„Petersburg. Miasto snu” (Joanna Czeczott)
Zrodził się ze snu Piotra I. Petersburg, ulepiony na modłę swego założyciela, do dziś zachowuje swoją „inność” w stosunku do pozostałych rosyjskich miast. Joanna Czeczott opowiada o nim z dużą wrażliwością, jednak zbyt często posługuje się stereotypami.
Książka Joanny Czeczot to zbiór trzynastu reportaży o drugiej stolicy Rosji, które razem tworzą opowieść o historii tego wyjątkowego miasta. Autorka umiejętnie splata przeszłość z teraźniejszością. Swoją opowieść rozpoczyna od ukazania walki ugrofińskich Wodów (Wotów) o zachowanie własnej tożsamości i kultury. Dzięki temu, na samym początku, poznajemy przedpiotrową przeszłość terenów, na których zbudowano Petersburg. Widzimy bezbronność tamtejszych mieszkańców wobec „państwowego lewiatana”.
Jak nie pisać o Rosji
Po bardzo obiecującym początku, przychodzi jednak rozczarowanie. Autorka wpada w niestety zbyt często stosowany w Polsce, nieznośny styl pisania o Rosji. Z ironiczną wyższością widzi w niej kraj co prawda fascynujący, ale wciąż dziki i groteskowy:
Ale po miesiącu do władzy dochodzi – on. Mógł „stać na brzegu, nad pustkowiem fal” i „z wielką patrzeć w dal zadumą”. Mógł, czemu nie. Władimir Putin to wszak rodowity petersburżanin. Trzy lata po objęciu urzędu prezydenta – a trochę to trwało, bo po pierwsze, jak już wiemy, to trwa, a po drugie musiał umościć się w fotelu i dać do zrozumienia tym, co go na nim posadzili, że nie zamierza wypełniać ich poleceń – trzy lata potem nadał sprawom bieg, jak ująłby to sprawny urzędnik.
Rosja w książce Czeczott wygląda następująco: tu się nie chodzi, lecz łazi – niczym naganiacze przy Newskim Prospekcie. Władimir Putin jest „wannabe imperatorem”, a Piotr I w czasie libacji nazywał się Pchajchujem.
Właśnie Piotrowi I i jego reformom poświęcony jest w całości trzeci rozdział Miasta snu. Z perspektywy historyka, jest to jednak chyba najsłabszy fragment książki. Zarówno sam car, jak i zaplanowane przez niego dzieło modernizacji i westernizacji Rosji zostały przedstawione w krzywym zwierciadle. Czytamy więc o: przymusowym goleniu bród bojarom, nagich karłach wyskakujących z mis z jedzeniem; o tym, że w podróż na Zachód Piotr zabrał ze sobą jedną małpę i jednego kupca (dokładnie w tej kolejności!) oraz o tym, że okrutny car własnoręcznie torturował syna. Groteskowy kraj, groteskowy władca, więc i wprowadzane przez niego reformy musiały być groteskowe:
Szlachetna to idea [walka z przesądami] – ale co prosty mużyk z tego zrozumie? Do muzeum ma iść: czort wie, co to w ogóle jest to muzeum, nigdy wcześniej czegoś takiego w Rosji nie było. No ale płacić nie trzeba, sam car powiedział, że jeśli ktoś przychodzi, trzeba go jeszcze ugościć, a nie pieniądze pobierać. Więc ugaszczają – herbatą z samowara albo stakanem wódki dla kurażu. Wchodzisz do takiego muzeum – i już wiesz, że bez wódki ciężko. Tfu – czort by wziął, bo że czort dał, to pewne.
Na okrasę powyższego fragmentu, warto dodać jeszcze kilka, przynoszących tym razem refleksje historiozoficzne:
Szuka tu wolności i bezpieczeństwa jednocześnie. Wartości nie do pogodzenia, które wspólnie porządkują świat – ceną jednego jest zazwyczaj rezygnacja z ułamka drugiego. Im silniej wahadło wychyla się w jedną stronę, tym bardziej oddala się od drugiej. To, którą stronę wybierze państwo, określa cały jego charakter: od ustroju politycznego po relacje społeczne. (…)
Są takie momenty w dziejach stosunków międzynarodowych, gdy układ sił ulega przetasowaniu. Jeden kraj wypada z pierwszej ligi, drugi winduje się w górę – jak na dworcowym rozkładzie jazdy pociągów. Taka zmiana może zwiastować nowy ład międzynarodowy na długie wieki.
