Ostatnie chwile Komendanta. Jak umierał Józef Piłsudski?
Przejmująca relacja osobistego adiutanta Komendanta. Jak wyglądały ostatnie godziny Józefa Piłsudskiego? Kto był u jego boku? Czy znamy ostatnie słowa Marszałka?
Choroba Józefa Piłsudskiego postępowała od wielu miesięcy. Radykalnie pogarszał się nie tylko fizyczny, ale też umysłowy stan nieformalnego przywódcy państwa. Pogłębiała się jego paranoja; powtarzały się napady niekontrolowanego gniewu (przeczytaj o tym więcej w innym opublikowanym przez nas artykule).
Piłsudski, z którym kontakt był utrudniony i który w coraz mniejszym stopniu był w stanie komunikować się z otoczeniem, długo opierał się wszelkim badaniom. Dopiero w ostatnich dniach kwietnia dopuścił do siebie lekarzy, z wybitnym wiedeńskim kardiologiem na czele. Diagnoza nie pozostawiała nadziei: nowotwór złośliwy wątroby.
Co nastąpiło po badaniu? Jak wyglądały ostatnie dni i godziny marszałka? Zachował się tylko jeden tak szczegółowy opis konania Józefa Piłsudskiego. Pozostawił go jeden ze współpracowników przywódcy, rotmistrz kawalerii Aleksander Hrynkiewicz.
Hrynkiewicz był adiutantem Józefa Piłsudskiego w Belwederze od marca 1935 roku. Swoją funkcję pełnił krótko, tylko przez kilka tygodni ciężkiej, nieuleczalnej choroby. Pozostawił szczegółową, niezwykle szczerą i pozbawioną propagandowych wtrętów relację. Jego pamiętniki ukazały się drukiem tylko w wydawanych w Paryżu „Zeszytach Historycznych”, ale ich szerokie fragmenty można znaleźć też na kartach monumentalnej pracy Andrzeja Garlickiego pt. Józef Piłsudski 1867-1935.
Co konkretnie miał do powiedzenia o godzinach, kiedy odchodził jeden z najważniejszych Polaków XX stulecia?
Relacja adiutanta Hrynkiewicza
Nad ranem [w niedzielę 12 maja], około g. 6ej Komendant zbudził się po długim śnie, powodowanym zażyciem środka nasennego, podanego przez lekarza służbowego. Był nowy krwotok, lecz znacznie mniejszy od wczorajszego i bez krwi skrzepłej, jasno wodnisty. Potem znów sen.
Komendant bardzo słaby i wyczerpany do ostateczności. Lekarze badają krew i zastanawiają się nad jej pochodzeniem. Szykujemy „kroplówkę”, która ma mieć dzisiaj zastosowanie, zmieniamy rurki szklane i gumowe, przystosowując do właściwego celu. Biorę w tym udział, mając w tym praktykę przeprowadzoną w czasie własnej choroby, znając jej dodatnie działanie.
Około g. 10ej zjechali się lekarze na naradę. Przybył z gen. Rouppertem również dr Stefanowski, który po rozmowie z lekarzami prosił mnie, bym mu umożliwił rozmowę z Panią Marszałkową, co niezwłocznie przeprowadziłem, domyślając się jej ważności. Pani Marszałkowa nadzwyczajnie panuje nad sobą, znosząc ciężkie brzemię przytłaczające, z niespotykaną godnością krzepiąc się i nas wszystkich nadzieją wyzdrowienia Komendanta. Wobec całego otoczenia stara się nadrabiać miną i z pozornie pogodnym uśmiechem tłumaczy, że będzie wszystko dobrze. Wciąż krząta się około chorego Komendanta, mimo że rano po zupełnie niespanej nocy z wyczerpania zemdlała.
Andrzej Garlicki
Józef Piłsudski 1867-1935
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 79.90 zł | 43.95 zł idź do sklepu » |
Po niespełna godzinnej rozmowie z Panią Marszałkową dr Stefanowski wyszedł, spełniwszy nałożoną nań ciężką i trudną misję zawiadomienia o beznadziejnej sytuacji, mając gorączkowe wypieki na policzkach.
