Piekielne śledztwo. Jak Kazimierz Moczarski zniósł dwa i pół roku nieludzkich tortur?
Autor „Rozmów z katem” był jednym z najdłużej przetrzymywanych więźniów politycznych okresu stalinowskiego. Za kratkami spędził 11 lat. W tym czasie nieraz poddawano go brutalnym przesłuchaniom. Najgorsze momenty przeżył, gdy w 1948 roku wznowiono śledztwo w sprawie jego antykomunistycznej działalności…
Do końca wyroku pozostało [Kazimierzowi] Moczarskiemu [aresztowanemu w sierpniu 1945 roku] niespełna dwa lata, gdy 30 listopada 1948 roku został wezwany do celi śledczej. Byli tam już wiceminister MBP Roman Romkowski i dyrektor Departamentu Śledczego płk Józef Różański.
Zażądali od niego, by przyznał się, iż w czasie okupacji jako pracownik warszawskiego KWP [Kierownictwa Walki Podziemnej, gdzie Moczarski pracował najpierw w Biurze Informacji i Propagandy, a następnie w warszawskim dziale dochodzeniowo-śledczym] wydał wyroki śmierci na działaczy komunistycznych. Romkowski nie pozostawił najmniejszej wątpliwości co do charakteru śledztwa.
„Postawiliśmy na panu krzyżyk”
„Pan, panie Moczarski, i tak pójdzie do ziemi – przytaczał jego słowa Moczarski w liście do adwokata Władysława Winawera w 1955 roku – gdyż pan się doskonale orientuje, że sąd jest na nasze usługi i że my tutaj postawiliśmy na panu krzyżyk – czy pan jest winien, czy nie”.
Wtórował mu Różański: „My zawsze potrafimy udowodnić dokumentami, że pan był agentem Gestapo, gdyż jesteśmy w posiadaniu oryginałów odpowiednich czystych dokumentów, oryginałów stempli, pieczęci itp., a ponadto mamy w swych rękach takich b. gestapowców, którzy chętnie podpiszą dzisiaj taką zrobioną przez nas kartę agenta Gestapo”. Za współpracę obiecywali przedterminowe zwolnienie. Za sprzeciw – „piekielne śledztwo”.
Moczarski oczywiście wszystkiemu zaprzeczył, w pierwszej chwili pomyślał, że to makabryczny żart, potem, że znalazł się we władzy szaleńców. Nie znał nazwisk wymienianych osób, nie rozumiał, o co chodzi w tej niesamowitej historii; przebywając w więzieniu nieustannie od kilku lat, nie orientował się, że w ogarniętym terrorem kraju policja polityczna stawała się potęgą.
W 1948 roku represje zataczały coraz szersze kręgi, obejmując w końcu nie tylko przeciwników politycznych, dawnych akowców czy żołnierzy podziemia niepodległościowego, ale stopniowo dotykały też ludzi z centralnego aparatu władzy. Od pewnego czasu podejrzewany przez Moskwę o nadmierną samodzielność wszechpotężny dotąd sekretarz generalny PPR Władysław Gomułka został oskarżony o „odchylenie prawicowo‑ nacjonalistyczne” i pozbawiony stanowiska. W sierpniu 1951 roku Gomułka został aresztowany, a rządy przejęła grupa ludzi cieszących się zaufaniem Kremla i całkowicie podporządkowanych płynącym stamtąd rozkazom.
Symbolami owych czasów są nazwiska Bolesława Bieruta, Jakuba Bermana i Hilarego Minca. Do prowadzenia śledztw przeciw podejrzanym członkom komunistycznego establishmentu powołano jesienią 1948 roku w MPB tak zwaną grupę specjalną, kierowaną przez Józefa Różańskiego; grupa ta rozrośnie się i w ciągu kilkunastu miesięcy zostanie przekształcona w Biuro Specjalne, a potem w X Departament.
