Komu żyło się lepiej: chłopom w średniowiecznej Anglii czy Polakom w XXI wieku?
Średniowiecznych chłopów wyobrażamy sobie podobnie jak niewolników. Brudni, żyjący w ciemnych norach, zmuszeni do pracy ponad siły. Ale czy naprawdę tak wyglądało ich życie? A może niektórzy z nas… chcieliby się zamienić z wieśniakami sprzed tysiąclecia?
Współczesny Polak najbardziej ceni sobie wolność osobistą, a przecież w powszechnej opinii średniowieczny chłop był jedynie „wołem roboczym”, pracującym w polu na rzecz swego feudalnego pana. W przypadku Anglii jest w tym twierdzeniu sporo prawdy. Sytuacja nie jest jednak tak prosta i klarowna.
Nie da się ukryć, że od XII wieku na mocy praw, wydawanych przez anglo-normandzkich władców, starano się trwale uzależnić wieśniaków i „przypisać” ich do lordowskiej ziemi. Powodowało to, że całe rodziny wiejskie można było dosłownie „przekazywać” wraz ziemią. Tacy „pańszczyźniani” chłopi (villani) mieli faktycznie status niewolny lub zależny. Jednak byli również ci „wolni” (yeomani), gospodarzący na własnych poletkach. Wreszcie, w średniowiecznej Anglii znajdowali się i tacy chłopi, których status nie do końca był określony. Proporcje tych grup przedstawiały się dość różnie, w zależności od czasu, miejsca i okoliczności.
Jednakże nawet „chłopska dola” pańszczyźniana nie była dana raz na zawsze. Córka villana mogła stać się wolna, jeśli wyszła za mąż za yeomana. Lord nie patrzył na to, co prawda, przychylnym okiem (przynosiło mu to bowiem namacalne straty), ale gdy rodzina panny młodej sypnęła srebrem – nie stanowiło to większego problemu. A skoro już o małżeńskich sprawach mowa, to jak rzeczywiście wyglądało osławione ius prima noctis (prawo pierwszej nocy), pozwalające ponoć lordowi spędzić pierwszą noc z wstępującą w związek małżeński córką swego poddanego? Jak wynika z badań francuskiego historyka Alaina Boureau, podobny obyczaj – faktycznie występujący u niektórych ludów pierwotnych – nigdy nie był sankcjonowany w chrześcijańskim prawie feudalnym. Chociaż jego przeżytki przetrwały w izolowanych regionach górskich na kontynencie.
Poza możliwością mieszanego małżeństwa, jeżeli chłopu nie pasowała jego społeczna sytuacja, mógł przecież spróbować ucieczki do miasta. Gdy przeżył tam rok i jeden dzień, stawał się w mocy prawa człowiekiem wolnym.
Chociaż w Anglii, w porównaniu na przykład do Francji, zjawisko to nie występowało wówczas na skalę masową, to były przecież i inne możliwości. Na brytyjskiej wyspie chłopscy synowie mogli – także po uiszczeniu swemu panu zwyczajowej opłaty – rozpocząć niższą karierę duchowną lub żołnierską, np. poprzez wstąpienie do oddziałów łuczników. To oni właśnie byli zmorą francuskiego rycerstwa na polach bitew podczas, toczącej się w latach 1337–1453, tzw. wojny stuletniej.
Hej, chłopy, do roboty!
Chłop w średniowiecznej Anglii rodził się i żył po to, aby pracować. A roboty na angielskiej ziemi nigdy nie brakowało. Należało się przecież obrobić zarówno z pracami polowymi czy wypasem stad, jak i zwózką drewna oraz nawozu; a wreszcie z czynnościami remontowymi czy porządkowymi.
Poza tym niewolni chłopi musieli przecież odrabiać pańszczyznę, która pod koniec średniowiecza wynosiła już zwykle trzy dni w tygodniu, w zamian otrzymując w dzierżawę kawałek pańskiej ziemi. Wiązało się to z odpowiednią organizacją pracy, toteż sprytni lordowie powoływali co roku spośród samych wieśniaków nadzorcę, zwanego reeve (ówczesny „sołtys”) wraz z zastępcą tzw. haywardem lub messorem, których zadaniem były kontrola i organizacja pracy współziomków.
Większość urzędników dworskich, pomocników miejscowego bajlifa, czyli zarządcy mienia pana feudalnego, rekrutowano spośród samych chłopów. Rzadko się zdarzało, aby wyznaczeni do tej roli odmawiali, gdyż wiązało się to z konkretnymi przywilejami, jak choćby „dodatków służbowych” czy prawa do wypasu swych owiec na pańskim pastwisku.
