Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Akcja „N”. Jak Armia Krajowa zniechęcała Niemców do walki?

Akcja N była jedną z większych akcji dywersyjno- propagandowych Armii Krajowej. Na zdjęciu żołnierze AK podczas jednej ze swoich akcji.

fot.domena publiczna Akcja N była jedną z większych akcji dywersyjno- propagandowych Armii Krajowej. Na zdjęciu żołnierze AK podczas jednej ze swoich akcji.

Fałszywe zawiadomienia o karze śmierci? Podrobione podpisy? Demoralizujące plotki? Żołnierze Armii Krajowej, pracujący w ramach akcji „N” na wiele sposobów starali się osłabić morale wroga. W tej wojnie wszystkie chwyty były dozwolone.

Od zarania dziejów konfliktom zbrojnym towarzyszyła wojna propagandowa, służąca zdeprymowaniu przeciwnika oraz odebraniu chęci do walki. Z biegiem lat propaganda zaczęła stanowić coraz ważniejszą część działań wojennych, przybierając sformalizowaną postać. Polskie Państwo Podziemne w okresie II wojny światowej miało świetnie rozbudowane struktury propagandowe.

Akcja „N”

Jednym z największych dokonań była wojna psychologiczna prowadzona przez Armię Krajową pod kryptonimem akcja „N”. Za całokształt działań propagandowych ZWZ, a następnie AK odpowiadało Biuro Informacji i Propagandy (BIP), stanowiące Oddział VI KG. Z jednej strony służyło informowaniu polskiego społeczeństwa o walce oraz dbało o morale członków podziemia. Z drugiej prowadziło tzw. czarną propagandę, czyli wojnę psychologiczną wymierzoną w przedstawicieli okupanta.

Ta część działalności BIP-u realizowana była w ramach utworzonego w grudniu 1940 r. referatu propagandy dywersyjnej w języku niemieckim o kryptonimie akcja „N”. Na jego czele stał por./kpt. Tadeusz Żenczykowski ps. „Kowalik” vel „Kania”. O wadze tego typu działalności świadczy fakt, że w październiku 1941 r. referat został rozbudowany w samodzielny podwydział. Głównym zamierzeniem akcji „N” była walka psychologiczna z Niemcami przebywającymi na obszarze okupowanej Polski oraz społeczeństwem III Rzeszy.

Akcją N dowodził por./kpt. Tadeusz Żenczykowski ps. "Kowalik" vel "Kania"

fot.domena publiczna Akcją N dowodził por./kpt. Tadeusz Żenczykowski ps. „Kowalik” vel „Kania”

Realizowano to za pomocą ulotek, ogłoszeń oraz czasopism wydawanych w języku niemieckim, pozorujących druki organizacji antyhitlerowskich działających rzekomo w Reichu. W tej błyskotliwej akcji wykorzystywano antagonizmy występujące pomiędzy przedstawicielami armii niemieckiej, a działaczami partyjnymi oraz innymi grupami władzy. Starano się również ukazywać zwykłym Niemcom, jak wielkim zagrożeniem jest narodowy socjalizm oraz trwająca wojna. Żenczykowski podkreślał:

Trzeba było wykorzystywać nastroje żołnierzy, którzy walczyli coraz dalej od kraju; podsycać ich oburzenie przeciwko partii hitlerowskiej i dowództwu naczelnemu, lecz każdy z celów realizować w odmienny sposób. Należało wykorzystać długotrwałą rozłąkę żołnierzy z rodzinami. Warto było też akcentować, że ci, którzy walczą w Rosji, mają znacznie trudniejsze warunki niż ich koledzy na froncie zachodnim.

W akcji „N” uczestniczyło szereg wybitnych znawców niemieckiej literatury, historii, geografii oraz zagadnień życia codziennego. Niezwykle ważną rolę spełniali znawcy języka niemieckiego. Dla uwiarygodnienia publikacji nie zapominano nawet o języku gwarowym, wplatanym w poszczególne teksty. Aby oddziaływanie propagandy było jak największe, utworzono specjalny system przerzutu druków na teren III Rzeszy. Bazy powstały we wszystkich większych miastach niemieckich, m.in.: w Berlinie, Dortmundzie, Hamburgu, Hanowerze, Kassel, Monachium oraz Brunszwiku. Na pozostałe tereny rozsyłane były pocztą.