Rosja jako wielki łagier
Następne dwa rozdziały, traktujące o potomkach dawnej arystokracji oraz kanapowej partii Komunistów Petersburga i Obwodu Leningradzkiego, co prawda wciąż bliskie są powyższej konwencji, jednak z czasem udaje się autorce ją przezwyciężyć. Trudno zresztą posługiwać się ironicznym tonem, pisząc o ofiarach stalinowskich czystek oraz ich rodzinach odkrywających los swoich bliskich w aktach NKWD, studiowanych pod czujnym okiem oficerów i oficerek z FSB.
To samo dotyczy tragedii oblężonego przez Niemców Leningradu, którego umierający z głodu mieszkańcy myśleli tylko o jednym: przetrwaniu. Jeżeli ktokolwiek czytał wydane w ostatnich latach w Polsce publikacje poświęcone „blokadzie”, nie znajdzie w książce Czeczott żadnych nowych informacji. Mimo to, rozdział jest zdecydowanie wart przeczytania. Dlaczego? Powodem są przytaczane przez autorkę rozmowy z kobietami, które, przeżywszy oblężenie, utworzyły wśród „blokadników” związek działkowców, sadowników oraz rolników. Jego członkowie do dziś spotykają się na wspólnych biesiadach, a nawet dożynkach – by wspólnie świętować i pamiętać.
Kolejny reportaż przynosi opowieść o młodych aktorach-studentach, którzy – w czasie przygotowań do wystawienia sztuki teatralnej opartej na poezji Aleksandra Galicza – poznają przerażającą prawdę o Gułagu. Pada tu zdanie, które trafnie podsumowuje kilka poprzednich rozdziałów: „Bo można myśleć o łagrze jak o obozie za kratami – a można o całym kraju myśleć jak o wielkim łagrze”.
To, co najlepsze
Końcowe rozdziały książki Czeczott (wraz pierwszym) okazują się najmocniejszą stroną Petersburga. Punkt ciężkości zostaje w nich bowiem przeniesiony z przeszłości na teraźniejszość. Autorka pokazuje w nich, że potrafi dostrzec, a następnie wysłuchać ludzi będących nośnikami ciekawej historii. Otrzymujemy zatem opowieści o kobietach odwiedzających synów w słynnym więzieniu Kresty, historie obnośnych handlarzy i handlarek z petersburskiego metra oraz działaczy i działaczek organizacji LGTB. Niekiedy jednak ironiczno-wyższościowy ton powraca. Tak dzieje się na przykład gdy autorka pisze o młodych Rosjanach zakochanych w Putinie. Nie zaburza to jednak odbioru w takim stopniu, jak wcześniej.
Chociaż wobec Petersburga można mieć wiele zastrzeżeń, dzięki osadzeniu historii stolicy w szerokim kontekście i przywołaniu autentycznych kontaktów Czeczott z przedstawicielami różnych środowisk, udało się autorce ukazać wyjątkowość Petersburga oraz uwypuklić najważniejsze czynniki, które go ukształtowały. Na uznanie zasługuje również oszczędny, a zarazem potoczysty styl autorki, który sprawia, że nawet słabsze rozdziały czyta się szybko i z przyjemnością. Jak zwykle w przypadku „Czarnego” wypada pochwalić i edytorskie opracowanie książki.
***
Rosja ukazana oczami Joanny Czeczot jawi się jako smutny kraj udręczonych ludzi, boleśnie doświadczonych zarówno przez historię, jak i współczesny reżim. Jeśli ktoś wyłamuje się z powyższego schematu to albo jest zindoktrynowanym członkiem „putinjugend”, albo groteskowym oligarchą tańczącym w przedstawieniu baletowym na deskach teatru. Historie przedstawione przez autorkę są zdecydowanie warte poznania. Niemniej jednak szkoda, że nie udało się Joannie Czeczott wyjść poza stereotypowy obraz państwa rządzonego przez Władimira Putina.
Plusy:
- duża wrażliwość autorki, umiejętność wysłuchania rozmówców i rozmówczyń
- interesujące obrazy życia codziennego współczesnego Petersburga
- oszczędny, potoczysty styl
- wysoki poziom edytorski
Minusy:
- groteskowy obraz reform Piotra I
- ironiczny, wyższościowy ton niektórych rozdziałów
Zgrzyty:
- rosyjskie słowa używane bez objaśnienia mogą być niezrozumiałe dla nieprzygotowanego czytelnika
Metryczka:
Autor: Joanna Czeczot
Tytuł: „Petersburg. Miasto snu”
Wydawca: Wydawnictwo Czarne
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 372
Rok wydania: 2017
Dramat sowieckiego zesłania oczami kobiet cudem ocalałych z syberyjskiej katorgi:
Anna Herbich
Dziewczyny z Syberii
Sklep | Format | Zwykła cena | Cena dla naszych czytelników |
paskarz.pl | 44.90 zł | 30.53 zł idź do sklepu » |
Dodaj komentarz