Jak powstała jedna z najważniejszych polskich książek okresu powojennego?
Obiektywny reportaż, kreacja autorska czy materiał kompromitujący komunistów? Ta książka od momentu powstania budziła ogromne emocje. Zanim jednak „chwyciła w 100 tysiącach egzemplarzy”, jak chciał autor, trzeba było stoczyć prawdziwą batalię o jej wydanie.
Moczarski wiele razy mówił o tym, świadomość wyjątkowości tego spotkania towarzyszyła mu niemal od pierwszych chwil w jednej celi ze Stroopem i Schielkem. Wrodzona ciekawość świata i dziennikarski instynkt zadziałały bezbłędnie, pozwalając otworzyć się na wyznania dwóch nazistów. Był wówczas jednocześnie chłodnym analitykiem i gorącym uczestnikiem zdarzeń, o których rozmawiali w celi.
Życie w celi i życie w wyobraźni
W 1973 roku tak to wyjaśniał redaktorowi miesięcznika „Odra” Mieczysławowi Orskiemu (wywiad ukazał się po zakończeniu publikacji Rozmów, Moczarski mówi o spotkaniu ze Stroopem, pomijając milczeniem okoliczności, w jakich do niego doszło, tylko tyle można było powiedzieć wprost):
W tym czasie potrafiłem żyć równocześnie w dwóch światach: w celi i w wyobraźni. Kiedy słuchałem Stroopa, niemalże wcielałem się w jego osobowość; czułem, widziałem i przeżywałem to, co on czuł, widział i przeżywał. Pod jego opowieści podkładały się w mojej wyobraźni przeżyte przeze mnie zdarzenia i zapamiętane z przeszłości treści; na przykład, kiedy mówił o Ukrainie, stawały mi przed oczyma konkretne obrazy Masłowskiego i Bodisco, lokalizowałem Stroopa w ich – ożywionym – pejzażu.
Obserwowałem przy tym w sobie jeszcze inne zjawisko: moje zmysły i instynkty rozwinęły się do zadziwiającego poziomu, a zarazem mój umysł osiągnął bardzo wysoką zdolność kombinowania, kojarzenia, wspomnianej już koncentracji. Umiałem pisać w myśli, wyobrażając przed sobą kartkę papieru, i to tak, że mogłem potem wracać do jakiegoś oznaczonego miejsca na tej kartce. Zresztą, ciągle te kartki „wertowałem”, wracałem do nich, już po rozstaniu ze Stroopem. Sprzyjała mi samotność, brak jakichś innych bodźców zewnętrznych.
O niezwykłym stanie wewnętrznego skupienia piszą we wspomnieniach niemal wszyscy więźniowie polityczni, którzy spędzili wiele miesięcy odizolowani w pojedynczych celach.
Tuż po wyjściu z więzienia Moczarski poczynił około tysiąca stron notatek – najważniejsze daty, fakty, nazwiska. Potem przez lata konfrontował własne zapiski z dokumentami, sprawdzał szczegóły. Stąd nieliczne fragmenty książki zawierają taką wiedzę, której nie mógł posiadać, siedząc w celi. W Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich udostępniono mu akta sprawy Stroopa.
Po wyjściu z więzienia
Dzięki pośrednictwu polskich przyjaciół mieszkających w Stanach Zjednoczonych otrzymał kopie akt procesu Stroopa, który odbył się przed amerykańskim sądem wojskowym w Dachau w 1947 roku. Szukał potwierdzenia szczegółów działalności Stroopa w Grecji. Zdobył prospekty i plany Detmoldu, rodzinnego miasta Stroopa.
Dokładnie badałem też prawdziwość podanych mi faktów z dzieciństwa i młodości Stroopa. Czy w Detmoldzie na rynku istotnie znajduje się fontanna z rzeźbą sarenki i nimfy zwana Donopbrunnen? Czy w miasteczku tym znajduje się Mühlenstrasse? Czy wygląd zamku pokrywa się z opisem Stroopa? Czy w Detmoldzie zorganizowano w 1802 roku pierwsze w Niemczech przedszkole? – wyjaśniał Orskiemu. – I wszystkie informacje Stroopa okazały się zgodne z prawdą.
Wyznania Stroopa konfrontował z wiedzą historyków. „Najwięcej trudu sprawiło mi sprawdzenie całej historii z mordem na feldmarszałku von Kluge – mówił w wywiadzie – jak wiadomo czytelnikom Rozmów, wersja Stroopa odbiegała od ustalonych na ten temat poglądów”. W większości opracowań historycznych znajdował informację o samobójczej śmierci feldmarszałka. On sam od Stroopa, który w 1944 roku aresztował i przesłuchiwał von Klugego, usłyszał inną wersję, sugerującą wykonanie wyroku. Przytoczył wynurzenia Stroopa, ponieważ wydały mu się wiarygodne.
