Państwowe Zakłady Lotnicze. Polski sen o lataniu
Przedwojenne samoloty P.11C, P24, Łoś, Karaś, powojenne Iskry, Wilgi, Orliki, Kruki oraz śmigłowce Sokół to flagowe produkty polskiego przemysłu lotniczego. Za ich powstaniem stały Państwowe Zakłady Lotnicze (PZL). Mało kto wie, że były jednym z filarów modernizacji kraju przed i po wojnie.
Państwowe Zakłady Lotnicze powstały w Warszawie w 1928 roku. Nową firmę zbudowano na bazie Centralnych Warsztatów Lotniczych. Zaczęto od produkcji licencyjnej francuskiego myśliwca Wibault 70. To ważne wydarzenie, ponieważ w ten sposób wdrożono produkcję samolotów o konstrukcji metalowej. Od 1934 roku główny zakład PZL znajdował się na warszawskim Okęciu. Dwie nowe fabryki lotnicze powstały w Mielcu oraz Rzeszowie i były częścią Centralnego Okręgu Przemysłowego.
PZL były przed wojną lotniczą potęgą, ale nie tylko one wywarzały w Polsce samoloty. Do 1936 roku produkcję taką prowadziła w Lublinie znana fabryka Plage i Laśkiewicz. Po jej bankructwie zakłady odrodziły się jako Lubelska Wytwórnia Samolotów. Przemysł lotniczy oraz własne konstrukcje samolotów były częścią ambitnego planu wydźwignięcia kraju z zacofania i gospodarczej zapaści. Flagowymi projektami tamtych czasów był m.in. Centralny Okręg Przemysłowy i port w Gdyni. Były to państwowe inwestycje, ponieważ w tamtych czasach (i nie tylko tamtych) tylko państwo mogło spróbować udźwignąć tak duże przedsięwzięcie i inwestować we własną myśl techniczną.
Flagowe samoloty PZL
PZL zaczęły produkcję od licencyjnego myśliwca. Kolejne samoloty myśliwskie miały już w nazwie literę „P” – P.1, P.6, P.7, i P.11, w tym najbardziej znany P.11C oraz P.24. „P” – ponieważ jest to pierwsza litera nazwiska ich konstruktora, Zygmunta Puławskiego. PZL P.7 i P.11 produkowano seryjnie i były podstawowym wyposażeniem polskiego lotnictwa myśliwskiego od 1933 do 1939 roku. Charakterystyczną cechą tych samolotów było wygięte skrzydło, nazwane „skrzydłem Puławskiego”. W seryjnej produkcji był też samolot bombowo-łącznikowy „Karaś” oraz nowoczesny bombowiec „Łoś”. Nie zdążono do wojny ukończyć prac nad myśliwcem – „Jastrzębiem”.
Zadziwia liczba konstrukcji, nad którymi pracowano w drugiej połowie lat 30. Zdecydowano się na produkcję samolotów niemal wszystkich typów. W efekcie jednak cierpiała zarówno jakość, jak i wielkość produkcji.
Polskie lotnictwo wojskowe nie odegrało większej roli w wojnie obronnej 1939 roku. Myśliwce P.11C były nieliczne i przestarzałe, nowocześniejsze P.24 produkowano tylko na eksport. Mało przydały się nowoczesne „Łosie”, przeznaczone głównie do bombardowania celów na zapleczu wroga, a nie np. kolumn pancernych. Mimo wojennych niepowodzeń polski przemysł lotniczy, zwłaszcza biorąc pod uwagę możliwości kraju, był dużym osiągnięciem gospodarczym. W kilkanaście lat udało się zbudować zakłady, które funkcjonują do dziś, wykształcić wielu wybitnych konstruktorów i tysiące fachowców.
Czytaj też: Dlaczego Łosie nie zbombardowały pancernika Schleswig-Holstein? Czy mogliśmy zatrzymać Niemców w 1939 roku?
