Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Wielki shopping. Jak powstawała artyleria II Rzeczpospolitej?

Wojsku nowo powstałej Rzeczpospolitej potrzebna była artyleria – i to na już.

fot.NAC/domena publiczna Wojsku nowo powstałej Rzeczpospolitej potrzebna była artyleria – i to na już.

Wojsku nowo powstałej Rzeczpospolitej potrzebna była artyleria – i to na już. Uzbrojenie, które pozostawiły po sobie państwa zaborcze, było kroplą w morzu potrzeb, często powodującą dodatkowe problemy. Prawie milionowa armia czekała na armaty. Tylko skąd wziąć nagle tyle sprzętu?

Organizacją i rozwojem artylerii zajmował się głównie Inspektorat Artylerii – tworzył nowe jednostki, przydzielał oficerów, sporządzał wykazy uzbrojenia oraz dbał o poziom wykształcenia żołnierzy. Nad pozostałymi sprawami czuwał Departament Techniczno-Artyleryjski, podzielony na cztery sekcje: ogólną, zaopatrzeniową, broni oraz amunicji. Taki podział wydaje się być dość sztuczny i zapewne sprawiał trudności, ponieważ niektóre kompetencje tych organów nachodziły na siebie.

To dość problematyczne

Pierwszym problemem napotkanym przez rodzącą się polską artylerię były… odziedziczone po państwach zaborczych działa. W każdym z zaborów funkcjonowały inne typy broni. Chcąc zrobić z tym porządek, Departament Techniczno-Artyleryjski zlecił, by działa porosyjskie trafiły do Warszawy, poniemieckie do Poznanie, a poaustriackie do Krakowa. Było to jak najbardziej sensowne rozwiązanie. Dzięki temu można było wyposażyć daną jednostkę w jeden typ dział i łatwiej dopasować amunicję.

Jednak „odziedziczone” po zaborcach uzbrojenie było niewystarczające. Polska armia potrzebowała znacznie więcej sprzętu. Trzeba było znaleźć dostawcę. W tym celu w 1919 roku powołano Polską Wojskową Misje Zakupów. Sprowadzonym przez nią uzbrojeniem dysponował Departament Artylerii i Uzbrojenia. Broń trafiała głównie do nowych jednostek, ale służyła również do przezbrajania wcześniej utworzonych – tak, by zwiększyć ich siłę bojową.

Polska Wojskowa Misja Zakupów w Paryżu dozbroiła naszą armię w czasie wojny z bolszewikami. Bez zapewnionych przez nią dostaw wynik tych zmagań mógłby być inny.

Polska Wojskowa Misja Zakupów w Paryżu dozbroiła naszą armię w czasie wojny z bolszewikami.

fot.Centralne Archiwum Wojskowe/ domena publiczna Polska Wojskowa Misja Zakupów w Paryżu dozbroiła naszą armię w czasie wojny z bolszewikami.

Początkowo planowano zakup wyposażenia dla 10 dywizji piechoty, brygady piechoty górskiej, 5 brygad kawalerii oraz 20 dywizjonów artylerii. W liczbach wyglądało to następująco: dla każdej dywizji piechoty – jeden pułk artylerii polowej i jeden dywizjon artylerii ciężkiej. Każda brygada kawalerii miała posiadać jeden dywizjon artylerii konnej, a brygada piechoty górskiej – pułk artylerii. Czyli potrzeba było 750 armat dla artylerii polowej, dla ciężkiej 50 armat i 220 haubic, dla konnej 80 armat, a dla górskiej 30. Razem daje to zawrotną liczbę 1130 dział.

Podczas dwuletniej działalności Polskiej Wojskowej Misji Zakupów udało się nabyć 1402 działa, w większości posiadające pełne wyposażenie, oraz 3,5 mln sztuk amunicji.

Czytaj też: Armia obdartusów. Wojsko Polskie w 1919 roku

Lepszy wróbel w garści…

Łatwo stwierdzić, jakiej klasy był to sprzęt. W jednym z pierwszych transportów z Włoch przywieziono armaty: 120 sztuk kal. 75 mm wz. 1906 (plus amunicja – 24 tys. sztuk), 12 sztuk armat 75 mm wz. 1911, 12 sztuk 140 mm wz. A (do tego ok. 10 tys. pocisków). Ponadto 10 haubic 105 mm Schneidera i 8 moździerzy 210 mm.

