„W blaskach wojny. Wspomnienia z wojny polsko-bolszewickiej” (Mieczysław Lepecki)
Wznowione po raz pierwszy po wojnie wspomnienia Mieczysława Lepeckiego pokazują bez upiększeń, jak naprawdę wyglądała wojenna służba na froncie w 1919 i 1920 roku. To pozycja zarówno dla zawodowych historyków wojskowości, jak i pasjonatów tematu. Każdy znajdzie w niej coś interesującego.
Mieczysław Lepecki miał 18 lat, gdy w 1915 roku wstąpił do Legionów Polskich. Służył w 2. Pułku Piechoty i jako szeregowiec przeszedł kampanię wołyńską, podczas której został ranny. Po kryzysie przysięgowym trafił do obozu w Szczypiornie, a po jego likwidacji do Polskiej Siły Zbrojnej. W 1918 roku przeszedł do Wojska Polskiego i został przydzielony do 1. Dywizji Piechoty Legionów.
Najpierw jako sierżant-szef szkolił ochotników w obozie ćwiczebnym w Jabłonnie, potem – awansowany na podchorążego – razem z 1. Pułkiem Piechoty Legionów zdobywał Wilno i walczył pod Dyneburgiem. Odbył też kampanię ukraińską 1920 roku. Wreszcie, w sierpniu 1920 roku, uczestniczył w kontruderzeniu znad Wieprza i pogoni za rozbitymi oddziałami bolszewickimi. Swoje wojenne przeżycia opisał w wydanej w 1926 roku książce „W blaskach wojny”. Po 91 latach pracę tę przypomniało, specjalizujące się w wyszukiwaniu takich zapomnianych historycznych rarytasów, wydawnictwo LTW z Łomianek.
Wojna z poziomu dowódcy plutonu
I dobrze się stało, bo o ile wspomnień legionowych wznowiono (lub wydano) po 1989 roku całkiem sporo, to relacji z walk 1919 i 1920 roku wbrew pozorom nie ma zbyt wielu. To pierwsza zaleta książki Lepeckiego. Druga to jej zawartość, czyli interesująco opisane wojenne przeżycia. Możemy z nich poznać mniej znane epizody walk o granice II Rzeczypospolitej; te, które w podręcznikach i syntezach zbywa się zwykle jednym lub dwoma zdaniami (kampania 1919 roku, zdobycie Wilna, walki o Dyneburg).
We wspomnieniach Lepeckiego wydarzenia te nabierają konkretnych kształtów. Zarówno miejscowości, przysiółki, zaścianki czy rzeki mają tu swoje nazwy. Podobnie dowódcy, oficerowie czy żołnierze, z którymi zetknął się autor zawsze występują pod imieniem i nazwiskiem.
Lepecki opisuje kampanię na Białorusi z poziomu młodszego oficera, dowódcy plutonu, a potem kompanii (w czerwcu 1919 roku awansowano go na podporucznika). Był więc na „wystarczająco” niskim poziomie wojskowej struktury, by w pełni zaznać wojennej rzeczywistości. Jak się okazuje, rzeczywistości zupełnie innej niż ta, która była udziałem oficerów sztabowych czy wyższych dowódców.
Bale i zabawy vs. służba w polu
Przykład? Wydane jakiś czas temu – skądinąd również bardzo ciekawe – wspomnienia płk. Leona Mitkiewicza zatytułowane „W Wojsku Polskim 1917-1921”. Mitkiewicz wziął udział w kampanii 1919 roku na froncie północno-wschodnim jako oficer sztabowy. Okres ten opisuje w swojej książce w większości jako czas wygodnych pobytów w tamtejszych dworach, spotkań towarzyskich z polskim ziemiaństwem, polowań i doskonalenia jazdy konnej (jako kawalerzysta zorganizował zajęcia hippiczne, czyli nauki jazdy konnej dla kolegów oficerów).
Tymczasem, z punktu widzenia podporucznika Lepeckiego, wojskowa codzienność wyglądała zupełnie inaczej. Ciągłe przemarsze – zwykle piesze, czasem tylko na zarekwirowanych podwodach, często długie, kilkudziesięciokilometrowe – zajmowanie kolejnych niewiele znaczących miejscowości, uganianie się za uciekającymi bolszewikami, odbijanie kolejnych wsi i miasteczek, nieustanne próby zabezpieczenia niewielkimi siłami zbyt rozległego terenu – w tym uczestniczył autor wspomnień. A wszystko to w deszczu, śniegu, upale, często w nocy, o głodzie, w podartych butach i zniszczonych mundurach. Ot, zwykła wojenna służba kompanii piechoty na froncie polsko-bolszewickim…
Z Litwinami przeciw bolszewikom
Interesująca jest relacja Lepeckiego z zajęcia Wilna w Wielkanoc 1919 roku, gdy 1. batalion 1. Pułku Piechoty Legionów wszedł do miasta, a pluton autora dostał zadanie udania się na Antokol i zarekwirowania bydła. Był to pierwszy polski oddział, jaki pojawił się w tej części Wilna, co zresztą wywołało entuzjazm mieszkających tam Polaków. Jeszcze ciekawsze są opisy walk o łotewski Dyneburg (czyli Dźwińsk).
