„Psy wojen. Od Indochin po Pakistan – polscy najemnicy na frontach świata” (Krzysztof Wójcik)
Kiedy otrzymałem propozycję napisania recenzji książki Krzysztofa Wójcika Psy wojen. Od Indochin po Pakistan – polscy najemnicy na frontach świata, zareagowałem z entuzjazmem. Bo ile jest na polskim rynku wydawniczym pozycji traktujących o polskich najemnikach czy też kontraktorach, jak to ich się teraz określa?
Autor, uznany dziennikarz między innymi „Gazety Wyborczej” i „Tygodnika Powszechnego”, w swojej pracy przybliża świat prawie nieznany przeciętnemu „zjadaczowi chleba”. Jest on pełen przemocy, brudnych wojen i wszechobecnej śmierci, ale też męskiej przyjaźni i solidarności.
Wszystko to zostało opisane w sposób przystępny, dobrym reporterskim stylem. Słownictwo niektórych bohaterów książki okraszone jest co prawda dosyć solidną porcją wulgaryzmów, ale dzięki temu ich przekaz jest jeszcze bardziej autentyczny, a oni sami bardziej wyraziści – ot, prawdziwi żołnierze z krwi i kości.
Książka została podzielona na dwie części. Pierwsza z nich, zawiera relacje Polaków służących we francuskiej Legii Cudzoziemskiej. Druga zaś – byłych żołnierzy Wojska Polskiego, głównie weteranów misji w Iraku i Afganistanie. Ludzie ci po zakończeniu służby w polskiej armii podjęli się pracy głównie w zachodnich firmach ochroniarskich (chociaż nie tylko!). Zajmująca i ciekawa jest ta wzmianka o naszych byłych specjalistach, strzegących jak oka w głowie najbogatszych polskich biznesmenów czy prezesa obecnie rządzącej w Polsce partii politycznej.
Legio Patria Nostra
Legia Cudzoziemska, najemna formacja armii francuskiej, dla tysięcy pragnących do niej wstąpić młodych Polaków wydawała się przepustką do lepszego świata. Działo się tak zwłaszcza w czasach komunizmu w Polsce. Oczywiście zaciąg do niej był dobrowolny, ale też zdarzały się sytuacje, gdy do Legii wcielano żołnierzy podstępem. Tak właśnie trafił w jej szeregi Zygmunt Wojtczak, prywatnie dziadek autora. Jego historia to najbardziej wstrząsająca, a zarazem fascynująca część tej książki.
Wojtczak uciekł z kraju przed komunistycznym wymiarem sprawiedliwości po popełnieniu drobnego przestępstwa. W Szwecji, w październiku 1950 roku, we francuskim konsulacie, zawarł kontrakt na trzyletnią „fuchę w Maroku”. Dokumenty podpisał pomimo tego, że kompletnie nie wiedział, co się w nich znajduje. Nie znał języka, ale zaufał francuskiemu urzędnikowi. Na Boże Narodzenie tego samego roku był już w Marsylii, w koszarach Legii. Tam francuskich oficerów kompletnie nie interesowały jego tłumaczenia, że to nieporozumienie albo pomyłka. Czekała go pięcioletnia służba w Indochinach, na którą Polak w żadnym razie nie chciał się zgodzić.
Legioniści sięgnęli wówczas po bardziej radykalne metody. Wojtczak, wyzywany od „komunistycznych psów” i bity do nieprzytomności, załamał się i podpisał zgodę na wyjazd do Wietnamu. Próbował zdezerterować, ale został złapany i ponownie sponiewierany. W końcu wylądował w Sajgonie, gdzie miał bronić interesów upadającego imperium kolonialnego. Doświadczył tam okrucieństwa wojny, a związane z tym przeżycia były tak silne, że ponownie spróbował ucieczki. Znów jednak został schwytany, a za dezercję na polu walki była właściwie tylko jedna kara: kula w łeb…
Kontraktorzy na Bliskim Wschodzie
Ostatnie wojny w Iraku i Afganistanie oraz międzynarodowe zagrożenie terrorystyczne doprowadziły do rozkwitu na niespotykaną skalę firm z branży ochroniarskiej. Najbardziej znaną z nich jest amerykańska Blackwater z siedzibą w Karolinie Północnej. Przedsiębiorstwa te były z reguły zarządzane przez emerytowanych wojskowych, odpowiednio ustosunkowanych w kręgach różnych władz. Ich kadrę stanowili przeważnie byli żołnierze amerykańscy i brytyjscy, ale również i polscy. Dużą estymą cieszyli się zwłaszcza operatorzy naszych jednostek specjalnych. Zapotrzebowanie na usługi ochroniarskie było ogromne. Dość powiedzieć, że w 2010 roku w Iraku znajdowało się około 100 tysięcy kontraktorów.