Armaty kal. 75 mm wz. 1906 nie były najnowszym osiągnięciem techniki. Egzemplarze przywiezione do Rzeczpospolitej pochodziły z demobilu, jednak w większości nie były używane. By określić ich wartości bojową, można porównać je do armat, którymi w tym czasie dysponowały inne armie.

Włoska armata była doceniona przez żołnierzy, bo była wytrzymała i niezawodna. Przewyższała możliwościami balistycznymi sprzęt, jakim posługiwała się armia austriacka. Z drugiej strony jednak wprowadzona przez Niemców armata 7,7 FK 1916 zdeklasowała włoską konstrukcję w kategorii donośności – był to zatem towar ze średniej półki.

Potrzeba było 750 armat dla artylerii polowej, dla ciężkiej 50 armat i 220 haubic, dla konnej 80 armat, a dla górskiej 30. Razem daje to zawrotną liczbę 1130 dział.

fot.W. Pikiel/NAC/domena publiczna Potrzeba było 750 armat dla artylerii polowej, dla ciężkiej 50 armat i 220 haubic, dla konnej 80 armat, a dla górskiej 30. Razem daje to zawrotną liczbę 1130 dział.

Realizacja zamówień była trudna. Tym bardziej że zamożny sojusznik II RP, jakim była Francja, sztucznie zawyżał ceny. Dopiero po zwróceniu się Misji do innych państw, takich jak Włochy czy USA, strona francuska spuściła nieco z tonu. Z czasem Polska Wojskowa Misja Zakupów zaczęła skupywać sprzęt z innych krajów, m.in. Jugosławii, Łotwy, Rumunii, Czechosłowacji i Szwecji.

Polska najczęściej nabywała armaty kal. 75 mm wz. 97 Schneider (w okresie od 1924 do 1933 roku zakupiono ich aż 741 sztuk). Do nich dokupywano oporządzenie – przodki i jaszcze (jednoosiowe przyczepki na amunicje używane głównie w artylerii konnej). Ze Szwecji przypływały nad Wisłę armaty przeciwlotnicze, przeciwpancerne i nabrzeżne.

Czytaj też: Sztuka przeżycia. Czego uczono polskich rekrutów w 1919 roku?

Pora zrobić to po swojemu

Po wojnie polsko-bolszewickiej nadszedł czas na rozwój krajowego przemysłu wojskowego. Początki były trudne. Nie można było oczekiwać od Polaków, że nagle od ręki wymyślą armaty i haubice. W związku z tym trzeba było pomyśleć o zakupienie licencji, żeby móc uruchomić własne linie produkcyjne.

Przemysł zbrojeniowy rozwijał się powoli. Produkcje rodzimą uzbrojenia artyleryjskiego rozpoczęto w drugiej połowie lat 20. – od wytwarzania amunicji. Następnie marszałek Piłsudski po przewrocie majowym zainicjował produkcję artylerii polowej. Działa przeciwpancerne i przeciwlotnicze zaczęto wytwarzać dopiero 4 lata przed wojną.

Ciężkie moździerze 220 mm wz. 32

fot.NAC/domena publiczna Ciężkie moździerze 220 mm wz. 32

Kupując zagraniczny sprzęt, Rzeczpospolita starał się o licencje na jego wytwarzanie w kraju. W 1928 roku zakupiono w Czechosłowacji licencję na produkcję lekkich haubic polowych 100 mm wz. 14/19 od firmy Škoda. Na początku kolejnej dekady od Francji nabyto licencje na wytwarzanie dalekonośnych armat polowych 105 mm wz. 129 Schneidera, moździerzy 81 mm wz. 31 Stockes-Brandt oraz haubic polowych 155 mm wz .17 Schneidera.

Na krótko przed wojna zainwestowano również w licencje na produkowanie artylerii przeciwlotniczej od Szwecji (armaty przeciwlotnicze 40 mm wz. 34 Bofors) i od Francji (armaty przeciwlotnicze 90 mm wz. 39S Schneider). W latach 1935–1938 od pierwszego z tych krajów zakupiono również licencję na produkcję armat przeciwpancernych 37 mm wz. 36 firmy Bofors.

