Vasa – najsłynniejszy galeon na świecie
W XVII wieku był chlubą szwedzkiej marynarki wojennej. Jego chwała trwała jednak bardzo krótko. Winą za katastrofę obarczono polskich szpiegów. Po 333 latach okręt wydobyto i przywrócono mu dawną świetność. Dziś jest jedną z największych atrakcji turystycznych w Szwecji.
Pierwsza połowa XVII wieku była niespokojnym czasem na wodach Bałtyku. Zwłaszcza biorąc pod uwagę relacje polsko-szwedzkie. W 1626 roku król szwedzki król Gustaw II Adolf, nazywany także Lwem Północy złożył zamówienie na okręt, jaki nigdy wcześniej nie powstał. Miał on być nie tylko sprawnie działającą machiną wojenną, ale jednocześnie – przez swój wygląd – prezentować potęgę kraju.
Pływająca choinka i klęczący Polacy
Pod nadzorem holenderskiego budowniczego statków, królewska stocznia w Sztokholmie zabrała się do pracy. Jak się okazało, król miał jednak wiele uwag. Kazał poprawić projekty w taki sposób, aby zmieściło się więcej dział, ale także rzeźbiarskich dekoracji podkreślających szwedzką potęgę. Galeon nazwany na cześć rodziny królewskiej – Vasa – miał budzić postrach i przeważyć szalę zwycięstwa.
Ukończony w dwa lata, najpotężniejszy galeon wszech czasów był arcydziełem także w wymiarze artystycznym. Stanowił pływającą wizytówkę Gustawa Adolfa i jego programu politycznego. Okręt przepełniony był rzeźbami i wszelkiego rodzaju zdobieniami nawiązującymi do historii, mitologii czy religii. Nie zabrakło także akcentów antypolskich. Na dziobie okrętu umieszczono rzeźby klęczących, chowających się pod stołami polskich szlachciców. Kolorowy i ociekający zdobieniami i złoceniami statek prezentował się niczym nieco przaśna, bożonarodzeniowa choinka.
Czytaj też: Habbakuk, czyli projekt lotniskowca z… lodu
Przerost formy
W XVII wieku Bałtyk nie widział większego okrętu. Vasa miał 69 metrów długości i 11 szerokości, koniec jego najwyższego masztu znajdował się na wysokości 52 metrów. Dla porównania: największy polski galeon owych czasów, postawiony obok Vasy, masztem nie dosięgnąłby nawet szczytu jego burty. Niezwykłego kolosa zbudowano z najdroższego i najlepszego dostępnego w Skandynawii drewna – czarnego dębu. Największą zaletą Vasy było jednak jego uzbrojenie. Jeszcze w fazie projektowej król zażądał większej liczby dział. Aby ostatecznie upchnąć ich aż 64, dobudowano dodatkowy pokład.
Vasa został ukończony w 1628 roku, ale jeszcze przed wypłynięciem jego stateczność była wątpliwa. W czasie przeprowadzonego przez marynarzy testu okręt rozkołysał się tak bardzo, że prawie się przewrócił. Mimo to admirał szwedzkiej floty Klas, Fleming, prawdopodobnie bojąc się reakcji władcy, dopuścił galeon do próbnego rejsu. I tak 10 sierpnia 1628 roku Vasa, wyruszył w swój dziewiczy rejs. Niestabilny nawet bez żagli, po ich postawieniu przechylił się znacząco przy pierwszym podmuchu wiatru. Był to zapewne najkrótszy rejs w historii szwedzkiej marynarki wojennej. Galeon przepłynął 1300 metrów i opadł na lewą burtę, niezwykle szybko nabierając wody przez otwarte otwory działowe. Za ciężki i zbyt wysoki, na oczach podziwiających jego potęgę z nabrzeża tłumów poszedł na dno.
Czytaj też: Zatopienie „Montevideo Maru”. Największa katastrofa morska w historii Australii
Za dużo błędów
Król nakazał zwołać specjalną komisję, która miała zbadać przyczyny katastrofy. Liczne błędy szybko jednak zamieciono pod dywan. Główny projektant statku zmarł rok przed jego ukończeniem, a jedynymi – w oczach szacownej komisji – winnymi okazali się polscy szpiedzy. Rzekomo podmienili projekty jeszcze w trakcie prac w stoczni.
Błędów w konstrukcji Vasy można by jednak szukać bez końca. Okręt był zbyt wysoki w części znajdującej się nad wodą. Zbyt płaskie dno w połączeniu z co najmniej o połowę za małym kamiennym balastem sprawiło, że statek nie był w stanie utrzymać równowagi na wodzie. W zadaniu tym nie pomogły mu również umieszczone zbyt wysoko ogromnych rozmiarów działa.