Niniejszy artykuł jest fragmentem książki Wojciecha Königsberga "AK 47. Brawurowe akcje Armii Krajowej" (Znak Horyzont 2017).

Niniejszy artykuł jest fragmentem książki Wojciecha Königsberga „AK 75. Brawurowe akcje Armii Krajowej” (Znak Horyzont 2017).

Osoby zajmujące się przewożeniem publikacji prześcigały się w pomysłach ich kolportażu. Rozkładanie w pociągach, na dworcach czy w publicznych toaletach należało do codzienności. Zdarzało się jednak, że gazety i ulotki docierały nawet do koszar Wehrmachtu oraz siedzib policji, a czasami żołnierze znajdowali je we własnych plecakach. Jednym z najlepszych kurierów przewożących trefny towar był późniejszy cichociemny por./kpt. Zdzisław Jeziorański (Jan Nowak Jeziorański) ps. „Jan Nowak”.

Na poważnie i z humorem

Należy w tym miejscu podkreślić również wielkie poświęcenie polskich kolejarzy, którzy mimo ogromnego zagrożenia przemycali druki przez granice okupowanej Europy. Pierwszą publikacją akcji „N” była ulotka wydana 5 lipca 1941 r. Jak pisał o niej Komendant Główny ZWZ gen. Stefan Rowecki „Grot” w meldunku do Naczelnego Wodza PSZ: Dnia 5.7. [1941 r. – W.K.]

(…) wydana została drukiem gotyckim dwustronna ulotka w nakładzie 3 tysięcy egz., podpisana przez Soldatenverband Freiheit der Ost-Front. Treść ulotki związana była z rozpoczęciem wojny z Rosją. Celem jej było wywołanie wśród żołnierzy niemieckich niechęci do przedłużającej się wojny, przeświadczenia o beznadziejności kampanii sowieckiej i o nieuchronnej klęsce Niemiec. Zwrócona była też przeciw partii hitlerowskiej oraz inspirowała potrzebę powrotu żołnierzy do domu.

O ulotkach wydawanych w ramach akcji "N" wspominał m.in. Komendant Główny ZWZ gen. Stefan Rowecki „Grot” w swoich meldunkach do Naczelnego Wodza.

fot.domena publiczna O ulotkach wydawanych w ramach akcji „N” wspominał m.in. Komendant Główny ZWZ gen. Stefan Rowecki „Grot” w swoich meldunkach do Naczelnego Wodza.

Wydawano również czasopisma o charakterze socjaldemokratycznym skierowane do ludności niemieckiej. Pierwszym był „Der Hammer” ukazujący beznadziejność sytuacji niemieckiej oraz podkreślający rosnącą potęgę Anglii i USA. W późniejszym czasie pismo zostało przekształcone w „Der Durchbruch”. Drukowano także szereg periodyków sygnowanych przez rzekome organizacje niemieckiej opozycji wojskowej, jak „Der Soldat” oraz „Der Frontkämpfer”.

Bardzo dużą popularnością wśród żołnierzy niemieckich cieszyło się satyryczne pismo „Der Klabautermann”, w którym wyśmiewano niemiecką biurokrację, NSDAP oraz formacje policyjne. Wermachtowcy gotowi byli za nie płacić po kilkadziesiąt marek. Główny ilustrator i redaktor techniczny pisma Stanisław Smoleński wspominał:

Satyryk miał wdzięczne pole do popisu. I to z dwóch przyczyn: tematy pchały się same pod pióro; a po drugie, nie występowały żadne wielostopniowe sita redakcyjne, nikt nie badał kawałów pod mikroskopem i redaktora pisma satyrycznego nie obowiązywały sztywne wytyczne.