Komendantowa płacze.
Płacz swój stara się ukryć przed córkami i otoczeniem.
Atmosfera domowa staje się ciężka. Z nieubłaganą siłą toczy się zła chmura przeznaczenia, zwiększająca mroczny nastrój. O godz. 10.30 telefonował Premier Sławek i zapytywał o zdrowie Komendanta. Ponieważ lekarze, a zwłaszcza gen. Rouppert i pułk. Mozołowski starają się ukryć wobec adiutantów właściwy stan choroby Komendanta, co jest dla nas zdumiewające, odpowiedziałem, nie mogąc skonkretyzować wyjaśnienia, że Komendant czuje się tak jak wczoraj, to jest źle, bez zmiany na lepsze. W godzinach południowych Komendant znacznie osłabiony śpi z przerwami. Czasami jęczy jakimś dziwnie zmienionym głosem. Taki stan trwa godziny. 17.30
Komendant cierpi bardzo, jęczy. Zastosowano zastrzyk. Godz. 18.00 Komendant bardzo słaby. Krzyk i jęk zmieniony rozdziera nasze serca i wdziera się gwałtem swym ostrzem pod czaszkę. Nie ma sposobu i siły, by przed jego natarczywością się osłonić. Gen. Rouppert jest z lekarzami. Sprowadzono dr. Stefanowskiego.
Gen. Rouppert prowadzi jakieś rozmowy tajemne z lekarzami, przestrzegając ściśle tego, by się całkowicie izolować od adiutantów, mam wrażenie, że gdyby to było możliwe, to najbardziej dogadzałoby generałowi. Wysiłek ten jest zbędny, łatwo się domyślam i wyczuwam właściwą istotę rzeczy. Rozmowy telefoniczne Generała nie mniej tajemnicze są coraz częstsze. Odczuwam wyraźnie chęć ukrycia przed nami rzeczy ważnych. Jeśli sprawy te dotyczą wyłącznie choroby Komendanta, to jest to metoda pozbawiona taktu ze strony Generała wobec ludzi stojących najbliżej osoby Komendanta.
g. 18.45
Chcąc nadać tok inny niewyraźnej sytuacji wytworzonej przez gen. Roupperta, dzwonię do pułk. Sokołowskiego szefa gab. min., lecz go nie zastaję w domu. Telefonuję do pułk. Strzeleckiego, wyjechał z Warszawy, proszę o powrót natychmiastowy.
g. 19.00
Przybył kpt. Pacholski, którego proszę o chwilowe zastąpienie mnie. Jadę po gen. Wieniawę-Długoszowskiego, zastaję go w domu i przywożę do Belwederu, niezwłocznie informując w czasie drogi w kilku słowach o stanie rzeczy.
g. 19.15
Sytuacja groźna, u lekarzy się nie informuję, gdyż i tak mi szczerze nie odpowiedzą. Intuicyjnie się wszystkiego domyślam. Czuję, że się zbliża nieszczęście, które ma dotknąć Polskę i które nastąpić może każdej chwili.
g. 19.20
Uchwałą naradzających się stale lekarzy powzięto decyzję sprowadzenia księdza, na co prawdopodobnie uzyskano zgodę Pani Marszałkowej, odbierając tym wszelką nadzieję uratowania Komendanta. Jak zauważyłem, głównym tego sposobu leczenia i inicjatorem był pułk. dr Stefanowski, który od samego początku, gdy wszedł w skład leczących Komendanta lekarzy, był zdania, że raczej w tej sytuacji pomoże więcej jakiś ksiądz mistyk, wierzący bardziej w modlitwę i pomoc Bożą niż skuteczną pomoc lekarską.
Przypominam sobie pewien szczegół sprzed tygodnia mniej więcej, który świetnie scharakteryzuje podejście do sprawy leczenia tego doktora. Dr Stefanowski zawsze miał więcej uwagę zwróconą na stronę duchową Komendanta aniżeli fizyczną, do której był przecież powołanym. Tymczasem przyjął na siebie rolę tego, który z racji swego urzędu czynić to był winien.