Powojenny sen o lataniu na własnym
Polacy mieli szczególną słabość do lotnictwa, a także do oryginalnych konstrukcji lotniczych i samolotów. W PRL również postawiono – i to od samego początku – na własny przemysł lotniczy. Oprócz zniszczeń wojennych i zacofania kraju problemem dla polskiej myśli technicznej była jednak „bratnia przyjaźń” ze Związkiem Radzieckim. Wyrażało się to koniecznością kupowania licencji w ZSRR, kosztem rozwoju rodzimych konstrukcji. Mimo tych ograniczeń polskie firmy konstruowały i budowały swoje samoloty. Przedsiębiorstwa nosiły różne nazwy, które zmieniały się, ale nawiązywały bezpośrednio lub pośrednio do marki PZL.
Pokolenie dzisiejszych pięćdziesięciolatków i starsze, wychowane na kulcie lotnictwa, klejeniu modeli, czy też składaniu latających samolotów z listewek i papieru, doskonale pamięta takie konstrukcje, jak np. TS 11. Iskra, PZL 104 Wilga, PZL 106 Kruk. Wszyscy zaś znają śmigłowiec „Sokół” ze Świdnika.
Przedwojenne tradycje i doświadczenia PZL w zakresie projektowania i wytwarzania konstrukcji lotniczych po wojnie kontynuowały Lotnicze Warsztaty Doświadczalne (LWD) utworzone w Lublinie, a następnie przeniesione do Łodzi. Zakłady stworzyły kilka konstrukcji turystycznych, rozpoczęto też prace nad samolotem szkolno-treningowym LWD Junak. W Warszawie na terenie zrujnowanych zakładów PZL w 1946 roku utworzono Centralne Studium Samolotów (CSS). Pierwszymi projektami biura konstrukcyjnego były samoloty: szkolny CSS-10 i akrobacyjny CSS-11. Na przełomie lat 40. i 50. XX wieku CSS zmieniło nazwę na Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego Nr 4 Okęcie.
Znacznie lepsze warunki do budowy samolotów niż w zniszczonych warszawskich zakładach były w Mielcu. Fabryka przyjęła nazwę PZL Nr 1. Już w listopadzie 1945 roku powstał tam pierwszy powojenny samolot – szkolno-łącznikowy PZL S-1. Mieleckie zakłady były największym producentem samolotów w Polsce. Produkowano samoloty na licencji sowieckiej, ale też według własnych konstrukcji. Wśród nich można wymienić szkolno-treningowy samolot TS-11 Iskra, pierwszy w Polsce o napędzie odrzutowym. Produkowany w Mielcu PZL M.18 Dromader był też dużym sukcesem eksportowym. Na potrzeby ZSRR wytwarzano własnej konstrukcji odrzutowe samoloty lotnicze.
Silniki do polskich samolotów produkował kolejny zakład o przedwojennym rodowodzie – PZL Wytwórnia Silników Nr 2 w Rzeszowie. PZL-Świdnik, które powstały po wojnie, znane są z produkcji śmigłowców, które eksportowano do około 40 krajów. Dziś PZL-Świdnik jest unikatową firmą, która posiada potencjał do samodzielnego projektowania i produkcji śmigłowców. Jej flagowym produktem jest własnej konstrukcji śmigłowiec PZL W-3A Sokół.
Czytaj też: Ursus. Z posagu siedmiu panien
W zagranicznych rękach
W III RP przedsiębiorstwa lotnicze sprzedano zagranicznym inwestorom. Nazwa PZL oznacza teraz Polskie Zakłady Lotnicze. PZL Warszawa-Okęcie w 2001 roku zostały zakupione przez hiszpańską firmę CASA. Zakład wszedł następnie do grupy Airbus. PZL-Świdnik jest częścią Leonardo Helicopters od 2010 roku. Mielecka firma w 2007 roku stała się własnością Sikorsky Aircraft Corporation. W 2015 roku Sikorsky wraz z PZL Mielec zostały przejęte przez koncern Lockheed Martin Corporation.
Bibliografia
- Przemysł lotniczy w Polsce – możliwości, wyzwania i perspektywy, Pułaski dla obronności Polski, pod redakcją dr Tomasza Smury.
- Michał Zarychta, Polskie Skrzydła z Polskich Fabryk, Historia Poszukaj.
