Twoja Historia

Portal dla tych, którzy wierzą, że przeszłość ma znaczenie. I że historia to sztuka dyskusji, a nie propagandy.

Fikcyjne małżeństwa polskich konspiratorów. Jak działały?

Działalność konspiracyjna wymagała dobrego kamuflażu, stąd często zawierano fikcyjne małżeństwa, by wtopić się w lokalną codzienność.

fot.Gari Melchers/domena publiczna Działalność konspiracyjna wymagała dobrego kamuflażu, stąd często zawierano fikcyjne małżeństwa, by wtopić się w lokalną codzienność.

Polscy działacze niepodległościowi robili wiele, by nie rzucać się w oczy. Jednym ze sposobów maskowania rewolucyjnej działalności było pozorowanie małżeństw i osadzanie ich w partyjnych melinach. Czy ten pomysł się sprawdził?

Niezwracanie na siebie uwagi było oczywiście podstawą konspiracyjnej roboty, choć jednocześnie bardzo ją komplikowało. Żeby nie rzucać się w oczy, trzeba było przecież żyć tak jak inni, a więc wychodzić i wracać z pracy, najlepiej mieć współmałżonka, a idealnie, dodatkową służącą – im bliżej drobnomieszczańskich standardów, tym mniej podejrzeń.

Ze wszystkiego tego zdawano sobie doskonale sprawę i w miarę możliwości starano się spełniać te kryteria. Niejaki Aleks wspominał na łamach „Niepodległości”:

Nazajutrz powstała kwestia ulokowania mnie. Dokumentów nie miałem żadnych, więc przy ówczesnych warunkach mowy być o tym nie mogło, żebym zamieszkał w hotelu. Umieszczono mnie zatem u pewnego introligatora, żonatego, który miał dwa pokoje. U niego też stołowałem się. Dzień upływał mi w ten sposób, że siedziałem przy szubieniczce służącej do oprawiania książek i pracowałem. Nabyłem w ten sposób nawet pewnej wprawy w introligatorce, a co najważniejsze, nie zwracałem niczyjej uwagi, gdyż brano mnie za młodego czeladnika.

Jedno z partyjnych małżeństw stworzyli Aleksander Lutze-Birk i Aleksandra Zagórska.

fot.domena publiczna Jedno z partyjnych małżeństw stworzyli Aleksander Lutze-Birk i Aleksandra Zagórska.

Bombowe małżeństwo

Gdy zachodziła konieczność, posuwano się w konspiracji znacznie dalej i aby staranniej zakamuflować partyjne mieszkanie… aranżowano małżeństwa. W ten właśnie sposób Aleksander Lutze-Birk poślubił w 1906 roku Aleksandrę Zagórską.

Był to jednak osobliwy związek, gdyż już wkrótce w ich warszawskim mieszkanku przy ulicy Mokotowskiej 7 zamiast dzieci zaczęły rodzić się dziesiątki bomb. Szczęśliwa małżonka wspomina:

Nowo powstające laboratorium zostało zorganizowane w następujący sposób. Wynajęto w pobliżu placu Zbawiciela mieszkanie z trzech pokojów z kuchnią i umeblowano je w przeciętnie małomieszczański sposób. Ulokowano w nim małżeństwo przyjeżdżające z prowincji wraz ze służącą, oczywiście wszyscy z paszportami wyrobu partyjnego.

Powyższa rodzina składała się z chemika-rewolucjonisty z Rygi, tow. Stefana, mnie i towarzyszki Frani z Radomia, która imitowała służącą, ubierając się odpowiednio. Ażeby nie zwracać na siebie uwagi innych mieszkańców domu, a przede wszystkim dozorcy, który w tych miłych czasach bywał często na usługach Ochrany, byliśmy zmuszeni prowadzić przeciętny, niczym niezwracający uwagi tryb życia.

Artykuł stanowi fragment książki Wojciecha Lady "Polscy terroryści", wydanej nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.

Artykuł stanowi fragment książki Wojciecha Lady „Polscy terroryści”, wydanej nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.

Zagórska nie precyzuje, na czym polegał „niezwracający uwagi tryb życia”. Więcej w tej kwestii ma do powiedzenia Władysław Dehnel, który co prawda był w związku zupełnie niefikcyjnym, za to jego prawdziwa małżonka, owszem, miała w tej kwestii spore doświadczenie. Król przemytników wyjaśniał:

Małżeństwo fikcyjnie – parę słów trzeba poświęcić temu terminowi, który w ówczesnych czasach był dość znany i przyjęty. Małżeństwo takie miało powierzchownie charakter współczesnego małżeństwa z ogłoszenia, oczywiście z tą różnicą, że rolę swatów grały nie dzienniki, lecz nakaz partyjny. Przyjeżdżał dygnitarz partyjny, wzywał do siebie taką parę i oświadczał krótko i bezapelacyjnie: zamieszkacie razem jako małżeństwo.

Małżeństwo takie wynajmowało mieszkanie, otrzymywało odpowiednie paszporty, prawdziwe lub podrobione, świadczące, że tacy a tacy stanowią stadło małżeńskie, i wprowadzało się do mieszkania. Ponieważ rodzinie takiej trzeba było nadać obraz pewnej zamożności i filisterstwa, wynajmowało się służącą.

Czy to mogło się udać?

