Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Świąteczne reklamy wkurzają ludzi od niemal 100 lat. Jak wyglądały dekady temu?

fot. Attribution-NonCommercial-ShareAlike/CC BY-NC-SA 2.0 Sundblom stworzył postać dobrotliwego, ciepłego, pulchnego mężczyzny z długą brodą, odzianego w czerwone ubrania. Starszy pan przynosił dzieciom zabawki, czytał listy a w przerwach popijał Coca-Colę

Obecnie media kreują świąteczną atmosferę na długo przed 24 grudnia. Czasem wręcz można się natknąć na pierwsze tematyczne reklamy już pod koniec listopada. Jedni wyczekują ich z niecierpliwością, inni z irytacją przełączają kolejne kanały. Co ciekawe, nie jest to wyłącznie znak naszych czasów. Świąteczny marketing znany jest już od lat 20. ubiegłego wieku.

Święta z Coca Colą

Sympatyczny starszy pan w czerwonym płaszczu, z pokaźnych rozmiarów brzuchem, nie zawsze był znany jako Święty Mikołaj. Właściwie przed 1931 rokiem nie miał on wyraźnego, stałego wizerunku. Przedstawiano go różnie – mógł być np. wysokim, szczupłym mężczyzną, nordyckim myśliwym albo małym elfem o niezbyt przyjaznej aparycji. Jeden z pierwszych obrazów Świętego Mikołaja powstał w 1862 roku. Narysował go Thomas Nast na potrzeby magazynu Harper’s Weekly. Ten sam grafik pracował nad postacią przez kolejne 30 lat, zmieniając coraz to nowe szczegóły. Początkowo surowy wygląd Mikołaja nie przeszkodził mu w zdobyciu szybkiej sławy. Pierwsze reklamy Coca-Coli z użyciem jego wizerunku pojawiają się już w latach 20. Natomiast dekadę później firma zleca ilustratorowi Haddonowi Sundblomowi opracowanie nowego Mikołaja, również na potrzeby reklamowe. Projekt okazuje się przełomowy.

fot.Thomas Nast/domena publiczna Święty Mikołaj Thomasa Nasta

Za inspirację posłużył artyście wiersz Clementa Clarka Moore’a z 1822 r. Wizyta św. Mikołaja. Na jego podstawie Sundblom stworzył postać dobrotliwego, ciepłego, pulchnego mężczyzny z długą brodą, odzianego w czerwone ubrania. Starszy pan przynosił dzieciom zabawki, czytał listy a w przerwach popijał Coca-Colę. Ostateczny wizerunek powstał w 1964 roku, a sam Mikołaj miał rzeszę oddanych fanów śledzących uważnie wszelkie detale. Gdy w jednej z wersji ilustracji nie miał on obrączki, firma zaczęła otrzymywać listy z zapytaniem “co się stało z panią mikołajową?”.

Czytaj też: To musiało kosztować… Nietrafione inwestycje sieci McDonald’s, które pochłonęły masę pieniędzy

Aż ślinka cieknie

W latach 50. XX wieku odbiorniki telewizyjne w Wielkiej Brytanii były już na tyle tanie, że stawały się w domach coraz powszechniejszym widokiem. Jednak świąteczne spoty reklamowe z prawdziwego zdarzenia pojawiają się dopiero trzy dekady później. A najbardziej rozpoznawalne materiały tworzyła firma OXO.

Świątecznym reklamom telewizyjnym ze względu na rozbudowanie i formę bliżej było do filmów krótkometrażowych, niż typowych wówczas reklam. Emitowane materiały cechowały się rozbudowanymi dialogami, niezwykłą obrazowością i sentymentalną narracją. OXO tworzyło spoty oddające klimat brytyjskich świąt i… pobudzające apetyt. Zastawionym stołom i parującym talerzom z ekranu trudno było się oprzeć.

Jedna z pierwszych takich reklam ukazuje się w 1983 roku. Dzięki firmowym kostkom rosołowym rodzinne święta organizuje sama Lynda Bellingham. Aktorka była niezwykle lubiana w Wielkiej Brytanii. Występowała w takich serialach jak Doctor Who i Second Thoughts. Natomiast w kampanii reklamowej OXO Family pracowała przeszło 16 lat, rokrocznie wprowadzając miliony widzów w brytyjską, świąteczną, rodzinną atmosferę. Seria ukazywała się nie tylko w okolicach grudnia. Łącznie wyemitowano 42 reklamy o rodzinie OXO, które przez widzów porównywane były do opery mydlanej.

Czytaj też: Boże Narodzenie 1920. O czym myśleli i jak spędzali święta Polacy sto lat temu?

Nie zapomnijcie o prezentach!

Na pewno nie groziło to czytelniczkom i czytelnikom Bluszczu. Polska nie pozostawała bowiem w tyle, jeśli chodzi o świąteczne reklamy. Te pojawiały się w prasie gdy nadchodziła pora, by wybrać bożonarodzeniowe upominki dla najbliższych. Propozycje padające na łamach Bluszczu w latach 30. ubiegłego wieku cechują się praktycznością, a nawet troską o przyszłość. Nie tylko swoją, ale i własnych dzieci.