A jak z płacami? Z tym w średniowiecznej wsi bywało różnie, nie mówiąc już o dostępie do „gotówki”, czy kredytów. Pracujący wieśniak był, tak zresztą jak i obecnie, względnie samodzielnym przedsiębiorcą, lecz pieniądzem dysponował w zasadzie jedynie wówczas, gdy udawało mu się sprzedać własne nadwyżki bogatszym sąsiadom lub na targu.
Najgorzej wyglądała sytuacja chłopów bezrolnych, czyli chałupników, którzy musieli sami najmować się do służby u panów lub zamożniejszych współziomków za kilka pensów. Czasem nie mieli wyjścia i stawali się zwykłymi wyrobnikami, pracującymi wyłącznie za…. wyżywienie.
Czy to jednak oznacza, że chłopskie życie w Anglii pozbawione było rozrywek? Bynajmniej! Równie popularnym sportem, co promowane ówcześnie łucznictwo, stawała się… piłka nożna. Piłkę (a właściwie wypełniony grochem świński pęcherz) jednak nie tylko kopano, ale i rzucano, przenoszono, podawano, czy odbijano (co przypominało bardziej rugby lub futbol amerykański). Teren gry był tak rozległy, że odległość od jednej do drugiej bramki mogła liczyć nawet kilka mil. Liczba graczy nie była ograniczona, a zasady nie występowały (no może oprócz teoretycznego zakazu rozmyślnego nastawania na życie uczestników).
Po przejściu takiej bawiącej się hałastry nie brakowało licznych szkód, jak stratowane pola i ogrody, rozpędzone stada owiec lub bydła, połamane płoty, rozbity i zniszczony sprzęt przydomowy, zrabowane mienie. Nierzadkie były również przypadki zranień, poturbowań, wybitych oczu czy zębów, złamań kończyn, a nawet śmierci nie tylko wśród graczy, ale również przypadkowych przechodniów lub gapiów. No cóż, niektóre sporty – jak widać – miały dosłownie krwawe początki.
Mała i wielka polityka
A jak było z mieszaniem się miejscowego lorda w „chłopskie sprawy”? Wbrew pozorom następowało to sporadycznie, bo i jakiż mógłby on mieć w tym interes? Panu zależało przede wszystkim na regularności wywiązywania się wsi ze swoich powinności, a nadmierne „wszędobylstwo” mogło mu raczej przeszkodzić, niż pomóc. Jak piszą Joseph i Frances Gies w swojej książce „Życie w średniowiecznej wsi”:
mimo wszystkich wspomnianych opłat, posług i całego oddziaływania pana, prawdopodobnie najbardziej frapującym aspektem jego relacji z chłopami był zakres, w jakim pozostawiał ich samych sobie. Popularny niegdyś obraz lorda jako „wszechmocnego wiejskiego tyrana” był (…) „nierealistycznym założeniem”. Tak naprawdę bowiem średniowieczna wieś żyła i pracowała w stanie bliskim autonomii.
Dzisiaj tę autonomię nazwalibyśmy pewnie czymś na kształt „samorządu”, jednak w średniowiecznej Anglii rozumiana ona była zupełnie inaczej. O ile bowiem współczesny Polak widziałby w tej wiejskiej samodzielności możliwość do swobodnego podejmowania decyzji, to dla angielskiego chłopa była to po prostu samoorganizacja pracy. Tak czy owak, konieczne było tu jednak współdziałanie z dworem czy zamkiem, co wiązało się z niekiedy z koniecznością pójścia na kompromis, aby osiągnąć stan równowagi.
Czy to oznacza, że pan i chłop żyli w pełnej harmonii? Nie do końca. Każdy bowiem starał się naginać zasady w swoją stronę. Spory między „panem, wójtem i plebanem” istniały zresztą zawsze, a chłop miał tu pewne możliwości nacisku – jeśli nie przez negocjacje, to stosowanie „biernego oporu” i uchylanie się od powinności. Co prawda sporo ryzykował, gdyż lord miał pełne prawo do sądzenia i stosowania kar wymierzanych przez dworskiego bajlifa, jednak taka forma nacisku przynosiła niekiedy pozytywne dla wsi skutki. Nikomu bowiem nie zależało na zaognianiu konfliktu, a tym bardziej na lokalnych chłopskich protestach i buntach, które w historii, chociaż rzadko, ale się zdarzały.