O błędy konstrukcyjne trudno winić dziś budowniczych. Stojąc przed niełatwym zadaniem wzniesienia tak wielkiego statku, musieli jednocześnie podołać coraz to nowszym wymaganiom i kaprysom władcy, traktującego projekt osobiście.
333 lata pod wodą
Vasa spoczął na dnie portu, 35 metrów pod wodą. Sporo mówiło się o tym, żeby wydobyć kolosa. Nie było jednak takich możliwości technicznych. Jeszcze w II połowie XVII wieku udało się jednak uratować to, co najcenniejsze, czyli ponad 50 sporych rozmiarów dział wykonanych z brązu. Po tym sukcesie zainteresowanie galeonem znacząco zmalało.
Okręt popadł w zapomnienie na ponad 300 lat. W 1956 roku archeolog amator znalazł pod wodą kawałek drewna, który okazał się fragmentem galeonu. I tak rozpoczął się długi, żmudny proces wydobywania Vasy na powierzchnię. Całą akcję media określały nawet mianem szwedzkiego programu Apollo. W trwającą wiele miesięcy akcję zaangażowano nurków ze szwedzkiej marynarki wojennej. Vasa zapadł się głęboko w muł spoczywający na dnie portu, dlatego najpierw należało wydrążyć specjalne tunele pod statkiem. Następnie przeciągnięto przez nie liny i przy pomocy dwóch łodzi pontonowych uniesiono galeon wyżej i przeniesiono na płyciznę.
Szybkie wydobycie Vasy na powierzchnię nie było wskazane. W pierwszej kolejności, jeszcze pod wodą, należało wykonać niezbędne prace remontowe. Kadłub został połatany, a furty działowe zatkane – statek miał bowiem znowu samodzielnie unieść się na powierzchni wody. Cały proces przebiegał bardzo powoli. Ostatecznie 24 kwietnia 1961 roku – po 333 latach – drewniany kolos, niedoszły postrach Bałtyku ponownie ujrzał światło dzienne. Po dwóch tygodniach i wypompowaniu wody z kadłuba Vasa, samodzielnie unosząc się na powierzchni, został odholowany do suchego doku.
Czytaj też: Violet Jessop – pogromczyni morskich gigantów
Pozostał chlubą Szwecji
Prace nad konserwacją okrętu trwały wiele lat. Szybko okazało się, że do przetrwania potrzebuje słonej, morskiej wody, którą stale był spryskiwany. Przez kolejnych 17 lat galeon nasączano specjalnym środkiem konserwującym. W latach 80. skupiono się zaś na jego rekonstrukcji. Odbudowano najwyższy pokład i większość detali. Luźne rzeźby zostały umieszczone na swoich pierwotnych miejscach.
W grudniu 1988 roku galeon wyruszył w swoją ostatnią podróż. Na specjalnym pontonie dopłynął do wzniesionego specjalnie dla niego budynku muzeum. Dziś zrekonstruowanego w 98% Vasę ogląda 1,5 miliona turystów rocznie. To najchętniej odwiedzana atrakcja w całej Szwecji. Okręt z królewskich marzeń nie pływał długo, nie wsławił się w żadnej z bitew, nie oddał nawet jednego strzału, ale pozostał najsłynniejszym galeonem na świecie.
Bibliografia:
- Vasa Museum (dostęp: 20.02.2022).
- Frederick M. Hocker, Vasa: A Swedish Warship, 2011.
- Russell Freedman, The Sinking of the Vasa: A Shipwreck of Titanic Proportions, 2018.
- Lars- Ake Kvarning, Bengt Ohrelius, The Vasa: The Royal Ship, 1998.
Rosjanie zbudowali dzwon Car Kołakoł, który nigdy nie zadzwonił, oraz działo Car Puszkę które nigdy nie wystrzeliło. Szwedzi byli od nich o 1300 metrów lepsi, bo tyle przepłynął ich galeon Vasa – wielki, silny i ….nienadający się do pływania. Dziś Vasa jest pomnikiem Szwedzkiej nieudolności w budowie okrętów. A Polacy nie musieli nic robić, wystarczyło ze wystraszyli Szwedów, a ci ze strachu i dzięki poronionymi pomysłom swojego króla zbudowali Misia na miarę Szwecji.
Tak się kończy bezkrytyczne słuchanie głupiego rządzącego i spełnianie jego fanaberii, patrz statek Vasa i patrz Smolensk:(