Przez usta maj. dr. Cianciary zwrócono się do mnie, bym skłonił Komendanta lub Panią Marszałkową do tego, by zezwolić jakiemuś księdzu mistykowi znajdującemu się na prowincji odprawiać oficjalne modły za zdrowie Komendanta. Głównym powodem tej propozycji była tego troskliwego lekarza obawa, by społeczeństwo w czasie śmierci Komendanta nie myślało, że Komendant zmarł jak poganin.
Majorowi Cianciarze odpowiedziałem wtedy, że misji tej na siebie nie przyjmę, że mamy czas jeszcze o duszy myśleć, która to sprawa zależy wyłącznie od woli Komendanta. Po tej rozmowie nabrałem nieufności do dr. Stefanowskiego i gen. Roupperta jako lekarzy. Z tą chwilą cała nadzieja możliwości powrotu do zdrowia Komendanta rozpadła się w proch. Tak było tydzień temu.
g. 20.00
Telefonuję na życzenie Pani Marszałkowej do vmin. Szembeka, z prośbą, by depeszował do Wiednia po dra Wegebacha. Kpt. Miładowski, który w dniu dzisiejszym ma służbę bezpośrednią przy Komendancie, coraz częściej przybywa do adiutantury. Zastanawia mnie to i dziwi. Wobec tego na zadane mu pytanie, dlaczego opuszcza Komendanta, daje mi odpowiedź, że lekarze pod wszelkimi możliwymi pretekstami starają się go trzymać z dala od Komendanta. Oburzony na to odpowiedziałem, że nie ma siły takiej, która by go mogła do tego skłonić i że obowiązkiem jego jest na nic nie zwracać uwagi i pełnić swoją służbę.
Nie widząc reakcji na moje słowa ze strony kpt. Miładowskiego, opuściłem adiutanturę i objąłem służbę przy Komendancie z mocnym postanowieniem zareagowania w formie stanowczej, gdyby zaszła tego potrzeba.
g. 20.05
Przybył gen. Sławoj-Składkowski, przybył również ksiądz Korniłowicz, przywieziony z prowincji przez dr. Stefanowskiego. – Czy w Warszawie brak księży?
g. 20.10
Jestem w pokoju Komendanta. Czuję i widzę zbliżający się tragizm chwili. Dr Mozołowski i Tukanowicz krzątają się koło chorego po zrobieniu zastrzyku. Pani Marszałkowa siedzi z boku przy łóżku i nie spuszcza wzroku z Komendanta ciężko oddychającego.
g. 20.20
W pokoju zielonym czyha na duszę Komendanta przywieziony ksiądz i dr Mozołowski.
g. 20.25
Rozpoczynają modły. Idę do prywatnych pokojów po Córki Komendanta niezdające sobie sprawy z tragicznej chwili, które przyprowadza siostra sanitarna.
Schodzą się do zielonego pokoju generałowie Składkowski, Kasprzycki, Rouppert, Wieniawa-Długoszowski, kpt. Pacholski i ppłk Busler, kpt. Miładowski, siostra sanitarna Makarewiczówna, potem wszyscy przechodzą do pokoju narożnego za wyjątkiem ppłk. Buslera i kpt. Miładowskiego, który zatrzymuje się w progu drzwi.
Ksiądz zaczyna modlitwy, podają oleje święte, którymi namaszczono rytuałem przewidziane miejsca, na głowie Komendanta. Otoczenie klęczy i modli się.
Rodzina wpatrzona w oblicze Komendanta z niemym bólem, niezupełnie jeszcze świadoma tragedii nadchodzącej chwili. Zbliża się kres życia Komendanta, to widzi się i czuje bez słów i wyjaśnień. Śmierć czai się gdzieś w zakamarkach domostwa, jak gdyby wypełzła z ciemnych zakątków szumiącego parku i coraz śmielej i coraz zuchwalej się zbliża, by wziąć w swe posiadanie opadającego z sił Mocarza.
Komendant szklistym i nieruchomym wzrokiem patrzy w przestrzeń, jakby czynił przegląd obrazu swego bohaterskiego i tragicznego życia.
