Elżbieta Łokietkówna. Jedyna kobieta w dziejach Polski, która rządziła samodzielnie, nie oglądając się na żadnego mężczyznę
Cała dekada naszych dziejów stała pod jej znakiem. Tytułowała się królową, ale dzierżyła władzę równą królom. I nie wahała się z niej korzystać. Dlaczego dzisiaj zupełnie nie pamiętamy o jej osiągnięciach?
W 1370 roku, gdy po nieszczęśliwym wypadku na polowaniu zmarł król Kazimierz Wielki, w wawelskiej katedrze koronowano – jak to zwykle – mężczyznę. Tym razem była to jednak tylko formalna fikcja.
Na tronie zasiadł Ludwik Andegaweński: siostrzeniec zmarłego monarchy, a zarazem król Węgier, podziwiany w całej Europie za swoje wielkie militarne zdobycze. Nie on jednak zapracował na polskie dziedzictwo i nie on zamierzał nim zawiadywać. To matka Ludwika, Elżbieta Łokietkówna – bez dwóch zdań najbardziej wpływowa kobieta całej tej epoki – poświęciła swoje życie, by drogą dynastycznych układów i rodzinnych ustaleń zdobyć władzę w Polsce po zmarłym bracie.
Ledwie Ludwik się koronował, a rządy i wszelkie prerogatywy potrzebne do ich sprawowania oddał w jej ręce. 65-letnia wdowa po Karolu Robercie i córka Władysława Łokietka otrzymała rangę regentki. Tytułowała się jednak polską królową. I rządziła zupełnie samodzielnie, w żadnym obszarze nie stroniąc od trudnych decyzji, radykalnych rozstrzygnięć oraz wywrotowych koncepcji. Nie pamiętamy o tym wszystkim, bo zabrakło jej dobrej prasy.
Czarny PR
Współcześni już się postarali, by obsmarować Elżbietę i zafałszować obraz jej rządów. Główną kronikę z lat siedemdziesiątych XIV wieku spisał Janko z Czarnkowa: kanclerz, którego królowa pozbawiła urzędów i którego skazała na banicję.
Do żywego urażony dziejopis w odpowiedzi przedstawił jej czasy tak, jakby były okresem ciągłej niemocy i powszechnego chaosu. Historycy posunęli się nawet o krok dalej. Z podręczników władczynię zupełnie wymazano, na jej miejscu zostawiając wyłącznie syna, który do Polski… w ogóle się nie fatygował, bo podobno szkodził mu tutejszy klimat.
Elżbieta Łokietkówna została sprowadzona do roli statystki, niepotrafiącej nawet ogrzać tronu nieobecnemu nad Wisłą Ludwikowi. Jej panowanie określa się mianem obcych rządów, mimo że była Polką z urodzenia i z wychowania. Janko z Czarnkowa zatriumfował.
Warto wreszcie zrehabilitować zapomnianą królową. Bez tworzenia nowych mitów i bez brnięcia w przesadzę. Uczciwie, w zgodzie z jej prawdziwymi osiągnięciami.
Polityczna wizja
Czy w rzeczywistości Elżbieta była dobrą królową? Jej czasy to nie żadna sielanka, ale też nie okres katastrofy, jak chciałby niezbyt rzetelny kronikarz. Bandytyzm i anarchia zawsze przybierały na sile, gdy dochodziło do zmiany na tronie. Tym razem zamęt był tym większy, bo przecież nadchodził kres całej dynastii.
Elżbieta Łokietkówna była potomkinią rodu Piastów, ale jej syn uważany był już za Węgra, z domieszką neapolitańskiej i francuskiej krwi. Nie brakowało ludzi, pragnących dorobić się na chaosie.
Wbrew słowom krytyków Elżbiecie nie sposób zarzucać nieporadności czy niemrawości. Z wielkim zapamiętaniem rzuciła się ona do akcji, tyle że działała na sposoby obce Polakom. Przyzwyczajona (po długich latach spędzonych na szczytach węgierskiego świata władzy), że opozycję należy eksterminować, a potencjalnych buntowników wystawiać na przykład i pośmiewisko, królowa przystąpiła do porządków tyleż radykalnych, co bezwzględnych.
Nowa klasa polityczna
Wycinała dawnych doradców króla, rozmontowywała dworskie kamaryle i usuwała urzędników, do których nie miała absolutnego zaufania. Zaczęła budować zupełnie nową klasę polityczną: bezwarunkowo sobie wierną, uzależnioną, działającą niczym w dobrze wyregulowanym zegarku.
