Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Ciężka droga do drinka. O sposobach na upicie się w czasach prohibicji

Amerykanie celebrujący zakończenie prohibicji w 1933 roku.

fot.domena publiczna Amerykanie celebrujący zakończenie prohibicji w 1933 roku.

Fikcyjni kapłani – korzystający z prawa do smakowania wina w celach religijnych, zamaskowane bary, obrotowe półki z alkoholem, winne cegiełki, a nawet specjalne gumy do żucia – to tylko garść sposobów na to, jak można było się upić, a przynajmniej zakosztować ulubionego smaku w czasach tzw. szlachetnego eksperymentu, czyli prohibicji w USA.

Prohibicja weszła w życie w całych Stanach Zjednoczonych z początkiem 1920 roku. Tzw. szlachetny eksperyment okazał się  jednak fatalny w skutkach. Amerykanie nie tylko nie przestali pić, ale zaczęli pić jeszcze więcej. Przy okazji efektem wprowadzenia prohibicji, a więc zakazu produkcji, transportu i sprzedaży alkoholu, były narodziny amerykańskiej mafii.

Czytaj też: W poszukiwaniu karczmy, czyli co i gdzie pili Anglicy

Whisky na receptę i wino mszalne

Już w lipcu 1919 roku, tuż przed okresem próbnym funkcjonowania „suchego” prawa, mieszkańcy Nowego Jorku rzucili się masowo do sklepów w poszukiwaniu procentów. W gazetach sprzedawcy alkoholu zakupywali ogłoszenia zachęcające do zakupów hurtowych, pod hasłem „chroń się przed suchym dniem”. Tuż przed wprowadzeniem próbnej prohibicji w Nowym Jorku tysiące ludzi upijało się do późna w barach i na ulicach, co nowojorscy dziennikarze ochrzcili mianem „sylwestra w środku lata”. Niedługo później pierwszą „ofiarą” prohibicji padł barman z Brooklynu,  Leonard Steinberg, który sprzedał półlitrową whisky, policyjnemu tajniakowi. Z czasem umiejętność odróżnienia zwykłego człowieka, który chce się napić od tajniaka, stała się kluczowa w barmańskim fachu. Najlepsi potrafili dodatkowo wyłuskać tych, którzy szczerze chcieli się napić, także spośród tajniaków.

W ciągu dwóch badanych miesięcy konsumpcja wina mszalnego wzrosła o dwa miliony galonów, w porównaniu do czasów sprzed prohibicji.

fot.domena publiczna W ciągu dwóch badanych miesięcy konsumpcja wina mszalnego wzrosła o dwa miliony galonów, w porównaniu do czasów sprzed prohibicji.

W pierwszym roku prohibicji przeciętny Amerykanin, zamiast drinka, mógł skorzystać z substytutu – np. gumy do żucia, wyprodukowanej przez firmę The Adams Company, która miała skutkować zupełnym zaspokojeniem tęsknoty za procentami. Innym wyjściem było piwo bezalkoholowe (maksymalne dopuszczalne stężenie alkoholu wynosiło 2,75 proc.). Szybko jednak okazało się, że takie zastępniki nie ugaszą pragnienia wypicia napoju wyskokowego.

Pijąca Ameryka nie zamierzała żyć w moralnej i fizycznej czystości, co było celem „eksperymentu”. Miał on usunąć z tkanki społecznej zdemoralizowaną tzw. kulturę salonową. Nic takiego się oczywiście nie stało. Za to czarny rynek kwitł: najpierw subtelnie, zanim zajęły się nim zorganizowane grupy przestępcze.

W pierwszym okresie prohibicji, celem zaspokojenia pragnienia, poszukiwacze trunków udawali się do lekarzy, gdyż ci mieli prawo wypisywać recepty na alkohol w celach medycznych. „Whisky na receptę” była zupełnie legalna, tyle że zamiast w barze, kupowano ją w aptece.  Do 1933 roku, kiedy ostatecznie zniesiono prohibicję, lekarze wypisali ponad 6 mln recept na alkohol medyczny, często za godziwą „rekompensatą” ze strony „chorego”.

Opłacało się też zaznajomić się z przedstawicielami mniejszości żydowskiej, którzy – do celów religijnych – mieli zagwarantowane przydziały wina szabasowego. Dysponentami trunku byli rabini. Taka furtka spowodowała, że zaledwie w ciągu roku liczba rodzin wyznania mojżeszowego wzrosła w USA 10–krotnie. To samo dotyczyło innych wyznań. Rosła liczba samozwańczych duchownych i zakładanych „kościołów”, tylko po to, by mieć legalny dostęp do alkoholu. W tym celu korumpowano księży katolickich i pastorów. W 1924 roku administracja przeprowadziła wyrywkową kontrolę, która zjeżyła włos na głowie zwolennikom „szlachetnego eksperymentu”. W ciągu dwóch badanych miesięcy konsumpcja wina mszalnego wzrosła o dwa miliony galonów, w porównaniu do czasów sprzed prohibicji.

Czytaj też: Pijany jak Stalin? Dyktator był alkoholikiem i wciągnął w nałóg cały naród!