Państwowe Zakłady Lotnicze, ładna nazwa dla sanacyjnego molocha w prawdziwie socjalistycznym stylu. Sanacyjny wódz lotnictwa emir Rayski nie stronił od gangsterskich metod przejęcia konkurencji. Fabrykę samolotów Plage-Laskiewicz to właśnie Rayski doprowadził do bankructwa. A było to tak wojsko-Rajski zamówiło w Lubelskiej fabryce samoloty, wpłaciło zaliczkę, natomiast fabryka rozpoczęła, produkcję, po dostarczeniu partii samolotów, Rajski nagle zerwał kontrakt, pod pozorem wadliwego wykonania dostarczonych samolotów i zarządał zwrotu zaliczki. Fabryka w Lublinie by to przetrwała, gdyby dostała kredyt w banku, ale tu znowu zadziałała sanacyjna mafia i w ten sposób firma Plage-Laskiewicz zbankrutowała. Kiedy Rayski przejął firmę dokończył kontrakt produkując ten sam samolot, już nie było do niego zastrzeżeń. Podobnie Rayski przejął Białostocką fabrykę samolotów., tu sprawa była prostsza – jej właściciel dopuścił się jakiegoś przekrętu skarbowego, chociaż był on niewielki dostał od urzędu skarbowego propozycje nie do odrzucenia, albo sprzeda zakład i urząd zapomni jego przekręcić, albo trafi do więzienia. Gość oczywiście wybrał sprzedaż, i takimi gangsterskimi metodami przejął Rayski dwa zakłady produkujące samoloty. Z Okęciem wojsko miało już 3 zakłady, więc po co budowano aż 2 kolejne w ramach COP, 1 zupełnie by wystarczył bo te wszystkie zakłady produkowała zaledwie na 30% swoich możliwości. Rządził Rayski polskim lotnictwem od 1926 do 1939 roku, natomiast w latach 1935-1939, polskie lotnictwo nie dostało żadnego nowego samolotu poza lekkim bombowcem P-37 Łoś, który był drogi w produkcji, słabo uzbrojony w km. oraz trudny w pilotażu. Łosi gotowych do akcji mieliśmy w 1939 tylko 36 szt. Do tego trochę przestarzałych myśliwców P-11 – 128 szt. oraz jeszcze starszych P-7 -30 szt. Oraz równie przestarzałych, 114 szt P-23 Karas który był samolotem liniowym i lekkim bombowcem. Żeby było zabawniej najszybszym samolotem w 1939 roku był nie myśliwiec jak w innych armiach świata tylko …lekki bombowiec P-37 Łoś. Oczywiście zakłady PZL produkowały dobre myśliwce – szybsze, lepiej uzbrojone i posiadające zakrytą kabinę pilota – P-24, ale wyłącznie na …..eksport. A Rayski który zrobił tyle złego dla polskiego lotnictwa na wiosnę przestał być szefem lotnictwa zastąpił to gen. Zająć który urzędowanie rozpoczął od…..zamawiania samolotów za granicą – Francja, Anglia. Więc po co było wydawać pieniądze na budowę aż 2 nowych zakładów PZL, w ramach COP ?
„Więc po co było wydawać pieniądze na budowę aż 2 nowych zakładów PZL, w ramach COP ?”
Rzeczywiście trzeba było się skupić na super nowoczesnym PZL WP-2 w Mielcu, gdzie można było produkować (nie tylko montować ale i tworzyć podzespoły) znacznie szybciej, seryjnie – taśmowo samoloty różnych typów.
Jednak po kilkuletniej ciężkiej walce Rayskiego z bezwładem wojskowej biurokracji (do tego doszedł sprzeciw Żydów – miano zlikwidować dwa kirkuty, które zaczęła bronić nawet Liga Narodów…), dopiero w 1937 roku podjęto ostateczną decyzję o budowie w latach 1937-9 nowoczesnej, ogromnej hali montażowej, jedynej takiej w tej części Europy, mogącej na bieżąco uzupełniać straty wojenne.