Chciała osiągnąć to, o co jej dawno zmarły mąż, Karol Robert, walczył przez całe niemal panowanie. Zyskać władzę zupełną, a ze swojego kraju uczynić sprawny mechanizm przynoszący dochody, gwarantujący stabilność i wystawiający silną armię przeciwko każdemu wrogowi.
Nim jeszcze Polska pogrążyła się w anarchii tak typowej dla czasów sarmatyzmu, Elżbieta proponowała środki pozwalające przeciwstawić się wszelkiemu rozprężeniu. Z Węgier przyniosła wizję twardych rządów i silnego państwa, a więc coś… o czym Polacy – przywiązani do swobód, do pewnego warcholstwa i bezładu – nawet nie chcieli słyszeć.
Korowód uzurpatorów
Z polityczną wizją regentki można się zgadzać lub nie. Ale trzeba przyznać, że pomimo mijających lat – była już przecież, szczególnie jak na warunki średniowiecza, staruszką! – monarchini nie spuszczała z tonu. Gasiła każdy bunt i reagowała na każdą oznakę nielojalności. A tych nie brakowało.
Wspomniany Janko z Czarnkowa włamał się do grobu zmarłego króla Kazimierza i wykradł z niego monarsze insygnia, licząc, że przy ich użyciu koronuje jednego z konkurentów Łokietkówny: najprawdopodobniej adoptowanego syna ostatniego Piasta, Kaźka Słupskiego.
Elżbieta z wyczuciem ukróciła plany rebelii, a Janka usunęła z kraju w najbardziej newralgicznym momencie. I zdołała to zrobić, mimo że za byłym kanclerzem murem stanęli najważniejsi ludzie polskiego kościoła: arcybiskup gnieźnieński i biskup krakowski.
Niewiele później własny bunt zorganizował Władysław Biały. Bliski krewniak Kazimierza Wielkiego i dawny książę gniewkowski, który oddał swoje państewko królowi w zamian za parę kufrów złota. Tułał się on po Europie, odwiedził ziemię świętą, a wreszcie wstąpił do klasztoru. Słysząc jednak o śmierci Kazimierza zrzucił habit, zebrał niewielką armię i w 1373 roku niespodziewanie wtargnął do Wielkopolski.
Bez większych trudności opanował Gniezno i Inowrocław. Stąd poszedł na rodzinne Gniewkowo, a następnie – na Złotorię, a więc jedyną murowaną twierdzę w tej części Kujaw. Ekspresowo zawłaszczył wszystkie ziemie, którymi przed laty zawiadywał.
Liczył pewnie, że pokaz siły przerazi regentkę i że ta rychło przyśle emisariuszy, upraszając o łaskę i proponując podział kraju. W jednym punkcie jego przewidywania okazały się trafne. Elżbieta w istocie nie ociągała się z reakcją. Zamiast dyplomatów wysłała jednak żołnierzy. Władysław podkulił ogon i uciekał, aż się kurzyło.
Kobiece porządki
Regentka równie stanowczo kontynuowała zaorywanie dotychczasowych, jakże buntowniczych i pozbawionych lojalności elit. Po kilku latach trudno wręcz było poznać uczestników rycerskich zjazdów i dworskich narad. Elżbieta wymieniała starostów, wojewodów, kasztelanów, a nawet biskupów, wykorzystując każdy zgon dla własnej korzyści.
Jeśli było trzeba, korumpowała przeciwników. Jeśli widziała do tego okazję – kazała sobie płacić za objęcie intratnego urzędu. Opór słabł, a decydującą rolę w państwie zyskiwali ludzie bezsprzecznie wierni królowej. Ofensywa trwała też na arenie dyplomatycznej.
Pomimo trudnych początków, władczyni udało się ułożyć, może nie po przyjacielsku, ale przynajmniej na pokojowej stopie, relacje z Mazowszem. A warto podkreślić, że rządzący tam Siemowit III nie należał do ludzi darzących kobiety szczególnym szacunkiem. Kilka lat wcześniej kazał zamknąć swoją ciężarną żonę w wieży, a zaraz po porodzie – udusić. Syna z kolei, co do którego podejrzewał, że jest owocem romansu księżnej, oddał na wychowanie jakiejś wieśniaczce mieszkającej nieopodal zamku.