Jake Leg i winne cegiełki

W obiegu dla „spragnionych” krążyły też kradzione alkohole przemysłowe. Rocznie 15 mln galonów przemysłowego alkoholu zamiast do fabryk, trafiało do gardeł. Nieraz amatorzy trunków niewiadomego pochodzenia dostawali np. paraliżu czy ślepoty. Słynna stała się jednostka chorobowa pod nazwą Jake Leg, objawiająca się utratą władania w kończynach dolnych i nieporadnym, śmiesznym chodem. Wszystko to po spożywaniu Jinger Jake – ekstraktu alkoholowego z imbiru lekarskiego, który zawierał trujące organofosforany.

Przedsiębiorczy i spragnieni na własną rękę pędzili alkohol. W sprzedaży były – całkowicie legalne – koncentraty winne, które nazywano wine bricks. Półprodukt oficjalnie sprzedawany do produkcji soku z winogron, idealnie nadawał się do fermentacji. Zresztą, co niektórzy producenci lojalnie przestrzegali swoich klientów, że koncentrat nie służy do tego by go zalać wodą i odstawić na 20 dni. Inaczej zmieniłby się w wino.

Produkcja wina na własne potrzeby, do 200 galonów rocznie, była zupełnie legalna. Nagle więc w amerykańskim społeczeństwie wybuchła moda na pędzenie wina, ale także na hodowlę winorośli. W ciągu pierwszych pięciu lat szlachetnego eksperymentu powierzchnia winnic w Kalifornii wzrosła nawet dziesięciokrotnie.

Czytaj też: Skąd w Polsce wzięło się wino i kiedy było najbardziej popularne?

Pijane rejsy

Ponieważ sprzedaż alkoholu była zakazana w granicach USA, co sprytniejsi przedstawiciele branży gastronomicznej (rekordziści tuż przed wejściem w życie nowego prawa, zaopatrywali się w zapas alkoholu na kilkanaście lat, choćby nowojorski Yale Club, który miał „baterię” wystarczającą na 15 lat), organizowali rejsy, na przykład na Karaiby. Statek wypływał na wody międzynarodowe, gdzie można było już legalnie kupować od barmana whisky i upijać się na umór.

Czasy prohibicji sprzyjały przestępcom takim jak słynny Al Capone.

fot.domena publiczna Czasy prohibicji sprzyjały przestępcom takim jak słynny Al Capone.

Oprócz tzw. pijanych rejsów, kwitła turystyka alkoholowa do krajów sąsiednich. Stamtąd szedł zresztą coraz potężniejszy przemyt. Tak zrodziła się mafia. Przed prohibicją przestępczość zorganizowana w Stanach Zjednoczonych zazwyczaj zasilana młodzieńcami bez perspektyw pochodzących z mniejszości narodowych – przede wszystkim włoskiej i irlandzkiej – miała charakter gangów ulicznych zajmujących się rozbojami i kradzieżami. Po wprowadzeniu zakazu produkcji i handlu alkoholem, zaczęła ewoluować w kierunku profesjonalnego przestępczego biznesu.

Już w kilka miesięcy po wprowadzeniu prohibicji nowe organizacje mafijne dysponowały tzw. rum rows, czyli pływającymi hurtowniami alkoholu, ulokowanymi na całym wschodnim wybrzeżu USA. Kutry wypełnione po brzegi napojami procentowymi ze Starego Świata cumowały za specjalnie utworzoną, 3-milową strefą buforową. Tam były całkiem legalne i właśnie stamtąd w łodziach motorowych, pod osłoną nocy, żołnierze mafii przewozili towar na brzeg. Najczęściej motorówki były wypakowane szkocką whisky bądź rumem. Przemycano też alkohol drogą lądową.

Tak rodziły się imperia. W grupach mafijnych zatrudniano pośredników, kierowców, pospolitych szmuglerów, prawników, księgowych, barmanów i oczywiście kapusiów. Opłacano policjantów, urzędników i polityków.

Czytaj też: Jak bardzo bogaty był Al Capone?

Barowy kamuflaż

Działo się dokładnie to, co później pokazywały hollywoodzkie filmy gangsterskie traktujące o czasach prohibicji. Stawiano fikcyjne ściany z zakamuflowanymi drzwiami do „mokrej” części restauracji. Niczym wyjątkowym były obrotowe regały barmańskie, które pozwalały szybko zakryć towar przed agentami federalnymi. Amerykański aparat państwowy okazał się zresztą zbyt niewydolny, by móc wyegzekwować wprowadzone prawo. W całym kraju działało nieco ponad 1500 agentów delegowanych do spraw prohibicji, tymczasem szacuje się, że w samym Nowym Jorku działało ponad 30 tysięcy ukrytych restauracji.

Policjant z wrakiem samochodu i skonfiskowanym bimbrem, 1922.

fot.domena publiczna Policjant z wrakiem samochodu i skonfiskowanym bimbrem, 1922.