Do tej pory robiono to bowiem ręcznie na ledwie kilku stanowiskach – tak montowano samoloty w pozostałych zakładach, bardzo powolnie niczym w średniowiecznej manufakturze, tj. jeden – kilka ledwie samolotów na miesiąc, a bywało że nawet kwartał – pół roku…
Niestety nie zdążono ukończyć w całości WP-2 przed wojną. Zrobili to jednak Niemcy. Ilość zatrudnionych tam pracowników zwiększyła się za ich rządów, z 800 do 5,5 tys. …
A pozwólmy jeszcze na obronę generałowi Rayskiemu, który tak napisał w oskarżycielskim Memoriale Paryskim:
„Po objęciu Naczelnego Dowództwa przez Pana Marszałka Rydza-Śmigłego meldowałem się u niego pod koniec 1935 roku – przedstawiając mu konieczność bezzwłocznego przystąpienia do szerokiej rozbudowy lotnictwa. Podkreśliłem, że nawet przy natychmiastowych zarządzeniach i pełnym wysiłku stworzenie możliwości jakiejkolwiek większej rozbudowy to kwestia paru lat.”
„Wobec bardzo niskiego poziomu technicznego kraju, małych możliwości przemysłowych i finansowych, wszystko co się już zrobiło i zdąży zrobić, jest mocno spóźnione w stosunku do naszych sąsiadów, którzy już od lat rozbudowują lotnictwo i osiągnęli duże wyniki.”
„Przewidziałem i przygotowałem bezzwłocznie powiększenie do granic możliwości szkół dla personelu latającego technicznego, plany garnizonów i pomieszczeń, rozbudowę przemysłu, budowę prototypów i wzorów materiału mającego stanowić nasze przyszłe wyekwipowanie seryjne.”
A co piszą o Rayskim nasi południowi bracia Czesi na swej stronie Valka?
„W marcu 1939 r. zażądał radykalnego wzrostu nakładów na rozwój lotnictwa. Ponieważ uzyskał odmowę, więc podał się do dymisji […?], która została przyjęta.”
Mimo to nasze lotnictwo wojskowe było co najmniej porównywalne np. z włoskim czy hiszpańskim, silniejsze od holenderskiego czy belgijskiego, a nawet czechosłowackiego czy szwedzkiego, a że wyraźnie słabsze od najsilniejszego wówczas na świecie niemieckiego?
Na marginesie: Brytyjczycy zaczęli produkować seryjnie swoje doskonałe myśliwce Spitfire dopiero w 1937., a aż do 1939. opierali się o porównywalne z P-11c – np. co do prędkości maksymalnej, przestarzałe dwupłatowe Gloster Gladiator I i II, użytkowane zresztą przez nich w linii jeszcze do 1949 roku!
W rezultacie wszystkiego co powyżej napisano, gen. Rayskiego „Proces rehabilitacji rozpoczął się w lutym 1944 r. od uchwały Sądu Honorowego dla generałów o niestawianiu gen. Rayskiego przed sądem.” „Przez sześć lat piastuje funkcję prezesa Stowarzyszenia Lotników Polskich w Wielkiej Brytanii, a do śmierci pozostaje członkiem Komitetu Honorowego.”
Oczywiście zgadzam się z komentarzem niepoprawnego politycznie, ale mam pewne zastrzeżenia co do osoby Rayskiego. Nie podlega dyskusji że Rajski udoskonalil system szkolenia pilotów, ale jednocześnie jako dowódca lotnictwa bierze na siebie Rayski pełną odpowiedzialność za czystki w polskim lotnictwie wojskowym z którego właśnie dzięki działalności Rayskiego usunięto wielu doskonałych pilotów z armii zaborczych i to takich którzy mieli zaledwie 40 lat. Były te czystki w lotnictwie pokłosiem czystek w WP których w latach 1926-1935 dokonał Piłsudski, oraz jego pupile z I Brygady. Rajski w latach 1926-1939 po prostu się wypalił, przez 13 lat pełnił tą samą funkcje. I o ile jeszcze w latach 1926-1933 miał jeszcze jakąś wizję to w