Jesienią 1919 roku z bolszewikami walczyli tam ramię w ramię Polacy i Litwini. Ci ostatni, jak wiadomo, byli niezbyt dobrze do Polski nastawieni. W ich szeregach służyli litewscy Polacy, zmobilizowani i wcieleni do armii litewskiej (nota bene niektórzy z nich dezerterowali i przechodzili chyłkiem do Wojska Polskiego). Ten chwilowy sojusz był rzeczywiście dziwaczny, bo jak pisze Lepecki:
W czasie walk pod Dyneburgiem zaczęły nadchodzić wieści, że w okolicach Kalwarii i Mariampola oddziały nasze ucierają się z Litwinami, a gazety litewskie, przychodzące do rowów strzeleckich, zapełnione były wrogimi wystąpieniami przeciw Polakom. Położenie, w którym na jednym odcinku szliśmy ramię w ramię, a na innym prowadziliśmy ze sobą wojnę, było dość dziwne i na dłuższą metę niemożliwe. Wprawdzie między żołnierzami bardzo rzadko dochodziło do zwad, ale za to nieporozumienia między dowódcami były na porządku dziennym.
Udział Lepeckiego w kampanii dyneburskiej zakończył się 27 września opanowaniem przez Polaków lewobrzeżnego przedmieścia. Reszta miasta została zdobyta cztery miesiące później, w styczniu 1920 roku, w ciężkich walkach prowadzonych przy 25-stopniowym mrozie przez sprzymierzone siły polsko-łotewskie.
Do Kijowa i z powrotem
Bardzo cenny jest też fragment poświęcony zdobyciu i utrzymaniu Kijowa w 1920 roku. Lepecki opisuje marsz na stolicę Ukrainy, a następnie życie w tym mieście, stosunek do polskich oddziałów ludności rosyjskiej i ukraińskiej, polityczne nastroje, i wreszcie – opuszczenie Kijowa pod naporem nacierających wojsk bolszewickich.
Kolejna sekwencja wydarzeń we wspomnieniach Lepeckiego to walki odwrotowe na Ukrainie. Relacja autora dobrze oddaje charakter tej części wojny: wyczerpujące wielokilometrowe marsze przerywane walkami obronnymi i kontratakami, nieustanne zagrożenie przez kawalerię Budionnego, starcia na bliskie dystanse, w których sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie, a wiele zależało od żwawości nóg, zimnej krwi i szybszego pociągnięcia za spust.
Kres męczącemu i demoralizującemu odwrotowi położyło kontruderzenie znad Wieprza, w którym udział wzięła niezawodna 1. Dywizja Legionów, a w jej szeregach dowódca kompanii ppor. Lepecki. Książkę kończy opis obrony Białegostoku, na ulicach którego 1. Pułk Piechoty starał się zatrzymać przebijające na wschód bolszewickie oddziały. Tam też Lepecki został poważnie ranny i o mało co nie stracił życia.
Trudne początki
Historycy wojskowości i miłośnicy dziejów Wojska Polskiego znajdą we wspomnieniach Lepeckiego sporo ciekawych wątków, niekoniecznie szeroko znanych i opisywanych, jak na przykład trudności związane z tworzeniem WP w początkowym okresie formowania armii. Autor wspomina fatalne warunki, w jakich służbę odbywała skierniewicka kompania ochotnicza, której był sierżantem-szefem.
Żołnierze początkowo nie mieli mundurów i chodzili we własnych ubraniach. Brakowało jedzenia, a koszary w Jabłonnie, do których ich skierowano, były zdewastowane przez okoliczną ludność, „która niewiele sobie robiła z ostrzeżeń nowych władz polskich, nawołujących do oszczędzania majątku narodowego”. Wszystko to sprawiło, że któregoś dnia żołnierze podnieśli bunt: zatrzymali przejeżdżający pociąg i pojechali do Warszawy poskarżyć się Piłsudskiemu. Podobnych zdarzeń było więcej, o czym można przeczytać na przykład we wspomnieniach pierwszego dowódcy Polskiej Marynarki Wojennej, kmdr. Bogumiła Nowotnego.
