje, złożył przysięgę królowi Anglii. Tak oto, bez walki i oporu, Nowy Amsterdam stał się posiadłością angielską
Nazwę miasta zmieniono na Nowy Jork, na cześć królewskiego brata, księcia Yorku Jakuba. Dla mieszkańców ważniejsza od polityki i poczucia państwowej przynależności okazała się gwarancja swobodnego prowadzenia interesów. Przejęcie władzy odbyło się prawie niezauważalnie. Na stanowiskach pozostali holenderscy urzędnicy, językiem dokumentów i biznesu nadal był flamandzki, utrzymano swobodę religijną. Anglicyzacja miasta następowała powoli i stopniowo.
Z drewnianej wioski – wielkie miasto
Za to rozwój ekonomiczny był szybki i pomyślny. Nowy Jork przyciągał ludzi rzutkich, energicznych, którzy nie bali się wyzwań. Kwitł handel z Europą, Karaibami i pozostałymi koloniami amerykańskimi. Wraz z przybyciem wypędzonych z Francji protestantów rozwinęło się rzemiosło: złotnictwo, grawerstwo, wytwórstwo szkła i porcelany. Zakładano warsztaty, handlowano ziemią i domami. Porzucono handel futrami, a nowojorscy kupcy zajęli się budową statków, rafinacją cukru, produkcją tranu z wielorybów i innymi intratnymi przedsięwzięciami.
Rosła liczba mieszkańców i rychło zaczęto się zmagać z tym, z czym Nowy Jork boryka się do dziś – brakiem mieszkań. „Tak mało domów jest do wynajęcia, a czynsze są wysokie” – pisał na początku XVIII wieku pewien urzędnik.
Podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych (określanej również rewolucją amerykańską), Nowy Jork był jednym z pierwszych ośrodków buntu, ale rychło został zajęty przez siły angielskie i pozostawał pod okupacją przez siedem lat. Po zwycięstwie kolonistów stał się na pół dekady stolicą USA. Wyjechała z niego angielska arystokracja i nastawieni rojalistyczne bogaci kupcy. Na ich miejsce weszli nowi biznesmeni, adwokaci, finansiści i dziennikarze, tworząc klasę średnią.
W 1817 roku przy Wall Street (ulica biegnąca niegdyś wzdłuż muru obronnego osady) powstała giełda obsługująca transakcje zawierane w mieście i porcie. Z czasem rozrosła się ona w największe centrum finansowe świata. Rozwijało się też samo miasto. Z niewielkiej i ubogiej drewnianej osady, po ulicach której przechadzały się kury i świnie, przemieniło się w nowoczesny ośrodek miejski, liczący się w skali całego kraju. Angielski kupiec herbaciany Thomas Twinnings pisał o nim w 1795 roku jako o „najmilszym i najbardziej kwitnącym mieście Stanów Zjednoczonych”. W 1811 roku uporządkowano chaos urbanistyczny, wytyczając na Manhattanie siatkę dużych alei biegnących z południa na północ i przecinających się z mniejszymi ulicami biegnącymi ze wschodu na zachód.
Taki układ drogowy utrzymał się do dziś. Szybko rosła liczba ludności. W 1783 roku było 20 tys. mieszkańców, w 1790 – ponad 30 tys., a w 1800 – 60 tys. Inne duże miasta USA – Boston, Charleston i Baltimore – miały wtedy zaledwie po 24 tys. ludności. W 1860 roku liczba mieszkańców przekroczyła milion, a w 1900 sięgała prawie 3,5 mln. Nowy Jork nieustannie się rozwijał, szybko przerósł konkurentów i w XIX wieku stał się głównym ośrodkiem kraju.