Strona z broszury dywersyjnej "Der Grösste Lügner der Welt" jednej z publikacji Akcji "N".

fot.domena publiczna Strona z broszury dywersyjnej „Der Grösste Lügner der Welt” jednej z publikacji Akcji „N”.

Fałszywe ruchy antyhitlerowskie

W działaniach propagandowych „podkręcano” istniejące konflikty między wojskiem a partią. Starano się także kreować wysokich rangą przedstawicieli okupanta na przywódców ruchów antyhitlerowskich. Jako jeden z pierwszych druków ukazała się rzekomo ulotka przebywającego na Wyspach Brytyjskich Rudolfa Hessa, w której krytykował sytuację panującą w kraju. Była na tyle skuteczna, że w Niemczech zaczęły powstawać grupy popierające Hessa.

W jednym z kolejnych pism przedstawiono feldmarszałka Waltera von Reichenau jako przywódcę opozycji w szeregach dowództwa Wehrmachtu. Zbiegło się to ze śmiercią feldmarszałka, co niejako uwierzytelniło jego postawę przeciwnika Hitlera. Podobnie działania prowadzono wykorzystując postaci innych feldmarszałków: Mansteina, Bocka oraz samego Göringa.

Akcja „N” miała również na celu paraliżowanie systemu okupacyjnego poprzez szereg działań sabotażowych. Przykładem może być rozlepianie sfałszowanych zarządzeń okupacyjnych lub wysyłanie takowych pocztą. Najbardziej bezczelnym przykładem było podrobione zarządzenie z lutego 1944 r. sygnowane przez SS-Obergruppenführera Wilhelma Koppego – wyższego dowódcę SS i policji w GG. Nakazywało ono niemieckiej ludności natychmiastową ewakuację do Rzeszy.

Przykładem działania w ramach akcji "N" było podrobienie zarządzenia podpisanego rzekomo przez SS-Obergruppenführera Wilhelma Koppego (na zdjęciu pierwszy z prawej).

fot.domena publiczna Przykładem działania w ramach akcji „N” było podrobienie zarządzenia podpisanego rzekomo przez SS-Obergruppenführera Wilhelma Koppego (na zdjęciu pierwszy z prawej).

Można sobie tylko wyobrazić, jak duże zamieszanie spowodowało wśród nieświadomych pochodzenia tegoż druku Niemców. Wściekłość władz okupacyjnych wywołało również zarządzenie gubernatora dystryktu warszawskiego dr. Ludwiga Fischera przesłane do fabryk, w którym wskazywał, że decyzją Hitlera 1 maja 1942 r. ma być dniem wolnym od pracy, ale płatnym. Doprowadziło ono do wstrzymania pracy w wielu niezwykle ważnych dla niemieckiego przemysłu zbrojeniowego zakładach produkcyjnych.

„Akcja Sądowa”

AK starała się także zastraszać Niemców przebywających na terenach polskich. W tym celu utworzono tzw. Komisję Terroru Moralnego, która bazując na materiałach wywiadowczych dotyczących danych personalnych volks- i reichsdeutschów, nękała ich listownie. Dość często w listach znajdowały się fikcyjne zawiadomienia, że dana osoba za działalność antypolską została skazana na karę śmierci.

Tego typu praktyki określano mianem „Akcji Sądowej”. Stan ciągłego zagrożenia starano się także utrzymywać innymi metodami. Podczas operacji „Oktober” latem i jesienią 1943 r. słowo to symbolizujące, że klęska niemiecka ma nastąpić właśnie w październiku, było pisane na murach, drzwiach niemieckich domów, przekazywane przez telefon oraz w wielu innych formach rozpropagowywane.

Niniejszy artykuł jest fragmentem książki Wojciecha Königsberga "AK 47. Brawurowe akcje Armii Krajowej" (Znak Horyzont 2017).

Niniejszy artykuł jest fragmentem książki Wojciecha Königsberga „AK 75. Brawurowe akcje Armii Krajowej” (Znak Horyzont 2017).