kolejnych latach 1934-1939, był już tylko hamulcowy polskiego lotnictwa. W 1936, musiano to w końcu dostrzec i nowym szefem lotnictwa miał zostać gen.Orlicz-Dreszer ( kawalerzysta ale zdolny człowiek ), jednak zginął w wypadku…lotniczym. Tymczasem gen.Rayski promuje Wilka, samolot do wszystkiego o fantastycznych osiągach przynajmniej na …papierze, który z wyglądu bardzo przypomina …mniejszą kopię Łosia, tylko problem jest tego typu że ten samolot ma za słabe …silniki. Do 1939 wozi Rayski, Wilka na wystawy lotnicze, gdzie tylko ładnie wygląda i nic poza tym, kończy się na dwu prototypach. Jego kolejną perełką to Żubr, taki Łoś dla ubogich, który wygląda jak samolot sprzed roku 1914 i takie też ma osiągi. Po co zbudowano 15 sztuk tego złomu wie tylko Rayski. Następny pomysł Rayskiego – Jastrząb, nowy dolnoplatowy myśliwiec, zaprojektowany od zera, który no właśnie nie spełnia wymaganych od niego osiągów, znowu za słabe ….silniki. Powstają 2 prototypy i kilka sztuk jest w różnym stadium budowy zdobyte przez …Niemców. Kolejny samolot który każe budować Rayski to …..cywilny Wicher – Niemcy wprowadzają wojska do Nadrenii w 1936, w 1938, zajmują Austrię, a po Monachium 1938, zajmują Sudety – a Rayski projektuje i buduje samolot dla LOTu, którego LOT nie chce bo lata na samolotach z USA. O co tu chodzi czy Rayski jest Niemieckim agentem, czy zarabia krocie na przetargach związanych z lotnictwem, czy już nad niczym w lotnictwie nie panuje ? Z funkcji szefa lotnictwa rezygnuje za pięć dwunasta wiosną 1939 roku, szkoda że nie zrobił tego w 1935 roku. Wtedy nikt niemiały do niego większych pretensji. A tak kolejny szef lotnictwa gen. Zając, obejmuje stanowisko z ręką w nocniku. Na prawie wszystko jest już za późno. Zamówione samoloty z Francji i Anglii już nigdy do Polski nie dotrą. A mogło być inaczej – Rumuni na bazie P.24, tył do kabiny pilota, budują z pomocą Francji udany dolnoplat IAR 80, można było, można. P.24 może szału nie robił ale był szybszy, i lepiej uzbrojony od P.11, o P.7 już nie wspominając. Zbudowano tylko jeden prototyp P.11 Kobuz, samolotu który miał wykorzystać 50 silników za słabych do Jastrzębia. W 1936 w Holandii wyprodukowano udany model samolotu myśliwskiego dolnoplat o konstrukcji mieszanej Fokker XXI, na który licencję kupiła …Finlandia i zamówiła Dania. Nawet wykorzystując to co mieliśmy i na co moglibyśmy kupić licencję to we wrześniu 1939 moglibyśmy mieć zamiast 160 samolotów myśliwskich ,co najmniej 400. Budując część nowych i modernizuje już posiadane. Może i szału by nie było, ale lotnictwo było by o ponad 100% silniejsze. Ale tego nie było głównie dzięki działalności Rayskiego, szczególnie w latach 1934-1939. A sam Rayski latał w czasie wojny, jako zwykły pilot w lotnictwie…Angielskim. Natomiast niektórzy zwolnieni przez Rayskiego w latach 1926-1935, piloci pomimo 50-tki na karku latali w PSZ na zachodzie.
Za dużo Pan jednak zrzuca na jedną osobę, dla mnie jednak mającą ciekawe koncepcje i chyba jedyną w sanacyjnym obozie mającą jakieś realne, szersze pojęcie o nowoczesnym rolnictwie.
No i Piłsudski – pamiętajmy, że gdy umierał, to mimo lat pokryzysowych, mieliśmy lotnictwo wręcz bardzo nowoczesne jak na owe czasy. Zwłaszcza myśliwskie wytwarzane w manufakturach, ale jednak jednych z najnowocześniejszych na te lata.