Jakieś myśli, jakąś wolę objaśnia słabym ruchem rąk, które za życia i w czasie choroby były zawsze tak czynne i ruchliwe. Cisza grobowa zalega pokój, ciężki oddech Komendanta ją tylko przerywa i słaby stłumiony świst powietrza przeciskającego się przez krtań, połączony jak gdyby z bulgotem jakiegoś płynu, znajdującego się w gardle.
Jak gdyby z powiewem wiosennego wiatru życie uleciało na jego skrzydłach i na znak uczyniony po raz ostatni ręką Komendanta. Minuty ciągną się jedna za drugą… długie jak minione dziesiątki lat brzemienne historią…
Odwracam głowę, na tarczy zegara 8.45, koniec epoki związanej z życiem Wielkiego Człowieka.
Bibliografia:
Fragment pamiętników rotmistrza Hrynkiewicza został zaczerpnięty z pracy profesora Andrzeja Garlickiego: Józef Piłsudski. 1867-1935 (najnowsze wydanie: Znak Horyzont 2017).
Tytuł, lead i zdania wprowadzające pochodzą od redakcji. W tekście nie wprowadzano ingerencji redakcyjnych, nagłówki są zgodne z oryginałem.
Skrupulatna i bezkompromisowa biografia marszałka Piłsudskiego:
Andrzej Garlicki
Józef Piłsudski 1867-1935
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 79.90 zł | 43.95 zł idź do sklepu » |
Niesamowicie przejmujący ten opis. Tak jakby się tam przy nim, przy Marszałku, było.
A czy nie zmarł na syfilis ???
To był syfilis
Nie, wbrew temu co wypisuje jakiś amerykański dentysta czy weterynarz, ku życzliwemu zdumieniu gawiedzi laknacej taniej sensacji.
Dokładnie tak. W ostatniej fazie choroby pojawiły się u Piłsudskiego związane z tym stany psychotyczne.
Po prostu kiła.
Wspomnienia rotmistrza były opublikowane w roku 1988 w Zeszytach Historycznych w Paryżu.
Rotmistrz był adiutantem Marszałka od stycznia 1935 roku (nie od marca), a biografii pióra Pana Garlickiego zdecydowanie nie polecam.
Dlaczego?
trzeba koniecznie wydać te wspomnienia w polsce
Trzeba obowiązkowo wydać wspomnienia Hrynkiewicza w Polsce
Pytam wszystkich po co ukrywać te kłamstwa i robić z kogoś bohatera
może kolejne artykuły o śmierci Gomułki, Bieruta, Cyrankiewicza, Jaruzelskiego czyli całej tej czerwonej hołoty.
Patetyczny opis szczególnie fragment „Komendant szklistym i nieruchomym wzrokiem patrzy w przestrzeń, jakby czynił przegląd obrazu swego bohaterskiego i tragicznego życia.” Jak to jest autentyczny dziennik to ja jestem królową Anglii. to jest kolejna propagandowa agitka jakich wiele na temat Piłsudskiego, nic więcej.
Tak się składa , ze jestem z rodziny Hrynkiewiczów i znałem osobiście stryja. Dziennik jest autentyczny, natomiast „Stan” to jak rozumiem wiedzący wszytko i najlepiej poinformowany i proszę nie obrażać Ś.P. Królowej Anglii.
Jaki rak wątroby?! Zabił go syfilis, który w zaawansowanej postaci powoduje paranoję i różne stany psychotyczne.
No to Rafałku jesteś fachowcem od syfilisu.
Podły ten pana komentarz i bez uzasadnienia
Nienawiść zaciemnia prawdę
Panowie o skrajnie lewicowych poglądach, zbyt emocjonalnie zareagowali na biografię Lenina, stąd te paranoiczne sugestie o syfilisie u Piłsudskiego. To Lenin cierpiał na tę nieco wstydliwą dolegliwość.
Podobnie jak Piłsudski, który zmarł na kiłę.
Zmarła na kiłę, tak są fakty.
zmarł na syfilis tak jak Lenin.