Wiele dowodów świadczyło o szczerości mojego rozmówcy i w tym wypadku – wyjaśniał Orskiemu. – Stroop zapewniał mnie, że von Kluge był masonem, okazało się, że rzeczywiście najprawdopodobniej nim był. Albo twierdził, że Himmler nadał do niego depeszę w sprawie von Klugego, korzystając ze specjalnej maszyny teleksowej, która u nadawcy zaszyfrowywała tekst telegramu, a u odbiorcy podawała znów tekst otwarty. Wyszło potem na jaw, że hitlerowcy rzeczywiście dysponowali takimi teleksami i że Himmler mógł szyfrować do Stroopa.
Moment ukazania się książki drukiem wydawał się bliski jesienią 1961 roku. Publikacją zainteresowane były Iskry, wydawnictwo planowało uczcić w ten sposób dwudziestą rocznicę powstania w getcie warszawskim w kwietniu 1963 roku.
Kochana Zosiu – pisał wtedy w liście do żony – nigdy tak w życiu nie pracowałem jak teraz. Piszę, piszę, piszę, dyktuję, poprawiam, adiustuję. Maszynistka, pani Elżbieta Borkowska z „Kuriera”, wzięła urlop z redakcji i praktycznie mieszka u nas. Piszemy do drugiej, trzeciej, a czasami do piątej rano. Potem ona śpi na Twoim tapczanie kilka godzin. Ja siedzę u siebie i przygotowuję nowy materiał.
Potem ona go przepisuje w 6 egzemplarzach, potem znów dyktuję pierwszą wersję, jemy chleb z wędliną, czasem konserwę gulaszową, pijemy herbatę, bardzo dużo kawy, łykamy proszki i dalej wykonujemy zadanie bojowe. W międzyczasie ja przesypiam się trochę. Schudłem, ale mocno, aktywnie się czuję.
„Na pewno chwyci w 100 tys. egzemplarzy”
Przez lata szukał właściwej formy. Rozmowy z katem nie są z pewnością wiernym zapisem spotkania ze Stroopem. Moczarski, komponując swą opowieść przez lata, świadomie ją kreował. Zapewne nie podejmował wszystkich tematów, o których niegdyś rozmawiał w celi z nazistą. Na ile krępowała go świadomość istnienia cenzury, pozostanie tajemnicą autora.
Książka o Stroopie jest najważniejszą sprawą mego życia. Napisałem ją (400 stron), ale muszę przerobić, bo mam niestety duże ambicje – czytamy w liście do nieznanego adresata w USA w sierpniu 1962 roku (kopia listu znajduje się w domowym archiwum córki Moczarskiego). – Uważam, że taki „brylant” tematyczny, o barwie dokumentu, powinien choć trochę przekonać tych, których trzeba przekonać (tzn. nie Pana, mnie i naszych przyjaciół, i wszystkich Polaków, Czechów, Żydów, Rosjan i setek milionów ludzi znających Niemców – wiecznych rewizjonistów).
Ta książka może rozkruszyć ich niewiedzę „niemiecką”. Ale trzeba ją podać w strawnym „opłatku”. Chcę przerobić książkę na łatwiejszą, mniej intelektualną, socjologiczną, historyczną, dokumentalną, lecz na obiektywny reportaż z celi, treściowo drapieżny, szybko czytany, z kroplą literatury. Taka książka na pewno chwyci w 100 tys. egzemplarzy, nie w 10‑ciu.
Pisaniu Rozmów towarzyszyło ogromne napięcie twórcze. Swoim niepokojem dzielił się z przyjacielem Witoldem Lassotą. Pisał: „Muszę ci powiedzieć, że ta książka jakoś mi wychodzi. I dzisiaj mi się podoba, choć może jutro, tak jak kilka dni temu, będę się na nią wybrzydzał, a nawet nie znosił tej «wielkiej chały», jaką napisałem”.
Do wydania książki przez Iskry nie doszło. Pierwszy fragment Rozmów z katem ukazał się drukiem (…) dzięki zabiegom Andrzeja Szczypiorskiego. (…) Ujrzał światło dzienne w 1968 roku, w kwietniowym numerze „Polityki”. Władze zgodziły się na publikację z uwagi na przypadającą właśnie 25. rocznicę powstania. Potem wokół książki zapadła cisza. Kolejna okazja pojawiła się dopiero cztery lata później.
Opowieść w odcinkach
W 1972 roku Szczypiorski uzyskał od władz zgodę na publikację książki, pod warunkiem, że ukaże się w niskonakładowym piśmie poza Warszawą. Rękopis przyniósł do redakcji „Odry”, z którą współpracował. Miejsce publikacji było nieprzypadkowe. Miesięcznik powstał na początku lat sześćdziesiątych, w zamyśle władz miał być pismem regionalnym i reprezentować kulturę „odwiecznie piastowskich Ziem Zachodnich”, ale szybko zyskał renomę czasopisma opiniotwórczego i poszukującego ciekawych zjawisk.