„Jedenastki” spokojnie w 1934. pokonałyby bowiem każdy myśliwiec potencjalnego przeciwnika. Np. niemieckie dwupłatowe jeszcze: Heinkel He 51 „na papierze” osiągał w locie poziomym 345 km/h (maks. 330 w praktyce), Arado Ar 65 – 300km/h Ar 68 – 335km/h (co prawda z racji doskonałej zwrotności były one głównymi niemieckimi myśliwcami aż do połowy 1938 roku!); były one wolniejsze nie tylko od P-11C ale i A, a nawet ostatnich wersji „siódemek”. Co prawda sowieckie „iszaki” gdyby były wykonane w standardzie zachodnim (w tym rozumieniu i polskim), to byłyby, fakt, lepsze bo szybsze, ale w praktyce…
Piłsudski gdy otrzymał niewielką darowiznę na wojsko w rok przed śmiercią to kazał ją: „…przesłać lotnictwu i przy okazji wyraził się, że gdyby miał dużo pieniędzy, to dałby je wszystkie na lotnictwo (…). Fakt ten obrazuje stosunek Pana Marszałka Piłsudskiego do lotnictwa…”
Kiedyś napisałem komentarz o „Łosiu”, który pokazuje jednak chyba kompletny brak wypalenia się ekipy Rayskiego – jej wręcz dalekowzroczność:
Poniżej zamieszczam istotne tutaj fragmenty:
„Napisano o nim [Łosiu] ostatnio wiele złego, że owszem bardzo nowoczesny, super – „kosmicznie” aerodynamiczny, ale tak naprawdę to był głównie „…symbol absurdu sanacyjnych rządów, ich oderwania od rzeczywistości i mocarstwowych urojeń.”, który „…był piękną, kosztowną i kompletnie zbędną zabawką, nie było nawet pomysłu, do czego go użyć…” oraz objawem rzekomej megalomani gen. L. Rayskiego.”
Natomiast…
„Pomysł był taki, by bombowiec ten był praktycznie nie do doścignięcia przez myśliwce…” „Łosie miały służyć do głębokich rajdów nad terytorium sowieckim i paraliżować główne miejsca koncentracji ich wojsk oraz niszczyć węzły komunikacyjne. To samo odnośnie Niemiec również było planowane, głównie jednak tutaj Łoś miał „straszyć” swym zasięgiem, nie tylko swoją nowoczesnością – spokojnie bowiem mógłby zbombardować Berlin nawet startując z… …lotnisk sporo oddalonych od granicy z Niemcami.”
A Niemcy się tego – bombardowań, wręcz panicznie bali! I mogliby by odsunąć Hitlera od władzy lub zusić go do poproszenia o pokój, a szczególnie nalot tuż po wypowiedzeniu wojny przez Anglię i Francję, mógłby doprowadzić do masowych dezercji na froncie!.
„Tak więc Łosie jako b. nowoczesne, jak to zapisano w jednej z analiz przedwojennych: tak szybkie, że „nie do zestrzelenia”, i mogące dokonać niszczących niespodziewanych nalotów, miały głównie ODSTRASZAĆ potencjalnych agresorów – dlatego też po prostu musiały być b. nowoczesne, a co za tym idzie i kosztowne, no bo skoro miano się ich bać…?”
TO DLATEGO POSTAWIONO NA ŁOSIA, a nie na myśliwce w pierwszy rzędzie!!!
„Dlaczego nie użyto zatem w ww. celach Łosi w 1939.?
Otóż nie chciano „rozwścieczać” Niemców, liczono na to, że jeśli nie wejdziemy, czy nie „wlecimy” na terytorium niemieckie – a poniesiemy klęskę, to być może Niemcy po kilku dniach ofensywy, zadowolą się tylko „celami deklarowanymi” wojny, np. korytarzem, Śląskiem itp.”
Podobnie zresztą w tej chwili postępuje i Ukraina.
Problem był też w tym, że:
„Łosie były szybkie ale jednak [w 1939. stały się] za powolne wobec nowych typów myśliwców. Pracowano zatem już w 1938 roku, nad wersjami rozwojowymi Łosia, dodajmy ściśle tajnymi. Powstały ponoć okryte właśnie tęże ścisłą tajemnicą, makiety i prototypy np. z silnikami gwiazdowym Gnôme-Rhône 14N21 o mocy 1030 KM i Gnome Rhone Mars 14 M05 o mocy 1460 KM. Prototypy wyposażone w te [gwiazdowe] silniki miałyby podobno osiągać prędkości od 460 do nawet 530 km/h. Zaś makieta z silnikami rzędowymi, a więc bardziej aerodynamicznymi od gwiazdowych, typu Hispano-Suiza 12Z [następca 12Y], przy których projektowaniu braliśmy udział i stąd mieliśmy tanio dostać ich pełną licencję (moc, które powinny one osiągnąć szacowano na od 1400 do 1600 KM – miano je także użyć do naszych nowych typów myśliwców); wyglądać miała szczególnie obiecująco. Spodziewano się, że w ten sposób z silnikami rzędowymi, osiągnie się u Łosi (o ile bez wyraźnego wzrostu masy, wzmocnimy go, zwłaszcza podstawy skrzydeł) niebotyczną dla ówczesnych bombowców (i większości myśliwców) prędkość, przekraczającą być może nawet 600 km/h!”