Niektóre wątki poruszone w drugiej części książki są dość znane, zwłaszcza ten dotyczący śmierci dwóch byłych Gromowców, zabitych w ataku irackich bojówkarzy 5 czerwca 2004 roku w Bagdadzie. Był to zaledwie ich piąty dzień pracy w korporacji Blackwater.
Wyjątkowo ciekawie zaprezentowane zostały przez Wójcika zdarzenia dotyczące śmierci porwanego przez talibów jesienią 2008 roku polskiego inżyniera Piotra Stańczaka. Był on pracownikiem firmy Geofizyka Kraków, realizującej zlecenie pakistańskiego kontrahenta na badania geologiczne terenu. Po tej tragedii polska firma zatrudniła do ochrony swojego zespołu w Pakistanie byłego krakowskiego antyterrorystę. „Biały” i jego towarzysz z wojsk powietrznodesantowych o pseudonimie „Desantowiec” zorganizowali więc ufortyfikowaną bazę. Starali się również pozyskać zaufanie miejscowych przywódców plemiennych, dzięki czemu w porę mogło nadejść ostrzeżenie o potencjalnym niebezpieczeństwie. Dzięki tym działaniom i podjętym szczególnym środkom ostrożności nie doszło już do podobnego nieszczęścia.
Uwagi
Do Psów wojen… mam jedynie dwa zastrzeżenia. Brakuje mi tu choćby krótkiego rysu historycznego, dotyczącego tematu polskich najemników na przestrzeni dziejów. W końcu nawet Tadeusz Kościuszko był najemnym żołnierzem. Również w Legii Cudzoziemskiej Polacy służyli od momentu jej powstania w 1831 roku. Bez takiego, choćby krótkiego, wstępu odnosi się wrażenie, że historia polskich żołnierzy fortuny zaczyna się dopiero po drugiej wojnie światowej.
Ciężko zrozumieć również dlaczego autor wplótł do książki historię gdyńskiego gangstera Marka Kłosińskiego o pseudonimie „Gizmo”. Jakkolwiek jego życiorys sam w sobie jest interesujący, to jednak bardziej nadaje się na bestseller o kolejnym świadku koronnym. „Gizmo”, choć aspirował do służby w Legii Cudzoziemskiej i znalazł się w jej koszarach, to jednak zdezerterował po trzech miesiącach, nie przystępując nawet do przysięgi. Dalsze jego dzieje to już kariera w przestępczym półświatku Trójmiasta, która jest tu dosyć obszernie opisana.
Są to jednak wyłącznie drobiazgi. Psy wojen… to książka zdecydowanie warta lektury. Już sama historia Polaka biorącego udział w pierwszym konflikcie indochińskim jest wystarczającym pretekstem, by sięgnąć po tę pozycję. A tych powodów przecież jest znacznie więcej, bo każdy kolejny bohater, to inna niepowtarzalna opowieść.
Plusy:
- sama tematyka książki – rzadko poruszana w polskiej literaturze faktu czy mediach
Minusy:
- brak rysu historycznego traktującego o polskich najemnikach
Zgrzyty:
- historia gdyńskiego gangstera „Gizmo” – niejako „na siłę” umieszczona w tej publikacji
Metryczka:
Autor: Krzysztof Wójcik
Tytuł: „Psy wojen. Od Indochin po Pakistan – polscy najemnicy na frontach świata”
Wydawca: Dom Wydawniczy Rebis
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 320
Rok wydania: 2017
Książkę możecie kupić w naszym sklepie:
Krzysztof Wójcik
Psy wojen Od Indochin po Pakistan: polscy najemnicy na frontach świata
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 34.90 zł | 20.69 zł idź do sklepu » |
Dodaj komentarz