W 1965 roku „Odra” odkryła Jerzego Grotowskiego, nagrodę „Odry” za rok 1970 otrzymuje Tadeusz Różewicz, dla którego pismo było miejscem pierwodruku bardzo wielu wierszy. Jeden z najlepszych okresów miesięcznika zaczął się w styczniu 1972 roku, gdy redaktorem naczelnym został Zbigniew Kubikowski.
Opublikowanie w „Odrze” „Rozmów z katem” to jego zasługa. Mieczysław Orski był wtedy jednym z redaktorów pisma: „Moczarski przyjeżdżał do Wrocławia, gdzie zamykał się na całe dnie w redakcji z Kubikowskim i razem pracowali nad tekstem od strony literackiej. Dzięki temu tekstowi «Odra» natychmiast znalazła miejsce w sercach czytelników w całym kraju”.
W połowie lat dziewięćdziesiątych, podczas porządkowania redakcji przed przeprowadzką z Podwala na wrocławski Rynek, odnalazł się maszynopis Moczarskiego z jego autorskimi poprawkami.
Moczarski cyzelował i cyzelował tekst do ostatniej niemal chwili– wspomina ten czas Teresa Szydłowska. – Rozmawialiśmy wtedy o tym, jak zapamiętywał swoje rozmowy ze Stroopem, jak ćwiczył wyobraźnię, aż miał wrażenie, jakby robił notatki w głowie. Myślę, że „Rozmowy z katem” powstały dzięki temu, że on posiadał tę niezwykłą umiejętność słuchania drugiego człowieka (…).
Pierwszy odcinek „Rozmów z katem” ukazał się w kwietniu 1972 roku, książka drukowana była blisko dwa lata. Kronikarski zapis rozmów autora ze Stroopem pozbawiony jest historycznych realiów, zawieszony w próżni. Autor pomija milczeniem wszystkie okoliczności swego uwięzienia, niemal nie wspomina o sobie (…).
Walka o pierwsze wydanie
Zgoda na publikację „Rozmów” w „Odrze” wydawała się zielonym światłem dla ukazania się ich w postaci książki. „Rozmowy z katem, drukowane obecnie w odcinkach w «Odrze», wyda w formie książkowej «Ossolineum» – napisał Moczarski w liście z czerwca 1972 roku do Witolda Lassoty. – Podpisałem z nimi umowę. Również tłumacze na języki obce zwrócili się o przełożenie Rozmów z katem. Łódzki ośrodek filmowy zaproponował mi nakręcenie na ten temat filmu w ramach teatru faktów”.
Wszystkie te nadzieje rozwiały się. Ossolineum zerwało umowę z Moczarskim. Pojawienie się takiego tekstu w niszowym miesięczniku było jeszcze dla władz do przyjęcia, ale wydanie książki, która przypominała perfidne praktyki bezpieki wobec działaczy akowskiego podziemia, napotkało silny opór na szczytach ówczesnej władzy. Gdy zdeterminowany Moczarski rozważa ze znajomymi wydanie swej książki za granicą, SB blokuje na wszelki wypadek jego wyjazd, odmawiając całej rodzinie wydania paszportu (…).
„Książka Moczarskiego była po prostu kompromitująca dla komunistów, bo wsadzili do jednej celi niemieckiego zbrodniarza wojennego i żołnierza AK” – wspomina profesor Bartoszewski, który dobrze pamięta zabiegi o jej wydanie. […]. Argumentację [władz PRL] wyrażoną specyficznym językiem, ale pokazującą wprost obawy o skutki publikacji książki, znalazłam w piśmie ppłk. Owczarka (skierowanym do naczelnika Wydziału IV Departamentu III MSW) z 21 czerwca 1975 roku:
Moczarski przez wydanie Rozmów z katem z załączonym jego życiorysem chce pokazać swą osobę jako „męczennika” władzy ludowej, przebywającego w jednej celi z gen. SS, przeciwko któremu walczył w czasie okupacji. Przez pokazanie siebie jako osobę skazaną przez sąd Polski Ludowej na karę śmierci chce dokonać w ten sposób obrachunku z linią polityczną PRL w pierwszych latach po wyzwoleniu, kiedy zwalczano podziemie.
Pokazanie zbrodniczej działalności generała SS w formie ukazania się rozmów przeprowadzonych przez Polaka, skazanego przez sąd nie za kolaborację – jest niewskazane ze względu na szkody społeczno‑moralne, jakie mogą wyrządzić w niektórych grupach społecznych.
Moczarski czekał na książkę do ostatnich chwil (…). „Rozmowy z katem” ukazały się wreszcie w lipcu 1977 roku, niemal dwa lata po śmierci autora.
Źródło:
Powyższy tekst stanowi fragment książki Anny Machcewicz pt. „Kazimierz Moczarski. Biografia”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.
Tytuł, lead, wstęp, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia, śródtytuły oraz wyjaśnienia w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów.
Dodaj komentarz