Aby pan mógł dobrze zarobić, konieczne było zachowanie równowagi między oczekiwaniami dworu a możliwościami wieśniaków. Kiedy w 1381 roku lordowie usiłowali masowo obejść tę niepisaną zasadę, nadmiernie obciążając chłopskie gospodarstwa podatkami, doprowadziło to do powstania Wata Tylera, które o mały włos nie przerodziło się w powszechną rewolucję. Wiejscy powstańcy wołali wówczas: „Gdy Adam orał, a przędła Ewa, gdzież wtedy szlachcic się podziewał?”.
Być kobietą pracującą
Teoretycznie sytuacja kobiet w średniowieczu była nie do pozazdroszczenia: posłuszne mężczyznom i wiecznie zapracowane (bo oprócz pomocy mężowi w polu musiały przecież oporządzać całe chłopskie obejście, przygotować posiłek oraz zajmować się gromadką dzieci) – tak w skrócie można by ją opisać. Jeśli jednak spojrzeć nie na status materialny i społeczny, to – o dziwo – chłopskie żony i córki miały o wiele lepiej od szlachetnie urodzonych dam.
Chociaż bowiem zarówno na dworach, jak i wiejskich chałupach faworyzowano primogeniturę, czyli prawo pierwszeństwa dziedziczenia przez męskiego potomka, to jednak niepisane prawo zwyczajowe, jak i specyfika życia oraz pracy na wsi powodowały, że chłopskie wdowy miały możliwość sukcesji nie tylko dóbr materialnych, ale i ziemi równolegle z synami. Tak piszą o tym Joseph i Frances Gies w książce „Życie w średniowiecznej wsi”:
Na prawa przysługujące wdowom, jak i na zwyczaje dotyczące spadków w ogóle, wpływ miały długofalowe zmiany w dostępności ziemi. Im mniej dostępne stawały się grunta, tym bardziej „atrakcyjną” robiła się wdowa.
Również córki posiadały pewne prawa: mogły w przypadku braku męskiego potomka otrzymać nawet całość gruntów zmarłego chłopa (uwzględniając oczywiście także należności wdowy). Takiej możliwości – prawa do posiadania ziemi – wielmożne damy z zamków i dworów mogły wieśniaczkom tylko pozazdrościć…
Chłop potęgą jest i basta!
Nie łudźmy się: poziom życia angielskiego chłopa w średniowieczu był bez dwóch zdań niższy od naszego. Ówcześni wieśniacy pracowali nieustannie, zmagając się z naturą i swoim panem, oraz ze świadomością, że możliwości zmiany tej sytuacji w przyszłości są raczej nikłe. Do tego dochodziły okresy jeszcze większego niedostatku związane z częstymi klęskami żywiołowymi, nieurodzaju, czy zdarzeniami losowymi, jak zarazy i wojny.
Mimo tego jednak średniowieczny chłop posiadał coś, czego dziś można mu tylko pozazdrościć: jasno wytyczone życiowe cele, sprecyzowaną, dość trwałą pozycję w społeczeństwie oraz względną równowagę bytową.
Bibliografia:
- A. Boureau, Le Droit de cuissage. La Fabrication d’un mythe, XIIIe – XXe siècle, Albin Michel, Paryż 1995.
- G.G. Coulton, Panorama średniowiecznej Anglii, przeł. T. Szafar, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976.
- J. Favier, La guerre de Cent Ans, Marabout, Paryż 1986.
- A. Foryt, Piłka nożna w czasach Tudorów, „Tudorowie” 3/2016, s. 72-75.
- J. Gies, F. Gies, Życie w średniowiecznej wsi, przeł. J. Janik, Znak Horyzont, Kraków 2018.
- I. Mortimer, The Time’s Traveller’s Guide to Medieval England. A Handbook for Visitors to the Fourteenth Century, Bodley Head, Londyn 2008.
- G.M. Travelyan, Historia społeczna Anglii. Od Chaucera do Wiktorii, przeł. A. Klimowicz, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1961.
Fascynująca podróż po czasach średniowiecza. Poznaj świat, który zainspirował Georga R.R. Martina:
Joseph Gies, Frances Gies
Życie w średniowiecznej wsi
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 39.90 zł | 26.99 zł idź do sklepu » |
Jak żyło się Polakom w XXI wieku? Ktoś pamięta?
„Komu żyło się lepiej: chłopom w średniowiecznej Anglii czy Polakom w XXI wieku?”