Lepecki zwraca uwagę na wielką ideowość i zaangażowanie ochotników (nawet mimo wspomnianego buntu), którzy rwali się do służby wojskowej i nie mogli doczekać się wyjazdu na front. Zmieni się to jednak, gdy do szeregów trafią pierwsi poborowi powołani przez władze odrodzonej Rzeczypospolitej. Dla nich wojsko będzie już tylko przykrym i uciążliwym obowiązkiem…
Twardzi bolszewicy
Inny wątek, o którym koniecznie należy wspomnieć, to bojowa wartość i poziom wyszkolenia oddziałów bolszewickich, z którymi pułkowi Lepeckiego przyszło walczyć w 1919 roku. Autor podkreśla parokrotnie, że Rosjanie byli słabymi żołnierzami, którzy szybko oddawali pole, walczyli bez przekonania, a przy lada silniejszym uderzeniu od razu poddawali tyły.
Moskale nie byli żadnym przeciwnikiem dla zaprawionych w boju legionistów z „gwardyjskiej” 1. Dywizji. Tym większe było zdziwienie podwładnych Lepeckiego, gdy latem następnego roku rozpoczął się bolszewicki kontratak na Ukrainie i przyszło im stawić czoła o wiele lepiej wyszkolonym i zmotywowanym jednostkom Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej (w tym Armii Konnej Budionnego), których tym razem nie dawało się łatwo rozproszyć…
Krytycznie o armii
W momencie ukazania się książki Lepecki był oficerem pracującym w gabinecie Ministra Spraw Wojskowych, a jego publikacja wydana została przez Główną Księgarnię Wojskową. Mimo to autor nie wahał się zawrzeć w niej kilku niekoniecznie pochlebnych opinii o sytuacji czy stosunkach w młodym Wojsku Polskim. I tak na przykład podczas krótkiego pobytu urlopowego w Warszawie Lepecki poczynił taką oto uwagę:
Żołnierza przybyłego z frontu, gdzie panował wielki brak oficerów i gdzie batalionami dowodzili młodziutcy porucznicy, a pułkami równie młodzi kapitanowie, uderzał niemile natłok oficerów na tyłach, a zwłaszcza w stolicy. Trudno było przejść przez główne ulice, tylu kręciło się wyższych oficerów, których, niestety, w całej 1. Dywizji Piechoty Legionów znajdowało się ze dwóch lub trzech.
Bez ogródek pisze też o częstym braku dyscypliny wśród żołnierzy, którzy lekceważyli podoficerów, dezerterowali, a na froncie – zdarzało się – rabowali cywilów. Przytacza też scysje, jakie przytrafiły mu się z ważnymi dowódcami: ppłk. Dębem-Biernackim i ppłk. Knoll-Kownackim.
Szkoda, że taka krótka
Swoje wspomnienia Lepecki napisał językiem prostym i oszczędnym, nie siląc się na literackie wyrafinowanie. Owszem, jest w nich trochę humoru, trochę wzruszenia i trochę zadumy; większość narracji to jednak zwyczajna chronologiczna opowieść o wojennych przypadkach młodego oficera. Krótkie rozdziały czyta się szybko, a na końcu pozostaje niedosyt, że ta ciekawa książka jest tak krótka.
Przy okazji wydawnictwu LTW podpowiadamy kolejne warte wznowienia historyczno-wojskowe tytuły: wspomnienia Felicjana Sławoja-Składkowskiego z internowania po kryzysie przysięgowym „Beniaminów 1917-1918”, świetnie napisaną książkę wspomnieniową Michała Sokolnickiego „Rok czternasty” oraz nigdy nie wydane w kraju jego dwa „Dzienniki ankarskie”.
Warto byłoby również przypomnieć legendarną powieść kmdr. Włodzimierza Steyera „Samotny krążownik”, dwa tomy wspomnień (również bez edycji krajowej) płk. Leona Mitkiewicza „Z generałem Sikorskim na obczyźnie” oraz „W Najwyższym Sztabie Zachodnich Aliantów 1943-1945”, relację z walk 1. Dywizji Pancernej pióra Ludwika Szygowskiego pt. „Siedem dni i siedem nocy w Normandii” (bez wydania krajowego), „Wojnę z wysokości siodła” Lwa Sapiehy (jak wyżej) i jeszcze wiele, wiele innych…
Plusy:
- ciekawa tematyka
- opis mniej znanych wydarzeń
- cenny dokument walk z lat 1919-1920
Minusy:
- prosty język
- skromna objętość
- słabe opracowanie redakcyjne, mała liczba przypisów
Zgrzyty:
- brak współczesnego wstępu prezentującego sylwetkę autora (skądinąd niezwykle ciekawej postaci), tło opisanych wydarzeń i dzieje jego publikacji
Metryczka:
Autor: Mieczysław Lepecki
Tytuł: „W blaskach wojny. Wspomnienia z wojny polsko-bolszewickiej”
Wydawca: LTW
Oprawa: miękka
Liczba stron: 220
Rok wydania: 2017
Dodaj komentarz