Kilka miesięcy wcześniej na bocznicy kolejowej w Gdańsku odnaleziono porzucone przez Niemców materiały przedwojennego polskiego Ministerstwa Spraw Wojskowych. W paczkach znajdowały się dokumenty kontrwywiadu, tak zwanej dwójki, a w nich widniały nazwiska ludzi zajmujących obecnie wysokie stanowiska partyjne i państwowe. W taki sposób narodził się urojony antykomunistyczny spisek „agentów sanacyjnych”, rozpoczęty rzekomo przed wojną i kontynuowany podczas okupacji i po wojnie. W październiku 1948 roku do więzienia trafił minister i poseł na sejm Włodzimierz Lechowicz.
Nowe śledztwo
Dręczony i torturowany od pierwszych dni śledztwa, zeznał o swej znajomości z Moczarskim w okresie międzywojennym i zaangażowaniu go do KWP. Jego zeznania oddawały stan faktyczny i nie obciążały nikogo, ale dla funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa fakt ich okupacyjnej współpracy wystarczał, by wciągnąć Moczarskiego do spisku antykomunistycznego. Po zeznaniach Lechowicza w sprawie „Rafała” rozpoczęto nowe śledztwo.
Początkowo dotyczyło ono pracy Moczarskiego w KWP. Szantażyści i donosiciele, przeciwko którym prowadził okupacyjne dochodzenia, awansowali teraz na bojowników PPR i GL. W trakcie jednego z przesłuchań pokazano mu fotografię rzekomego ZWM‑owca. Rozpoznał, choć się do tego nie przyznał, Jana Łakińskiego, szmalcownika, który pomógł Niemcom w wykryciu bunkra i w zamordowaniu ukrywających się w nim Żydów. Zginął tam między innymi żydowski historyk Emanuel Ringelblum.
Mistyfikacją było kolejne oskarżenie o wydanie wyroku na Stanisławę Kozyrę, rzekomą agentkę radzieckiego wywiadu. W rzeczywistości Kozyra, niebezpieczna konfidentka Gestapo, została zlikwidowana w maju 1944 roku, a wyrok wykonali bojowcy z oddziału KWP.
W końcu 1948 roku, a więc wkrótce po rozpoczęciu śledztwa, agent celny donosił o stanie ducha Moczarskiego: „M. oświadczył, że nie zniesie «tortur» śledztwa i wszystko, co chcą, podpisze bądź popełni samobójstwo. Obecnych w celi prosił, aby zapamiętali ten moment, gdyż prawdopodobnie całemu kierownictwu AK zarzuci się współpracę z Gestapo”. Przebywali wtedy w celi nr 3 w XI Pawilonie więzienia na Rakowieckiej. Jeżeli funkcjonariusze UB liczyli na szybkie pokonanie oporu więźnia, niebawem mieli się przekonać o jego niezłomności.
Ani w urzędowych pismach MBP, ani w zachowanych protokołach przesłuchań nie ma śladu udręk i gróźb, jakim byli poddawani więźniowie. A bicie w śledztwie ludzi nazywanych kontrrewolucjonistami stanowiło w pracy bezpieki od początku metodę powszednią. Moczarski stał się ofiarą tortur w czasie styczniowego przesłuchania w kolejnym roku więziennego życia.
Świadkiem tych nieludzkich praktyk był Czesław Śmieciński, który dzielił z Moczarskim celę od listopada 1948 roku do marca roku 1949. Śmieciński w czasie wojny walczył w AK, aresztowano go w 1948 roku, aktu oskarżenia przeciwko niemu nie sporządzono, ale spędził w więzieniu mokotowskim szesnaście miesięcy.
„Ostatnia grzeczna rozmowa”
Podczas procesu rehabilitacyjnego opowiedział sądowi o szykanach wobec więźniów politycznych, o odbieraniu wody i mydła, o wyjmowaniu zimą okien w celach, o stójkach zarządzanych nago w mroźne dni. Moczarskiego,który z przesłuchań nie wracał o własnych siłach, strażnicy więzienni wrzucali do celi niczym worek trocin. Miał podeptane palce, poparzone ręce, guzy na twarzy. Śmieciński, by zmniejszyć trochę jego cierpienia, robił mu ukradkiem okłady z wody.