Warto także wspomnieć o akcji „Tse-tse” prowadzonej w dużej części przez „Szare Szeregi”. Harcerze gipsowali dziurki od kluczy w drzwiach niemieckich mieszkań i domów, rozpylano substancje o nieprzyjemnych zapachach, nękano głuchymi telefonami, niszczono mienie niemieckich mieszkańców oraz stosowano szereg innych form drobnego sabotażu.

Należy też pamiętać o akcji „Luftpost”, której celem było przekonanie Niemców, że samoloty alianckie są w stanie bombardować obiekty niemieckie na terenie GG i froncie wschodnim. W tym celu jednej nocy rozrzucono w Warszawie szereg ulotek rzekomo angielskiej produkcji, które groziły zbombardowaniem zakładów zbrojeniowych oraz wzywały naród niemiecki do opamiętania. Realizacja zadania wyglądała dość zabawnie. Jak wspominała Halina Auderska, jedna z redaktorek akcji „N”:

Część tych druków została umieszczona przez harcerzy na koronach drzew i na krzewach Łazienek oraz innych parków, część zaś na dachach i podwórkach domów w dzielnicy niemieckiej. Jednocześnie inna grupa harcerska otrzymała jako zadanie obciążenie ulotkami baloników dziecięcych tak, aby pozbywały się swego balastu częściowo, etapami, pozorując w ten sposób duży zasięg rozrzutu.

AK próbowała przekonać zwykłych Niemców, ze alianckie bombowce (na zdjęciu Bristol Blenheim) mogą zbombardować m.in. niemieckie zakłady zbrojeniowe.

fot.domena publiczna AK próbowała przekonać zwykłych Niemców, ze alianckie bombowce (na zdjęciu Bristol Blenheim) mogą zbombardować m.in. niemieckie zakłady zbrojeniowe.

Za największy, choć niezamierzony hołd złożony członkom akcji „N”, uznać należy II Międzynarodową Konferencję Historii Europejskiego Ruchu Oporu, która odbyła się w marcu 1961 r. w Mediolanie. Podczas spotkania zachodni badacze prezentowali część akowskich druków jako publikacje niemieckich organizacji antyhitlerowskich.

WSPÓŁCZESNE ŚLADY:

W 2016 r. Internetowe Muzeum Iławy (www.ilawasprzedlat.pl) rozpoczęło akcję zbierania podpisów pod petycją w sprawie uhonorowania kurierów akcji „N” tablicą pamiątkową umieszczoną na dworcu kolejowym w tymże mieście. Iława podczas wojny była ważnym punktem przerzutu druków „N” na teren III Rzeszy. Przebywał tam między innymi Zdzisław Jeziorański.

Źródło:

Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w ramach książki Wojciecha Königsberga AK75. Brawurowe akcje Armii Krajowej, wydanej nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.

Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia, wyjaśnienia w nawiasach kwadratowych oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów. Dla zachowania integralności tekstu usunięto przypisy, które znajdują się w wersji książkowej.

Dowiedz się, jak walczyła Armia Krajowa:

Komentarze (3)

  1. europejski43 Odpowiedz

    Dziekuje za ciekawy artykul.
    Mnie brakuje tu druga strona medalu tzn. czego nalezy sie uczyc na przyszlosc z tych faktow. Czy nadmiar optymizmu i przechwalek nie prowadzi do tragedii ? Czy ukrywanie bledow, zlych decyzji, ludzkiej zawisci czy nienawisci np. do niepolakow (szczegolnie do naszych starszych braci we wierze), tez nie prowdzi do tragedii. Poszukuje madrosci zyciowej i tutaj nie bardzo ja widze. Zycze sukcesow !

    • Nasz publicysta |Anna Chłądzyńska Odpowiedz

      Szanowny komentatorze, przede wszystkim dziękujemy za życzenia :). Artykuł miał przybliżyć czytelnikom jedną ze stron szerokiej działalności Armii Krajowej, a nie koniecznie zawierać ukryte treści życiowe. Pozdrawiam serdecznie ;)

Odpowiedz na „Anna ChłądzyńskaAnuluj pisanie odpowiedzi

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.