Chociażby w jednym z numerów czasopisma z 1931 roku czytelnicy natrafiają na pytanie: “W jaki sposób możesz obdarzyć swe dziecko najpraktyczniejszym upominkiem świątecznym, a sobie najpewniej odłożyć kapitał?”. Odpowiedzią na taki dylemat miały być książeczki Pocztowej Kasy Oszczędnościowej. Centrala P.K.O. znajdowała się wówczas w Warszawie a oddziały regionalne w większych miastach ówczesnej Polski, takich jak Łódź, Katowice, Kraków, Poznań, a także Wilno i Lwów.

fot.Julo/CC BY-SA 2.5 Pocztowa Kasa Oszczędności (PKO) – książeczka z 1924 roku

 

Na książeczkę można było wpłacać już od złotówki. Ci, którzy regularnie oszczędzali przynajmniej 8 złotych miesięcznie, mogli brać udział w losowaniu, którego nagrodą był okrągły 1000 zł. Czyli mniej więcej czterokrotność ówczesnej średniej pensji. Natomiast od 20 do 100 złotych nabywało się dowody oszczędnościowe, których wartość po dziesięciu latach miała zostać podwojona. Taki też dowód trzyma w dłoni dziecko na ilustracji. Siedzi ono pod choinką w towarzystwie swoich zabawek i uśmiecha się szeroko. Bo czy jest lepszy prezent, niż zabezpieczenie przyszłości w tak niepewnych czasach…?

Źródła:

  1. Haddon Sundblom and the Coca-Cola Santas. Five Things You Never Knew About Santa Claus and Coca-Cola [w:] www.coca-colacompany.com [dostęp: 14.12.2022]
  2. Reklama P.K.O. [w:] “Bluszcz” (51-52) 1931, s.33
  3. Roberts L., What happened to the actors who turned the Oxo family advert into a soap opera? [w:] www.dailymail.co.uk [dostęp: 14.12.2022]

Komentarze (1)

  1. niepoprawny politycznie Odpowiedz

    Mojej przyjaciółce mieszkającej w Anglii napisałem ostatnio tak: „Czasami mam wrażenie, jak np. słyszę: tylko u nas szynka po 29,99; że to będą święta cyfry 99, a nie Bożego Narodzenia :(

    W latach 60. mego dzieciństwa, św. Mikołaj jeszcze miał mitrę biskupią i pastorał. Ten z czekolady też był tylko i wyłącznie taki. Na szczęście – patrząc na liczbę ofert biskupiego stroju mikołajowego w necie, ta tradycja zaczyna u nas powoli wracać (ale niestety też się już chce mocno zmerkantylizować…).
    Niewątpliwie jednak ciągle króluje jeszcze ten „nowoczesny” Mikuś, niezbyt świątobliwy, który ma swe mroczne korzenie nie w USA, a w skandynawskiej demonologii – to taki troll – krasnolud jednym słowem.
    „Krasnoludy tolkienowskie mają skłonności do pijaństwa. Ponadto nienawidzą zmian, ubóstwiają spokój, porządek i TRADYCJE.” (za Ściąga.pl)
    Krasnolud zatem – ten właściwy pierwowzór amerykańskiego Santa Claus, to jeden z rodzajów trolli, które: „Były bardzo chciwe i skąpe. Nie znosiły światła słonecznego, dlatego pojawiały się wyłącznie w NOCY (…).” (Wiki)
    Trolle zresztą w tradycji skandynawskiej od ZAWSZE towarzyszą św. Mikołajowi (elfy zaczęły mu towarzyszyć dopiero w XX wieku) – bo to ich złośliwy – jak i one, krewny?
    A do tego skąd ten OPASŁY brzuch Mikiego?
    „Dzieci zostawiają swoje buty na oknie, i jeśli były grzeczne, gdy się rano obudzą znajdują w nich prezenty. Te, które grzeczne nie były, zwyczajowo dostają ziemniaka. Trzynastu islandzkich Mikołajów Jólasveinar nie jest tak przyjaznych, jak znany na całym świecie Święty Mikołaj. Tradycyjnie przedstawia się je jako trolle, które KRADNĄ JEDZENIE i robią niezłe zamieszanie.” (za Iceland News)
    Stąd zapewne i „Na reklamie z 1942 roku [złośliwy] Święty Mikołaj naniósł śniegu do pokoju, zaś w 1959 roku buszował w lodówce” (…) (za oficjalną stroną Coca-Coli)
    Do tego dołóżmy szeroki pas trapera, kowbojskie buty – a to by było w nim i coś amerykańskiego…
    I tak powstał amerykańsko-fiński opasły Mikołaj z Rovaniemi, istny św. Mertkantyliusz, taki… konsumpcyjny mega król – wręcz bóg świąt.

    Jak w audycji dla dzieci z przed paru lat: „Król Merkantyliusz uważał, że wszystko na świecie można kupić za pieniądze. Pewnego dnia ukochana córka Kocia powiedziała, że znudziły jej się zabawki i chciałaby tęczę. Król natychmiast zaczął poszukiwania sprzedawcy tęcz. Niestety, nie było to łatwe zadanie. Znalazł tylko OSZUSTA, który za WOREK pieniędzy obiecał, że przyniesie prawdziwą tęczę.”
    Otyły oszust z workiem? – trzeba coś więcej by dobrze „strollowanego” Santa C. scharakteryzować?

Odpowiedz na „niepoprawny politycznieAnuluj pisanie odpowiedzi

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.