Pewnej niedzieli, jak zapamiętał, do celi wszedł Różański. Z początku rozmawiał z Moczarskim spokojnie, w pewnej chwili kopnął go z całej siły, tak że więzień upadł. Tego dnia zapowiedział, iż jest to ostatnia grzeczna z nim rozmowa. Dla Moczarskiego był to okres najcięższego śledztwa. Trwało ono od stycznia 1949 roku do połowy 1951 roku.
Intensywne przesłuchania połączone z torturami przeplatały się z okresami względnego spokoju, zgodnie z rytmem toczących się spraw, w które Moczarski został uwikłany. Odcięty został od jakichkolwiek wiadomości o domu, rodzinie, pozbawiony prasy, książek, spacerów.
To nie zwykli policjanci rzucali się na nas we wściekłości i zdenerwowaniu. Trzeba było mistrzostwa, by stworzyć aparat tak zgrany i wyćwiczony w katowskim rzemiośle od stopnia pułkownika, czy nawet generała do zwykłego strażnika na więziennym korytarzu – mówił na swoim procesie rehabilitacyjnym. – Jakimże artystą w swoim fachu był pułkownik Józef Dusza: potrafił w podskoku uderzyć policyjną pałką gumową w nasadę nosa, nie łamiąc kości.
W trakcie jednego z przesłuchań ten sam płk. Dusza, naczelnik Wydziału Śledczego X Departamentu, maluje mu na czole napis gestapo. I nie pozwala go więźniowi usunąć. W marcu 1949 roku w więzieniu na Rakowieckiej znalazła się Zofia Moczarska. Zarzuty, jakie usłyszała, dotyczyły okupacyjnej pracy w KWP, a jej aresztowanie wiązało się ściśle ze śledztwem toczonym przeciwko Moczarskiemu.
On sam o aresztowaniu żony dowiedział się w czasie jednego z przesłuchań. „Kiedy zbity i zmaltretowany leżałem półprzytomny na betonowej podłodze, Różański podszedł do mnie i pokazał mi sfałszowany akt zgonu mojej żony” – opowiedział sądowi w czasie rozprawy rehabilitacyjnej. Wiele lat po wyjściu z więzienia mówił o tym jeszcze Tadeuszowi Konwickiemu. Literacki zapis tej rozmowy Konwicki umieścił w powieści Wschody i zachody księżyca.
Wie pan, oni popełnili pewien błąd – rzekł niespiesznie. – Chcieli mnie złamać (…). A tymczasem ja zrozumiałem, że jestem sam, że za nikogo już nie ponoszę odpowiedzialności, że nikogo nie narażam ani nie obciążam, że jestem samotnym i dlatego wolnym człowiekiem. Od tego momentu już w ogóle nie mogli mi dać rady. Zniosłem wszystko najlżej jak można. Wszystko potrafiłem przetrzymać, choć w innych okolicznościach psychologicznych może bym i nie przetrzymał.
Źródło:
Powyższy tekst stanowi fragment książki Anny Machcewicz pt. „Kazimierz Moczarski. Biografia”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.
Tytuł, lead, wstęp, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia, śródtytuły oraz wyjaśnienia w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów.
Dlaczego nie napiszecie, że przynajmniej Różański był Żydem? Niech wyszukiwarki indeksują.
Minc i Berman także, tak jak 1/3 kierownictwa dawnego MBP bylo żydami.
cha cha nie chcą drażnić przyjaciół w Izraelu.Więc opisują delikatnie.Tylko oni mają monopol na obrażanie Polaków.
Agent celny?? Kto wymyslił ten termin? Tacy pracuja ale w składzie celnym :) To był agent z celi po prostu, albo spod celi albo w celi.