Miliony biedaków tworzących potęgę
Rozwój okazał się możliwy także dzięki ogromnemu napływowi imigrantów z Europy, którzy dostarczali taniej siły roboczej. W XIX wieku Nowy Jork był bramą do USA dla milionów ubogich przybyszów z Włoch, Irlandii, Niemiec, Skandynawii, Europy Południowej i Wschodniej. Część z nich wyruszała w głąb kraju, ale spora część pozostawała na miejscu, tworząc wielonarodowościową mozaikę Wielkiego Jabłka. To oni budowali pomyślność i potęgę miasta, pracując ciężko w nowojorskich warsztatach, rzeźniach, przedsiębiorstwach budowlanych i komunikacyjnych, sprzątając, murując, nosząc towary oraz wytwarzając je w halach fabrycznych.
Na rozwój Nowego Jorku wpływ miał także fakt, że stał się on znaczącym węzłem komunikacyjnym. W I połowie XIX wieku uruchomiono stałe połączenie morskie z Wielką Brytanią, a po wprowadzeniu parowców regularne kursy do innych portów USA. Potem doszedł Kanał Erie łączący Wielkie Jeziora z rzeką Hudson, a tym samym z Atlantykiem. Otworzył on dla handlu wielkie równiny wewnątrz kraju. Wreszcie kolej żelazna uczyniła podróżowanie dostępnym dla mas, a transport towarów – tanim.
Miasto przekształciło się wówczas w dogodny węzeł komunikacyjny, którego nie sposób było ominąć. (…) Nowy Jork stał się miejscem spotkań kupców, klientów i ich przedstawicieli. (…) Dobre restauracje, łatwość kontaktów towarzyskich, teatr czy kabaret nie budziły w Nowym Jorku purytańskich sprzeciwów – pisze Anka Muhlstein w swojej historii Nowego Jorku.
W 1898 roku odbyło się powiększenie administracyjne miasta przez dołączenie do Nowego Jorku sąsiedniego Brooklynu (dotychczas osobnego miasta), hrabstw Nowy Jork i Richmond oraz zachodnich części hrabstwa Queens. To dało kolejny impuls rozwojowy. Konsolidację nowego organizmu zapewniło metro, którego pierwszą linię otwarto w 1904 roku.
Nowy Jork został drugim po Londynie największym miastem świata. U progu XX wieku stał się głównym ośrodkiem gospodarczo-finansowym Ameryki. Mieściło się tam 70 procent przedsiębiorstw przemysłowych, a przez port przechodziło dwie trzecie importowanych do USA towarów. W pierwszej połowie XX wieku miasto osiągnęło status światowego centrum przemysłu, handlu i komunikacji. Utrzymuje go do dziś. Taka właśnie była droga Nowego Jorku: od drewnianej osady na Manhattanie do stolicy świata.
Inspiracja:
Inspiracją do powstania artykułu była powieść Francisa Spufforda „Golden Hill” (Wydawnictwo Poznańskie 2018), która zarówno dzięki fabule, jak i językowi pozwala cofnąć się w przeszłość. Do XVIII-wiecznego Nowego Jorku, który z zapadłej kolonialnej dziury staje się gospodarczą potęgą. Do świata, w którym wielka miłość oznacza wielką awanturę.
Bibliografia:
- Burrows G. Edwin, Mike Wallace, Gotham. History of New York City to 1898, New York 2000.
- Muhlstein Anka, Manhattan. Niezwykła historia Nowego Jorku od czasów Indian do roku 2000, Warszawa 2004.
- Rittenhouse Magdalena, Nowy Jork. Od Manhattanu do Ground Zero, Wołowiec 2013.
Artykuł obala podstawowy mit dotyczący transakcji pomiędzy pierwszymi Europejczykami na terenie Nowego Świata a rodowitymi mieszkańcami. Ziemia nie była wcale kupowana za paciorki i ładne szkiełka, tylko za rzeczywiste pieniądze. I to wysokość tych opłat może ewentualnie pozostawiać coś do życzenia.
Pierwszymi Europejczykami byli Hiszpanie przybyli około 200 lat wcześniej. Ale poza tym wszystko się zgadza.
Bardzo dobry artykuł. Miło poczytać czasem coś interesującego.