Była w stanie przekabacić nawet Krzyżaków
Królowa nie bała się negocjować nawet z ludźmi niekryjącymi swojej wrogości. W chwili największego kryzysu osobiście pofatygowała się do podburzonej Wielkopolski. A potem nie stroniła chociażby od zażyłych kontaktów z zakonem krzyżackim. Od tradycji, nakazującej trzymać się od zdradzieckich rycerzy na dystans, królowa zdecydowanie wolała cyniczną politykę przynoszącą czyste zyski
To właśnie za jej czasów nawiązano bezprecedensowe kontakty handlowe z Pomorzem, a złoto, srebro i towary zaczęły płynąć z północy na południe szerokim strumieniem.
Elżbieta dbała też, by Polakom nie zabrakło surowców, na które łakomili się sąsiedzi. Na Węgrzech to kopalnie stały u podstaw potęgi państwa. Nic więc chyba dziwnego, że właśnie córka Łokietka wydała pierwszy w dziejach Polski dokument porządkujący zasady wydobycia kruszców. Przyznała w nim spore przywileje górnikom z Olkusza – może licząc, że zmotywuje ich to do poszukiwania nowych złóż i do dalszego mnożenia dochodów państwa.
Orędowniczka miast
Najwięcej uwagi Elżbieta poświęcała jednak Krakowowi. Dobrze pamiętała historię swoich rodziców, którzy spuścili mieszczan z oka i doczekali się buntu grożącego upadkiem dynastii (pisałem o tym więcej w artykule poświęconym Jadwidze Kaliskiej). Ona stale obłaskawiała obywateli stolicy.
W 1372 roku wprowadziła bezwzględne prawo składu, zgodnie z którym każdy obcy kupiec przybywający do Krakowa miał obowiązek wystawić tu i sprzedać swoje towary. Dalej mogły być one wiezione i odsprzedawane tylko przez krakowian. Na mocy dodatkowego przywileju zakazano handlarzom z Prus, a zwłaszcza z Torunia, omijania polskiej stolicy okrężnymi szlakami. Karą za wszelkie machlojki i kombinatorstwo była konfiskata całego wiezionego towaru.
Z drugiej strony krakowianom wolno było swobodnie poruszać się tak po całej Rusi, jak i po Węgrzech, gdzie zyskali sobie monopol w handlu transgranicznym. Zyski były krociowe i w całej polskiej historii trudno wskazać więcej niż kilku władców bardziej przychylnych Krakowowi niż Łokietkówna.
Inne ośrodki też zresztą korzystały na rządach Elżbiety. Królowa wyniosła z Węgier głębokie przekonanie, że trzeba walczyć z dominacją rycerstwa i wspierać miasta, mogące stać się jedyną przeciwwagą dla krnąbrnych sobiepanów. Tym samym realizowała projekt, o którym w przyszłości – gdy szlachta rzeczywiście w pełni zawłaszczy kontrolę nad państwem – będą marzyć przedstawiciele dwóch kolejnych dynastii.
Za panowania regentki nowe przywileje otrzymali poznaniacy, których zwolniono z ceł w całej Polsce, a na dodatek pozwolono im samodzielnie wybierać sobie rajców. Królowa zadbała też o potwierdzenie szczególnych praw kaliszan, lublinian, bieczan czy nowosądeczan. O ile jednak luzowała rygory obowiązujące mieszczan, o tyle zarządcom królewskich folwarków, plantacji i wytwórni tylko przykręcała śrubę.
Była ekonomem wymagającym i skrupulatnym. Nawet sceptyczny wobec niej Jan Długosz był zmuszony przyznać, że żadnemu królowi dochody z królewszczyzn nie wpływały tak regularnie, jak właśnie Elżbiecie. I, co ważne, znaczna część z tych pieniędzy zostawała już w Polsce.
Wielka fundatorka
Królowa była mecenasem kultury i sztuki. Czas nie okazał się dla jej fundacji łaskawy, a wojny, pożary, przebudowy i akty zwyczajnego niedbalstwa sprawiły, że większości z nich nie można już dzisiaj podziwiać. Zniszczono chociażby freski umieszczone przez artystów zatrudnionych przez królową w kaplicy świętej Marii Egipcjanki na Wawelu. Jeden osobliwy zabytek zachował się jednak do naszych czasów.
W kościele w położonych nieopodal Krakowa Niepołomicach można oglądać tyleż kunsztowne, co i poruszające dosadnością ekspresji malowidła ścienne. W obecnej zakrystii widać sceny męczeństwa kobiet.