Fakt silniki Hispano Suiza 12Z miały jedną wadę: w 1939. nawet ich prototypy praktycznie nie istniały, ale…
…czy Rayski i jego ludzie się jednak rzeczywiście wypalili, czy raczej stali się kozłami ofiarnymi sanacyjnych miernot, a m. in. i Pan, ofiarą ich kłamstw ?
Przepraszam bardzo, oczywiście zamiast „zusić” powinno być oczywiście „zmusić”.
Dodać można tutaj jeszcze, że Niemcy, do czasu podania im do wiadomości – i wyświetleniu na dowód tegoż kronik w kinach, o dotarciu ich wojsk do rogatek Warszawy, panicznie bali się szybkiej klęski, byli wręcz śmiertelnie przerażeni – ulice niemieckich większych miast świeciły pustkami, a liczne plotki głosiły gdzie i kiedy widziano już polskie supernowoczesne (bo to wiedział każdy Niemiec! – czy więc celu odstraszania w pewnym jednak stopniu nie osiągnięto?) Łosie oraz co polskie lotnictwo w ten sposób zbombardowało…
A i jeszcze zapomniałem dodać jaką prędkość osiągała „jedenastka” – otóż z silnikiem po remoncie kapitalnym (większość ich zrobiono w 1937-39.) i systemem „dopalania” – jak mówił mój znajomy św. p. lotnik wrześniowy, powszechnie nazywanym przez brać lotniczą „bosto” – ponad 390 km/h; podczas gdy Messerschmitt Bf 109 B-2 – w praktyce owszem latał szybciej, ale nie aż tak dużo jak się nam to często wmawia, bo jedynie 435 km/h (tylko „na papierze” było to aż 465). I to stąd „jedenastki” potrafiły tak dobrze sobie radzić na wrześniowym niebie, poradzić sobie tak z „messerami” (tym bardziej, że piloci niemieccy jeszcze nie w pełni opanowali pilotaż tego nowoczesnego myśliwca, i najczęściej bali się używać go w walce myśliwskiej przy tejże prędkości maksymalnej), jak i praktycznie wszystkimi niemieckimi bombowcami oraz innymi samolotami wojskowymi i…
…i na koniec dla „odprężenia”, na marginesie oczywiście:
…i stąd też tj. od określenia potocznego samolotowego systemu sprężarek dopalających, powstała nazwa samochodu Syrenka „Bosto” :)))
:) no i jeszcze nie „rolnictwie”, a lotnictwie, hi, hi, hiii – pośpiech jak widać to oczywiście zły doradca i wskazany jest tylko przy łapaniu pcheł, he, he…
„A sam Rayski latał w czasie wojny, jako zwykły pilot w lotnictwie…Angielskim.”
Przepraszam droga strono – portalu, że ocieram się wręcz o namolność, ale dopiero teraz zauważyłem to wierutne kłamstwo!!!
Więc proszę mi wybaczyć, muszę – choćbym i nie chciał być namolnym!
Wiki: „Po śmierci gen. Sikorskiego przyjęty do Polskich Sił Powietrznych, objął funkcję dowódcy PSP na Bliskim Wschodzie. W lutym 1944 r. rozpoczął się proces rehabilitacji. Miarą zaangażowania w sprawy Polski były jego ochotnicze loty (jako drugi pilot) samolotami 1586 Eskadry Specjalnego Przeznaczenia ze zrzutami dla powstania warszawskiego (pięć lotów) oraz loty bojowe w ramach dywizjonu 318.” A!!! i co Pan na to!!!”
Dodam, ze czytałem wspomnienia Rayskiego z lotów nad Warszawą – coś niewiarygodnego i przerażającego ale polecam każdemu…
„Pełne oczyszczenie od zarzutów nastąpiło 2 kwietnia 1977 r. – 9 dni przed śmiercią.”