Do rangi legendy urósł Club 21, funkcjonujący zresztą do dziś na 52 ulicy Nowego Jorku. Pewnej gorącej, czerwcowej nocy 1932 roku, do oficjalnej części klubu weszli federalni. Barmani, widząc nieproszonych gości, za pomocą ukrytych pod blatem przycisków uruchomili alarm, który zawiadomił klientelę w pomieszczeniu po drugiej stronie, że trzeba szybciej kończyć drinki. Gdy federalni weszli do sekretnej sali, odrzucił ich smród tytoniu. Przy stolikach siedziały masy ludzi, niektórzy wyraźnie mieli problemy z zachowaniem równowagi, jednak agenci alkoholu nie znaleźli. Przeszukano wszystkie pomieszczenia: sale, bar, kuchnię i toalety. Ponad 2000 butelek dosłownie rozpłynęło się w powietrzu. Dopiero po latach – na potrzeby filmu dokumentalnego – Charlie Berns, właściciel lokalu, zdradził sekret. Klub miał ukrytą za zamaskowanymi, 2-tonowymi drzwiami, piwnicę gdzie przetrzymywano zakazane trunki. Był też specjalny mechanizm, który w razie kontroli, pozwalał wywrócić półki nad barem w taki sposób, że butelki spadały do szybu wewnątrz kanału. Tam rozbijały się, a cała ciecz wsiąkała w piaszczyste podłoże. Dowodów łamania prawa nie było.

Czytaj też: Prawdziwa legenda Zeldy. Czy Scott Fitzgerald doprowadził żonę do szaleństwa?

Shine runners i koniec prohibicji

Prohibicja była przykładem na to, jak sztuczne odgórne regulacje rynku i restrykcje przynoszą efekt odwrotny od zamierzonego. Dziś wydaje się wręcz niewiarygodne, że liberalna Ameryka, uchodząca za ideał wolności, dała sobie narzucić aż na 14 lat tak drakońskie przepisy. Wówczas jednak zwyciężył duch purytański. Uważano również, że zakaz sprzedaży „procentów” zatrzyma falę alkoholizmu, zwłaszcza wśród proletariatu rekrutującego się z imigrantów. Co ciekawe – prohibicję poparł, rodzący się wówczas ruch sufrażystek. Niedługo później wprowadzono czynne prawo wyborcze dla kobiet.

Detroit, Policja sprawdza wyposażenie znalezione w podziemnym browarze w okresie prohibicji

fot.domena publiczna Detroit. Policja sprawdza wyposażenie znalezione w podziemnym browarze w okresie prohibicji

Ostatecznie jednak szlachetny eksperyment nie powiódł się. W latach 30. XX wieku, w czasach wielkiego kryzysu, prohibicja nie cieszyła się popularnością w społeczeństwie. Jej negatywnym skutkiem był wzrost przestępczości zorganizowanej. Wielkie poruszenie w opinii publicznej wywołała Masakra W Dniu Świętego Walentego w 1929 roku w Chicago. Wówczas gang Al Capone wykonał wyrok na członkach konkurencyjnej grupy North Side. Podczas zamachu zginęło 6 członków gangu i jeden przypadkowy mężczyzna.

Amerykanie zaczęli dostrzegać też, że czarny rynek coraz bardziej degeneruje gospodarkę. Z kolei wstrzymanie produkcji alkoholu pozbawiło gospodarkę istotnej gałęzi przemysłu. Jej przywrócenie wpłynęło pozytywnie na odbicie ekonomiczne. Tego też oczekiwano, gdy w 1933 roku, za czasów prezydenta Roosvelta, zniesiono prohibicję, co zresztą w kręgach mafijnych przyjęto negatywnie.

Okres „szlachetnego eksperymentu” był barwnym epizodem w historii Ameryki. Na stałe wpisał się w jej kulturę. Dziś amerykaniści dopatrują się właśnie w tamtych czasach genezy wielu toposów funkcjonujących w masowej, amerykańskiej wyobraźni, której emanacją jest choćby kino. Niewykluczone, że popularne pościgi policyjne za złoczyńcami, wzięły się właśnie stamtąd. Szmuglerzy alkoholu i pracownicy nielegalnych rozlewni używali często wzmocnionych samochodów, o podwójnym podwoziu i innych skrytkach. Ciężarówki, którymi uciekali przed agentami federalnymi nazywano „bimbrowymi” (moonshine runners) lub „lśniącymi biegaczami” (shine runners).

Choć więc barwne czasy prohibicji nie otrzeźwiły Ameryki, niezwykle wzbogaciły kulturę masową – przede wszystkim kino i literaturę kryminalną, które doczekały się specyficznych odmian gatunkowych traktujących o tym wyjątkowym okresie w historii Stanów Zjednoczonych. Dziś są klasyką, która ciągle inspiruje i bawi.

Bibliografia:

  1. Henryk Katz, „Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki”, Ossolineum 1971
  2. Carl Sifakis, The Mafia Encyclopedia, Da Capo Press, New York 2005
  3. Ewa Winnicka, „Nowy Jork zbuntowany. Miasto w czasach prohibicji, jazzu i gangsterów”, PWN 2013

Komentarze

brak komentarzy

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.