Małżeństwo Lutze-Birka i Zagórskiej było wyjątkiem, ponieważ ich „służąca” była członkinią partii. Ale też wymagała tego specyfika ich mieszkania, które było wszak wielką, bulgoczącą fabryką piorunianu rtęci. Dehnel twierdzi jednak kategorycznie, że zazwyczaj służąca była autentyczną służącą, co z kolei dodatkowo utrudniało zadanie, bo także wobec niej należało zachować pozory prawdziwego małżeństwa.

W mieszkaniach konspiracyjnych zajmowanych przez partyjne "małżeństwa" niekiedy konstruowano bomby. Jedna z nich wybuchła przy ul. Miodowej w Warszawie.

fot.domena publiczna W mieszkaniach konspiracyjnych zajmowanych przez partyjne „małżeństwa” niekiedy konstruowano bomby. Jedna z nich wybuchła przy ul. Miodowej w Warszawie.

„Nie wdając się w szczegóły, jak to się odbywało, stwierdzić muszę, że małżeństwo takie było bardzo trudne do upozowania i trzeba było bardzo dużo taktu i uczciwości wzajemnej, żeby pozory były rzeczywiście pozorami. Pamiętać trzeba, że małżeństwa takie stanowili ludzie młodzi, nieraz sympatyzujący ze sobą, że okazji do zbliżenia było bardzo dużo, cały dzień współżycia był ciągłą okazją, a jednak nie zdarzały się przypadki zapomnienia jednej czy drugiej ze stron.

Prawda, czasem takie fikcyjne małżeństwa kończyły się rzeczywistym związkiem, ale były to wypadki świadome i nikt nie »wpadał«, lecz szedł do celu z pełną świadomością tego, co robi” – mówił z pełnym przekonaniem, opierając się zapewne na opowieściach żony. Przyznaje jednak, że bywały też przypadki odwrotne.

Zdarzało się czasem, że takie fikcyjne małżeństwo nie mogło ze sobą wytrzymać. Wtedy sprawa się komplikowała, bo rozejść się, z tym, żeby jedna osoba pozostała w mieszkaniu, a druga zaś wyjechała, nie można było ze względów konspiracyjnych.

Musiało więc takie małżeństwo, ponosząc tym większą ofiarę, pozostać konieczny czas ze sobą lub zwijało się dane mieszkanie i wynajmowało się nowe, w którym umieszczano inną kombinację małżeńską. Praktyka takich fikcyjnych małżeństw mówi jednak, że były one na ogół dobierane szczęśliwie i niejedno takie małżeństwo do dnia dzisiejszego z przyjemnością wspomina spędzone wspólnie chwile.

O życiu w fikcyjnych małżeństwach wspominał między innymi Leon Wasilewski (pierwszy z prawej).

fot.domena publiczna O życiu w fikcyjnych małżeństwach wspominał między innymi Leon Wasilewski (pierwszy z prawej).

Kołyska z bibuły

O tym, że relacje damsko-męskie, i małżeńskie, i przedmałżeńskie, kwitły w tych kręgach, wspomina również Józef Dąbrowski, wówczas warszawski korespondent „Przedświtu”:

Miły był zwłaszcza stosunek do towarzyszek. Koleżeński, niemal braterski. Żadnych dwuznacznych flirtów nie było, otaczaliśmy je niezmiernym szacunkiem i serdeczną sympatią” – zastrzega na wstępie, by po chwili rozwinąć myśl. – Oczywiście, jako że jeszcze pan Zagłoba – kancerski rozum – oświadczył, że „każda dziewka hubka, każdy chłop – krzesiwo” – od czasu do czasu nie obeszło się bez „amorów”.

W czasie wymienionej kampanii partyjnej lat 1897–1900 skojarzyły się dwa małżeństwa. „Pauliny” z „Andrzejem” oraz „Karusi” z „Marianem” – oczekującym wówczas na wyrok. „Andrzejowie” jeszcze rok pracowali dla partii, po czym on został aresztowany po otrzymaniu wyroku, oboje wraz z przybyłą w tym czasie „socjalpokraczką” – jak nazywano maleńkie pepesiątka, wyjechali na zesłanie. „Marian” zdążył przed otrzymaniem wyroku uciec za granicę, dokąd też pojechała za nim żona.

Leon Wasilewski i inni przedstawiciele PPS w rządzie w 1918 roku..

fot.domena publiczna Leon Wasilewski i inni przedstawiciele PPS w rządzie w 1918 roku..

Nie wiadomo, jak wiodło się tym akurat małżeństwom, jednak wspomnienia Józefa Nowickiego sporo mówią, jak mogło wyglądać ich emigracyjne lokum: „Mieszkanie było zawalone bibułą. Zamiast sofy, łóżek, komody – bibuła. Z bibuły sprokurowaliśmy łóżko dziecinne”.

Podobnie zapamiętał Pobóg-Malinowski kwaterę Leona Wasilewskiego, kiedy ten przybył do Londynu redagować „Przedświt”: „Pierwsza ich córka zamiast kołyski miała skrzynkę do pakowania bodajże sucharków, gdyż na sprzęt kosztowniejszy nie było pieniędzy”.

Źródło:

Powyższy tekst stanowi fragment książki Wojciecha Lady pt. Polscy terroryści, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.

Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, informacje i wyjaśnienia w nawiasach kwadratowych, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów. By zachować integralność tekstu, usunięto z niego przypisy znajdujące się w wersji książkowej.

To oni wywalczyli polską niepodległość:

Komentarze (1)

Dodaj komentarz

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.