I tego się trzymajmy droga Redakcjo i szanowny Anonimie!!!
niepoprawny politycznie postanowił bronić niepokalanej czci emira Rayskiego ( to z czasów, kiedy był obserwatorem w lotnictwie tureckiego sułtana ), więc ponownie pytanie kto dowodził Polskim lotnictwem w latach 1926-1939 ? Ponadto w latach 1926-1936, miał Rayski wolna rękę w kwestii rozwoju lotnictwa, bo funkcje dowódcy lotnictwa na wypadek wojny utworzono dopiero w roku ..1936. Także oskarżenie Rayskiego o zły stan polskiego lotnictwa i zdradę państwowych interesów oraz korupcję, nie są po raz pierwszy wysuwane po roku 1939, tylko dotyczą już roku 1930, kiedy pułk. pilot Kubala oskarżył o te czyny zarówno Rayskiego jak i Becka z MSW. Za co został skazany na 7 miesięcy więzienia, za …obrazę Rayskiego. A następnie zdegradowany i usunięty z wojska. Ponieważ był Rajski człowiekiem pamiętliwym i mściwym, narobił sobie wrogów którzy zapamiętali jego wszystkie błędy przy kierowaniu polskim lotnictwem wojskowym. Pierwsza próba odsunięcia Rayskiego miała miejsce zaraz po utworzeniu funkcji dowódcy lotnictwa na czas wojny, w 1936 roku, kiedy gen. Orlicz -Dreszer miał zastąpić Rayskiego na stanowisku. Ale sprawę przerwała śmierć gen. Dreszera w wypadku…lotniczym. Już w latach 1926-1936, postawił Rayski na atak i lotnictwo bombowe, ograniczając naszą obronę do P.7 i P.11. Od 1936 nie zmienił swoich preferencji promując duet myśliwców PZL.39 i PZL.38 Wilk. Jednak PZL.39, został odrzucony przez Sztab Główny, a PZL.38 Wilk, okazał się bublem i porażką koncepcji Rayskiego. Jego kolejny pomysł PZL.50 Jastrząb, okazał się kolejną porażką Rayskiego, zresztą podobnie jak jego koncepcja żeby opierać się tylko na silnikach produkowanych w kraju. Zresztą w czasie kiedy projektowano Jastrzebia, kazał Rayski najlepszym inżynierem lotniczym na czele z Wsiewolodem Jakimiukiem, projektować ….cywilny PZL.44 Wicher, co przyciągnęło pracę nad Jastrzebiem o rok. Hitler zajmuje Nadrenie w 1936, Austrię i Sudety w 1938, a Rayski każe projektować …..cywilny samolot którego nikt nie chce. Do pracy nad Jastrzebjem wracają dopiero po ukończeniu Wichra. Co powstaje w latach 1936-1939 ? Po dwa prototypy Wilka, Jastrzębia i Suma, oraz bombowce PZL.37 Łoś. Pytanie czy Polska miała być stroną atakującą że potrzebowała bombowców, czy miała się bronić do czego potrzebne były myśliwce ? Również sprawa produkcji, przeznaczonego na eksport P.24 dla polskiego lotnictwa w 1938 po zakończeniu produkcji eksportowej, nie została przez Rayskiego pozytywnie zaopiniowana. W efekcie czego polskie lotnictwo po wymuszonej dymisji Rayskiego w marcu 1939 roku, było słabsze niż w 1926 roku kiedy Rayski zaczynał swoją przygodę z polskim lotnictwem. A silniki lotnicze do P.24 mogliśmy mieć z Francji w ramach pożyczki która dostała 2 RP, bo część pożyczki było w formie uzbrojenia z Francji. No ale przecież to nie Rayski był winien katastrofalnego stanu naszego lotnictwa w 1939 roku. Ba nawet go oczyszczono z zarzutów w ….1977 roku. Więc pozostaje pytanie kto odpowiada za klęskę WP we wrześniu 1939 roku ? Bo jeśli to nie Rayski odpowiada za stan naszego lotnictwa którym rządził przez 13 lat to kto ? Zdrada sojuszników z Francji i Anglii, To że Hitler nie poczekam do roku 1940, lub 1942 z wybuchem wojny ? A może powiedzmy po prostu jaką porażką Polacy przecież w 1939 nic się nie stało.