Gest Kozakiewicza. Co właściwie nastąpiło podczas olimpiady w Moskwie?
Gest, którego telewizja nie mogła ocenzurować i o którym uparcie milczały gazety. Co zrobił Władysław Kozakiewicz zaraz po tym, jak pobił rekord świata?
W 1980 roku odbywały się w Moskwie Letnie Igrzyska Olimpijskie. Zostały one przez Stany Zjednoczone, RFN i kilka innych krajów zbojkotowane na znak protestu przeciwko agresji Związku Radzieckiego w Afganistanie. W wielu dyscyplinach sportowych nieobecność reprezentantów USA pozwoliła na zebranie medali przez sportowców z krajów socjalistycznych. Szczególnie wyraźnie widać to było w lekkiej atletyce, w której triumfowali przede wszystkim przedstawiciele ZSRR i NRD.
Wielkie emocje
Polacy zdobyli w trakcie tych Igrzysk 3 złote, 14 srebrnych i 15 brązowych medali. Wyjątkowo emocjonująca była dla nas rywalizacja w skoku o tyczce. Polak Władysław Kozakiewicz walczył o pierwsze miejsce z reprezentantem gospodarzy Konstantinem Wołkowem. Rosjanin okazał się jednak słabszy.
Najlepszy wynik, jaki udało mu się uzyskać, to zaliczona w trzeciej próbie wysokość 5,65 metra. Próbował dalszej rywalizacji z naszym sportowcem. Jednak Kozakiewicz skakał jak w transie; pierwszy jego nieudany skok w czasie tej walki to próba pobicia rekordu świata, który wtedy należał do Thierry’ego Vignerona (Francja). Jednak w drugiej próbie zaliczył wysokość 5,78 metra i już po raz drugi został rekordzistą świata (poprzedni rekord ustanowił 11 maja w Mediolanie – 5,72 metra, a utracił tuż przed olimpiadą na rzecz Francuza – 5,75 metra).
Doping gospodarzy
Gdy rozpoczynał rozbieg do decydującego o rekordzie skoku, stadion szalał. Kibice przegranego już Wołkowa gwizdali, wyli i na wszelkie sposoby demonstrowali niechęć do Polaka. Bezskutecznie.
Po udanym skoku nasz reprezentant wyraził swoje lekceważenie dla takich form „dopingu” obraźliwym, a równocześnie triumfalnym gestem ramienia skierowanym w stronę trybun gospodarzy.
Porażka rosyjskich sportowców była tym dotkliwsza, że nie tylko utracili złoty medal, ale nawet medalem srebrnym musiał się Wołkow dzielić z Polakiem, gdyż na podium stanął wraz z Tadeuszem Ślusarskim.
Wydarzenia 30 lipca 1980 roku na stadionie w Moskwie oglądała cała Polska w transmisji na żywo. Uniemożliwiło to ocenzurowanie relacji, a polskim widzom dostarczyło niezwykłej satysfakcji. Natomiast gazety, które nazajutrz pisały o olimpijskiej rywalizacji w skoku o tyczce, przemilczały to zdarzenie całkowicie, pisząc za to obszernie o gorącym dopingu ze strony kilkusetosobowej grupy polskich kibiców.
Źródło:
Powyższy tekst ukazał się pierwotnie jako jedno z haseł Leksykonu polskich powiedzeń historycznych. Pozycja autorstwa Macieja Wilamowskiego, Konrada Wnęka i Lidii A. Zyblikiewicz została opublikowana nakładem wydawnictwa Znak w 1998 roku.
Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia, podział akapitów oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst poddano podstawowej obróbce redakcyjnej.
Ale bzdurny artykuł. Taki jest poziom obecnych polskich „naukowców”. Tytuły naukowe nic nie znaczą. Niech Pani Lidia obejrzy materiał filmowy z tego wydarzenia, spali się ze wstydu i poprawi tekst. Kozakiewicz nie wykonał gestu po pobiciu rekordu. Czasy w których byle idiota może podpisywać się jako doktor…