Jedna ze świętych jest gotowana w kotle. Inna – wieszana głową w dół. Kolejną zaprezentowano w chwili, gdy kat ścina jej głowę. Autorem fresków był mistrz sprowadzony przez Elżbietę aż z Włoch. Trudno określić dokładną datę powstania przygnębiającego dzieła.
Na myśl przychodzi jednak refleksja, że królowa nie ukazała tutaj męczeństwa konkretnych świętych, ale raczej – smutny wniosek o tym, co czeka każdą kobietę pragnącą wyjść z cienia męża, ojca czy swojego biskupa.
***
Nie sposób wyliczyć wszystkie sukcesy i wszystkie fascynujące epizody z życia Elżbiety Łokietkówny w jednym artykule. To za jej sprawą Kazimierz Wielki utrzymał się na tronie i zapracował na swój przydomek. Ona pomogła uczynić z Polski mocarstwo. Nawet słynna uczta u Wierzynka była jej bezpośrednią zasługą. Ona wreszcie, w walny sposób przyczyniła się do tego, że polskim królem została Jadwiga Andegaweńska.
Wybrana bibliografia:
Artykuł został oparty na materiałach zebranych przez autora podczas prac nad książką „Damy polskiego imperium. Kobiety, które zbudowały mocarstwo”. Poniżej wybrane z tych pozycji. Pełna bibliografia w książce.
- Bagi D., Wpływ i znaczenie szlachty polskiej i węgierskiej pod koniec XIV wieku. Próba porównania przywileju Budzińskiego z 1355 r. z przywilejem koszyckim z 1374 r. w świetle potwierdzenia złotej bulli z roku 1351 [w:] Polska i Węgry w kulturze i cywilizacji europejskiej, Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie, Kraków 1997.
- Balzer O., O następstwie tronu w Polsce. Studya historyczno-prawne. Część I: Sprawa następstwa po Kazimierzu Wielkim na tle piastowskiego prawa dziedziczenia, Akademia Umiejętności, Kraków 1897.
- Bieniak J., Jan (Janek) z Czarnkowa. Niedokończona kronika polska z XIV wieku, „Studia Źródłoznawcze”, t. 47 (2009).
- Dąbrowski J., Elżbieta Łokietkówna 1305-1380, Universitas, Kraków 2007.
- Dąbrowski J. Koronacje andegaweńskie w Polsce [w:] Studia historyczne ku czci Stanisława Kutrzeby, t. II, nakł. Komitetu, Kraków 1938.
- Dąbrowski J., Ostatnie lata Ludwika Wielkiego 1370-1382, Universitas, Kraków 2009.
- Gzella J., Małopolska elita władzy w okresie rządów Ludwika Węgierskiego w Polsce w latach 1370–1382, Uniwersytet Mikołaja Kopernika, Toruń 1994.
- Halecki O., O genezie i znaczeniu rządów andegaweńskich w Polsce, „Kwartalnik Historyczny”, t. 35, z. 1–2 (1921).
- Marzec A., New King and New Elites. The Reign of Louis the Great in Poland 1370–1382 [w:] Hungaro-Polonica Young Scholars on Medieval Polish-Hungarian Relations, red. D. Bagi, G. Barabás, Z. Máté, Történészcéh Egyesület, Pécs 2016.
- Matuszewski J., Przywileje i polityka podatkowa Ludwika Węgierskiego w Polsce, Uniwersytet Łódzki, Łódź 1983.
- Sroka S.A., Elżbieta Łokietkówna, Homini, Bydgoszcz 1999.
- Sroka S.A., Elżbieta [w:] Piastowie. Leksykon biograficzny, red. K. Ożóg, S. Szczur, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1999.
- Szczur S., W sprawie sukcesji andegaweńskiej w Polsce, „Roczniki Historyczne”, t. 75 (2009).
- Śnieżyńska-Stolot E., Artistic Patronage of the Hungarian Angevins in Poland, „Alba Regia”, t. 22 (1985).
- Śnieżyńska-Stolot E., Malarskie fundacje królowej Elżbiety Łokietkówny [w:] Gotyckie Malarstwo ścienne w Europie środkowo-wschodniej, red. A. Karłowska-Kamzowa, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 1977.
- Wyrozumski J., Geneza sukcesji andegaweńskiej w Polsce, „Studia Historyczne”, t. 25 (1982).
Dodaj komentarz