Za szybko ta wojna

Jak widać, wytwarzanie artylerii polskiej rozpoczęło się na krótko przed wojną. Niektóre linie produkcyjne nie zostały nawet uruchomione przed wrześniem 1939 roku, bo licencje zakupiono pod koniec lat 30, a sytuacja, w jakiej znalazła się II Rzeczpospolita, uniemożliwiała przyspieszenie całego procesu.

Wojna polsko-bolszewicka oraz brak przemysłu zbrojeniowego na świeżo odzyskanym terytorium zmusiły Polaków do zakupienia ogromnej ilości uzbrojenia artyleryjskiego, które w większości już podczas transportów było przestarzałe. Na zakupy wydano mnóstwo pieniędzy, zaciągnięto wielkie kredyty, które stymulowały rozwój gospodarczy państw, od których Polska sprawdzała sprzęt.

Tymczasem w związku z tym, że Rzeczpospolita „spłukała się” podczas wojen w początkowym okresie państwowości, później nie dysponowała środkami potrzebnymi do rozbudowy krajowego przemysłu zbrojeniowego. Może gdyby wojna wybuchła kilka lat później, kiedy produkcja krajowa zdążyłaby wyposażyć wojsko w dobrej jakości sprzęt, to początek II wojny światowej wyglądałby inaczej?

Bibliografia

  1. Deszczyński Marek, Import sprzętu wojskowego przez Polskę w latach 1921-1939 (Wprowadzenie do zagadnienia), „Kwartalnik Historyczny” Rocznik CXIX, t. 3 2012, s. 507-540.
  2. Łoś Roman, Artyleria polska 1914-1939, Warszawa 1991.
  3. Uwijała Piotr, Powstanie i początkowa działalność Polskiej Wojkowej Misji Zakupów w Paryżu w okresie marzec-kwiecień 1919 rok. Charakterystyka pierwszych tygodni pracy na terenie Francji, „Wieki Stare i nowe” 2019, t.14 (19), s. 203-228.

Komentarze (3)

  1. Anonim Odpowiedz

    Ani słowa w tekście o Błękitnej Armii Hallera, która przybyła do Polski trochę za późno, ( zresztą nie z naszej winy ), razem z artyleria i czołgami, których na froncie wschodnim 1 wojny nie używano. Dokonano również wymiany artylerii z Rumunią, Łotwą, Jugosławią w celu ujednolicenia posiadanych armat. Dzięki wojskowemu puczowi w 1926 i przejęciu władzy przez Piłsudskiego oraz jego sanacyjnej kilki, w latach 1926-1935,wojsko Polskie było niszczone i nie posiadało, ani nowoczesnych czołgów ani artylerii i było na etapie tankietek, oraz koników i szabli, zamiast czołgów i samochodów ciężarowych oraz pistoletów maszynowych. Prawdziwa modernizacja Wojska Polskiego zaczęła się dopiero w latach 1936-1939, podobnie jak budowa COP, niestety wszystkie te działania były spóźnione o co najmniej 3 lata.

  2. niepoprawny politycznie Odpowiedz

    Jezisie i Marija!!!
    Droga moja „młoda, zdolna” sympatyczna i w ogóle śliczna, przewrót to był majowy a nie marcowy!!! Na litość boską!!! Owszem przeciw konstytucji marcowej ale majowy!!! Cały artykuł niezły ale ten (wiel)błąd???
    A drogi anonim ma rację, nasza artyleria była w 1939r., najbardziej kompletną „muzealną” w większości ruiną, wobec innych rodzaj broni – najbardziej zaniedbaną, do tego zapas amunicji na 3 dni, najczęściej…

  3. Konrad Olejniczak Odpowiedz

    Jako żywo przypomina to stan obecny naszej armii. Kilka sztuk tego kilka sztuk tamtego a wszystko za realną gotówkę a nasze biura projektowe i fabryki leżą i kwiczą… Brak kadry brak twardej ręki by ten bajzel decyzyjny okiełznać… Miliardy w błoto i na pensje za nic nie robienie….

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.